Forum Desperate Housewives / Gotowe na wszystko Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

About a Girl (named Lily Rhodes)
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Desperate Housewives / Gotowe na wszystko Strona Główna -> Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Arno
Ekspert ds. Fairview



Dołączył: 11 Wrz 2007
Posty: 3337
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 42 razy
Skąd: Toruń
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 2:39, 18 Lip 2012    Temat postu: About a Girl (named Lily Rhodes)



Rozdział 1
O moich matkach i greckich rzeźbiarzach


LOS ANGELES
ROK 1989

Był poniedziałek, ostatni tydzień najdłuższych wakacji mojego życia, jednak tego dnia nie było mi dane długo rozkoszować się snem. Do moich powiek, nie wiedzieć kiedy, zaczęły dobijać się intensywne promienie słoneczne, a w moich uszach rozbrzmiał irytujący głos służącej, która mówiła łamaną angielszczyzną z włoskim akcentem. Od zawsze wiedziałam, że była złośliwa i jedynie przed moją matką zgrywała potulną pracownicę, ale żeby mnie tak znienacka w pół-śnie zachodzić?! Bez makijażu?! Już bardziej bezbronna być chyba nie mogłam.

- Czy Ty do cholery nie masz co ze sobą robić od rana, Gianna?! Normalni ludzie o tej porze śpią. - warknęłam na nią, nie otwierając oczu.
- Panienka powinna być mi wdzięczna, że pamiętałam. - stwierdziła przeszywając mnie pogardliwym spojrzeniem z drugiego końca pokoju.
- O czym do cholery?! - spytałam, tłumiąc ziewnięcie.
- O Panienki wyjeździe do Palm Springs? - rzuciła powątpiewającym tonem.

Nie potrzeba mi było więcej żebym się rozbudziła, to było jak kubeł zimnej, ale orzeźwiającej wody. Poderwałam się z łóżka jak oparzona i zerknęłam na zegarek, który stał na szafce nocnej.

- Niech Bóg Ci w dzieciach wynagrodzi, Gianna. - rzuciłam najmilej jak potrafiłam.
- Wystarczy mi, że muszę się z Panienką użerać.
- I vice versa. - uśmiechnęłam się ironicznie, po czym ruszając w stronę korytarza na piętrze zerknęłam w stronę lustra. - Przygotuj moje walizki. - rzuciłam rozkazującym tonem, zanim opuściłam swój pokój, po czym zbiegłam po krętych schodach na dół.

Skierowałam się do kuchni, z zamiarem zjedzenia szybkiego śniadania. W domu było wyjątkowo cicho, dlatego miałam nadzieję, że wymknę się po kryjomu. Jednak okazało się, że prosiłam o zbyt wiele. Moja matka zawsze pojawiała się znikąd w najmniej odpowiednim momencie i tym razem nie było inaczej. Podczas gdy ja przygotowywałam sobie francuskie tosty na śniadanie, ta wyłoniła się z tarasu, mając na sobie jedynie bieliznę i przewiewne pareo przerzucone przez ramiona, nie ściągając swoich okularów od Chanel z nosa.

- Kochanie, czy Ty widziałaś się dzisiaj w lustrze? Masz gigantyczne worki pod oczami. - rzuciła udawanie-przejętym tonem.
- Dzień dobry matko. - szepnęłam uśmiechając się dwuznacznie, nie podnosząc na nią wzroku, podczas gdy po kuchni zaczął się roznosić zapach świeżo zmielonej kawy. - A czy Ty nie miałaś w swojej szafie nic bardziej stosownego jak na swój wiek? - odgryzłam się jej i puściłam jej oczko.
- Jest przepiękna pogoda, to trzeba korzystać. W końcu nigdy nie wiadomo kiedy przyjdzie moment, w którym będzie trzeba zrzucić z siebie ciuch albo dwa. Nawet w moim wieku, Lily. - zachichotała siadając przy wysepce i założyła nogę na nogę.
- Fuj. Mamo, proszę Cię przestań. Właśnie wyobraziłam sobie Ciebie z jakimś obślizgłym bankowcem w naszym salonie. Uwierz mi, ta wizja może zrujnować całe moje wspomnienie tych wakacji. - zamknęłam oczy wzdrygając się na samą myśl i wystawiłam otwartą dłoń w jej stronę na znak protestu.
- No dobrze...Apropo, dobrze że mi przypomniałaś. Chciałam Cię zabrać na małą przejażdżkę. W końcu to Twój ostatni tydzień wolności. - szepnęła uśmiechając się dwuznacznie i unosząc brwi.

W tym momencie zastygłam w miejscu, jak gdybym nogi miała zanurzone po kolana w cemencie, nie wiedząc co jej odpowiedzieć. Dosyć niepewnie podniosłam na nią moje wielkie zielone oczy, uśmiechając się niewinnie, jak zwykle przy tym nerwowo przygryzając dolną wargę.

- No właśnie...Apropo tego ostatniego tygodnia wolności... - wydukałam i wlepiłam wzrok w swój talerz, cały czas stojąc na boso.
- Nawet nie zaczynaj... - szepnęła przerażona. - Jeśli sądzisz, że tak po prostu możesz zrezygnować ze studiów, to grubo się mylisz, moja Panno. - powiedziała stanowczo i gwałtownie wstała z wysokiego barowego krzesełka.
- Nie, nie, nie...Nic z tych rzeczy, mamo. - zapewniłam ją lekko rozbawionym tonem. - Po prostu pomyślałam, że dobrze zrobi mi kilka dni poza domem.
- Poza domem? Gdzie?
- W Palm Springs. - rzuciłam robiąc dobrą minę do złej gry, w myślach słysząc już miliony „ale”. Jednak ku mojemu zdziwieniu usłyszałam tylko ciche westchnięcie, które w moim odczuciu miało być wyrazem jej dezaprobaty. - No co? Carol jest Bóg wie gdzie, z nie wiadomo kim i nic sobie z tego nie robisz! - jęknęłam robiąc teatralnie smutną minę.
- Dobrze. - rzuciła krótko i ściągnęła okulary z nosa.
- Dobrze? Tak po prostu? - spytałam robiąc wielkie oczy.
- Tak. Możesz jechać. Tylko masz być do soboty w domu. Mnie też się przyda odrobina samotności.
- Ale ja nie jadę sama. - szepnęłam.
- Oj nie łap mnie za słówka. Wiesz co miałam na myśli. Doskonale wiem, że zabierzesz się z tą całą zgrają z dawnej klasy. - stwierdziła z przekąsem.
- Doskonale mnie znasz. - rzuciłam, nie mogąc powstrzymać cichego okrzyku radości.

Już czułam atmosferę nadchodzących dni na swojej skórze, aż przeszył mnie dreszcz ekscytacji. Niespodziewanie naszło mnie na nagły przypływ uczuć wobec mej rodzicielki. Odłożyłam tosta na talerz, otrzepałam dłonie, podbiegłam do niej i uwiesiłam się jej na szyi, co tylko wywołało delikatny, dosyć niezręczny uśmiech na jej twarzy. Moja matka nigdy nie należała do zbyt wylewnych osób, nawet jeśli byłyśmy same. Gdyby antycznym rzeźbiarzom przyszło tworzyć we współczesnych czasach, to na pewno nią by się inspirowali, określając ją mianem tzw. 'kobiety posągowej', czyli takiej, która nie zdradzała ani jednej emocji na twarzy. Spojrzała mi w oczy ze spokojem i pogładziła prawą dłonią mój policzek.

- No popatrz jak ten czas leci...Dopiero co Carol opuszczała dom, a teraz będę musiała przechodzić przez to po raz kolejny. - właśnie na tym polegał urok mojej matki. Swą mimiką nie okazywała żadnego uczucia, jednak gdy już otwierała usta, potrafiła wzruszyć lub zranić jak nikt inny używając zaledwie kilku słów. - Wychowałam Cię na piękną i zdolną kobietę, Lily. - szepnęła, wciąż patrząc mi w oczy, a ja sama do końca nie wiedziałam jak zareagować. Uśmiechnęłam się tylko do niej delikatnie i raz jeszcze ją przytuliłam. - Pamiętaj, że jesteś jedyną nadzieją tej rodziny. - powiedziała z pewnością w głosie, a ja pokiwałam głową, dając jej do zrozumienia, że doskonale wiem co sądzi o mojej siostrze.

Jakieś dwie godziny później, ubrana w krótkie szorty koloru piaskowego i turkusową koszulę przewiązaną na brzuchu, czekałam aż Gianna pomoże mi z bagażami. Założyłam okulary przeciwsłoneczne na nos i spojrzałam na zegarek na swoim przegubie.

- Czy Ty produkujesz te walizki?! - krzyknęłam zerkając nerwowo w stronę schodów.
- Nie, ale może gdyby Panienka zapakowała mniej rzeczy byłoby mi o wiele łatwiej. - rzuciła zjawiając się na schodach z dwiema walizkami od Vuittona.

Zniecierpliwiona nie mniej niż moi przyjaciele tym całym czekaniem podeszłam do niej szybkim krokiem i wyrwałam je z jej dłoni.

- Dziękuję Ci, Gianna. Do zobaczenia za parę dni. - rzuciłam i obróciłam się w stronę wyjścia, podczas gdy ta spoglądała na moje plecy, także przejęta. W końcu była dla mnie jak druga matka, mimo tych wszystkich niesnasek. - Zaopiekuj się nią. - szepnęłam spoglądając przez ramię najpierw w kierunku tarasu, a później na Giannę. - Dopilnuj żeby się nie nudziła. Bo obie wiemy jak to się kończy. - puściłam jej oczko i pomachałam na pożegnanie, słysząc krótkie 'Ciao.' w odpowiedzi.

Wyszłam na ganek, uśmiechając się szeroko na widok moich przyjaciół, którzy już czekali w cadillacu. Ruszyłam w jego stronę szybkim krokiem, z pewnością siebie wymalowaną na twarzy, a wiatr zawiewał mi włosy na twarz. W tej chwili poczułam, że świat stoi przede mną otworem i nie ma takiej rzeczy, której nie mogłabym zrobić...no prawie. Byłam Panią własnego życia, po raz pierwszy od dawna. Właśnie tego było mi potrzeba. Załadowałam swoje walizki do bagażnika i nie kryjąc swego podniecenia, wskoczyłam na tylne siedzenie, witając się z dziewczynami, na co chłopacy, którzy siedzieli z przodu zareagowali dwuznacznym uśmiechem.

- Komu w drogę temu czas! - krzyknęłam radośnie, pospieszając ich, a kilka sekund później opuściliśmy posiadłość rodziny Rhodes.

Byłam gotowa na wyjazd swojego życia. Gdyby tylko moja matka wiedziała, jak wiele on zmieni, zapewne nie wypowiedziałaby tak krzepiących słów...bo sromotnie by się na mnie zawiodła.

TO BE CONTINUED Cool


Post został pochwalony 2 razy

Ostatnio zmieniony przez Arno dnia Pią 18:39, 27 Lip 2012, w całości zmieniany 8 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Q.m.c.
Administrator
<i>Administrator</i>



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 50 razy
Skąd: Section One
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 11:30, 18 Lip 2012    Temat postu:

Zazwyczaj nie czytam opowiadań, które nie są związane z żadnym serialem, ale zrobiłam wyjątek Nie wiem dlaczego, ale już od pierwszego akapitu odczuwałam klimat "Gossip girl", "Revenge" (chociaż tutaj mogę się mylić bo póki co obejrzałam tylko 2 odcinki px), "902010"...nawet odrobinę "PLL"...ogólnie rzecz biorąc świat pięknych i bogatych xp


Nie jest to klimat, za którym jakoś szczególnie przepadam, ale opowiadanie czyta się na prawdę dobrze, dlatego czekam na kolejną część Laughing


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Granmor
The Voice



Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 45 razy
Skąd: Chorzów

PostWysłany: Śro 11:46, 18 Lip 2012    Temat postu:

Lily to postać z GG Q.M.C. To ta blondynka "Brooke Logan wanna be"

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arno
Ekspert ds. Fairview



Dołączył: 11 Wrz 2007
Posty: 3337
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 42 razy
Skąd: Toruń
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 11:58, 18 Lip 2012    Temat postu:

Hahah, czyli idealnie udało mi się uchwycić atmosferę, mimo, że akcja nie dzieje się w NY. Mission complete! Rzecz w tym, droga Q.m.c., że jest to właśnie fic oparty na GG. A konkretnie na postaci Lily...tylko, że jego akcja dzieje się w przeszłości, za jej młodu, podczas gdy gł. bohaterów jeszcze nie było na świecie. A porównanie do Revenge to jak najbardziej komplement (którego nie musisz cofać). xP
To cieszę się, że mimo wszystko Ci się podoba! Btw co Ci niby w 'takim klimacie' nie pasuje? Kath też miała drogie marki. XD

ETA

Gy, przeczytałeś?! :3


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Arno dnia Śro 13:25, 18 Lip 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Granmor
The Voice



Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 45 razy
Skąd: Chorzów

PostWysłany: Śro 13:16, 18 Lip 2012    Temat postu:

Przeczytałem. Całkiem dobre. Z chęcią przeczytam dalszy ciąg. Razz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Q.m.c.
Administrator
<i>Administrator</i>



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 50 razy
Skąd: Section One
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:20, 18 Lip 2012    Temat postu:

Cytat:
Rzecz w tym, droga Q.m.c., że jest to właśnie fic oparty na GG. A konkretnie na postaci Lily...tylko, że jego akcja dzieje się w przeszłości, za jej młodu, podczas gdy gł. bohaterów jeszcze nie było na świecie.
hahaha no w takim razie moje niedopatrzenie, ale nie wiedziałam, że matka Sereny to Lily Rhodes.

Arno napisał:
Btw co Ci niby w 'takim klimacie' nie pasuje? Kath też miała drogie marki. XD
ahhh Kath to Kath A DH to nie GG xp
W każdym razie nigdy nie potrafiłam wciągnąć się w seriale typu GG czy "90210" Rolling Eyes Oczywiście mogę się mylić, ale dla mnie nie ma w nich nic oprócz dennych problemów typowych, nadzianych nastolatków, którzy żyją w jakimś kompletnie innym od mojego wymiarze xP "Revenge" dopiero zaczęłam więc jeszcze nie mam o nim zdania.

Anyway tym bardziej gratuluje pierwszej części, bo nie sądziłam, że przeczytam cokolwiek związanego z GG


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Future
Grotesk Burlesk



Dołączył: 16 Gru 2007
Posty: 1400
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 21:25, 18 Lip 2012    Temat postu:

omg, it's so fuckin horrible.
postacie sa absolutnie straszne. what's with the mother. zachowuje sie jakby miała rozdwojenie jaźni. i srsly, 'kobieta posągowa' to chyba najgłupsza rzecz jaka przeczytałem ostatnio.
sporo głupot tutaj nawypisywałeś jak np. 'podniosłam na nią moje wielkie zielony oczy'. what a fucking mess.
tam gdzie chyba miało być śmiesznie, nie było śmiesznie, tam gdzie miało być poważnie wyszło... uch. żałośnie.
poza tym, cały tekst jest nudny i kiczowaty. i nie wiem po co wypisywać brand names jak LV czy Chanel. Who gives a shit? Nobody. Wystarczy napisać 'okulary przeciwsłoneczne' dudeee.
ale próbuj, bo potencjał jest.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arno
Ekspert ds. Fairview



Dołączył: 11 Wrz 2007
Posty: 3337
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 42 razy
Skąd: Toruń
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 21:54, 18 Lip 2012    Temat postu:

Na dobrą sprawę sam sobie zaprzeczyłeś ostatnim zdaniem, Fy... XD No i jako, że znam Cię na tyle, że wiem, że to wszystko jest napisane z premedytacją 'pod publiczkę', to przymknę na to oko...bo nawet nie masz dobrych argumentów. Cool

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Arno dnia Śro 21:54, 18 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Future
Grotesk Burlesk



Dołączył: 16 Gru 2007
Posty: 1400
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 21:57, 18 Lip 2012    Temat postu:

no wiesz, mozna miec potencjal i tworzyc pierdoly jak np lady fagfag.
mam swietne argumenty dude, nie robie niczego pod publiczke, jestem artystą w oryginalnych raybanach Cool


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arno
Ekspert ds. Fairview



Dołączył: 11 Wrz 2007
Posty: 3337
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 42 razy
Skąd: Toruń
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 22:03, 18 Lip 2012    Temat postu:

Artyści zazwyczaj tworzą pod odbiorcę. Cool Besides...Who cares about your RayBans?!
[Koniec offtopu. XD]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Arno dnia Śro 22:06, 18 Lip 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Future
Grotesk Burlesk



Dołączył: 16 Gru 2007
Posty: 1400
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 22:10, 18 Lip 2012    Temat postu:

in what planet? artyści pop na pewno tworza pod ciemnote, ale zapewniam cie, ze wiekszosc prawdziwych artystów tworzy wszystko przede wszystkim dla siebie, dlatego tak malo sie o prawdziwych artystach słyszy.

uch, i was being ironic. *facefuck*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arno
Ekspert ds. Fairview



Dołączył: 11 Wrz 2007
Posty: 3337
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 42 razy
Skąd: Toruń
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 22:28, 18 Lip 2012    Temat postu:

A tu się zgodzę. No ale niestety to tych 'artystów' określa się takim mianem, tych którzy Tworzą pod publiczkę i udają, że nie są too mainstream a tak naprawdę zależy im tylko na kasie, blergh. Okej, koniec offtopa. MY TU ZAPROWADZIMY PORZĄDKI.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arno
Ekspert ds. Fairview



Dołączył: 11 Wrz 2007
Posty: 3337
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 42 razy
Skąd: Toruń
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 18:34, 27 Lip 2012    Temat postu:

ROZDZIAŁ 2
O dzieciach marnotrawnych, rozpuszczonych panienkach i niespodziewanych parach (cz. 1)

PALM SPRINGS
ROK 1989

Mark Twain kiedyś stwierdził, że miłość jest nieodpartą żądzą bycia pożądanym. Jak teraz sobie tak nad tym myślę, jestem zmuszona stwierdzić, że facet miał rację. Bo niby czego innego każde z nas pragnie niż być "tym wszystkim" dla drugiej osoby? No może nie każde z nas...Na pewno nie ja. Miłość była dla mnie zawsze pojęciem abstrakcyjnym i nigdy nie byłam nią zbytnio zainteresowana. Śmiem stwierdzić, że tak na dobrą sprawę nigdy nie miałam okazji jej doświadczyć...Oczywiście miewałam jakieś tam krótkotrwałe 'miłostki' i 'romanse', jednak byłam wybredna i nie miałam zamiaru iść na żaden kompromis, nawet w tym aspekcie życia. To moja przyszła kariera była dla mnie najważniejsza od zamierzchłych czasów. Odkąd pamiętam skupiałam się tylko na realizacji swoich wielkich ambicji, chociażby jako przewodnicząca samorządu szkolnego i "Królowa" szkoły, nie zawracając sobie głowy chłopakami. Pod tym względem zdecydowanie wyróżniałam się na tle swoich koleżanek, bo w przeciwieństwie do nich bardziej byłam znana ze swoich osiągnięć naukowych, niż łóżkowych. Nie zrozumcie mnie źle, moje przyjaciółki nie były puszczalskie...to raczej ja byłam dosyć zdystansowana. Tym oto sposobem byłam jedyną singielką w pojeździe. Rachel, drobna brunetka o zielonych oczach i oliwkowej skórze, oraz tyłku (który był zasługą jej latynoskich korzeni), którym Halle Berry by nie pogardziła była od kilku lat z Chrisem, aspirującym filmowcem o krótkich blond włosach i dosyć przeciętnej urodzie. Michelle, długonoga piękność o porcelanowej skórze, płomienno rudych włosach i niewyparzonym języku była z Zekem, blisko dwumetrowym typowym długowłosym lekkoduchem z artystyczną duszą (której upust dawał grając w zespole pop-rockowym). Ja zaś byłam jak zwykle sama. I wiecie co? Wcale mi to nie przeszkadzało. Dla mnie miłość zawsze była czymś ulotnym, nigdy nie wierzyłam w sam jej pomysł...A poza tym byłam zbyt wybredna. Jednak i mnie nie ominęła strzała Amora, której mimo usilnych starań nie mogłam się pozbyć...od dłuższego czasu...i jak się miałam niebawem przekonać, nie byłam jedyna. Moim wybrankiem był chyba najpopularniejszy chłopak w szkole, syn potentata finansowego, typowy zarozumiały dupek o urodzie gwiazdy filmowej...przynajmniej taką miał opinię, a w rzeczywistości był zupełnie inny, niż mogłoby się wydawać...albo przynajmniej tak mi się właśnie zdawało...Ale do tego jeszcze dojdziemy.

Podziwiałam widoki, które mijaliśmy, siedząc w tym cadillacu, w którym temperatura była większa niż w tropikach, aż dziwne, że makijaż mi nie spływał po twarzy. Byłam strasznie podekscytowana perspektywą całego tygodnia poza miastem...jednak to moja gorsza część osobowości wzięła górę w drodze do Palm Springs. Byłam strasznie sfrustrowana, jako, że staliśmy w korku...ale to wszystko dlatego, że nie mogłam się już doczekać aż dotrzemy na miejsce.

- Czy w tym pieprzonym kraju żaden facet nie ma na tyle jaj, żeby dobrze prowadzić?! - warknęłam poprawiając swoją bluzkę i gwałtownie wychylając się w stronę chłopaków.

- Spokojnie, Lily. Zostało nam ostatnie kilka mil. - odparł Chris, uspokajającym tonem.

- Jak ja mam być spokojna, podczas gdy każda minuta w tym pieprzonym korku to minuta stracona?! Minuta, w trakcie której mogłabym się opalać, albo chociażby tańczyć!

- Ta...chyba na barze. - odparł kąśliwie Zeke i wraz z resztą parsknął śmiechem.

- A żebyś k***a wiedział. Nie wiem jak Wy ale ja nie zamierzam czekać do usranej śmierci aż Ci pseudo-kierowcy ruszą swoje tyłki. - prychnęłam i złapałam za klamkę.

- A Ty dokąd? - Michelle skarciła mnie, świdrując mnie wzrokiem.

- Mam dosyć. Jest mi gorąco, jestem spragniona i potrzebuję skorzystać z toalety. - stwierdziłam już spokojniej. - Dzięki Bogu trafiliśmy na stację. - szepnęłam wysiadając z samochodu. - Ktoś idzie ze mną? - spytałam zaglądając do wnętrza pojazdu przez uchylone drzwi.

- Lily daj spokój! Korek w każdej chwili może się ruszyć. - jęknął zrezygnowany Chris.

- Tak. A ja jestem Królową Angielską. - przewróciłam oczami i prychnęłam. - Bawcie się dobrze, krzyż na drogę, wiecie gdzie mnie znaleźć. Jak znam życie to do jutra nie dojedziemy. - stwierdziłam i trzasnęłam drzwiami, po czym ruszyłam w kierunku nieoznakowanej, dosyć opustoszałej prywatnej stacji benzynowej.

A tam czekała mnie jedna z wielu niespodzianek/szoków, które miałam przeżyć przez ten tydzień. Weszłam do środka, cały czas przeklinając w myślach i podeszłam do lodówki z napojami. Rozejrzałam się naokoło i okazało się, że po żadnym z pracowników nie było ani widu ani słychu. Westchnęłam i podeszłam spokojnie do kasy, starając się trzymać nerwy na wodzy.

- Dzień dobry! Czy ktokolwiek tu pracuje i ma zamiar mnie obsłużyć?! - krzyknęłam po minucie, w trakcie której nerwowo wybijałam jakiś rytm paznokciem o blat przy kasie.

Zerknęłam na swój zegarek, wciąż z niedowierzaniem. Była godzina szesnasta. W normalnych warunkach na miejscu bylibyśmy koło czternastej. Z tego wszystkiego zachciało mi się palić, a uwierzcie mi, że potrzebę tą odczuwałam rzadko.

- Pomocy! - krzyknęłam, uśmiechając się pod nosem w reakcji na ironiczność tej sytuacji.

Jak widać wszyscy w okolicach Palm Springs stracili poczucie czasu i nawet poza samochodem musiałam czekać Bóg wie ile. Tak na dobrą sprawę to mogłam wyjść stamtąd bez płacenia...no ale to nie było w moim stylu. Czekałam już dobre pięć minut, powoli tracąc resztki nadziei...aż w końcu podczas gdy ja byłam pochłonięta lekturą kolorowego pisma, zza zaplecza wyłoniła się brunetka z prostą grzywką i ciemno brązowymi oczami, mająca usta pomalowane krwisto-czerwoną szminką i ubrana w uniform tego samego koloru.

- Proszę. - usłyszałam dziwnie znajomy znudzony głos i podniosłam wzrok znad gazety, nie mogąc uwierzyć własnym oczom.

Przede mną stał nikt inny niż moja siostra, Carol. Zaniemówiłam, robiąc wielkie oczy, otwierając szeroko buzię i...upuszczając puszkę coli na podłogę. Na jej twarzy zaś wymalowany był jej charakterystyczny zagadkowy uśmiech pełen satysfakcji. Najwyraźniej nie była zaskoczona moim widokiem.

- Carol?! - wydusiłam z siebie po jakiejś minucie.

- Tak, siostrzyczko. A kogo się spodziewałaś? Królowej Angielskiej? - zapytała kręcąc głową i obnażając swe śnieżno-białe zęby.

- Na pewno prędzej jej niż Ciebie. - spojrzałam na nią spode łba i się zapowietrzyłam.

- Kupujesz czy nie? - spytała unosząc brew sugestywnie.

- Lepszego pytania to chyba k***a nie mogłaś wymyślić. - zaśmiałam się już naturalnie. - Jasne, że kupuję. Ale najpierw powiedz mi co Ty tu do cholery robisz?! - spojrzałam na nią z wyrzutem.

- Pracuję? A co mam robić? - spytała retorycznie, wydymając wargi.

Dla niej wszystko zawsze było takie oczywiste, a ta jej próżność zawsze doprowadzała mnie do szewskiej pasji. Nigdy nie można jej było zadać jakiegokolwiek pytania, bo ta zawsze wyskakiwała albo z inteligentną ripostą albo najmniej odpowiednią odpowiedzią, cały czas mając spokój wymalowany na twarzy.

- No ale...jakim cudem? No i po co? Przecież masz kupę szmalu.

- Tak mogłoby się wydawać...ale nasza mamusia odcięła mnie w momencie, gdy dowiedziała się, że pracuję jako kelnerka. Wyobrażasz to sobie? - prychnęła z pogardą. - Ukarała mnie za to, że chciałam sobie dorobić...Trochę zaoszczędziłam, no ale wiesz jak to jest...chcesz balować, musisz pracować. Więc teraz, nie mam innego wyboru niż sama na siebie zarabiać. - wzruszyła ramionami.

- Carol...Ja... - odebrało mi mowę po raz kolejny, zrobiło mi się jej żal. W końcu to była moja siostra, jedyna, rodzona, z tej samej waginy.

- Współczujesz mi? Przestań, Lily. Akurat taki obrót spraw był do przewidzenia. Tylko idiota spodziewałby się po CeCe czegoś innego. - szepnęła, starając się, aby głos jej się nie łamał. - Więc...kupujesz czy nie?

Przymknęłam oczy, czując jak serce podchodzi mi do gardła.

- Tak... - wydusiłam z siebie cicho i podniosłam z podłogi puszkę, która o dziwo nie pękła i podałam ją Carol, wbijając wzrok w blat.

- Coś jeszcze? - spytała typowym dla siebie spokojnym tonem, który łudząco na myśl przywodził naszą matkę.

- Tak. Marlboro. Mocne. - poleciłam jej przygryzając wargę nerwowo.

- Wszystko? - spytała podając mi paczkę papierosów, po tym gdy ją skasowała.

- Tak. - powiedziałam, cały czas nie podnosząc na nią wzroku i sięgając banknot 10$ z kieszeni. - Wiesz co? Nie. Ja jeszcze nie zaczęłam. - zaprotestowałam z oburzeniem, a ta zrobiła wielkie oczy, przygotowując się na moją ofensywę słowną. - To, że matka Cię odcięła to jedna rzecz. Ale ja jestem Twoją siostrą do chuja Pana i z tego co pamiętam nie zrobiłam Ci nic złego. Więc nie masz żadnego cholernego prawa, aby w ten sposób mnie potraktować. Tak wiem, nie szukałam Cię...bo tego nie chciałaś. Chciałaś się usamodzielnić, a ja nie chciałam się mieszać do Twojego życia. Poza tym miałam na głowie egzaminy. Jednak teraz jestem tu i nie pozwolę Ci tak po prostu zamienić ze mną pięciu słów, a potem wrócić na to cuchnące zaplecze. Zapomnij. Jedziesz ze mną. - powiedziałam stanowczo, po czym wzięłam oddech, czując że mi go brakuję, wskazując na nią palcem, podczas gdy jej oczy zrobiły się jeszcze większe.

- Ale dokąd? Jak? - spytała marszcząc brwi.

- Do Palm Springs. - stwierdziłam, a ta zaczęła się histerycznie śmiać, co tylko dodatkowo mnie podirytowąło. - Co Cię tak do cholery rozbawiło?! Powiedziałam coś śmiesznego?! - znów się zapowietrzyłam.

- Siostrzyczko...ja mieszkam w Palm Springs. - szepnęła i puściła mi oczko, a ja, zaskoczona, nie wiedziałam jak zareagować.

- To świetnie się złożyło! - krzyknęłam podekscytowana, po chwili milczenia.

- To...do zobaczenia? - spytała unosząc brwi i uśmiechając się dwuznacznie.

- Oh, nie ma mowy żebym pozwoliła Ci zostać w tej obskurnej stacji. Zabieraj się, jedziesz ze mną w tej chwili i nie przyjmuję żadnej odmowy. - powiedziałam ze świecącymi się oczyma.

- Tak jest, Panie Kapitanie. - roześmiała się, po czym zdjęła z siebie uniform i rzuciła go na podłogę. - Szef i tak jest starym zbokiem i nie płaci dobrze, nawet jeśli mam duży dekolt...Więc niech się pieprzy! - krzyknęła i wyszczerzyła się do mnie.

- Niech się pieprzy! - krzyknęłam i klasnęłam w dłonie.

- Jesteś sama? - spytała, poprawiając kucyk z tyłu głowy.

- Nie, coś Ty. Z Rachel, Chrisem, Michelle i Zekiem. - uniosłam brwi i machnęłam dłonią, pospieszając ją. - Ale oni i tak stoją w korku... - szepnęłam spuszczając wzrok na kafelki.

- Wiesz co...? Chyba mam na to pewien sposób. - szepnęła tajemniczo i puściła mi oczko. - Ale najpierw odbiorę zaległą wypłatę, tak dla czystej frajdy. - stwierdziła i jako, że utargu nie było zbyt wiele zaczęła ściągać wszystko co się da z półek i wrzucać do koszyka, a ja obserwowałam ją z niedowierzaniem. - Mówisz, że chce Ci się palić? - spytała unosząc brwi i rzuciła cały wagon papierosów w moją stronę, a ja pokręciłam głową, łapiąc je. - Pić też? - spytała retorycznie i przyniosła skrzynkę piwa z zaplecza. - Macie miejsce w bagażniku? - spytała a ja skinęłam głową.

Chwilę później wybiegłyśmy obie z pełnymi rękoma i podbiegłyśmy do cadillaca Chrisa, który nie ruszył się o centymetr. Otworzyłam bagażnik, a Carol zajrzała przez uchylone okno do środka.

- Hejka Wam! - wyszczerzyła się, a ja załadowałam wszystko do środka. - Gotowe? - spytała.

- A jakżeby inaczej. - odpowiedziałam, cały czas się uśmiechając i zamknęłam klapę.

- Więc tak : w bagażniku macie cały potrzebny prowiant i alkohol, a my z Lily zabierzemy się szybszym środkiem transportu. Widzimy się wieczorem? - spytała puszczając im oczko i pobiegłyśmy z powrotem w stronę stacji, podczas gdy oni nie wierzyli własnym oczom.

- One są naprawdę szurnięte. - Chris wydusił z siebie po dłuższej chwili milczenia.

- Na tym polega ich cały urok. - Zeke puścił mu oczko, a Michelle skarciła go, uderzając go w ramię dłonią. - No co?! Przecież wszyscy je kochamy. - wyszczerzył się, a Chris przytaknął mu w milczeniu.

- Coś czuję, że ten wyjazd będzie niezapomniany. - stwierdziła Rachel uśmiechając się dwuznacznie i unosząc brwi, podczas gdy Michelle jako jedyna milczała, bo była zazdrosna, zresztą nie bez powodu, ale na opowieść o tym przyjdzie jeszcze pora.

My zaś pobiegłyśmy na tyły stacji, gdzie stał zaparkowany skuter Carol, a mnie znów odebrało mowę.

- No wskakuj, nie ma co zwlekać, siostra! - krzyknęła zakładając kask i odpalając silnik, a ja posłusznie wdrapałam się na pojazd siadając za nią.

- Brakowało mi Cię. - szepnęłam i objęłam ją rękoma w pasie dla bezpieczeństwa, tym sposobem ruszyłyśmy w kierunku miejsca naszego pobytu, czyli willi rodziców Zeke'a. Mknęłyśmy po okolicznych drogach, omijając wszystkie pojazdy stojące w korku, podczas gdy wiatr rozwiewał nam włosy. Po jakimś kwadransie byłyśmy na miejscu.

<center>***</center>

Reszta dotarła na miejsce dopiero koło osiemnastej, wyczerpana do granic możliwości, co było do przewidzenia. My zaś zdążyłyśmy już rozkręcić swoją pra-imprezę przy basenie, tańcząc w rytm "Just Can't Get Enough" i wygłupiając się, jak to miałyśmy w zwyczaju. Carol stwierdziła, że zgłodniała, ja zaś postanowiłam popływać, podczas gdy Zeke wraz z Chrisem i dziewczynami weszli na teren posiadłości jego rodziców, posiadłości, po której żadnego z nich nie trzeba było oprowadzać. Wynurzyłam głowę spod wody i zauważyłam, że udało im się dojechać. Jako, że miałam już niemałą fazę wyszczerzyłam się do nich i ruszyłam w stronę drabinki, tylko po to, aby chwilę później cała ociekająca wodą podbiec do nich i się przywitać, po drodze o mało nie wybijając sobie przy tym zębów.

- Moje papużki wreszcie dotarły na miejsce! Chodźcie, oprowadzę Was!- krzyknęłam, poprawiając sobie stanik i nie zdając sobie sprawy z tego co właśnie powiedziałam, po czym przytuliłam się do każdego z nich po kolei, co wszyscy skwitowali wybuchem śmiechu.

Na haju miałam w zwyczaju być przyjaciółką dla każdego, no prawie każdego. W każdym razie wtedy mój dowcip/riposta zdecydowanie tracił na jakości, a ja szczerzyłam się jak głupia do sera. Słysząc mój podekscytowany głos i niekontrolowane wybuchy śmiechu, Carol wyszła na zewnątrz, domyślając się, że moi przyjaciele wreszcie przyjechali. Wyłoniła się zza moich pleców mając na swoim bladym jak ściana ciele czerwone dwu-częściowe bikini, które tylko dodatkowo pogłębiało wrażenie, jak gdyby nie widziała słońca od lat, oraz okulary od Gucciego na głowie.

- Córka marnotrawna powróciła, hm? - Zeke wyszczerzył się do niej i ruszył w jej kierunku, żeby ją przytulić podczas gdy Michelle wyglądała, jakby miała zaraz wybuchnąć.

- Przyganiał kocioł garnkowi. Ty także wcale się nie zmieniłeś, bejbe. - uśmiechnęła się do niego odrobinę ironicznie i krótko przytuliła. - Michelle. Co to za mina? - Carol zrobiła teatralnie smutną minę, jak zwykle nabijając się ze wszystkiego naokoło, po alkoholu tym bardziej. - Nie bój się, nie zabiorę Ci go. Z jakiegokolwiek powodu by to nie było, prawda jest taka, że wybrał Ciebie. Może to dlatego, że masz większe cycki ode mnie, ale mnie gówno do tego. Przecież to antyczna historia, tak jak Lily i Chris, nieprawdaż? - spytała unosząc brwi i uśmiechając się głupkowato, podczas gdy ja zrobiłam wielkie oczy.

- Lily i Chris? - Zeke powtórzył za nią, nie pozwalając się Michelle odgryźć. Uśmiechnął się dosyć niepewnie, podczas gdy wszystkie spojrzenia były skierowana to na mnie, to na Chrisa.

- Tak. Nigdy Wam nie powiedziała? Zawsze wiedziałam, że moja siostra to mały kłamczuszek. No ale przecież nie ma się czego wstydzić, Lily! Chłopak ma swój urok, a Ty mu uległaś...Nikt Cię nie wini. Kto wie czy już wtedy nie nakręcił swojego debiutu reżyserskiego. - powiedziała zanosząc się ironicznym śmiechem, podczas gdy moje oczy powiększyły się jeszcze bardziej, a zęby zaczęly mi zgrzytać.

- Przestańcie, wystarczy już. - Rachel przejęła kontrolę nad sytuacją, występując naprzód. - Ja o wszystkim wiem. - powiedziała uśmiechając się delikatnie, zupełnie niewzruszona całym incydentem, prędzej było jej przykro, że Carol się ze mnie naśmiewała.

- Że co? Jak to?! Ona wie, a ja nic o tym nie wiem? Ani jednej wzmianki przez lata? - Zeke spojrzał na Chrisa ze zdziwieniem, zachowując się niczym dziecko, któremu zabrano zabawkę.

- Oj daj spokój. Przecież to moja dziewczyna, mówimy sobie o wszystkim. - szepnął, spuszczając wzrok na granitową posadzkę.

- Myślałem, że my też mówimy sobie o wszystkim. - powiedział Zeke z miną zbitego psa.

- Wystarczy! - jęknęłam łapiąc się za głowę. - To się zdarzyło raz...w pierwszej klasie. Dawno i nieprawda. Jeśli koniecznie chcesz poznać pikantne szczegóły, to zgłoś się do mnie następnym razem. - puściłam oczko Zekowi i uśmiechnęłam się ironicznie. - A teraz, skoro wszyscy dotarli...Imprezę czas zacząć?! - krzyknęłam odrobinę powątpiewającym tonem.

- No jasne! - wszyscy odparli jednym głosem niczym chór, no i się zaczęło...od kąpieli w ubraniach, którą Carol zapoczątkowała wrzucając mnie do basenu, a ja pociągnęłam za sobą Zeke'a.

<center>***</center>

Koło godziny dziesiątej wieczorem, ledwo już zipałam, pod wpływem ilości spożytego alkoholu, ale w końcu, tak jak i reszta,musiałam odreagować cały stres minionych miesięcy. Leżałam na leżaku, podpierając się na łokciach i plotkując z dziewczynami i co chwilę wybuchając śmiechem.

- A pamiętasz jak Zeke założył Twoją bieliznę na jedną z Waszych randek, żeby wygrać zakład? - wybuchnęłam histerycznym śmiechem, ledwo powstrzymując się od łez. Pociągnąłam łyk piwa z butelki.

- Co Zeke zrobił? - zapytał już lekko podchmielony sam zainteresowany, podchodząc w stronę leżaków, ubrany jedynie w bokserki, zaczesując kosmyk swoich długich kruczoczarnych włosów za ucho.

- Nic...zupełnie nic. Nieważne. - powiedziałam starając zachować się powagę, po czym spojrzałam na jego krocze i znów wybuchnęłam śmiechem, a dziewczyny razem ze mną. - Ładna bielizna Zeke! Takiej chyba nie nosisz na co dzień? - spytałam, zapowietrzając się i wycierając łzy z powiek.

- Nie chciej żebym Ci pokazał, jaką noszę, mądralo. - wyszczerzył się do nas, a ja znów parsknęłam śmiechem starając się go uświadomić, że właśnie stoi przed nami rozebrany do półnaga. Wytknął nam język, po czym powędrował w kierunku holu, pośrodku którego Carol sama tańczyła taniec przypominający taniec na przywoołanie deszczu. - Widzę niewiele Ci potrzeba. - stwierdził swoim niskim głosem i oparł się o kolumnę.

Ta dopiero po chwili odwróciła się w jego stronę i wyginając się w samym bikini na jego oczach, podeszła do niego uśmiechając się dwuznacznie.

- O nie. Potrzeba mi o wiele więcej. - dżgnęła go palcem, a ten pokręcił głową z niedowierzaniem. - No co się tak patrzysz? Masz to co dziewczyny Rhodes lubią najbardziej? - spytała szeptem, ocierając się delikatnie o niego.

- Jeśli pytasz o gumki... - rzucił żartobliwie, podczas gdy Carol mu przerwała.

- Doskonale wiesz o czym mówię, zboku! Ty się nigdy nie zmienisz, co?! Mam się zapsiapsiółkować z Twoją dziewczyną i donieść jej o tym jak się na mnie patrzyłeś?

- Daj spokój. Nie trzeba. - uśmiechnął się kącikami ust i pociągnął łyk piwa. - Coś się znajdzie, wampirzyco. - szepnął i uniósł brwi, po czym ruszył w kierunku swojego pokoju.

- Nie zawiedź mnie! Towar ma być pierwsza klasa, w przeciwnym razie będziesz paradował nago przed resztą towarzystwa! - krzyknęła grożąc mu palcem i roześmiała się sama do siebie, podczas gdy ten zniknął za drzwiami.

Tymczasem ja zorientowałam się, że Chris gdzieś zniknął i z dosyć wielkim bólem doprowadziłam się do pozycji siedzącej, zaczesując swoje rozpuszczone włosy do tyłu. Spojrzałam na Rachel.

- Ktoś wie gdzie jest Chris?

- A co, chcesz mu złożyć prywatną wizytę lekarską? Mała reanimacja? - Michelle parsknęła śmiechem.

- Oj daj spokój. To wcale nie jest śmieszne. Wsiąkł jak zwykle. - rzuciłam podirytowana.

- Mogłabym przysiąc, że widziałam go kilka minut temu. - szepnęła Rachel, dosyć łamiącym się głosem. Zerwała się z miejsca i ruszyła na tyły domu, a ja zaraz za nią.

Po jakichś dziesięciu minutach, Zeke ubrany w rurki i t-shirt bez rękawów, którzy obnażał jego tatuaż na lewym ramieniu, wyłonił się ze swojego pokoju z obiema rękoma w kieszeniach. Carol momentalnie się ożywiła i podeszła do niego.

- No i jak? Masz coś dla swojej wampirzycy? - spytała ze świecącymi się oczami.

- Tak, ale zaraz...będziemy wszyscy mieli niemałą okazję do zapalenia fajki pokoju. - rzucił tajemniczo i puścił jej oczko, po czym udał się na zewnątrz.

- Co Ty pieprzysz?! Odmówisz Carol zielonego raju?! Nienawidzę Cię! - starała się krzyczeć za nim, w czym przeszkadzała jej pijacka czkawka. Właśnie to i fakt, że mówiła o sobie w trzeciej o sobie był wystarczającym znakiem, że nie jest z nią najlepiej...aczkolwiek nieraz bywało z nią gorzej.

Jej słowa rozniosły się echem po całej posiadłości, więc nawet Michelle, która sama została na zewnątrz, siedząc przy basenie, uśmiechnęła się delikatnie pod nosem, a potem jeszcze szerzej na widok swojego ukochanego. Ten podszedł do niej spokojnym krokiem i usiadł na leżaku naprzeciwko niej i spojrzał jej w oczy.

- Co się tak patrzysz? Wracaj do swojej wampirzycy. - rzuciła z udawaną oschłością, powstrzymując się od uśmiechu. Była naprawdę zazdrosna o Carol, jednak teraz żartowała, jako że wiedziała, że moja siostra w tym stanie o dziwo była nieszkodliwa.

- Michelle! - Zeke jęknął przeciągle, co zabrzmiało jak gdyby starał się ją do czegoś usilnie przekonać.

- Nie michelluj mnie. - powiedziała starając się zachować powagę.

- No ale... - znów jęknął, robiąc minę zbitego psa.

- Hm? - spytała odwracając wzrok i wydymając usta.

- Daj spokój, kochanie. Przecież wiesz, że Cię kocham. - powiedział głośno i wyraźnie, a później nachylił się w jej stronę i wyszeptał jej do ucha - Ciebie i tylko Ciebie.

- Wiem o tym, głuptasie. - roześmiała się patrząc mu w oczy. Pogładziła go prawą dłonią po policzku, pokrytym kilkudniowym szorstkim zarostem i nachyliła się w jego stronę delikatnie dotykając jego warg swoimi, cały czas nie spuszczając z niego wzroku. - Ale jestem chorobliwie zazdrosna i nic na to nie poradzisz. - westchnęła z zakłopotaniem i usiadła po turecku na swoim leżaku.

- Wiem, że jesteś zazdrosna. Ale zupełnie bezpodstawnie, nie masz żadnych powodów do zmartwień, kotku. - szepnął mrużąc oczy, a ta tylka pokiwała głową i ściągnęła wargi w dzióbek. - A nawet powiedziałbym więcej. Wręcz przeciwnie. Masz powody do radości. - stwierdził unosząc brwi i wstając z leżaka.

- Jak to? - spytała marszcząc brwi, zupełnie nie domyślając się co miał na myśli, ani co za chwilę się stanie.

- Ano tak to. - szepnął i wyjął z kieszeni swoich spodni pudełeczko od jubilera, po czym przyklęknął na jedno kolano i otworzył je, a jej oczom ukazał się pierścionek z diamentem wielkości orzecha włoskiego. Michelle poczuła wszechogarniającą radość mieszaną z zaskoczeniem. Zaniemówiła, czując jak jednocześnie dreszcz przebiega jej po plecach i łzy nachodzą jej do oczu. - Michelle Amando Wiesman, wyjdziesz za mnie? - spytał spoglądając jej w oczy i nie ukrywając swojego zarozumiałego uśmiechu.

- Tak! Oczywiście, że tak! - wykrztusiła z siebie po kilku sekundach prób odzyskania głosu, po czym nie czekając aż ten założy jej pierścionek na palec, uwiesiła mu się na szyi, całując go jak opętana po twarzy.

- Poczekaj, wariatko! - krzyknął Zeke, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu. - Daj mi dokończyć. - pokręcił głową z niedowierzaniem, zarówno na jej reakcję i na to, że w końcu zebrał się na odwagę, żeby to zrobić. Założył jej pierścionek na serdeczny palec lewej ręki i wyszczerzył się do niej. - Nawet nie wiesz jaki jestem szczęśliwy.

- Ja też. - wyszeptała, a potem znów uwiesiła mu się na szyi, a ten podniósł ją jedną ręką i wciąż trzymając ją w powietrzu wstał ze swojego leżaka, podczas gdy ta pocałowała go namiętnie, zaplatając dłonie wokół jego karku, a potem wydała z siebie chyba najgłośniejszy możliwy okrzyk radości.

Podczas gdy Zeke i Michelle radowali się ze swoich zaręczyn, my w końcu znalazłyśmy Chrisa, który leżał na brzuchu nigdzie indziej niż w ogrodzie na hamaku. Spał jak dziecko, mrucząc coś pod nosem.

- Spójrz na niego. - szepnęła Rachel śmiejąc się cicho pod nosem. - Właśnie takiego go kocham.

- Ja też. - szepnęłam i po chwili zdałam sobie sprawę z tego, jak Rachel mogła to odebrać, momentalnie się poprawiłam. - My wszyscy. - spojrzałam na nią uspokajającym wzrokiem, podczas gdy to swoim o mało mnie nie zabiła.

Wtedy do naszych uszu dobiegły krzyki i śmiechy drugiej pary papużek, która cały czas bawiła się przy basenie, zaś Carol była Bóg wie gdzie. Spojrzałam na Rachel z zaskoczeniem, jako, że myślałam, że wszyscy mają już dosyć baletów na dzisiaj.

- Chodźmy. - szepnęłam i puściłam jej oczko, wiedząc, że Chris sobie da radę. Miał w zwyczaju nie tylko zawsze wychodzić samemu z największej możliwej opresji, ale także wyciągać z nich innych.

Ruszyłyśmy z zaciekawieniem z powrotem w stronę atrium, a naszym oczom ukazał się widok półnagich Zeke'a i Michelle na jednym z leżaków. Podczas gdy Ci nas nie widzieli, spojrzałam na nich robiąc pseudo-pruderyjną minę, a Rachel uśmiechnęła się dwuznacznie, nie spodziewając się po nich niczego innego. Jeśli ktoś tu był najbardziej szalony, to zdecydowanie oni, na pewno jeśli chodzi o pary.

- Ładnie to tak koleżanki deprawować?! - krzyknęłam, czując, że zaczynam powoli trzeźwieć.

W tym momencie, Michelle, nie racząc nam nawet odpowiedzieć jakąś ripostą oderwała się od Zeka i pospiesznie założyła stanik od stroju kąpielowego i podbiegła do nas, świecąc nam po oczach wielkim siedmio-karatowym żółtym brylantem, a nam dosłownie zabrakło tchu.

- Zeke, nie mów mi, że to zrobiłeś... - rzuciłam jak gdyby karcącym tonem, przecierając oczy ze zdziwienia i nie wierząc, że jest do tego zdolny. Przecież on uwielbiał mieć swoją wolność. Nie zrozumcie mnie źle, nie sugeruję, że zdradzał Michelle, no ale jednak...był lekkoduchem i nie lubił być ograniczany.

- Jak widać, zrobiłem to. - rzucił niewzruszony i wyszczerzył się do nas, poprawiając swoje zmierzwione włosy.

Wtedy obie zapiszczałyśmy z radości i przytuliłyśmy Michelle.

- Tak się cieszę! - krzyknęłam. - Będę mogła być druhną? - spytałam starając się jej nie udusić.

- Oczywiście, jasne, że tak. Obie nimi będziecie! - odparła równie uradowana Michelle.

- A ja? - dobiegł nas głos Carol, która znienacka pojawiła się w drzwiach do hallu, ledwo trzymając się na nogach.

Wszyscy roześmialiśmy się na jej widok, po czym podeszłam do niej, wziełam pod ramię i położyłam ją na jednym z leżaków, gdzie ta zasnęła. A później znów, ku jej późniejszemu zawodowi, rozpoczęliśmy imprezę. Zaś 'zielonym rajem' delektowaliśmy się wszyscy poza nią, wraz z Chrisem który kilka godzin później do nas dołączył. Cóż, widocznie nie było jej dane zaprzyjaźnić się dziś z Marysią. Tak to właśnie bywa jak znajdzie się we właściwym miejscu o właściwej porze...można nieźle pojechać po bandzie. A z nas dwojga, to właśnie moja siostra miała do tego wrodzony talent.

CIĄG DALSZY NASTĄPI


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Arno dnia Sob 19:58, 28 Lip 2012, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Q.m.c.
Administrator
<i>Administrator</i>



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 50 razy
Skąd: Section One
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:47, 28 Lip 2012    Temat postu:


Zaszalałeś Arno xD Chyba muszę zarezerwować sobie czas żeby to ogarnąć xP

Edit:
Cytat:
- Carol...Ja... - odebrało mi mowę po raz kolejny, zrobiło mi się jej żal. W końcu to była moja siostra, jedyna, rodzona, z tej samej waginy.
hahaha xD chyba macicy, no ale mniejsza o to


Cytat:
One są naprawdę szurnięte. - Chris wydusił z siebie po dłuższej chwili milczenia.
Chris czyta w moich myślach xp


Cytat:
Zeke ubrany w rurki i t-shirt bez rękawów, którzy obnażał jego tatuaż na lewym ramieniu (...) , świecąc nam po oczach wielkim siedmio-karatowym żółtym brylantem
Do tej postaci będę już uprzedzona xD męskie rurki, oświadczyny na rauszu i żółte brylanty to dla mnie za dużo xD
Ogólnie rzecz biorąc to nieźle się uśmiałam


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Q.m.c. dnia Sob 15:43, 28 Lip 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arno
Ekspert ds. Fairview



Dołączył: 11 Wrz 2007
Posty: 3337
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 42 razy
Skąd: Toruń
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 19:53, 28 Lip 2012    Temat postu:

Hahahah, gif wymiata, Q.m.c. Tak, zdaję sobie sprawę, że zaszalałem. XD
Rozdział trzeci powinien być podobnej długości. Rolling Eyes


Q.m.c. napisał:


Edit:
Cytat:
- Carol...Ja... - odebrało mi mowę po raz kolejny, zrobiło mi się jej żal. W końcu to była moja siostra, jedyna, rodzona, z tej samej waginy.
hahaha xD chyba macicy, no ale mniejsza o to


Hmm. No pierwotnie teoretycznie macicy, ale później...no wszyscy wiemy ocb. XD Cool



Q.m.c. napisał:
Cytat:
One są naprawdę szurnięte. - Chris wydusił z siebie po dłuższej chwili milczenia.
Chris czyta w moich myślach xp


Hahahah, to chyba dobrze? Razz



Q.m.c. napisał:
Cytat:
Zeke ubrany w rurki i t-shirt bez rękawów, którzy obnażał jego tatuaż na lewym ramieniu (...) , świecąc nam po oczach wielkim siedmio-karatowym żółtym brylantem
Do tej postaci będę już uprzedzona xD męskie rurki, oświadczyny na rauszu i żółte brylanty to dla mnie za dużo xD


Ej ej! Czego chcesz od jego rurek?! :3 + Lepszego słowa niż "rausz" chyba nie mogłaś użyć. Laughing + Alkohol nie ma to nic do rzeczy, może w Twoim odczuciu ma, ale to było planowane jak widać. XD



Q.m.c. napisał:
Ogólnie rzecz biorąc to nieźle się uśmiałam


No to się cieszę. Akurat taki był cel tego rozdziału... Laughing


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Arno dnia Sob 19:54, 28 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Desperate Housewives / Gotowe na wszystko Strona Główna -> Archiwum Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin