Mikołajek
Administrator
Dołączył: 29 Sie 2007
Posty: 4659
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 50 razy Skąd: Poznań - Piątkowo Płeć:
|
Wysłany: Czw 17:18, 15 Wrz 2011 Temat postu: Alternatywna Renee Perry (z DH RPG) |
|
|
* Tydzień przed przyjazdem do Lynette: 4 kwietnia 2013 roku *
Renee otworzyła oczy i leżała w małżeńskim łożu. Przez chwilę się nie ruszała, jak by to było jej ostatnie tchnienie, po czym wstała. Przeszła obok kominka, na którym było zdjęcie pewnego mężczyzny, z którym była zamężna od ośmiu lat. Był jednym z najsłynniejszych amerykańskich graczy New York Yankees, grupy baseball'owej, która to gra była bardzo popularna w USA. Z tej racji gracze często wyjeżdżali z miasta. Postać na portrecie... {daje zdjęcie bo po co mam je opisywać}
... była jej najbliższa. Bardzo mu ufała, mimo pogłosek, że on spotyka się z innymi. Nie "spotyka" tylko towarzysko, ale "zalicza" przez łóżko. Jej koleżanki z towarzystwa "wyższych sfer" doradzały jej ostrożność, ale ona tylko im przytakiwała i szybko zmieniała temat. Nie chciała w to wierzyć, nie miała też nigdy dowodów czy szła na układ? W końcu zawsze gdy wracał, nie szedł do niej z pustymi rękoma. Miał w ręku zegarek od Charles'a Lewis'a Tifanny'ego, naszyjnik Alexa Woo czy broszkę René Lalique z nieodłącznymi, żywymi kwiatami. Oczywiście najpierw się kłócili: zażarcie, namiętnie, czasami przez godzinę, czasami przez dwa dni. Zawsze jednak wpadali sobie w ramiona a wszystko kończyło się w łóżku. W tym punkcie akurat oboje państwo Perry wiedzieli jak się i atmosferę rozluźnić. Natomiast prezenty? Niektóre zachowała, ale resztę zawsze kazała oddać. Wolała nosić dobre stroje, niż wyszukane ozdoby. Jej mąż, na szczęście, bo sama mogła sobie coś poszukać, lub niestety, bo sam jej mógł coś podarować, nie znał się na kobiecej modzie. Chętnie, może dla świętego spokoju, dawał pieniądze małżonce na wypady na miasto. Takiego Doug'a kochała Renee. Tak było do dzisiejszego dnia. Weszła do łazienki i wzięła prysznic. Następnie poszła po gazetę plotkarską, którą prenumerowała, pod drzwi. Wypadało przecież wiedzieć w towarzystwie co się dzieje pośród gwiazd. Wzięła ją do ręki i położyła na blacie kuchennym by robić sobie śniadanie. Conchita, ich pokojówka, miała wczoraj 18-stkę syna, dlatego też Renee dała jej wolne. Conchita robiła śniadanie swej chlebodawczyni a skoro jej zabrakło, Renee postanowiła zrobić sobie sama śniadanie. Przypaliła jednak patelnię na której grzała jajecznicę. Krztusiła się i podeszła do okna. Otworzyła je, ale zerwał się wiatr. Poprzewracała kilka stron gazety, gdzie Renee patrzyła na nią bo chciała widzieć, czy spadnie. Jej oko zarejestrowało znajomą twarz. Wyłączyła palnik i przewróciła kilka stron. Ujrzała coś, czego nie chciała widzieć. Prawda ją uderzyła.
{Zdjęcie wzięte z neta - to nie fotomontaż}
Było to jedno z delikatniejszych zdjęć. On z nieznana kobietą przytulali się do siebie, całowali i pieścili. Czytała artykuł jak szalona z wielkim zielonym i głupkowatym tytułem: "zdrada czy wywołanie zazdrości?". Spojrzała na wielki salon, za siebie, na spaloną jajecznicę i ochota na śniadanie jej przeszła. Będąc jeszcze w szlafroku, wyrwała artykuł i dopięła go do kartki, na której napisała mężowi, że wie o wszystkim. Że od dawna wiedziała, ale nie widziała dowodów, że go kocha i dlatego nie może go zobaczyć bo mógł by ją zbyt szybko przekonać do tego, że jest niewinny, że musi przemyśleć swe życie i postępowanie. Wyjęła z szuflady taśmę. Podeszłą do szafy na ubrania wyjściowe i nakleiła kartkę tak by zobaczył ją, gdy wróci z zawodów.]
- Pi******ny c**j! -
[Do Conchity napisała kartkę wyjaśniającą w znacznie przyjaźniejszym tonie. Zostawiła ja przy gazówce i poszła do swej garderoby. Wzięła do ręki torbę i zaczęła pakować najważniejsze rzeczy jak bielizna, kilka kiecek, dokumenty itp. Wszystko co potrzebne, byle do jednej walizki. Zamówiła taksówkę i opuściła mieszkanie. Na dole pojazd zabrał ją do banku. Dlaczego tam? Chciała się zabezpieczyć, przed Doug'iem, który mógł być perfidny przez zablokowanie żonie dostępu do konta. Jak? Przez zwykłe przelanie pieniędzy na inne konto albo rozproszenie funduszy po różnych bankach. Renee na razie nie chciała rozwodu bo nie mogła o tym myśleć. Nie zamierzała jednak błagać o jedzenie czy dach nad głową kogokolwiek. Wysiadła z taksówki i weszła do banku. Po chwili cofnęła się tylko po to by zapłacić mężczyźnie. Weszła do budynku a tam, po krótkim czekaniu, podeszła do jednej z pracownic ze sztucznym, bo tłumiącym łzy, uśmiechem]
- Dzień dobry. Jestem Renee Perry. Kod konta to: {jakiś tam kod np. 5456-565-741-963-hjn} -
[czeka chwilę]
* Zgadza się. Stan konta to 24 569 842 dolarów amerykańskich. *
- Dobrze. -
* Tak wiec co sobie Pani życzy? *
- Chciała bym wypłacić około... 4.. .Ile tam jest tam po milionach? -
* 569 842 dolarów amerykańskich. *
- Dzięki. 4 569 842 dolarów amerykańskich. Chciała bym tyle wypłacić. -
* Dobrze *
- Dziękuję -
[Po załatwieniu formalności i otrzymaniu pieniędzy, Renee pojechała limuzyną, którą to zaoferował bank, skoro ich klientka wypłaciła i posiadała tyle pieniędzy. Renee pojechała więc do innego banku by tam założyć osobne konto. Może to są teorie spiskowe, ale Doug mógł by mieć kumpli w zarządzie dotychczasowego, wspólnego banku, którzy mogli by kombinować z kontem żony lub je całkowicie wyczyścić. Inny bank zmniejszał to zagrożenie. Renee odesłała limuzynę i zawołała, mając cały czas swój bagaż przy sobie, inną taksówkę. Drugim żółtym autem pojechała na lotnisko i kupiła bilet na Majorkę, by tam się rozerwać. Po tygodniu imprez i masaży, postanowiła wrócić do domu. Nie tego w Nowym Jorku bo nie była na to gotowa. Z resztą głupio by to wyglądało na tle listu jaki napisała do męża. Zatęskniła za innym domem. Mianowicie tego, który należał do jej koleżanki ze studiów: ciepłej i radosnej Lynette Scavo. Na lotnisku w Palma de Mallorca kupiła bilet do Chicago a w samej metropolii, bilet do Fairview. Tak, choć sama o tym nie wiedziała, zamknęła pewien wielkomiejski rozdział swego życia.]
*Teraźniejszość*
Renee wreszcie dotarła do Fairview. W momencie lądowania, nikt się nie spodziewał, a zwłaszcza Lynette, że do Fairview przyjedzie jej stara znajoma. Do miasta, gdzie żona Toma i on sam mieszkali przez ostatnie 15 lat. Wysiadła z samolotu, mając na nosie stylowe okulary, ale szybko je zdjęła bo ją uwierały na nosie. Rozejrzała się.]
- Spodziewałam się czegoś większego -
[Westchnęła i obejrzała się chwilę jeszcze za siebie, patrząc na samolot. Trudno uwierzyć, że jeszcze osiem dni wcześniej żyła w kłamstwie, że Doug jest jej wierny..., że ją kocha... Zaczęła iść przed siebie. Odebrała swój jeden jedyny bagaż i z torebką na biodrze, poszła dalej, do wyjścia z budynku. Jedna z taksówek właśnie miała odjechać pusta na stanowisko, ale Renee ją zatrzymała]
- HEJ! Stój! -
[Wymachiwała ręką w prawo i lewo]
- STÓÓÓÓJ! -
[Ludzie zaczęli się na nią gapić, ale akcja dała efekt, bo taksówkarz się zatrzymał. Renee podbiegła i wsiadła do samochodu.]
* Dokąd? *
- Czekaj. Musze pogrzebać w torebce. -
[przekładając kilka rzeczy]
* No i? *
- Fairview, 4355 Wisteria Lane -
* No dobra, ale... Gdzie to jest? *
- CO?! -
* Jestem tu nowy. Przenieśli mnie z Mount Pleasant. *
- Do ch****y. Niedojrze, że małe miasto to tacy kierowcy. Nie ważne, po prostu ruszaj. -
[Tak więc ruszyli. {patrz "przykładowy post" w profilu postaci}]
- ... tak jak ta nie zbyt dobrze ubrana kobieta mówiła. Następnie skręć w lewo, w pierwszą alejkę jaką widzisz. Jedź cztery przecznice dalej i w tą czwartą, skręć w prawo -
[Kierowca, aby mieć święty spokój zrobił to co kazała Renee. Niestety, wjechali w złą numerację Wisteria Lane. Kierowca się zagapił i wjechał w przecznicę trzecią, a nie czwartą. Renee się wkurzyła i gdy dojechali pod właściwy adres, odjęła od rachunku kilka dolarów. Wysiadła a za nią jej bagaż, wyniesiony przez taksówkarza. Ten był wściekły, gdy przed dom, spod którego odjechał, wyszła blondynka, ok. 45 lat.
*Nie była to Lynette, tylko Patricia Morris, mieszkająca nieco dalej. Wyjaśniła, że Lynette chwilowo nie ma i zaprosiła Renee do siebie*
[Renee odjechała bardzo zadowolona spod domu Patricii Morris, mieszkającej na Wisteria Lane. Wsiadła wraz z walizką i torebką do żółtej taksówki, która w Nowym Jorku była znacznie wygodniejsza.]
- Do najlepszego hotelu w mieście poproszę. Zapłacę podwójnie byle tylko było szybko i bez rozmowy, jasne? -
[taksówkarz spojrzał na nią i odwrócił się do kierownicy, po czym ruszył. Po 20 minutach zakrętów i krzyżówek, byli na miejscu. Renee zapłaciła i wysiadła wraz ze swym dobytkiem. Udała się do wejścia przyzwoitego hotelu. Przy recepcji...]
- Hello! Ktoś tu jest?! -
[Podeszła młoda recepcjonistka]
- Najlepszy pokój jaki macie oraz pełne wyżywienie. -
[Recepcjonista zrobiła dziwną minę]
- No nie gap się tylko działaj!. Jak wypocznę i coś zjem to... może... będę milsza a teraz JUŻ. -
[Recepcjonista skierowała się do szafki z kluczami i znalazła pokój "prezydencki", jedyne 1200 dolarów za dobę. Wręczyła go Renee, która po spojrzeniu na podpis klucza, oddała go kobiecie.]
- Wiecie jak zrobić dobrze kobiecie. Zaprowadź mnie tam. -
[Recepcjonistka zawołała boy'a hotelowego. Zabrał on walizkę Renee i oboje poszli do windy, która za chwilę zjechała na dół. Chłopak, około 30 lat, w miarę dobrze zbudowany, wcisnął najwyższy guzik w windzie.]
- Wow. Nie tylko dobre widoki tam, ale i... -
[spojrzała na jego pośladki]
- ...tutaj. -
[Weszli do pokoju.]
- No, no, no. Całkiem ładnie. A ty... -
[obróciła się do boy'a]
- Masz stówę oraz... -
[Podeszła do niego. Przyciągnęła do siebie i jej usta spotkały jego usta. Zaczęli całować się namiętnie. Jej torebka spadła na ziemię a walizka z wypadła mężczyźnie z ręki. Zaczęła się zniżać, jak by mu chciała rozpiąć rozporek...]
- ...kolejne cztery za rozbudzoną żądze i dyskrecję. -
[Uśmiechnęła się i wypchnęła boy'a hotelowego z 500 dolarami w ręku za drzwi. Zamknęła drzwi i odwróciła się, wciąż rozpromieniona. Gdy poczuła, że wiadoma część ciała mężczyzny twardnieje, wiedziała, że jeszcze ma "to coś" w sobie. Ten "magnetyzm", który ułatwi jej życie. Upewniona przez sprytny test, padła na łóżko. Zdążyła tylko wyjąć zza biustonosza notatkę Patricii zrobioną na jej wizytówce i nawet się nie rozbierając i zasnęła.]
12 kwietnia
[Po dobrze przespanej nocy, Renee wstała. Jak zwykle udała się do łazienki, wzięła ciepłą kąpiel, ubrała się, wzięła trochę gotówki do torebki i trochę za biustonosz, tam też trzymała kartę jeśli ją gdziekolwiek zabierała, bo jak każda kobieta, obawiała się kradzieży. Wyszła z apartamentu i zamknęła zamek. Oddała klucz do recepcji i ominęła boy'a hotelowego, który wczoraj zaniósł jej jedną walizkę do pokoju. ]
- Zostawiam kluczyki i wychodzę. Pokój bardzo ładny jak na standardy małego miasteczka. Teraz to chciała bym coś zjeść. Gdzie jest bar czy tam... restauracja? -
[Recepcjonistka wskazała drogę i ]
- Dzięki. Najbliższe centrum handlowe? Aleja sklepów? -
[Także jej objaśniła]
- Dzięki złotko. Masz tu stówę. Nara. -
[Renee poszła do restauracji i zamówiła sobie śniadanie. Dosyć lekkie bo chciała zachować figurę i po godzinnej uczcie, zwróciła się do kelnera]
- Wszystko było bardzo smaczne. Dziękuję. -
[Po czym wyszła z pomieszczenia. Skierowała się do drzwi hotelu i zdecydowała:]
- Czas poznać to miasto Lynette -
[Renee, po krótkiej chwili, znalazła budkę telefoniczną. Wyjęła jedną z kart i wzięła słuchawkę. To była jedna z jej najtrudniejszych chwil. Zostawiła swój telefon komórkowy w domu, przy łóżku z którego ponad tydzień temu wstała. Teraz zamierzała zadzwonić na domowy telefon w ich apartamencie. Skoro mieli elektroniczną sekretarkę, wiedziała, że Doug odsłucha wiadomość, nawet jeśli przyjedzie za kolejny tydzień czy rok. Zaczęła wykręcać numer.]
- Jeden, Dziewięć, jeden, siedem, sześć, sześć, trzy, osiem, siedem, dwa, dwa. -
[Tuuut. tuuuut. w słuchawce. Po czterech takich sygnałach odezwała się sekretarka o możliwości zostawienia wiadomości]
- Doug? Tu ja: Renee. -
[westchnęła]
- Dzwonię do ciebie z... nieważne skąd. W każdym razie z innego stanu na terenie USA. Osiem dni temu zostałam skrzywdzona PIE*****Y S********E!. Zobaczyłam w gazecie twoje zdjęcia z jakąś szmatą, z którą się perfidnie obściskiwałeś! Nie wiem czym sobie na to zasłużyłam, ale wiem jedno. Zabrałam, z resztą pewnie sam widzisz, wszystkie najpilniejsze rzeczy do jednej torby oraz pojechałam do banku. Wypłaciłam 4 i pół miliona dolarów z naszego wspólnego konta. Zostawiłam Ci 20 milionów, ale nadal to są nasze wspólne pieniądze, ponieważ nadal jestem twoją żoną. Te cztery wypłaciłam tylko dlatego by móc się za co utrzymać w... I tak Ci nie powiem gdzie jestem. -
[Popłynęło kilka łez do słuchawki. Po chwili...]
- Nadal Cię kocham, ale muszę pewne sprawy przemyśleć. Ty też się lepiej zastanów czy kochasz mnie, czy tamtą. Jeśli tak to podzielimy majątek i jakoś to przeboleje. Każdy będzie wolny i zacznie życie od nowa. Jeśli nie, to wrócę, ale pójdziemy na terapię. Na razie nie chce o tym myśleć i nie wiem ile potrwa mój wyjazd. wiem, że kiedyś się skończy. Gdy kupię komórkę to do Ciebie zadzwonię, już na twój aparat. -
[Dodała wymuszone...]
- Do usłyszenia. -
[I odłożyła słuchawkę. Dwie sekundy później wyleciała karta telefoniczna i schowała ją do torebki, obok pozostałych dwóch. ]
- Nie sądziłam, że to zrobię -
[Renee udała się do sklepów Fairview poznać okolicę.]
Reszty nie chciało mi się pisać i pewnie nie ujrzycie ciągu dalszego. Przeczytajcie i oceniajcie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|