|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Nina
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 2039
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Skąd: z Katowic Płeć:
|
Wysłany: Czw 11:25, 27 Lip 2006 Temat postu: DH sezon 2 i 1/2 - by Nina |
|
|
Hm, w oczekiwaniu na następny sezon, i zainspirowana opowiadaniem Lady, Nina postanowiła sama coś skrobnąć. Sami zobaczcie co to jest, nie bedę się zbytnio rozwodzić, aby wytłumaczyć sytuację.
Tekst jest mojego autorstwa i nie życzę sobie, aby ktokolwiek go przywłaszczał lub kopiował Chyba że zapyta wcześniej o zgodę
Czekam na komentarze także konstruktywną krytykę
Część pierwsza
Świece kończyły się palić, a po jej policzkach popłynęły łzy. Zrezygnowana wstała, podciągnęła do góry kołdrę, która była przykryta, narzuciła ją na plecy i weszła do swojej przyczepy. „Widocznie źle go zrozumiałam, wcale nie zamierzał przyjść. A może zmienił plany?” Dokończyła butelkę wina sama (nawiasem mówiąc zaczęła ją też sama), tę samą, przy której miała się oświadczyć Mike’owi. Tyle, że on ją wystawił do wiatru…
Rano obudził ją zgiełk. Słyszała jakieś głosy wołanie, ale wypite wczorajszego wieczoru wino nie pozwoliło jej od razu powrócić z krainy snu. Położyła sobie poduszkę na głowie i powiedziała:
- Julie Mayer, natychmiast ścisz ten telewizor!
Lecz po chwili zastanowienia, przypomniała sobie, że Julie nie miała nocować w „domu”, a głos ją wołający, należy do mężczyzny.
- Pani Susan Mayer? Proszę otworzyć, policja!
Na Susan słowa te podziałały jak prąd elektryczny. Wyskoczyła z łóżka i już po chwili beznadziejnie szukała szlafroka, szczotki do włosów, szczoteczki do zębów, kapci, wszystkiego naraz. Lecz nic nie znalazłszy, otworzyła drzwi tak jak stała, boso i rozczochrana. W myślach miała tylko jedno: „pójdę do więzienia, jak nic!”. Zobaczywszy policjanta na progu, przełknęła ślinę i przybrała najbardziej niewinny uśmiech, jaki tylko umiała, jakby zupełnie nie wiedziała o co chodzi.
- Pani Susan Mayer, prawda?- zapytał ponownie policjant.
- Tak, to ja –odpowiedziała, wciąż się uśmiechając nienaturalnie. – O co chodzi?
-Musimy porozmawiać…- powiedział poważnie policjant.
Susan nie wytrzymała. Nie bardzo się kontrolując wybuchnęła:
- Jeśli chodzi o dom Edie…- lecz przerwała, bo odpowiedziało jej tylko zdziwione spojrzenie stróża prawa. – Małżeństwo…? – dodała tracąc zupełnie pewność siebie.
- Nie, nie- pokręcił głową. – Chodzi o pani, hm przyjaciela Mike’a Delfino…
-Co, co z nim?! Siedzi w więzieniu?- wykrzyczała zapytanie Susan.
W głowie policjanta pojawiła się myśl, że ma prawdopodobnie do czynienia z jakąś wariatką, mającą bzika na punkcie przestępstw.
- Nie –kontynuował po chwili.- Wczorajszej nocy Mike Delfino został potrącony przez samochód, wypadek był bardzo…
Ale Susan już nie słyszała. Nic dookoła siebie nie widziała, mogła tylko w kółko powtarzać w myślach: „Mike Delifno nie żyje, mój Mike nie żyje…”
-… w tej chwili jest w szpitalu, w śpiączce. Jego stan jest ciężki, ale w miarę stabilny…- dokończył oficer.
- To znaczy, że żyje? –zapytała retorycznie Susan, przez chwilę uszczęśliwiona. Jednak zaraz ten nagły wybuch optymizmu się skończył i zastąpiony został szeroko rozlewającym się pesymizmem. – Ale jest w śpiączce, kto wie, czy kiedykolwiek się obudzi…
Tak jak stała, usiadła na progu swej przyczepy, oparła głowę o framugę drzwi, zamknęła oczy i pogrążyła się w rozpaczy…
Gdyby miała oczy szeroko otwarte i widziała, co dzieje się wokół, zobaczyłaby, coraz to nowych mieszkańców Wisteria Lane, którzy schodzą się ciekawscy, co tym razem się stało, wymieniając uwagi, jakoby ich osiedle schodziło na psy, co chwilę policja…
Zobaczyłaby także swoje trzy przyjaciółki, zaniepokojone podążające w stronę przyczepy, każda ze swojego domu. Szła do nie Lynette, w okularach, gdyż wraz z Tomem właśnie przeglądali rachunki. Za nią szedł Tom z małą Penny na rękach.
Od strony swojego domu pewnie kroczyła Bree z Orsonem u boku, gdyż właśnie pili kawę.
Z żółtego domu wybiegła Gabrielle, a zaraz za nią Xao-mei, jej pokojówka. Teraz Gaby, drobiła małymi kroczkami w wysokich obcasach w stronę przyczepy Susan. Już po chwili, wszystkie trzy szły ramię w ramię z wyrazem niepokoju na twarzy zastanawiając się, co mogło się stać. wiedziały tylko podświadomie, że coś niedobrego… Stanęły przed wejściem do przyczepy, spojrzały na Susan potem po sobie i nie wiedząc co robić popatrzyły na policjanta.
- Jej chłopak, Mike Delfino miał poważny wypadek tej nocy, nie wiadomo co z nim będzie. Ona siedzi tak od kiedy jej powiedziałem, może trzeba wezwać lekarza? Ludzie skierowali nas tutaj, mówią że ten facet nie miał żadnej rodziny- powiedział półgłosem.
- Nie „ma” a nie „miał” proszę pana- rzuciła rozzłoszczona Lynette. Policjant tylko wzruszył ramionami i już się nie odzywał.
Przyjaciółki Susan już wiedziały, ze najpierw muszą się nią zająć, a potem dopiero pocieszać, w niektórych sytuacjach, była jak dziecko we mgle, tak teraz jak i po rozwodzie z Karlem.
Lynette uklęknęła obok skulonej Susan i pogłaskała ją po włosach.
- Hej Susan, wstawaj, chodź stąd, przecież nie będziesz tu siedziała cały dzień- powiedziała łagodnie i pociągnęła ją za rękę. Susan jak w transie dała się ubrać w szlafrok i kapcie a potem prowadzić przez Wisteria Lane pod zaciekawionymi spojrzeniami sąsiadów, aż do domu Gabrielle.
Odchodząc, Lynette rzuciła Tomowi porozumiewawcze spojrzenie. Kiedy zamknęły się za nimi drzwi Tom zaczął wypytywać policjanta o okoliczności wypadku, szanse Mike i przede wszystkim, w którym szpitalu leży. Zaraz obok stał Orson, który udawał, że nic go nie interesuje, wbiwszy ręce w kieszenie zagapił się na spalony dom Susan. Kiedy odwrócił się i zaczął iść w kierunku domu Bree aby tam na nią poczekać, jego twarz rozjaśnił niezrozumiały dla nikogo uśmiech człowieka, któremu coś bardzo się powiodło…
c.d.n
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Nina dnia Czw 20:08, 01 Lis 2007, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
mati
V.I.P.
Dołączył: 26 Cze 2006
Posty: 818
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Czw 11:32, 27 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
bardzo ... fajne ... czy mogę skopiować na mojego bloga ??? oczywiście napiszę ... żę to jest twojego autorstwa
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nina
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 2039
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Skąd: z Katowic Płeć:
|
Wysłany: Czw 11:34, 27 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Oczywiście że możesz
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Q.m.c.
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 50 razy Skąd: Section One Płeć:
|
Wysłany: Czw 14:50, 27 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Noo, się dziewczyny nam rozpisały
Nina-opowiadanie jest naprawde fajne, dosłownie jak scenariusz dh Czekam na kolejne Zpowiada sie ciekawie
Brakuje jeszcze "seri" o Lynette i Gabi Za dużo czasu nie mam,ale jak znajde to chyba poświęce go na naskrobanie czegoś-nieźle mnie tymi opowiadaniami nakręciłyście
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lady Van De Kamp
Administrator
Dołączył: 23 Cze 2006
Posty: 1484
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Skąd: Sosnowiec
|
Wysłany: Czw 19:38, 27 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Nino super Ci to wyszlo i jak szybko. jestem pełna podziwu i czekam z niecierpliwościa na ciąg dalszy.
Mnie tez zalągł sie w glowiej kolejny scenariusz, a wszystko dzieki jednej z naszych forumowych rozmów wczoraj.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nina
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 2039
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Skąd: z Katowic Płeć:
|
Wysłany: Pon 21:36, 21 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Część druga
- Wiecie co jest najgorsze?- zapytała w przestrzeń Susan siedząc w kuchni Gabrielle, ściskając pusty kieliszek do którego Lynette nalewała jej whisky. Nie czekając aż ktoś zapyta co ma na myśli, kontynuowała- To wszystko moja wina. Jestem taka pechowa. Gdybym zostawiła Mike’a w spokoju, nic by mu się nie stało…- powiedziała Sus i zaczęła płakać.
Dziewczyny wiedziały, ze nie mogą dopuścić do załamania się Susan. Zbyt dobrze pamiętały co działo się z nią po rozwodzie z Karlem. Nie mogła wpaść w depresje szczególnie teraz, kiedy miała na głowie Mike’a w tak ciężkim stanie, odbudowę domu i rozwścieczoną Edie. Wtedy inicjatywę przejęła Gabrielle:
- Hej Susan, ty pechowa? Huh, nie sądzę żebyś była bardziej pechowa niż każda z nas. Bree o mało nie została zastrzelona przez nastolatka- psychopatę we własnym domu, Lynette ma na głowie tę latawicę Norę i nieślubne dziecko Toma a ja… - tu głos jej się trochę załamał- zobacz, mnie zdradził mąż i to z kim? Ze służącą, Chinką, którą ja sama trzymałam w domu, która na dodatek nosi moje dziecko i której podsunęłam pomysł utraty dziewictwa!
Bree i Lynette szeroko otworzyły oczy, spojrzały po sobie, ale nic nie powiedziały. Zazwyczaj przyjaciółki nie wypominały sobie nawzajem prywatnych skandali, ale tym razem sytuacja tego wymagała. Tu chodziło o Susan, trzeba było odwrócić jej myśli na inne tory. Kończąc swój monolog Gaby podniosła brwi, skrzyżowała ramiona na piersiach i popatrzyła znacząco na Susan. Na niej przemowa też zrobiła wrażenie lecz nie tak wielkie jak na Bree i Lynette.
- Tak, masz rację, ale…
- Nie ma żadnego ale, sama widzisz jak jest.- skwitowała Bree przejmując pałeczkę.- Teraz weźmiesz prysznic, a potem pomyślimy co dalej. Człowiek czysty i pachnący od razu bardziej optymistycznie patrzy na świat! – powiedziała z uśmiechem gospodyni domowej z reklamówek.
Bree i Lynette westchnęły z ulgą zamykając za sobą drzwi domu Gabrielle i wychodząc na ulicę. Wiedziały ze to nie do końca w porządku zostawiać Susan, ale wszystkie naraz na pewno nie pomogą, szczególnie teraz, kiedy Susan zasnęła.
- Biedna, biedna Susan.. a było tak blisko, żeby była szczęsliwa…- zamyśliła się Lynette.- Hej, Bree a co to za facet siedzi przed twoim domem?
- Aa! O mój Boże!- przeraziła się Bree.- Przecież to Orson, piliśmy razem kawę, kiedy przyjechała policja i zaczęło się to zamieszanie… Muszę iść- mówiła coraz szybciej i coraz bardziej nerwowo Bree. Pomachała dłonią Lynette i szybkim krokiem oddaliła się w stronę domu.
- Nawet nie wiesz jak mi przykro, Orson! – wyrzuciła z siebie Bree, gdy tylko dopadła schodków domu, na których siedział Orson.
- Nie bardzo rozumiem co masz na myśli… - powiedział rozbawiony Orson.
- Na co dzień nie zapominam o swoich gościach – rzekła perfekcyjna pani domu i zaczerwieniła się.- To wszystko przez to zamieszanie… - wzruszyła bezradnie ramionami.
Nagle Orson spoważniał.
- Właśnie, ten mężczyzna… Michael…
- Mike- poprawiła machinalnie Bree.
- Taak, Mike- powiedział Orson przeciągle jakby się nad czymś zastanawiając. – Co z nim? To chyba coś poważnego?
- Wiem niewiele więcej…
- Jak to ludzie losy potrafią się dziwnie pleść. Zdaje mi się jakbym wczoraj go poznał… a potem spotkałem go w kinie… udawałem chłopaka Susan!
- Nie mam pojęcia o czym mówisz – powiedziała zdziwiona Bree wpatrując się w Orsona z ciekawością.
- A to, że o mnie zapomniałaś musisz mi koniecznie wynagrodzić… -powiedział Orson zupełnie znienacka zmieniając temat. – Co powiesz na wspólny lunch a potem kawa, której mam nadzieję w końcu napijemy się do końca… - zaproponował, a widząc niepewność na twarzy Bree błyskawicznie dodał – opowiem Ci jak udawałem chłopaka Susan…
- No dobrze – powiedziała Bree uśmiechając się. – Ale ja stawiam…
Kiedy Bree odeszła Lynette stała jeszcze mrużąc oczy, przekrzywiając głowę i wpatrując się w mężczyznę. „jak on u diabła miał na imię? O-orson… skąd ja go znam?”
Zaraz jednak ocknęła się i ruszyła w stronę swojego domu. Otwarła drzwi i weszła do salonu potykając się o zabawki chłopców.
- I jak Susan?- dobiegło do niej zapytanie Toma siedzącego za kuchennym stołem i próbującego trafić z łyżeczką do buzi małej Penny. Efekt był mierny, gdyż większość jedzenie lądowała na około nich zamiast w miejscu docelowym.
Lynette zdawała się nie widzieć wysiłków męża. Jak lunatyczka podeszła do stołu, usiadła na krześle i podparła głowę ręką..
- Hej, kochanie, chyba cię o coś zapytałem… - powiedział z urazą Tom. Lynette ocknęła się.
- Skąd ja znam tego faceta?
- Kogo do cholery masz na myśli? – odpowiedział Tom pytaniem na pytanie a w jego głosie słychać było niepewność.
- No, ten znajomy Bree, Orson…
- Aa, Orson, chciałaś powiedzieć Susan.
- Co- Susan?
- Znajomy Susan głuptasie… pomagał sprzątać jej podwórko po pożarze…
- No właśnie! – wstała gwałtownie Lynette i podeszła do okna. To dlaczego on teraz, zamiast martwić się co z Susan, jak się czuje po takim ciosie, wsiada beztrosko, z uśmiechem na twarzy do samochodu razem z Bree i wygląda na bardzo dobrze bawiącego się człowieka?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
mati
V.I.P.
Dołączył: 26 Cze 2006
Posty: 818
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Wto 9:28, 22 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
lynette zaczyna coś podejrzewać ... jak czytam wasze opowiadania mam wrażenie że to dzieje się w serialu ...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lady Van De Kamp
Administrator
Dołączył: 23 Cze 2006
Posty: 1484
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Skąd: Sosnowiec
|
Wysłany: Wto 10:18, 22 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Jak zwykle genialne. Nie moge sie doczekac na ciąg dalszy. Postacie wyszły Ci wspaniale, zupełnie jak żywe. Bardzo fajnie przedstawiłas Lynette, no i oczywiscie Bree.
Jestem ciekawa jaką tajemnice skrywa Orson i czy dziewczyna ja odkryja.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nina
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 2039
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Skąd: z Katowic Płeć:
|
Wysłany: Pon 20:05, 28 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Szkoda że nikomu więcej nie chce sie czytac Moze akcja dzieje się powoli, ale ja inaczej nie potrafię, dopiero się rozkręcam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
mati
V.I.P.
Dołączył: 26 Cze 2006
Posty: 818
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Wto 8:24, 29 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
we mnie masz napewno stałego czytelnika
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kitty
Ciekawski sąsiad
Dołączył: 13 Sie 2006
Posty: 199
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: stu milowy las
|
Wysłany: Wto 8:46, 29 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
ja przeczytałam i bardzo mi sie podoba, postacie jakby wyjęte z prawdziwego scenariusza rodzą nam się na forum wielkie talenty
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nina
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 2039
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Skąd: z Katowic Płeć:
|
Wysłany: Śro 20:27, 30 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Część trzecia
Gabrielle zatrzasnęła drzwi swojego samochodu i kazała Susan zapiąć pas. Susan spojrzała na nią półprzytomnie i wykonała polecenie. Po półgodzinnej, monotonnej jeździe w milczeniu wyszły z auta na parking szpitala. Gabi popchnęła delikatnie Susan w stronę wejścia i sama również skierowała się w tamtą stronę.
- Przepraszam. Chcemy się dowiedzieć o stan zdrowia Mike’a Delfino. Przywieziono go tu wczoraj z wypadku- zaczęła konkretnie Gabi gdy tylko weszły na izbę przyjęć.
- Panie są z rodziny?
- Nie… - zaczęła Susan.
- Tak.- odpowiedziała zdecydowanie Gabi. – To jego żona. Ja jestem siostrą. Mieszkamy daleko stąd i dopiero teraz mogłyśmy przyjechać- powiedziała Gabrielle wyczerpując temat i odpowiadając na wszystkie pytania jakie chciała zadać pielęgniarka . Ta spojrzała tylko na Susan i widząc w jakim jest stanie natychmiast uwierzyła.
- Zaprowadzę was do lekarza.
Kiedy szły szybko szpitalnym korytarzem Gabrielle mignęło w jednej ze szpitalnych sal za szybą coś znajomego, lecz nie mogła się zatrzymać. Poza tym, koncentrowała się na tym jak pocieszyć Susan, gdy dowie się najgorszego…
W końcu stanęły przed drzwiami z napisem „pokój lekarski”. Pielęgniarka zapukała i weszła, wychodząc po chwili za wysokim, szpakowatym i przystojnym mężczyzną w kitlu lekarskim. Od doktora biła powaga i spokój.
- Jesteśmy… - zaczęła Gabi.
- Wiem kim panie są. Już mnie o tym zawiadomiono- to powiedziawszy skinął na pielęgniarkę, która szybko się ulotniła. – Jak sądzę, chcecie się panie dowiedzieć o stan zdrowia Mike’a Delfino?
- Tak panie doktorze – przytaknęła Susan. Być może jego spokój udzielił jej się po trosze, w każdym razie była już w stanie sklecić zdanie.
- Cóż, zacznijmy od tego, że to nie był wypadek…
- Co?! – krzyknęły niemal jednocześnie przyjaciółki.
- Tak, właśnie. Mike Delfino został z pełną premedytacją potrącony.
- Ale jak… ale kto mógł… - powtarzała półgłosem bez ładu i składu Susan. Był to dla niej kolejny ogromny wstrząs.
- Nie wiem i nie moim zadaniem jest się tego dowiadywać. Jak już pewnie poinformowała policja stan pana Delfino jest ciężki ale stabliny.. Doznał wielu obrażeń wewnętrznych, wstrząsu mózgu i jest w śpiączce.
Do Susan słowa te docierały jak przez zasłonę dymną. Ostatnie zdanie cichło z każdym wyrazem, a przed oczami pojawiała się czerwona przestrzeń. W końcu zapadła całkowita cisza, świat pogrążył się w krwistym kolorze a Susan zemdlała.
- Pa… Maye… czy pa…ni mnie sły…szy?- pierwszy strzępy zdań wypowiedziane przez lekarza dotarły do uszu przytomniejącej Susan. – Pani Mayer, czy pani mnie słyszy? Proszę otworzyć oczy…- powtarzał lekarz.
Susan powoli otworzyla oczy i pokiwała głową. Najpierw za nic nie mogła sobie przypomnieć co robi w szpitalu, przecież przeszła już operację… Z błogiej nieświadomości wyrwała ją zatroskana twarz Gabrielle, pochylającej się nad nią.
- Susan! Boże, w końcu mnie wpuścili! Przewieźli cię na salę szpitalną bo zemdlałaś!
Prawdopodobnie Gabrielle nie wiedziała, że tymi słowami ściąga Susan na ziemię i niczym grom z jasnego nieba, brutalnie przypomina jej o tym co się stało.
- O Boże… Mike… proszę, proszę pana…
- Doktor Ross- przedstawił się z pewnym spóźnieniem lekarz.
- Doktorze Ross, czy ja mogę go zobaczyć? Proszę, chociaż na chwilkę…
- No cóż nie wiem czy pani powinna… pani to tak bardzo przeżywa…- zastanawiał się głośno lekarz. Jednak widząc minę Susan, która wyglądała bardzo żałośnie, zmiękł. – Dobrze, ale pojedzie tam pani na wózku, żeby pani znów nie fiknęła koziołka na podłogę. Ja cały czas będę obok, jeśli będzie się pani robiło choć odrobinę słabo, natychmiast proszę mówić.
- Oczywiście! Chociaż nie wiem po co ten wózek…- zaczęła protestować Susan, którą wizja zobaczenia Mike’a niemalże uskrzydliła. Jednak widząc spojrzenie doktora Rossa, nie znoszące sprzeciwu, natychmiast skapitulowała.
Już niebawem kroczyli szpitalnym korytarzem w stronę OIOMu. Susan siedziała na wózku, doktor popychał wózek a Gabrielle szła tuż obok przyjaciółki. Nagle Gabi przystanęła i zapytała Susan czy może ją zostawić bo ma coś ważnego do załatwienia.
-Dobrze- odparła Susan.
- I tak nie weszłaby pani na oddział intensywnej terapii – dodał lekarz, który nie do końca uwierzył w pokrewieństwo latynoski z Mikiem Delfino, który niewątpliwie Latynosem nie był.
- Poczekam przy samochodzie, chyba że coś by się działo, zadzwoń po mnie. – pomachała Susan a kiedy ona i lekarz zniknęli za zakrętem, pchnęła oszklone drzwi po prawej i znalazła się oko w oko z leżącym w szpitalnym łóżku, jej własnym mężem Carlosem…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lady Van De Kamp
Administrator
Dołączył: 23 Cze 2006
Posty: 1484
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Skąd: Sosnowiec
|
Wysłany: Czw 15:17, 31 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
O rany, robi sie coraz ciekawiej i niezwykle tajemniczo. Ciekawe co robi Carlos w szpitalu?
A doktor Ross kojarzy mi sie z ER i Georgem Cloneyem
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Arno
Ekspert ds. Fairview
Dołączył: 11 Wrz 2007
Posty: 3337
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 42 razy Skąd: Toruń Płeć:
|
Wysłany: Wto 18:48, 11 Wrz 2007 Temat postu: |
|
|
Wg. mnie watek z potraceniem Mike'a i spiaczka jest dokladnie sciagniety z watku III serii, gdy to Orson potracil Mike'a....;p
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Wto 20:33, 11 Wrz 2007 Temat postu: |
|
|
Bo opowiadanie było pisane po obejrzeniu 2 sezonu, wystarczy spojrzeć na tytuł...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|