|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Lady Van De Kamp
Administrator
Dołączył: 23 Cze 2006
Posty: 1484
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Skąd: Sosnowiec
|
Wysłany: Nie 12:01, 25 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Czyzby jakas aluzja LOST?
Bardzo fajnie sie czyta i jak zwykle czekam na ciąg dalszy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Nie 12:04, 25 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Niee, gdzie tam, żadnej aluzji ;P
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lady Van De Kamp
Administrator
Dołączył: 23 Cze 2006
Posty: 1484
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Skąd: Sosnowiec
|
Wysłany: Nie 12:09, 25 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Tak tez myslałam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nina
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 2039
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Skąd: z Katowic Płeć:
|
Wysłany: Nie 23:03, 25 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Granmor, kolejna dobra część. Jak zwykle najbardziej podobają mi się sentencje. No i nawiązanie do zagubionych... mru ^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Wto 18:58, 03 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Kolejna część xD Jak na DH przystało jeden ątek już się kończy po 2-3 odcinkach ;]
*******************
Kiedy jeszcze żyłam na Wisteria lane, starałam się aby życie mojej rodziny było zarówno idealne jak i normalne. Jednak, co moge nazwać normalnym? Czy to nie jest przypadkiem kwestia, subiektywna?
Ida uzna że normalną sprawą, jest kieliszek z rana.
Za to Carlos Solis uzna za normalne to, że na koncie ma kwotę o pięciu zerach.
Normalność, jest pojęciem względnym. Właśnie tego, dowiedziała się dzisiaj Sara Harrison.
-Cześć.-burknął jej mąż, Rall, kiedy ta siadała na krześle.
-Cześć, Rall. - Sara uśmiechnęła się delikatnie, po czym przysuneła mu malutki pakunek.- Masz tutaj nieco domowego jedzenia, pewnie jecie tutaj jakieś resztki.
-Tak, przyda się... - Rall wziął pakunek po czym westchnął.
-I jak się żyje, w więzieniu?
-Normalnie.
Sara jednak nie wiedziała, jak w takiej sytuacji można powiedzieć słowo – normalnie.
-Rall, Ty sobie żartujesz?- spytała podnosząc delikatnie jedną brew.
-To naprawdę... nie odpowiedni moment na kłótnie. - powiedział zrezygnowanym tonem Rall.
-Ty sobie chyba kpisz.- powiedziała szeptem Sara.- Jeżeli myślisz, że będę na Ciebie czekała z obiadem, to się ch****a mylisz. Nie, czekaj,będę czekała......ALE Z TWOIMI WALIZKAMI!
Rall przełknął ślinę, jego żona, mimo pięknej maski – naprawdę, potrafiła krzyknąć.
-Kochanie.. ale po co te nerwy.
-Masz rację. Spytałam się Jodie, czy ma kontakt ze swoim adwokatem.
-Chyba nie chcesz...?
-Nie wiem, Rall. Ale muszę być gotowa na wszystko.
-Zrobisz jak zechcesz, nie będę jednak zdziwiony... Policja zarzuca mi straszne czyny.
-A zrobiłes to, o co Cię oskarżają?
-Oczywiście, że nie.- powiedział pełnym przekonania głosem Rall.
-Porozmawiam z detektywem. Chyba rozumiesz, że interesują mnie tamte osoby.
-Jasne. A na tej całej -Wisteria lane, plotkują o nas?
-O mnie? Nie. Ale o Tobie aż huczy. Czasami...
-Co?
-Czasami po prostu pytają... a ja nie wiem co odpowiadać. - powiedziała załamującym się tonem Sara. Rall chwycił ja za rękę.
-Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
-Będę się starała o kaucję.
Gotowe na wszystko : Za zamkniętymi drzwiami
Środa, ranek, godzina 9.00
W domu rodziny Scavo, od samego ranka panowała rodzinna atmosfera. Niektórzy jednak woleliby aby ich rodzina, zmiejszyła się o jedną osobę.
-Lynette! - krzyknęła teściowa.
-Tak, mamo?
-Przynieś mi gazetę, zapomniałam o której leci program Ophry!
-Już idę... - Lynette podała program telewizyjny matce.
-Dziękuje Ci, słonko. TY jesteś dla mnie, taka dobra...
-Eh... no tak, mamo, w końcu jesteśmy. - Lynette przełknęła ślinę, jakby trudno jej było wymówić te słowo. - rodziną.
-A gdzie jest Tom?
-W pracy, ma dzisiaj jakieś ważne zebranie.
-Oh, biedny mój synuś, przepracuje się kiedyś.. Nie to co jego ojciec, całe życie nic nie robił! Wziąłbyś się przynajmniej na starość do roboty, Frank!
Teść Lynette, spojrzał wzrokiem pełnym pokory na dywan pod stolikiem. Lynette westchnęła ciężko, widząc jak słaby psychicznie jest ojciec jej męża. Pozmywała naczynia i udała się na ganek, aby tam odpocząć od despotycznej matki.
* * * * *
Ulicą akurat przechodziła Msr.McCluskey, spojrzała w stronę swojej sąsiadki i przywitała się. Usiadła obok na ławeczce.
-Coś się stało? -spytała starsza kobieta.
-Przyjechała do nas mama Toma..-mruknęła Lynette, poprawiając delikatnie włosy.
-Uh... jakieś wredne babsko?
-Nawet nie wie Pani jak, Msr.McCluskey!
-Wręcz przeciwnie, Lynette. Wiem. Nawet za dobrze. - uśmiechnęła się krzywo kobieta.
-Najgorsze jst to, że jak czegoś nie wymyślę.. Zostanie tutaj,miesiąc.
-Uh-huh! To lepiej coś wymyśl...
-Myśli Pani?
-A chcesz z nią mieszkać, miesiąc?
-Ma Pani rację. Prędzej skonam, niż wytrzymię.
-Właśnie, na mnie pora. Muszę kupić coś na obiad, to do widzenia Lynette.- starsza pani wstała z ławki, Lynette także ją pożegnała. Teraz, myślała już tylko, co zrobić aby Gretha opuściła Wisteria lane...
W końcu Lynette postanowiła, że nie będzie się bawić w żadne gierki. Była kobietą, która nie boi się niczego, gdy w cenie było jej zdrowie psychiczne..
-Mamo...-powiedziała stanowczo.
-Tak Lynette?
W tym momencie, chęć walki, odeszła od Lynette. Ale.. już wiedziała, co zrobić.
-Możesz wyjść na chwilkę z pokoju? Muszę posprzątać...
-Jasne, Lynette. Teraz i tak Ridge będzie tylko lamentował [ od autora: specjalnie sprawdziłwem typowe imię z Mody ] więc masz kilka minut.
-Dziękuje mamo.
Czekając aż Gretha opuści pokój, Lynette zaczęła udawać że sprząta. A jej plan się rozpoczął, plan szalony – jednak Lynette zdesperowana, jest gotowa na wszystko.
Telewizor zbił się z ogromnym hukiem, szybko wróciła Gretha:
-Boże! Lynette! Co się stało?
-Oh.. kurde.... Zbiłam telewizor!
-CO?! LYNETTE! Jak ja teraz będę oglądała seriale?!
-Przepraszam, mamo...
-Dzwońmy po fachowca!
-Ekran sie stłukł, nie ma sensu. Tak mi przykro, mamo.
-To do sklepu.
-Ostatnio miałam z Tomem sporo wydatków... Nie stać nas na nowy.
-Cóż, w takim razie, sama rozumiesz, muszę już z Frankiem wyjechać. Nie mogę opuścić żadnego odcinka Mody na sukces. FRANK! - krzyknęła, nie,ryknęła. - PAAAAKUJ NAS DO CHOLERY! JEDZIEMY DO DOMU!!!
-Już kochanie...
Tak, Lynette wiedziała co to znaczy ostatnia deska ratunku. Właściwie, nawet się tego nie wstydziła. Spojrzała na Franka, który podnosił stos walizek. Lynette położyła mu dłoń na ramieniu po czym szepnęła.
-Tato, odwagi.
-Nie wiesz, co to za cholerny stwór Lynette. Cieszę się że Tom ma dobrą żonę.
-Dzięki.
-Acha, i nie dziwię Ci się że stłukłaś telewizor.
Lynette wtedy także doceniła ojca Toma, który mimo słabej psychiki, potrafił być solidarny... z tymi silnijeszymi.
* * * * *
Hej Bree.-powiedziała Susan, wchodząc do domu Bree.
-Susan, nareszcie jesteś, już wszystkie się zebrałyśmy, nawet Sara.
-Przepraszam, ale musiałam pomóc Julie w dobiorze bluzki na imprezę.
-Ah, tak Danielle mówiła że jest jakaś impreza.
-John też mówił.-wtrąciła Gaby, wszystkie kobiety na nią spojrzały.
-Gaby, rozmawiasz ze swoim ogrodnikiem na takie tematy?-spytała Lynette.
-Cóż... tak. John jest bardzo przyjacielski, czasami sobie tak.. przyjacielsko gadamy.
-Acha.-mruknęła Lynette.
-John to ten Twój ogrodnik?- spytała Sara.
-Tak, to on.-potwierdziła Gabrielle.
-Dobrze, zmieńmy temat, co tam u teściowej, Lynette?-spytała Bree.
-Wyjechała dzisiaj. Zepsuł mi się telewizor, a Gretha bez telewizora to jak.... Gabrielle bez kart kredytowych.
-Hey!-krzyknęła Gaby uśmiechnięta.- Nie kupuję wcale tak dużo!
-Gaby.-mruknęła Susan-Carlos ostatnio mi mówił że myśli nad nowym samochodem, ten kupił w tamtym roku.
-Widzisz, ale to mówił Carlos. Ja swój mam....
-Pięć miesięcy.-ponownie wtrąciła Lynette.
Susan zachichotała po czy pogłaskała Gaby po dłoni. - Nie martw się, Ciebie na to wszystko po prostu stać.
-Dzięki, kochana.
Andrew Van De Kamp nie był typowym nastolatkiem. Nie chodzi już nawet o jego kontakty z Justinem, przyjacielem. Ani o palenie marichuany w szkole. Nie będę nawet wspominała o piciu alkoholu. Chodzi o jego stosunek, do mojej przyjaciółki, Bree.
Właściwie, nigdy nie widziałam nienawiści Andrew... ale teraz, teraz jest zupełnie inaczej. Działo się to jeszcze sporo przed śmiercią męża Bree – Rexa, już wtedy Andrew był sceptycznie nastawiony do swojej matki, jednak dzisiaj, rozpoczęła się kolejna bitwa.
Do drzwi domu Van De Kamp'ów dzwoni ksiądz. Andrew otwiera drzwi:
-Tak?
-Witaj Synu! Czy zastałem Andrew?
-Tak, to ja.
-Czyż mogę z Tobą porozmawiać?
-Niby o czym?
-Twoja matka zadzwoniła do mnie, kilka dni temu. Jestem..ekhm..egzorcystą.
-Wynocha.
-Słucham?
-Wynoś się księżulku! - Andrew trzasnął drzwiami tuż pod nosem księdza. Ten chrzaknął znacząco i odszedł w swoją stronę.
* * * *
Wszyscy próbujemy żyć normalnie, z różnym skutkiem.
Niekiedy nazwiemy tak to, że razem z miłością swojego życia oglądamy serial.
-Frank! Frank, do cholery! Zaczęło się!!
* * * *
Inni nazwią normalnym to, że ich rachunek w sklepie jest dłuższy niż szal z jesiennej kolekcji.
-Ta suknia i para butów, to jest razem 1000, rękawiczki, 50$, okulary 100$. Wszystko razem – 1150$.
-Proszę.-Gabrielle podaje kartę sprzedawcy.
* * * *
Inni znowu chcą żyć normalnie, mimo że coś zniszczyło część ich światopoglądu. Niestety w życiu jst tak, że w końcu nastąpi drugi atak.
Sara otwiera list, w którm jest napisane: “zginiesz, tak jak Twój mąż”.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Pią 21:15, 06 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
a kolejna część, krótka bo to jest jakby wstęp do epilogu. Skomentujcie go, chciałbym wiedzieć co myślicie o takim biegu wydarzeń
**********************************
“zginiesz, tak jak Twój mąż”, właśnie takie słowa przeczytała Sara Harrison w anonimie do niej posłanym. Zastanawiała się, kto mógł napisać coś takiego, aż zadzwonił telefon.
-Halo?
-Pani Harrison? Z tej strony Werner Bird, zarządca więzienia w którym byl Pani mąż.
-Tak, o co chodzi? Coś się stało.
-Cóż...tak.
-Co takiego?
-Pani mąż...
-Co z nim?
-On nie żyje.
Gotowe na wszystko: Za zamkniętymi drzwiami
-Co? Jak...? Dlaczego?
-Pan Harrison, popełnił samobójstwo.
-Samobójstwo? To... niemożliwe.
-Wiem co Pani czuję, ale...
-Właśnie że nic Pan nie wie. Kiedy mam się zgłosić po zwłoki?
-Jak najszybciej.
-Rozumiem, do widzenia.
-Do widzenia.
Sara Harrison, stała w holu swojego mieszkania przez kilka minut, nie wiedząc jak obudzić się z tego koszmaru. Spojrzała bez radnie na telefon, po czym przełknęła ślinę.
Zadzwoniła do Bree.
-Tak?-odezwał się głos w słuchawce.
-Bree?
-Tak.
-To ja, Sara. Mam problem, podwójny problem.
-Co się stało, Saro?
-Rall... on nie żyje.
-Boże! Tak mi przykro..
-Dziękuje, zastanawiałam się nad tym... chowałaś w Fairview swojego męża. Pewnie jesteś mi w stanie polecić jakiś zakład.
-Oczywiście, poszukam wizytówki.-powiedziała cicho Bree.
-Nie, ne teraz. Później, dobrze? Zapraszam Cię na herbatę.
-No...dobrze.
-To na razie.
-Do zobaczenia.
Bree zadzwoniła do drzwi, po chwili otwarła je Sara. Przywitała sąsiadkę, po czym zaprosiła do środka. W tej chwili potrzebowała wsparcia innej wdowy. Kobiety usiadły w salonie, po czym Sara spytała się Bree:
-Napijesz się czegoś?
-Tak, bardzo chętnię napiję się herbaty.- Bree uśmiechneła się po czym dodała.-Nie martw się.
-Bree, ja nie powiedziałam Ci wszystkiego.
-Tak? A co jeszcze...
Sara wstała z kanapy i odeszła do komody, wzieła z niej list który dzisiaj dostała. Podała go sąsiadce, po czym szepnęła: - Przeczytaj.
Bree przeczytała list, po czym otworzyła szerzej oczy:- To jakiś głupi żart, Saro.
-Ja nie wiem, chwilę później, zadzwonili z więzienia.
-Ale.. to zbieg okoliczności, wierz mi, to jest tylko jakaś teoria spiskowa.
-Bree.. ja się boję.
-Saro, jeżeli chcesz, możesz zamieszkać u mnie.
-Naprawdę? Będę Ci wdzięczna do końca świata..
-Jasne, spakuj najpotrzebniejsze rzeczy i chodź.
* * * * * *
Bree i Sara weszły do domu rodziny Van de Kamp, na przywitanie wyszła im Danielle oraz jej kochający brat, Andrew. Zmierzył on wzrokiem sąsiadkę, po czym uśmiechnął się lekko.
-Dzień dobry Pani Harrison.-odparł Andrew.
-Dzień dobry, Andrew.
-Dzieci, Pani Harrison zamieszka z nami, na jakiś czas.- powiedziała oficjalnym tonem Bree.
-Fajnie.-skwintowała Danielle.-O ile mój pokój, pozostanie mój.
-Oczywiście Danielle, ja odstąpię swój na jakiś tydzień. - powiedziała Bree.
-Dzięki Bree.
Ten sam dzień, godzina 22.
Do pokoju Sary, ktoś zapukał, Sara założyła szlafrok i otwarła drzwi.
-Ach, to Ty, Andrew.
-Przepraszam że przeszkadzam, ale..
-Wejdź. - Sara wpuściła syna Bree do środka pokoju.
-Ładny pokój, prawda? Matka wie, jak dekorować pokoje.
-Rzeczywiście, pokój idealnie urządzony.
-Widzi Pani te łóżko? Na tym łóżku mój ojciec Rex i mama, zrobili nie jedno.. Wygodne prawda? Można by je przetestować... - Andrew zbliżył się do Sary.
-Nie, Andew, Twoja mama..
-Piepszyć ja, albo nie, piepszyć siebie... - Andrew zaczął całować Sarę.
-Andrew, ja nie... - w tym momencie do pokoju, weszła Bree...
Bree spogladała z otwartą buzią to na syna, to na Sarę. Przełknęła ślinę.
-Bree... to nie tak jak myślisz, on... -Sara mruknęła pokazując Andrew.
-Mamo, rzuciła się na mnie..
-Saro.. -zaczęła Bree powoli.
-Bree! On kłamie! Przed chwilą chciał mnie uwieść!
-Mamo, chyba nie wierzysz zwykłej sąsiadcę..
-Bree!
-Saro, wyjdź z mojego domu.
-Ale Bree!
-Mam nie wierzyć własnemu synowi, przykro mi Saro, ale musisz opuścić mój dom.
-Rozumiem, tylko się ubiorę i spakuję.
-Dziękuję.
Godzinę później, Sara Harrison wyszła z domu Bree i wróciła do swojego. Otworzyła drzwi zamknięte na zamek, weszła do środka i zamknęła drzwi. Pięc minut później, na Wisteria lane rozszedł się strzał z pistoletu. Sara zginęła.
* * *
Następny dzień - Piątek
Godzina 12.00
Jak to możliwe? - spytała Gaby, nie wierząc w to co się stało. Sara Harrison została zamordowana, tuż po wejściu do domu.
-Podobno była spakowana.-powiedziała Susan pijąc herbatę.
-Dziewczyny.-powidziała cicho Bree.-To moja wina.
-O czym mówisz?-spytała Susan.
-Ona dostała list że zginie, zamieszkała u mnie, a ja ją wyrzuciłam.. tuż potem..
-Mój Boże, Bree, co Ty zrobiłaś?-powiedziała zdziwiona Gabrielle, Susan ją kopnęła.
-To nie Twoja wina.-powiedziała Susan.-Zdarza się..
-Zdarza sie?-spytała Bree.-Susan, mówimy o morderstwie..
-Na Boga, Bree. Czy to pierwsza ofiara na tej ulicy? - spytała ironicznie Susan.
-Muszę się dowiedzieć, co się stało, dlaczego Sara i jej mąż.-powiedziała oficjalnie Bree.- Jestem jej to winna.
-Pomorzemy Ci Bree.-pogłaskała ją po dłoni Gabrielle.-Wszystkie, pomorzemy.
* * *
Wszyscy mamy przyjaciół, ale jakich? Bo niektórzy takich, co pocieszą Cię zawsze.
-Nie martw się,Bree.-szepnęła Susan.
* * *
Nektórzy za to, zdradliwych.
-Cześć Miria.
-Cześć Edie.-Miria uśmiechnęła się do Edie.
* * *
A nie kiedy, nasza przyjaźń zawiedzie, ponosimy karę, ale czasami nie tylko my.
-Przepraszam, mamo.. to ja wtedy, chciałem...Andrew załamany przytulił się do mamy.
-Andrew... co Ty zrobiłeś?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Q.m.c.
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 50 razy Skąd: Section One Płeć:
|
Wysłany: Pią 21:28, 06 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Jak dla mnie?....super!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lady Van De Kamp
Administrator
Dołączył: 23 Cze 2006
Posty: 1484
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Skąd: Sosnowiec
|
Wysłany: Sob 12:13, 07 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
To więzienie na poczatku skojarzyło mi sie z Prison Break i myslałam, ze pójdziesz w te ślady, naszczęście moje skojarzenie szybko minęło.
Bardzo fajne wyraziste postaci i ten zły Andrew <mrau>.
Jestem ciekawa co stanie się dalej, naprawde masz talen do tego typu opowiadań.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Nie 20:52, 08 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Nie no! Skandal! W topicu o MOIM opowiadaniu []
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Czw 19:47, 12 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Ostatni i przedostatni odcinek mojego sezonu, w ostatnim sporo strzelania ale
taki to już chyba urok DH - zawsze w finale mamy gun - nawet w grze xP
*********************
Wszyscy popełniamy błędy, nawet ta pastikowa laska z okładki “Avanti”. A może, przede wszystkim one? Lecz nie chciałam o tym mówić, nie o ocenianiu innych. Lecz o błędach, także takich jakie popełniła Bree Van de Kamp podczas wychowywania dzieci.
Pewnie myślicie, jakie? Chroniła przed złem.
Bo jakie błędy mogłą popełnić kobieta, która uczyła dzieci formułek jak się przeprasza innych. Która karała za złe, wynagradzała za dobre. Tylko chroniła przed złem.
Jej syn, Andrew miał wszystko co dobre, więc to co złe było inne, nowe, fascynujące, ciekawe.
Właśnie dlatego, dzisiaj, Andrew rozmawiała z nim tak a nie inaczej.
-Mamo... ja naprawdę, nie spodziewałem się...
-Czego? Że jak Cię zobaczę całującego tę kobietę, to zaprotestuję? Spodziewałeś się błogosławieństwa? Ona ledwo została wdową. Teraz, sama także nie żyje. Andrew, Ty się do tego przyczyniłeś.
-Ale, mamo. Ja naprawdę, nie wiedziałem że ona jest terroryzowana.
-Więc dlaczego, tutaj według Ciebie zamieszkała? Dla zabawy?
-Przepraszam.. czy mogę, coś zrobić?
-Tak. Skończ zachować się tak.. wulgarnie.
-Spróbuję mamo. - Tak, Andrew Van de Kamp jedno wyniósł z nauk Bree – improwizacja, to połowa sukcesu.
Gotowe na wszystko: Za zamkniętymi drzwiami
Pogrzeb Sary Harrison, odbył się w następny wtorek. Przyszli wszscy sąsiedzi z Wisteria lane, zaskoczni tę nagłą tragedią. Czuli pewne powiązania tej śmierci do mojej.
Ale tym razem, to było morderstwo, bo w czoło nie strzela się przy samobójstwie.
No, chyba że nazwiemy samobójstwem, strzelenie trzeciej ręki. Ale wtedy, to trzeba mieć trzy ręce.
Po zakopaniu trumny, dziewczyny z Wisteria lane musiały porozmawiać.
-Bree... jak się czujesz? - spytała Lynette.
-Dobrze, Andrew zrozumiał że przyczynił się do morderstwa. A to jest połowa sukcesu.
-Boże, Bree, ale on tylko chciał seksu, nie strzelał. - powiedziała ponuro Lynette.
-Oh, tak Lynette, ale chwilę później ta dziewczyna nie żyła. Gdyby została u mnie, nie doszłoby do tego.
-Może zdarzyłoby się za tydzień, po jej powrocie? - podsunęła Gabrielle.
-Oh, może i nawet. Ale wtedy mój syn nie musiałby czuć się winnym w jakiś sposób.- powiedziała Bree tonem, jakby kończącym ten wątek.
-Bree ma rację.-przytaknęła Susan.- Gdyby nie Andrew, to wszystko, potoczyło by się inaczej.
-Widzisz?-powiedziała Bree do Gabrielle.-Susan też tak myśli. Teraz, zastanówmy się lepiej, gdzie poszukać jakichś informacji o Sarze i Rallu.
-Może po prostu na policji? Damy im ten list..-powiedziała Susan, Gaby zacmokała.
-Susan, jesteś zbyt prawa. Wiadomo, że najpierw przeszukamy ich dom.-strzeliła prosto Gaby.
-Gabrielle! Jak byśmy mogły?-spytała Bree zdziwiona, Gabrielle wzruszyła ramionami.
-To właśnie, uważam za stosowne. - dodała Gabrielle, poprawiając włosy.
-To wcale nie jest zły pomysł.-powiedziała Lynette.- Spróbujmy.
-Hehe, wiedziałam Lyn że będziesz chciała.-zaśmiała się Pani Solis.-Ale masz rację, trzeba spróbować.
-Chcecie to zrobić w nocy?-spytała Susan.
-Jak najbardziej.-powiedziała uroczystym tonem Bree.
* * *
Dom Harrisonów, godzina 1 w nocy
Wisteria lane była pełna tajemnic, a niektórzy, chcieli dowiedzieć się, jakich.
-Psst! Gaby! Szybciej z tymi drzwiami!-szepnęła Lynette.
-Robię, co mogę. To tylko pilnik, nie wytrych.-mruknęła Gabrielle majsterkująca przy zamku.
-No to rób to szybciej, na Boga! Co powiem Tomowi, jak będzie miał ochotę na zabawy a mnie ch****a w łóżku nie będzie? W końcu się zorientuje że to jest perułka Msr Mc Cluskey
i poduszki!
-Dobra, dobra... gotowe.- powiedziała Gabrielle otwierając drzwi.-Macie latarki?
-Oczywiście.-podała jej jedną Bree.-Za jakie włamywaczki, Ty nas masz?
-Rękawiczki?-burknęła Lynette.
-Trzymaj.-Susan rozdała każdej po parze.-Wchodźcie, ja pilnuję ulicy.
-Dobra.. dziewczyny, w drogę.-powiedziała Gaby wchodząc.
* * * *
Mimo że każda z nich, była w tym mieszkaniu, teraz wydawało się ono bardzo mroczne. Każdy szmer wywoływał strach, a cień niepokój. Salon. Bła tutaj każda, a jednak w ciemności, wyglądał on obco. W końcu Bree powiedziała:
-Więc, czego szukamy?
-Albo gabinetu Ralla, albo sypialni.-podsunęła Gaby.
-Ale Gabrielle, na parterze nie ma sypialni.-powiedziała zdumiona Bree.
-No tak! Ale może być gabinet!
W końcu, odnalazły, gabinet Ralla. Było to pomieszczenie dosyć tajemnicze, w końcu Rall prowadził kwiaciarnię, więc po co mu cały gabinet? Chyba wystarczyłoby biurko.
-Kur...-szepnęła Gabrielle.
-Gaby! Zachowuj się!-powiedziała oburzona Bree.
-Bree... spójrz na to...
“Pamiętaj, ja wiem o wszystkim. Twoja żona może także się dowiedzieć. Wystarczy tylko jeden telefon i on się nią zajmie. Pamiętaj o tym w więzieniu, kiedy będziesz rozmawiał z przyjacielem z wojska”.
-O co w tym chodzi?-spytała Lynette nie rozumiejąca wiadomości.
-Po prostu..-zaczęła Gabrielle.
-Po prostu?
-Po prostu, Rall nie był tym, za kogo miała go żona.
* * * * * *
Niedziela.
Godzina 10 rano.
Mamo! Wstawaj! - Julie odsłoniła okno, na co usłyszała stęknięcie.
-ch****a, Julie, która jest godzina? Czwarta?
-Nie. Dziesiąta.-usiadła na łózku matki, obserwując jej spuchnięte oczy.
-ch****a, aż dziesiąta? Za długo patrzę na filmy.
-Mamo, w nocy Cięnie było.Spałaś u Mike'a?
-Chciałamby, ale nie.
-To co się stało?
-Włamałyśmy się do domu Sary.
-Co? Ty chyba sobie żartujesz!- krzyknęła Julie, chwytając się za głowę.
-Nie krzycz na matkę, bo to jest moja działka.-powiedziała oburzona Susan.-W ogóle, co Ty sobie myślisz? Może posłuchaj do końca!
-Eh.. no, słucham.
-Sara została amordowana, jej mąż pewnie też. Ona dostała anonim od mordercy, zamieszkała u Bree a ta ją wyrzuciła... - streściła bardzo nieskładnie Susan ostatnie dni.
-Kurcze.. mamo, wypij sobie jakieś ziółka bo mówisz bez ładu i składu.
-Taa, jasne, już wstaje.-powiedziała Susan ziewając.
* * * *
-Mamo, śniadanie gotowe.- powiedziała Julie niosąc tacę do stołu, Susan przetarła oczy. Spojrzała z uśmiechem na kanapeczki, zauważyła że w dzbanie jest kawa.
-Uhm... kocham poranną kawę.
-Tak, wiem. Więc... co znalazyście w tym domu?
-Wiadomość do jej męża, już wiemy że nie jest tym za kogo się uważał.
-Fiu, fiu. Nieźle. - wtedy na Wisteria lane przybyła taksówka.
A z niej wyszedł jakiś mężczyzna, spoglądał on prosto na dom Harrisonów. Susan wyjrzała przez okno, chwilkę później wyszła mu na spotkanie Bree.
-Dzień dobry Panu.-powiedziała uroczo.
-Witam... - mruknął cicho, chwytając za walizki.
-To pański dom?
-Nie, mojego brata. Przybyłem tutaj, aby sprzedać go. Umówiłem się nawet z jedną panią..
-Dzieeń dobry.- do rozmówców dołączyła Edie Britt.-Nazywam się Edie Britt, to ze mną Pan rozmawiał przez telefon.
-Witam... - męczyzna podał jej dłoń. Tim Harrison.
-Panie Tim.. chyba musimy porozmawiać. - powiedziała uroczyście Bree.
-O co chodzi?
-O pańskiego brata i jego żonę, to ważnę.
-Ale nie tak, jak sprzedaż domu, prawda Tim? - wtrąciła się Edie, napinając piersi ku przodowi.
-Może jednak bardziej, chodź Tim. - Bree zaprowadziła go do swojego domu.
Tim Harrison – nie był krwawym bratem. Jego życie, toczyło się powoli i nudnie,
zawsze przynosił jak najlepsze oceny do domu, sprzątał skarpetki, a dziewczyny – zupełnie go omijały. Ciągło je do Ralla – a wtedy jeszcze Jima.
Tim i Jim, byli braćmi przeciwstawnymi, kiedy Jim podrywał nauczycielki, on próbował uczyć się na sprawdziany.
Kiedy nastał czas studniówki, to Tim był sam, a Jim był oblegany przez dziewczyny.
Kiedy nastał czas dorosłości, to Tim przeżył, a Jim zginął.
-Więc.. Panie Harrison.-zaczeła powoli Bree nalewając mu herbaty do filiżanki.
-Tak, Pani Van de Kamp?
-Żona pańskiego brata... dostała kilka dni temu, list. W dniu śmierci.
-Och.. to ciekawe.- gwizdnął z podziwu Tim.
-Z pewnością, proszę go przeczytać.-Bree podała kartkę mężczyznie, ten przeczytał zdanie,
jego usta delikatnie się otwarły. Przetarł oko, spoglądając nerwowo w stronę kartki.
-Kto go wysłał?
-Nie wiemy, Sara też nie wiedziała. Co najgorszę, chwilkę później zadzwonił telefon. Pana brat,popełnił samobójstwo. Sara była zdenerwana, po tym liście, przestraszona. Tego samego dnia, ktoś brutalnie strzelił jej prosto w czoło.
-Boże... ale on mówił...-szepnął jakby do siebie Tim.
-Kto?
-Nieważne, Pani Van de Kamp. Muszę to przemyśleć, muszę przejrzeć ich rzeczy... usunąć je, potem sprzedać dom... Jestem im to winny.
-Panie Harrison.
-Ja muszę iść...do widzenia..
-Panie Harrison! - powtórzyła głośniej Bree.
-Tak?
-Kim był Pański brat?
* * * * *
Jak co czwartek, o godzinie dwunastej – wszystkie moje przyjaciółki zebrały się na ganku Solisów. Gabrielle przyniosła tacę z herbatą. Bree zacmokała cicho:
-Ten biedny człowiek, nie wie co robić.-powiedziała Bree tonem pełnym współczucia.
-Bree, opanuj się.-mruknęła Gaby nalewając herbaty.-Chciałaś się dowiedzieć dlaczego... już wiemy, to sprawka Ralla miał ciemną przeszłość. To tyle, po co nam więcej.
-Ale Gabrielle, nie możemy zostawić tego w połowie. Co takiego zrobił Rall? Dlaczego zabito Sarę? Nie wystarczyła śmierć jej męża? Gaby, ta sprawa naprawdę nie jest taka prosta.
-Bree ma rację.-powiedziała Susan, rozglądając się po ulicy.-Sara była taka uprzejma, jesteśmy jej to naprawdę winni. Teraz, możemy się zastanawiać nad tym dlaczego ją także zabito, a może po prostu za dużo wiedziała?
-Uh, Susan, przepraszam. Ale Rall trzy razy zmienił imię – skąd ma wiedzieć Sara co on zrobił? Kiedy za niego wychodziła, już był Rallem. Nie nikim innym.-powiedziała Gabrielle.
-A dlaczego, wziął stare naziwsko? Przecież je także zmieniał.-spytała Susan.
-Widocznie chciał, aby to był koniec..-podsunęła Lynette.
-Tak, to prawda.-potwierdziła Bree.- Na pewno tak było, ale to nie wszystko.
-Bree ma rację.-powiedziała Susan po chwili.-To jeszcze nie koniec.
-Co chcecie teraz zrobić?-spytała Gabrielle wręcz mechanicznie.
-List już otrzymał... trzeba by się dowiedzieć co zrobił Rall przed zmianą imienia. Wtedy otrzymamy odpowiedź, na pytanie dlaczego on i Sara.. sami rozumiecie. - powiedziała Bree, tonem jakby tłumaczacym ich następny krok.
-Kto się tym zajmie?
-Ja.. jeszcze dzisiaj.-mruknęła Bree prostując fałdę na sukience.
* * * *
Tajemnice. Skrywamy je pod fałdami myśli i wspomnień. Ale są momenty kiedy one
i tak muszą wyjść na zewnątrz. Nic na to nie poradzimy.
Bo co poradzimy na zwykłą ludzką ciekawość i strach? Nic, tak samo jak na zbliżającą się śmierć.
Tim podchodzi do grobu Sary – Cześć Saro.
Wiele tajemnic wiążę sie z miłością, nawet tą zabijającą rozsądek.
-Halo?
-John?-spytała Gabrielle.
-Tak, to ja Msr Solis.
-Świetnie.. co robisz jutro koło 17? Bo masz wolne, prawda?
-Cóż, tak.
-Może wyskoczymy do motelu?
* * * *
Nazywam się Sara Harrison i jest chyba najwyższy czas abym wyjaśniła wszystko to co się stało na Wisteria lane. Powiem prawdę, nie wiedziałam że Rall był tym kim był.
Dowiedziałam się tego dopiero... tutaj. Ale najpierw... to przykre, ale Bree.. nie pomogę jej.
Bo on już tam był...
Gotowe na wszystko : Za zamkniętymi drzwiami
Dziewczyny, jesteście trochę za szybko..-powiedziała Bree otwierając drzwi, widząc że to nie jej przyjaciółki, przestała się uśmiechać.
-Dzień dobry Pani Van de Kamp.-powiedział....mój mąż.
-Rall? To Ty?
-Nie do końca – to ja, Rick.
-Rick? Przecież...
-Zmiana imienia, jest jak nałóg, jak juz zaczniesz, nie przestaniesz przy byle problemie. No, ale moja śmierć to już jest problem.
-Rick.. Rall... Luke.. Frank.... wszystko jedno, wiem co zrobiłeś w przeszłości.
-Tak myślisz? Pewnie wiesz że zabiłem kilka osób- ale całej prawy na pewno nie znasz.
-Więc.. opowiedz ją...
Mój mąż, tak będę go nazywała, bo już sama nie wiem jak – był płatnym mordercą. Wszystko zaczęło się bardzo dawno...
* * * *
Muszę za to wytłumaczyć to, co się działo na Wisteria lane...
Właściwie, sama nie wiem jakim cudem brat Raala wiedział że to on.. widocznie sam takze miał nieco za uszami. Nienawidzę ich za to. Jak widzicie, Rall zyje.. Co więc się stało?
Kilka dni temu, może tydzień, Rall dostał wezwanie z pracy..
Chciał wrócić do fachu, który pozwolił mu kupić spory dom na Wisteria lane, piekny samochód i mnie – żonę. Myslałam ze go kocham, ale on najwyraźniej po prostu potrzebował młodej zony. A ja byłam pod ręką.
Ale byłam ja, a on potrzeował kolejnej zmiany nazwiska. Musiał mnie zabić.
Uh, patrz... coś się dzieje. Zobaczmy, co też Bree wymyśliła. Bo taemnicę Ralla, już znasz.
-Rall..muszę do toalety.-powiedziała Bree.
-Ok.. idziemy.
-Słucham?- powidziała Bree z niedowierzaniem.
-Chcesz iśc do toalety? To idziemy.
-TY tutaj zostajesz, a ja idę... - Bree odwróciła się na pięcie i odeszła do góry, przy okazji biorac telefon. Przebiegła szybko pzez piętro do sypialni gdzie miała pistolet. Naładowała go szybko i zadzwoniła do Susan.
-Halo?
-Susan, to ja, Bree. Jest u mnie Rall, dzwoń na policję, szybko.
-Co? Jaki Rall?
-Rall Harrison.
-Czy on..?
-Nie, Susan, do jasnej cholery, nie wyszedł z grobu i dzwoń na litośc boską na policję.
-Ooh, oczywiście. Tylko się rozłącz, bo wiesz..
Bree westchneła głośno, rozłączając się, oprócz pistoletu z szuflady wzieła spod łóżka strzelbę. Zabarykadowała się komodą i czekała na atak furii Ralla.
W końcu usłyszała kroki. Schowała się pod ścianą i czekała aż zapuka. Zapukał, ale do łazienki.
-Bree? Jesteś tam?
Cisza.
-Bree? Nie denerwuj mnie, naprawdę tego nie chcesz...
Cisza.
-Bree, do jasnej cholery, i tak Cię znajdę.
Mężczyzna poruszał się po holu, podszedł do drzwi z sypialni. Zapukał, wtedy Bree upadła głośno na podłogę i odwróciła się na niej w stronę drzwi i komody. Strzeliła kilka razy, przez co Rall krzyknął: Za dużo wypiłaś do cholery!
Uwaga na temat alkocholu, alkocholiczke – damę rozłościł. Strzeliła kilka razy w górę, słysząc jak Rall ucieka. Odsunęła się w stronę ściany. Przeładowała magazynek.
Wtedy zadzwonił telefon, Bree szybko odebrała.
-Dom Państwa Van de Kamp, Bree z tej strony.
-Bree, tu Susan. Policja już jedzie.
-Świetnie. Dziękuję.
-Mogę coś zrobić?
-Nie podchodź do domu.
Bree wyjrzała przez okno, na ulicy była już spora grupka ciekawskich, mimo zmroku.
-Rall! Na co czekasz?! Jestem w sypialni!
Tym razem on nie odpowiadał, Bree westchnęła z ulgą. Wtedy usłyszała kroki po strychu, wiedziała że to on, zaczął strzelać do podłogi. Bree już wiedziała jaki ma plan, odsunęła szybko komodę i wyszła z sypialni. Minęła pokój Andrew, kiedy znów usłyszała.
-Cześć Bree.
-Nie mów mi po imieniu. Panie Harrison. - powiedziała Bree z charakterystycznym dla siebie uśmiechem.
-Już nie będzie okazji.-przymierzył jej broń do czoła, nie protestowała. Wypał.
Tym razem, Rall umarł naprawdę. Tuż za nim stał oficer policji, trzymający w ręku pistolet.
-Dzień dobry Pani Van de Kamp..-powiedział oficer.
-Dzień dobry Panie Maxwellu.
-Jak mija dzień?
Bree spojrzała na zwłoki, ale prawda nie była w jej stylu, przynajmniej dla obcych.
-Co Pan powie, na pracowity?
-Też tak sądzę...
* * * * *
Nawet w najpiękniejszym sąsiedzctwie, zdarzają się tragedie.
-Za Sarę Harrison. - powiedział Tom pijąc piwo, Carlos mruknął: A jak! Po czym Mke dodał: Ciii, druga połowa!
* * * * *
Jednak czym byłoby nasze życie gdyby nie cierpienie, kiedy nie cierpimy?
Ja myślę, że kiedy nie żyjemy. Bo cierpienie, to konsekwencja życia.
* * * * *
Koniec
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
metalea
Nowy na Wisteria Lane
Dołączył: 29 Lut 2008
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 19:15, 29 Lut 2008 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Bo cierpienie, to konsekwencja życia |
ładny koniec :]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mikołajek
Administrator
Dołączył: 29 Sie 2007
Posty: 4659
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 50 razy Skąd: Poznań - Piątkowo Płeć:
|
Wysłany: Śro 9:43, 02 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
Musze przyznać jedno: fajnie piszecie i macie odwagę pokazac są twórczosć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lexy
Moderator
Dołączył: 01 Sie 2007
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Skąd: wisteria lane Płeć:
|
Wysłany: Sob 21:16, 05 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
o. powiem o Tobei cos milego jest kilka bykow, ale to interpunkcyjnych raczej, ale ogolnie podoba mi sie Twoj styl pisania i masz ciekawe pomysly
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
N.U.C
Gospodyni domowa
Dołączył: 21 Kwi 2008
Posty: 351
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy
Płeć:
|
Wysłany: Wto 20:55, 22 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
Według mnie bedzie z ciebie niezły scenarzysta albo co najmniej znany pisarz mówie ci to, wszystkie odcinki są świetne.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nina
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 2039
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Skąd: z Katowic Płeć:
|
Wysłany: Pią 13:02, 02 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
artur15lew napisał: | albo co najmniej znany pisarz |
hihihi, Granmor planuje karierę literacką
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|