Forum Desperate Housewives / Gotowe na wszystko Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

"Coś nowego, tytułu jeszcze nie ma"

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Desperate Housewives / Gotowe na wszystko Strona Główna -> Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Granmor
The Voice



Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 45 razy
Skąd: Chorzów

PostWysłany: Pon 20:20, 01 Sty 2007    Temat postu: "Coś nowego, tytułu jeszcze nie ma"

Prolog mojego nowego opowiadania, nie jest to DH bo wymyślam zawsze totalnie wszystko sam ale myślę że Wam się spodoba.


Prolog.


Login: Jack_1234
Hasło:*********

Wciskam przycisk "OK", jest piąta rano. Siedzę w swoim pokoju, uważając aby nie zbudzić Ann bądź Filipa. Czasami, myślę że to dosyć niesłychane, aby dorosły student prawa pisywał pamiętnik. Przecież, to prawie że domena kobiet.
Jasne, zdarzają się piszący mężczyźni, ale to naprawdę jest mała grupka. Dlaczego więc ja piszę?
Nazywam się Jack Pace, jak już wiecie jestem studentem prawa, mieszkam w Nowym Jorku razem z Ann Ryan i Filipem Scottem.
Mieszkam już tutaj dwa lata, aktualnie jestem na trzecim roku. Pewnie się zastanawiacie, gdzie pracuję... Mam praktykę w kancelarii prawniczej Lormont & Marson.
Mieszkamy w jednej z najlepszych dzielnic w mieście, wiedzie nam się wręcz doskonale. Dobre życie, nie uchroniło nas w przeszłości, od tak straszneego uczynku, jakim jest morderstwo.



Tydzień wcześniej, Nowy Jork.


-Panie Pace!- krzyknął wykładowca, kiedy opuszczałem właśnie salę.-Liczę na Pana, to naprawdę ciekawa sprawa i dobrze
by było gdyby ją Pan jakoś dobrze opisał. Wie Pan że dobry prawnik, musi biegle obsługiwać pióro, prawda?
-W dzisiejszych czasach to już chyba klawiaturę, Panie Colloway.
-No tak, to prawda.
-Może być Pan pewien, iż zrobię wszystko co dla mnie możliwe, aby ten raport był jak najlepszy.
-Więc do zobaczenia, w Poniedziałek. Proszę pamiętać, że będzie Pana oglądać cały uniwersytet.
-Rzeczewiście, to przemawia do rozsądku. Do zobaczenia.


Flower Street 5, Nowy Jork

Przed domem zauważyłem ambulans, a także radiowóz policyjny. Zdziwiłem się, ponieważ nawet jak na Nowy Jork, to była bardzo spokojna okolica. Podeszłem do taśm policyjnych, zauważyłem Filipa. Nie zwracając na nic uwagii podeszłem do niego.

-Cześć koleś, co jest?-spytałem zapalając papierosa.
-Afera, stary, cholernie wielka afera.
-Co się stało? Po co ten ambulans tutaj stoi?
-Pani Caiver-Filip przerwał, przełykając ślinę.-Nie żyję.
-Huh? Dlaczego? Jak?
-Wbiła sobie nóż w plecy.
-Filip, co Ty bredzisz, przecież nie można sobie wbić noża w plecy.
-Wiem.
-Więc...
-Tak stary, ktoś jej pomógł.
-Jasna ch****a, Ann jest w domu?
-Pije kawę.
-Pójdę do niej, a Ty obserwuj co się dzieje.
-Tak.. gliny chcą mi zadać kilka pytań. Idź do Ann, bardzo się zdenerwowała.


Gdy weszłem do mieszkania, zauważyłem Ann stojącą przy oknie, spoglądała na ulicę, spokojnie dopijajac swoją kawę.
Gdy się odwróciła, widziałem że płakała. Zamknąłem oczy, chcąc ją pocieszyć. W końcu odezwała się swym aksamitnym głosem:
-Cześć Jack.
-Czesć Ann. Słuchaj, bardzo mi przykro, wiem że lubiłaś.
-Była moją matką której nigdy nie miałam...rozumiesz? -przerwała Jackowi, a z jej oczu popłyneły świeże łzy.-Pokazała mi, że matką może być ktoś, od kogo nie masz ani jednego cholernego chromosomu takiego jak Ty w DNA.... była... po prostu była...
Podeszłem aby ją przytulić, pozwoliła na to, co było bardzo ciekawe, czuła się tak samotnie że pozwoliła na to na co nigdy nie pozwala. Powoli czułem jak sam płacze, ale nie nad zmarłą, nad Ann, kochałem ją. Niech Bóg mi świadkiem, kocham ją nad życie.
Ale nie wiem jak o tym powiedzieć. "Hej, Ann. Co słychać? Wiesz, kocham Cię."

-Tak bardzo mi przykro...
-Dzięki. -szepnęła mi do ucha, serce mi krwawiło gdy ją taką widziałem.-A tak tam na uczelni?
-Mam napisać raport o jednej sprawie.
-Acha.. rozumiem, położę się, ok? Muszę odpoczać.

Wtedy do drzwi zapukał policjant, były otwarte więc nie miałem okazji go olać, zmierzyłem go wzrokiem i uśmiechnąłem się blado:
-O co chodzi?
-Czy Pan..
-Teraz wróciłem do domu.
-Rozumiem, a zastałem Panią Ann Ryan?
-Jest w szoku, właśnie się położyła. Proszę przyjść...
-W porządku Jack, lepiej teraz niż gdyby mieli mi potem przeszkadzać.
-Rozumie mnie Pani, muszę zadać każdemu pytania.
-Jasne, to Pana paca.-uśmiechnęła się blado, oparła o framugę drzwi do swojego pokoju.
-Co Pani dzisiaj robiła?
-Mam wolne, rano zrobiłam kolegom śniadanie i zmywałam.
-Rozumiem.-skinął głową mężczyzna notując, spojrzał ponownie na Ann.-Czy o godzinie 11,słyszała coś Pani?
-A co masz na myśli?
-Lekarz sugeruje że ofiara właśnie w okolicy godziny 11 a 11:10 zmarła. Może coś było słychać?
-Hm. Cóż, tak jakby, słyszałam straszne huki na górze.
-Huki? Pistolet?
-Być może.
-To przeciez się nie zgadza.-wtrąciłem się.-Filip mówił że została zraniona nożem.
-Tak, to prawda. Narzędziem zbrodni był nóż, ale to nie oznacza że nie mogło tam być także pistoletu.
-Sama już nie wiem.-mruknęła Ann, jakby wpadając w coraz gorszy nastrój.
-Dobrze.. ostatnie pytanie, widziała Pani kogoś podejżanego wokół bloku?
-Niech pomyślę...nie, nie pamiętam. Jednak jeśli coś mi sie przypomni, zadzwonię na Wasz posterunek.
-Byłbym zobowiązany.
-Więc...do widzenia?
-Tak, do widzenia.-policjant wyszedł zamykając za sobą drzwi, Ann westchnęła głośno i wróciła do swojego pokoju. Ja sam usiadłem w fotelu i miałem zamiar obejrzeć jakiś niezbyt dobry, jednak relaksujący film.

* * * *


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Van De Kamp
Administrator
<i>Administrator</i>



Dołączył: 23 Cze 2006
Posty: 1484
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Pon 20:49, 01 Sty 2007    Temat postu:

Mmmmm zapowiada sie calkiem niezły kryminał. Juz mi sie bardzo podoba i chyba nie musze dodawac, ze czekam z niecierpliwoscia na ciąg dalszy.
Ciesze się tez, że nasze grono piszacych osób sie powiększa, fajnie jest poczytac cos co inni napisali.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Granmor
The Voice



Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 45 razy
Skąd: Chorzów

PostWysłany: Pon 20:52, 01 Sty 2007    Temat postu:

Wiesz ja już piszę długo ale nie licząc 1 wiersza nic tutaj nie publikowałem ;]

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Van De Kamp
Administrator
<i>Administrator</i>



Dołączył: 23 Cze 2006
Posty: 1484
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Pon 21:04, 01 Sty 2007    Temat postu:

To dobrze, że naprawiłeś swoj bład i zaczynasz publikować na forum.
A tak na powaznie to moze w przyszlosci napiszesz cos z desperatkami w rolach głównych.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Granmor
The Voice



Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 45 razy
Skąd: Chorzów

PostWysłany: Pon 21:12, 01 Sty 2007    Temat postu:

A wiesz co równolegle pisząc to, spróbuję naskrobać coś z "akcją w Fairview". Wystarczy wymyśleć kolejną tajemnicę... ;]

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nina
Administrator
<i>Administrator</i>



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 2039
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Skąd: z Katowic
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:08, 02 Sty 2007    Temat postu:

Granmor, bardzo ciekawie się zapowiada Smile
Jak mi się wydaje pani nie umarła sama ktoś jej dopomógł, ciekawe wiec, kto

Kurcze ja też muszę coś napisać, ch****a tylko nie mam pomysłu...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Van De Kamp
Administrator
<i>Administrator</i>



Dołączył: 23 Cze 2006
Posty: 1484
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Wto 18:06, 02 Sty 2007    Temat postu:

No własnie Nino, do roboty, trzeba dać dobry przyklad innym
A tak na powaznie to jestem pewna, że niedługo wpadniesz na jakis genialny pomysł i powstanie wciągające opowiadanie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dean
Ciekawski sąsiad
Ciekawski sąsiad



Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Danzig

PostWysłany: Wto 18:09, 02 Sty 2007    Temat postu:

Świetnie się zaczyna, mam nadzieję, na równie klimatyczny i wciągający ciąg dalszy Smile

Mam tylko, jak to zwykle ja, parę "polonistycznych" uwag Wink Pozwolisz się podzielić, czy zachować dla siebie?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nina
Administrator
<i>Administrator</i>



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 2039
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Skąd: z Katowic
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:36, 02 Sty 2007    Temat postu:

Ja też bym miała, ale zostawię to Dean'owi Smile
"Podeszłem" to koniecznie trzeba poprawić Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Granmor
The Voice



Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 45 razy
Skąd: Chorzów

PostWysłany: Czw 19:32, 25 Sty 2007    Temat postu:

Następna część - Rozdział 1.

Rozdział 1

Poniedziałek, godzina 9:15



Flower Street 5, Nowy Jork


Dlaczego? Przecież dopiero co rozpoczął się rok akademicki.-powiedziała zaniepokojona Ann podając talerze ze śniadaniem Filipowi i mnie. Filip skrzywił się delikatnie, upił nieco kawy i rzekł ponuro:
-Sam nie wiem, mama mówi że to pilne.
-Pilne? Nic więcej?-zapytała Ann siadając do stołu.-Dziwne, prawda Jack?
-Nie wiem, być może to rozmowa nie na telefon.
-Nic mnie to nie obchodzi, zadzwonię dzisiaj do mamy i powiem że nie mogę się zwolnić, póki nie powie o co chodzi.
-Tak będzie najrozsądniej.-skinęła głową Ann wyglądając na ruchliwą ulicę.
-Dobra, ja już pójdę, czeka mnie ten cholerny raport. Jakby co, biorę komórkę dobra?
-Jasne Jack.-Filip uśmiechnął się blado urywając kawałek bułeczki.

Wyszedłem z mieszkania, miałem dzisiaj ciężki dzień przed sobą. Marzyłem o tm by znaleźć się w sytuacji Filipa, więc mieć i pretekst do zwolnienia się na jakiś tydzień. Byłem strasznie zmęczony życiem i denerwowało mnie wręcz wszystko.
Zastanawiałem się także nad tym, komu mogło zależeć na śmierci Pani Caiver. To byłą zwykła starsza kbeta, która z drugiego piętra naszego apartamentowca obserwowała wszystkich przez teleskop. Była to wręcz nowa moda, na spędzanie czasu.
Może zobaczyła coś, czego nie powinna? Morderstwo, twarz zbrodniarza? Może wpadła na trop czyjejś tajemnicy, może naszego sąsiad spod trójki - wyjątkowo tajemniczy facet.


* * * * *


Kilka godzin później, Korytarz Uniwersytetu


Udając się do toalety, zauważyłem że dzwoni mój telefon. Odebrałem szybko, to był Filip.
-No, co jest?
-Jack..słuchaj, jest taka sprawa, muszę się wyprowadzić na jakiś czas. Jadę do mamy.
-Dlaczego? Coś się stało?
-Tak. Ojciec zmarł, to była ta pilna sprawa.
-ch****a, moje kondolencje. Cóż, jedź, ale wróć szybko.
-Dzięki, do zobaczenia, mam nadzieje że przyjdziesz na pogrzeb, Ty i Ann.
-Możesz być tego pewien, na razie.
-Do zobaczenia.



Czując nie pokój, postanowiłem wziąźć urlop akademicki. Musiałem pomóc Filipowi w takiej trudnej chwili. Poszedłem do sekretariatu i załatwiłem swoje sprawy.



* * * *



Wieczór, dom na Flower Street. Klatka schodowa.


Otworzyłem drzwi do klatki schodowej kluczem, włączyłem światło i westchnąłem ciężko. Idąc korytarzem usłyszałem dźwięk otwieranych zamków no i drzwi. To była Pani Pawlowsky, nasza wieża obserwacyjna.

-Jack, Jack, podejdź tutaj chłopcze.
-O co chodzi Pani Pawlowsky?
-Widziałam dzisiaj Filipa, twojego kolegi z walizkami.- No tak, przed Panią Pawslowsky nic się nie ukryje. Było mi żal Filipa. - Coś się stało?
-Co? Ach, tak, nic takiego, proszę Pani.-uśmiechnąłem się pod nosem.-Proszę się nie martwić.
-Jakoś nie chce mi się wierzyć, że nic...
-Naprawdę, proszę się nie przejmować. Do widzenia.
-Pff- Pani Pawslowsky prychnęła cichutko.- Do widzenia.


Zapukałem do drzwi, po chwili otwarła je Ann. Uśmiechnęła się delikatnie i powiedziała
swoim aksamitnym głosem.

-Kolacja gotowa, Jack. Siadaj.
-Dzięki, Ann. Filipa już nie ma?-wiedziałem że go nie ma, w końcu Pani Pawlowsky. Ale chciałem jakoś zacząć rozmowę.
-Tak.. wyjechał już, powiedział że mamy przyjechać za kilka dni.
-Pojedziemy, prawda?
-Jack, pewnie, to nasz przyjaciel.
-Pójdę się przebrać. - udałem się do swojego pokoju.

Zamknąłem drzwi za sobą, połozyłem plecak na łóżku. Wziałem wcześniej przygotowaną koszule z krzesła i przebrałem się. Po chwili usłyszałem krzyk Ann. Pobiegłem szybko spowrotem.

-Ann! Ann! Co się sta....
-Tam...-Ann pokazała okno.-Za oknem.
-Co?
-Po rusztowaniu ktoś biegł!
-Nie rozumiem, przecież...
-Ale te rusztowanie nigdy nie jest używane, to tylko wyjście przeciw pożarowe.
-Spokojnie Ann... Już wszystko w porządku. - Przytuliła się do mnie, pogłaskałem ją po głowie powtarzając. -Już wszystko ok...





Następny dzień, godzina 6:20


To był kolejny przełomowy dzień, o bardzo wczesnej godzinie obudził mnie dzwonek do drzwi. Ann weszła do mojego pokoju.

-Jack... co się dzieje?- Ann ziewnęła głośno, była taka piękna w szlafroku. ch****a, co ja mówię, to tylko szlafrok!
-Spokojnie, otworzę.


Przecierając oko otwarłem drzwi, za nimi stał człowiek prosto wyjęty z ksiązki kryminalnej. To był policjant, gruby jak włoski gangster, miał okulary przeciw słoneczne.

-Dzień dobry. Jestem aspirant George Tishley.
-Dzień dobry, w czym mogę pomóc?
-Wczoraj, wieczorem... W mieszkaniu obok, dokonano morderstwa.
-Co? Jak... Dlaczego?
-Morderstwo, został zabity prawnik. Młody facet, mam kilka pytań do Pana.
-Tak?
-Czy był Pan wczoraj wieczorem w domu, gdzieś w okolicy godzin 19:46 a 20:45?
-Tak, byłem. Moja współlokatorka także.
-Widział Pan coś podejrzanego?
-Nie..
-Na pewno?
-Chwileczkę... Ann krzyczała.
-Ann?
-Moja współlokatorka, Ann Ryan. Krzyczała że widziała kogoś na rusztowaniu.
-Jest Pan pewien?
O tak.. Ann jest mądrą kobietą, nie wymyśli sobie takiego czegoś. Szczególnie iż to rusztowanie, nie jest nigdy używane.
Mhm... rozumiem, może przyjdę później i zadam kilka pytań Pannie Ryan. Do widzenia.
Do widzenia.-powiedziałem zamykając drzwi.
Następne dni, były tylko trudniejsze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Van De Kamp
Administrator
<i>Administrator</i>



Dołączył: 23 Cze 2006
Posty: 1484
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Pią 15:51, 26 Sty 2007    Temat postu:

Opowiadanie powoli sie rozkreca i nabiera tępa. Coraz wiecej morderstw - czyżby to jakiś seryjny morderca?
Niezwykle wciagający kryminał, czekam na ciag dalszy Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Granmor
The Voice



Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 45 razy
Skąd: Chorzów

PostWysłany: Pon 14:21, 05 Lut 2007    Temat postu:

Dalszy ciąg mojego opowiadania ;]

Rozdział 2.

Nadal Wtorek – godzina 9.00


Obudziłem się ponownie o godzinie dziewiątej. Za oknem był już piękny słoneczny dzień,
wstałem z łóżka, uporządkowałem biurko z zeszytów.
Miałem już urlop więc uruchomiłem komputer i udałem się do kuchni gdzie Ann czekała już z śniadaniem. Poczułem zapach smażonych naleśników, Ann spojrzała na mnie przez ramię.

-Jack, zjesz sam, ja idę na uczelnię załatwić sobie urlop. Potem zadzwonimy do Filipa i spytamy się kiedy mamy tam być. Dobrze?
-Chyba masz rację, tak będzie w sam raz. Zjesz później?
-Co? Ach, tak, jasne.- Ann chwyciła za swoją torbę.- Na patelni masz naleśniki, chyba wystarczy dla Ciebie. Dobrze, będę potem , jakby co, zadzwoń.
-Pa.- zamknąłem za nią frontowe drzwi.
Wyglądając na ulicę smarowałem naleśniki dżemem. Kocham się nie śpieszyć, o wiele przyjemniej jest robić to wszystko bez pośpiechu. Wtedy zadzwonił ktoś do drzwi. Otwarłem je kończąc smarować jedzenie.

-Cześć Jack. - to był Max, nasz sąsiad.
-Hej Max, co tam?
-Świetnie. Idę właśnie do pracy, ale pomyślałem że zajrzę. Może skoczycie do mnie wieczorem, Ty Filip i Ann. Co Ty na to? Może jeszcze będzie Sara i Piter.
-Dobrze nam to zrobi, ale Filip nie przyjdzie. Aktualnie jest w rodzinnym domu.
-Uh? A coś się stało?
-Jego ojciec, zmarł. Za kilka dni, my także mamy tam pojechać.
-Jasne.. no to Ty i Ann, przyjdziecie?
-Chyba tak, ale lepiej spytam o zdanie Ann.
-Pewnie, idę bo się spóźnię, szef nie lubi gdy to robię. Na razie.
-Trzymaj się.


* * * *

Po zjedzeniu śniadania, sprawdziłem pocztę w internecie. Postanowiłem ogarnąc mieszkanie, pozmywałem naczynia i pościeliłem łóżka.
Nagle zadzwonił telefon, szybkim krokiem podeszłem do aparatu i odebrałem rozmowę.

-Tak?
-Synek?
-Cześć mamo...
-Czemu się nie odzywasz? Ja i ojciec już mysleliśmy że coś się stało!
-Wszystko w porządku, po prostu musiałem załatwić swoje sprawy.
-Jakie?
-Prywatne.- nawet sam nie zauważyłem jaki akcent położyłem na te słowo.
-Mhm.. rozumiem. A co tam u Was?
-No... jakoś idzie, nie musimy bać się o chleb.
-Chyba wiedzie się Wam dobrze.
-Przecież mówię....
-Bo wiesz, ja i tata mam nieco pieniędzy.
-Przecież...
-Więc jakby co, to możesz...
-Mamo! Do jasnej cholery! Dasz mi dojść do słowa?! Wszystko jest w p o r z ą d k u. Rozumiesz?
-Dobrze, dobrze! Nie krzycz! To że jestem stara nie znaczy że głucha także!
-Na litość boską, muszę kończyć, na razie.
-Pa.-powiedziała obrażona.


* * * *


Godzinę później, zadzwoniła do mnie Ann mówiąc abym zrobił zakupy ponieważ ona nie zdąrzy. Zgodziłem się, w końcu miałem wolne, postanoiwłem jednak nie ruszać samochodu a przejść się po okolicznych sklepach.
Wziąłem swój portfel i wyszedłem z mieszkania.



Kupiłem gazetę od jakiegoś malca, po czym udałem się w stronę marketu. Po drodze spotkałem Mary, naszą sąsiadkę.
Mary mieszkała wraz z mężem i dwójką dzieci, jedna z niewielu pełnych rodzin w naszej klatce schodowej. No, ale cóż, takie życie. Postanowiłem zamienić kilka słów z Mary.

-Cześć Mary.
-O, kogo ja tutaj widzę.- Mary uśmiechnęła się delikatnie w moją stronę przeglądając detergenty.-Co tam nowego, Jack?
-A nie wiele dobrego, Max mówił Ci o imprezie?
-Tak, ale nie wiem czy przyjdziemy. Muszę jak już, mieć z kim zostawić dzieci.
-Pani Pawlowsky raczej się nie wybiera na imprezę.
-Ostatnio, kiedy je zostawiłam z tą kobietą, ona straszyła je jakimiś chorymi bajeczkami. Dziękuje, ale nie skorzystam z jej usług.
-Może i jest nasza starsza Pani nieco ciekawska i ekspresywna..
-Ciekawska? Gdyby mogła, zamontowała by w naszych mieszkaniach kamery!
-Szukasz jakiegoś środka czyszczącego?
-Co? Ach, tak, George zrobił plamę na dywanie w salonie. Wolę nie mówić, ile nasz kosztuje ta plama.
-Ten wydaje się być dobry.-pokazałem jej butelkę z napisem “Wyczyści nawet to co wyczyszczone!”

Mary zaśmiała się głośno, spoglądając na butelkę.
-Może jeszcze zwrócą pieniądze, gdy tak nie będzie?
-Nie wiem...
-Czego to ludzie nie wymyślą.- Mary pokręciła głową delikatnie.- A jak tam na uczelni?
-Świetnie... mam aktualnie, wolne.
-Odpoczywasz?
-Tak..tak jakby, ale nie chcę o tym mówić.
-Dobra, nie pytam. Chyba mam juz wszystko, czego potrzebuję. Do zobaczenia, Jack.
-Pa Mary.

Ja także zrobiłem zakupy i wróciłem do domu. To był naprawdę udany dzień, do godziny 15 było bardzo przyjemnie. Ale nie o tym miały być te zapiski z mojego dziennika.
O 15 do domu wrócił do nas George Tishley – glina.
Został poczęstowany przez Ann herbatą, siedzieli w salonie na fotelach, Ann ciągle mówiła, glina tylko przytakiwał głową i pisał zeznania.

-Cześć Ann, jak się czujesz?
-Próbuję. Właśnie mówiłam Panu Georgowi, jak wyglądał nasz wieczór.
-Ja nie wiele wiem.-powiedziałem siadając na oparciu fotelu.-Wiem tylko tyle, że Ann coś widziała.
-Rozumiem, doskonale rozumiem, Pan wtedy był w swoim pokoju który ma okna na druga stronę kamienicy. Nie był Pan w stanie nic widzieć.
-Tak. Właśnie, to chciałem powiedzieć.
Policjant pokiwał głową, ze skrzywionym grymasem twarzy. Ann podniosła delikatnie jedną brew, spojrzała na notes gliny.

-Coś jest nie tak?
-Nie ma zadnych tropów.. same poszlaki, komendant mnie opiepszy.
-Proszę się nie martwić, pewnie coś łączy ofiary.
-Wątpię .. sprawdziliśmy szczegółowo ich życiorysy, wszystko. Oprócz miejsca zamieszkania, nic ich nie łączy. Klops.


Ann uśmiechnęła się troskliwie, poklepała policjanta po ramieniu. George spojrzał na nią zdezorientowany. Ja tylko obserwowałem to, a coś w środku błagało bym zamienił się miejscem z gliną.

-Coś ich musi łączyć. Nie mogą zostać zamordowane wie osoby, nie mające ze sobą nic wspólnego.
-Wiem co ich może łączyć...
-Co takiego?
-Sąsiedzi.



* * * *


Mieszkanie Maxa, ten sam dzień, wieczór.



Jesteście!- ucieszył się Max widząc mnie i Ann za drzwiami.-Wchodźcie, Piter i Sara też już są.
-Cześć Max, przepraszam że nie ma Filipa.-powiedziała powoli Ann.
-Wiem, wiem, Jack mi mówił rano.

Do korytarza przyszła Sara, trzymając w jednej dłoni dwa kieliszki, a w drugiej butelkę wina.
Przywitała się z Ann, całując w policzki i skinęła do mnie przepraszając, że ma zajęte dłonie.

-Napijecie się może?-spytała podając nam kieliszki.-Cholernie dobry rocznik.
-Czemu nie.-wtrąciłem.
-W salonie, na stole już jest wszystko gotowe. Pomogłam nieco Maxowi, bo bez Mirii nie radzi sobie z imprezami. Właśnie! Kiedy wraca Miria?
-Nie wiem, napisała mi w mailu że ma jeszcze jakąś sprawę w Paryżu. Chyba chodzi o interesy.
-Acha, nie ważne, moda mnie nie interesuje, jako biznes.-Sara zaśmiała się upijając delikatnie z kieliszka wina.-A Wy kiedy jedziecie do Filipa?
-Powinien dzisiaj dzwonić.-powiedziała Ann prowadząc nas do salonu. Po chwili usiadła na fotelu, upijając także z kieliszka.
-Szkoda że go to spotkało.-mruknął Max.
-Max, jesteśmy dorośli, teraz mamy sezon na takie sprawy.-powiedziała gładko Sara.
-Nie mówiłbym o tym w ten sposób.-wtrącił Piter.-Cześć Wam.-uściskaliśmy sobie dłonie.


Środa, godzina 6 rano. Nasze mieszkanie.


-Jack! Wstawaj! Jack! -szybko budziła mnie Ann.
-Ann, ch****a, nie krzycz tak! Co jest? Pali się?
-Przyjechał Filip.

Wiedziałem, że to nic dobrego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Granmor
The Voice



Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 45 razy
Skąd: Chorzów

PostWysłany: Czw 18:33, 08 Lut 2007    Temat postu:

Ostatnio mam straszną wene na to opowiadanie Kolejny rozdział !


Rozdział 3.


Środa, godzina 6:03


-Filip!-wybiegłem ze swojej sypialni.
-Cześć Jack.
-Możesz łaskawie powiedzieć, co tutaj robisz?
-Przyjechałem, bo pogrzeb już się odbył.
-Ale mówiłeś że mamy przyjechać.-wtrąciła cicho Ann.
-Przepraszam Was, ale mama chciała jak najmniejszej ilości gości.
-Jasne, to zrozumiałe.-burknęła Ann, gdy na nią spojrzałem, zauważyłem że intensywnie się nad czymś zastanawia. Ale nie myślałem o tym. Cóż, miałem wolne, przynajmniej wykorzystam jakoś ten czas.

-Dobra, zrobię śniadanie.-gładko zmieniła temat Ann.-Co zjecie?
-Ja pójdę wziąść kąpiel.- zapowiedział Filip i udał się do łazienki z walizką. Gdy już wyszedł, Ann spojrzała na mnie badawczo i szepnęła:

-Co o tym myślisz?
-Coś musiało się tam wydarzyć, z pewnością nic dobrego.
-Mhm, to ja się zajmę tym śniadaniem.-Ann odwróciła się w stronę kuchnii. Wtedy ktoś zapukał do drzwi, stanęła tam Sara.

-Cześć Jack.
-Jak się masz, Saro? Głowa pęka?-spytałem z uśmiechem na twarzy.
-Nie pytaj. Za to ja mam pytanie, widziałam samochód Filipa przed domem.
-Tak, Filip przyjechał ale nie wiemy dlaczego.
-A miał być powód?
-Mieliśmy tam dzisiaj wyjeżdzać, coś mi mówi że nie można tak przyśpieszyć pogrzebu.
-Chyba ..-zaczęła Sara.
-Chyba że...?
-Chyba że nie było żadnego pogrzebu.-szepnęła cicho, ale wystarczająco głośno bym usłyszał każdą literkę.
-Sara, dlaczego miałby ..
-Nie wiem, nie mam pojęcia, wiem tyle co Wy, a nawet i mniej. Dobra, na mnie pora, muszę zmykać, sklep i te sprawy. Do zobaczenia Jack.
-Na razie Sara.


Słowa Sary, bardzo głęboko mnie zainteresowany. “ Chyba że nie było żadnego pogrzebu”,
był to pewien sposób myślenia, na tę sprawę. Lecz jaki? Wskazywał kłamstwa Filipa, co było głupie. Znałem Filipa od kilku lat, gdyby coś się działo, powiedziałby nam o tym.
A jeżeli, to prawda? Jeżeli coś innego wydarzyło się w domu Filipa? Wtedy, pomyślałem o morderstwie. Ojciec Filipa zabity, kurde, co ja plotę, nigdy, nigdy w życiu.
Postanowiłem wziąść sobie jakaś książkę i udać się do pobliskiego parku. Zapowiadał się piękny dzień, a to Ann chciała się zająć mieszkaniem.
Najbliższa książka, okazała się idealna, były to “Sekrety walentynkowe”. Z tego, co przeczytałem nieco wczoraj, było to o nastolatce która miała co chwilę nowego chłopaka, idealne by nie mysleć o rzeczywistości.


Park, godzinkę później.
Rozpadało się.


“Wtedy ona powiedziała : Tak, Johnny, pójdę z Tobą na imprezę. Johnny na te słowa, pocałował ją w policzek :” Oh, Jenny, to mój szczęśliwy dzień!”

BOŻE!

Co za kicz, nie książka. W swoim życiu, przeczytałem wiele, ale nic nie było tak głupie. Dylematy jak z “Mody na sukces”, pełne “życiowych” prawd. Naprawdę, autor mógł się bardziej postarać.
Ja rozumiem, że można nie mieć doświadczenia, ale to było dosłownie złe. Tu już nie chodziło o styl pisma, czy coś takiego, po prostu fabuła była debilna.
Zamknąłem oczy, licząc do pięciu, jakby to pomogło mi uspokoić się i zapomnieć o tych bzdurach.

-Jack?
-Co? A, Piter. Cześć...
-Co czytasz?
-Jakieś bzdury, nawet nie wiem dlaczego kupione..
Piter zaśmiał się, kiedy zobaczył tytuł tego klasyka. Pokręcił głową delikatnie:
-Nie obraź się stary, ale chyba wtedy spałeś na stojąco, że wziąłes coś o takim tytule.
-Dobrze o tym wiem, ale mniejsza oto, co tutaj robisz?
-Sara sprząta mieszkanie, a ja nie lubię gdy zrzędzi przy tym.
-E tam, przynajmniej ma kto na Ciebie zrzędzić. Ja...
-Ann nadal nic nie widzi?
-Nie..-powiedziałem cicho.-Nic a nic.
-Może to i dobrze.
-Dobrze?
-Tak, może, może nie jest Wam dane.
-Piter, przestań, dobrze wiesz co czuję do Ann.
-Tak, wiem. Przykro mi stary, że ona jest taka ślepa. Rozmawiałem, ostatnio z Sarą na twój temat. Ona, ja zresztą także, myślę, że powinieneś powiedzieć Ann o swoich uczuciach.
-Przestań. To nic nie da, nie raz próbowałem, ale ona zawsze nie rozumiała do czego zmierzam.
-Stary..
-Hm?
-Może nie chciała rozumieć?


* * * *

“Może nie chciała rozumieć“, może to prawda? Może postanowiła że nie pozwoli sobie na to z przyjacielem. Ale z drugiej strony, to były słowa Pitera, nie Ann. Miałem głowę pełną myśli.
Zadzwoniłem do domu, ale nikogo w nim nie zastałem. Zdziwiłem się, ponieważ w domu powinna być Ann.
Pomyślałem wtedy, iż jest to czas na taką rozmowę. Postanowiłem dokonać tego, czego bałem się od roku. Trudno, spoliczkuje mnie, ale będzie znać prawdę.


Ann!-krzyknąłem pukając do drzwi, które same się otwarły pod siłą mojej dłoni. -Jasny gwint.
Nasze mieszkanie było wręcz całe zniszczone, to nie było włamanie, to było cholerne tornado.
Obrazy potłuczone znajdowały się na podłodze, szuflady w kuchni były wyrzucone poza ladę.
Wszystko było zniszczone, po chwili usłyszałem głos Ann.



-Cześć Jack! Dobrze że ..
-Zabrakło Ci słów?-spytałem ironicznie, słyszałem jak Ann przełknęła ślinę.
-Co się stało ..?
-Nie mam pojęcia, było otwarte, ja...
-Gdzie jest Filip?
-Nie wiem. A gdzie Ty byłaś?
-U Sary, na górze.
-Filipa nie było?
-Nie, wyszedł gdzieś, może sąsiedzi coś wiedzą?
-Sąsiedzi? Jeżeli nie Pani Pawlowsky to nikt nie będzie wiedzieć co się stało.
-Tak, masz rację, idź do niej, ja poczekam na Filipa.

Skinąłem głową na słowa Ann, nie były mi teraz w głowie amory. Wyszedłem z mieszkania, zamykając za sobą drzwi. Pani Pawlowsky mieszkała na parterze, więc dwa piętra niżej. A dokładnie “pod jedynką”. Zastukałem do drzwi, usłyszałem krzyk : CHWILECZKĘ!

-O, Pan Jack, dzień dobry.
-Dzień dobry Pani Pawlowsky.
-Co mogę dla Pana zrobić?
-Potrzebuję informacji.-stwierdziłem szybko i celnie, moja sąsiadka podniosła wymownie jedną brew po czym uśmiechnęła się delikatnie.
-W czym mam pomóc?
-Było włamanie bo mojego mieszkania.
-Mój Boże! Włamanie? U nas?
-Było morderstwo, czas na włamanie.
-Niech Pan tak na Boga nie mówi, nie wolno.
-Pomyślałem....
-Że..?
-Proszę Pani, nie ukrywajmy że obserwuje Pani z mieszkania to i owo. Chciałbym wiedzieć, czy może Pani coś wie...
-Tak, cieszę się że powiedział Pan to wprost.-Pani Pawlowsky pokiwała głową delikatnie.- Bardzo dziękuje, cóż, zapraszam do środka.


* * * * *


Mieszkanie Pani Pawlowsky było urządzone bardzo skromnie, w salonie znajdował się komplet wypoczynkowy, jakieś obrazy z dawnych lat i zdjęcia. Przy ścianie znajdowała się szafa, półka ze szkłem i komoda. Na stoliku znajdował się kwiat w doniczce.
Pani Pawlowsky pozwoliła mi spocząć, poczęstowała mnie kawą i swoim wypiekiem.


-Więc myśli Pan że może coś widziałam, tak? - Pani Pawlowsky położyła łyżkę po wymieszaniu kawy. Uśmiechnęła się delikatnie w moją stronę.
-Taką mam nadzieję. Pani obserwuje sporo.
-Tak, to prawda. Ale tutaj nie o ciekawość chodzi.
-Nie powiedziałem że..
-Moje dziecko, wiem dobrze co o mnie myślisz. Ciekawska staruszka.
-Ale ...
-Proszę, nie zaprzeczaj. Ja o tym, dobrze wiem. Zresztą, sama bym siebie tak nazwała, gdybym nie była starszą kobietą.
-Chce Pani..
-Tak, moje hobby stworzyła zwykła nuda.- Pani Pawlowsky westchnęła głośno.- Jedni lubią oglądać “Bold and the Beauthiful” i żyć ich życiem, inni “Familiadę”. A ja mam takie zajęcie.
-To, smutne.
-Wiem, dobrze o tym wiem moje dziecko. Ale wracając do spawy, muszę Ci powiedzieć że, słyszałam, i to sporo.
-Teraz? Jakieś kilka godzin temu?
-Tak .. Nie wiem czy wiesz, ale nasza wentylacja w bloku jest taka, iż można usłyszeć wszystkie krzyki, trzaski. No i właśnie to usłyszałam. A później pod oknami.... A później, słyszałam jak ktoś biega pod oknem, tak się składa że dopiero co przestało padać, więc slady były wyraźne, chyba nadal są. To był but męski, chyba męski.
-Pod Pani oknem? Którego pokoju.
-Kuchni, okno wychodzi dokładnie na stronę przeciwną drzwiom frontowym.
-To, ciekawe. Nie obrazi się Pani, jak pójdę sprawdzić te ślady?
-Pewnie że nie, dobrze Cię rozumiem moje dziecko, że chcesz szybko je zobaczyć. Może porozmawiamy później, dobrze?
-Jasne, do widzenia.
-Do widzenia.



* * * * *


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arno
Ekspert ds. Fairview



Dołączył: 11 Wrz 2007
Posty: 3338
Przeczytał: 1 temat

Pomógł: 42 razy
Skąd: Toruń
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 18:12, 02 Sty 2008    Temat postu:

Baaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo mnie wciągnęło.
Tajemnicze i ciekawe Wink

Przerwałeś w takim momencie! Sad


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Desperate Housewives / Gotowe na wszystko Strona Główna -> Archiwum Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin