|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Nie 17:33, 01 Cze 2008 Temat postu: Nic do stracenia |
|
|
To nie jest DH.... w kazdym badz razie, nie calkiem - osoby grajace w DH RPG moga kilka osob rozpoznac XP.
Nic do stracenia
Prolog.
Była godzina szósta, kiedy zaczął dzwonić telefon. Julie mruknęła coś cicho, nadal błogo śpiąc. Szósta jeden. Nagle, wstała przypominając sobie że była umówiona na ostatnią próbę. Wrzasnęła głośno, biegnąć do łazienki. Szybko się przebrała w ciuchy z wczoraj, zapaliła papierosa i pobiegła do taksówki.
„To dzisiaj“ – pomyślała Julie, wchodząc do taksówki. Właściwie, jeszcze nigdy się tak nie czuła. Ogromna radość i podniecenie, właśnie tak mogła opisać to co jej teraz towarzyszyło. Myślała także o tym, że ludzie z ulicy musieli mieć ją za idiotkę,widząc jak szczerzyła się cały czas do siebie jadąc w taksówce. Ale jej to nie obchodziło, dzisiaj był jej dzień.
-Bardzo jest Pani szczęśliwa.- zauważył taksówkarz, spoglądając na kobietę siedzącą za nim. Spojrzała na niego, jakby wybudzona ze snu. Pokiwała gwałtownie głową.
-Dzisiaj, jest mój wielki dzień.
-A co takiego, się dzieje? A raczej, stanie?
-Jadę w trasę koncertową. - powiedziała rzeczowo dziewczyna, spoglądając na zapakowaną gitarę leżącą na fotelu tuż obok.
-Trasę? Pani jest piosenkarką.
-Wokalistką. - poprawiła go szybko, po czym dodała.- Wokalistką zespołu „Without You“. Dzisiaj zaczyna się nasza trasa.
-Aa, słyszałem coś w radiu że jesteście objawienie muzyczne, czy coś w tym stylu.
Julie uśmiechnęła się pod nosem, jeszcze trasa się nie zaczęła a reklama już daje jakiś skutek. Westchnęła z ulgą, bała się że ten spot radiowy nic nie da. Jednak jak widac, coś dał.
To był już dobry początek. Zamknęła oczy, wsłuchając się w pracę silnika. W myślach, była już w Nowym Jorku,bo tam mieli pojechać najpierw. Obudził ją dopiero taksówkarz, który powiedział że są na miejscu i musi
zapłacić. Julie zapłaciła za taksówkę i udała się do wytwórni „Magic CD's“.
-Jasna ch****a! - przywitano ją już od progu. - Gdzie Ty byłaś?
-Eric! Spokojnie, przecież jestem.
-Wiesz która jest? Szósta piętnaście. Spóźniłaś się, miałaś tutaj być o szóstej.
-No tak, ale zaspałam. Ciesz się że pozbierałam się w czternaście minut, mogło być gorzej.
-ch****a, czesałaś się dzisiaj? - spytał Eric, spoglądając na włosy Julie.
-A jak myślisz? - spytała z godnością. - Oczywiście, że nie.
-Dobra, idź... Potem pogadamy. - mruknął Eric, kierując się w stronę swojego biura.
* * *
Jamie strojąc gitarę, zerknął tylko na Julie. Siedział na stole w pokoju, dosyć specyficznym – jedna strona była w całości zbudowoana ze szkła. To było studio nagraniowe. Uśmiechnął się pod nosem, wyczuwając że już prawie nastroił sprzęt.
-Cześć Wam. - odezwała się w końcu Julie.
-Wreszcie. - skomentowała po chwili Penny, czyszcząc pałeczkę do perkusji. - Gdzie byłaś, Księżniczko?
-Zaspałam. - powiedziała siadając na krześle. - Zaczynamy?
-Tylko przyjdzie Krwawy, poszedł po kawę. - wtrącił Jamie, odkładając obok gitarę.
-Co za kretyn, wymyślił żeby tak wcześnie była próba!
-Zarząd wytwórni. - powiedział Krwawy, wchodząc do pokoju.-Julie, przynieść Ci kawę?
-Będę wdzięczna. - skinęła głowa, mierząc wzrokiem instrumenty. - Zaraz zaczynamy, od czego?
-Powiedzmy... „Wolni nie płaczą“. - powiedział Jamie z grobową miną. - Pasuje, Penny?
-Jasne, dlaczego nie. W końcu tylko coverów nienawidze..
Rok wcześniej, Newport, klub „Nutki Miłości“
-Ha! - krzyknął Krwawy, był pełen zachwytu do samego siebie. Penny spojrzała pytająco na Jamiego.
-Co się stało, stary?- spytała pijąc piwo.
-Załatwiłem nam występ, tutaj, za chwilę.
-Nie chrzań. - jęknęła z podziwem Penny.-Możemy zagrać?
-Nie, sztuczki magiczne wykonamy. - powiedział podniecony Krwawy.- Oczywiście że zagramy!
-ch****a! Wiedziałam, że dzisiaj będzie dobry dzień. - Penny uśmiechnęła się znowu, pijąc piwo.
-Jakiś pomyśł na repertuar? - spytała mechanicznie Julie.
Penny zmrużyła oczy, myśląc nad pytaniem Julie. Zmarszczyła śmiesznie nos, myśląc intensywnie. Widząc jej minę, Jamie pokręcił głową z rezygnacją: Uważaj, bo się przepalisz.
-Uważaj na słowa, grajku. - powiedziała ostro Penny. - Mam pomyśł, na pewno pozwolą tylko na jeden numer. Co powiecie na „Jak się czuję?“ ?
-Chyba trafny wybór. - zgodził się Krwawy.- A co Ty o tym myślisz, Jamie?
-Tak, zagrajmy to.
-Więc ustalone. - mruknęła Julie powstając. Do czwórki muzyków, podszedł właściciel klubu:
-No.. droga wolna, możecie zagrać jakiś numer. - powiedział pokazując scenę. - Ale jeden.
To był ich pierwszy publiczny występ, od czasu klapy artystycznej w „Sześć łapek'. Jamie westchnął głośno, przesuwając mikrofon w stronę strun. Usiadł na krześle, Krwawy podłączył swoją ukochaną za to do wzmacniacza. Penny zapanowała nad talerzami, a Julie podeszła do mikrofonu.
-Cześć, jesteśmy Without You i mamy zagrać tutaj dla Was jeden z naszych kawałków. - powiedziała radośnie jak to zwykle robią artyści przed koncertami. - Zagramy piosenkę „Jak się czuję?“. Mam nadzieję że Wam się spodoba.
To jest tak zabawne
Kiedy po udanej nocy, uciekasz przez okno w sercu
Czy nie masz odwagi?
Przepraszam Pana, czego mi brakuje?
IQ?
Cycków?
Czy może To Ty jesteś wybrakowany?
Przepraszam bardzo
Nie mam zamiaru sobie ich powiększać
Lepiej popracuj nad głową,
A dostrzerzesz jaka to ze mnie laska
Jak się czuję?
Kiedy mówisz że wolisz dziwkę spod latarnii
Zamiast mnie, kochającej dobrej kobiety
Na sali panowała cisza, zupełna cisza. Prawie było słychać muchy, które latały po toalecie.
Nikt nie miał odwagi się odezwać, Julie spoglądała nerwowo na swój zespół.
Penny przełknęła ślinę, obserwując widownię. W końcu ktoś powstał i zaczął klaskać, na co powstał ktoś inny i krzyknął: - Spadać ze sceny!
Jamie spodziewał się właściwie takiego obotu spraw, to nie była nawet wina Julie która zafałszowała kilka razy, czy Krwawego – któremu pomyliły się kilka razy chwyty. Muzyka która jest niezależna, nie podoba się z definicji publice. Dlaczego? Bo nic, żadna instytucja nie blokuje przesłania piosenki – jak śpiewana, tak jak napisana. A to publice nigdy się nie podoba, wolą słuchać kolejnej wersji Britney Spears niż o tym że świat jest zły ponieważ zatruwają go nie politycy – a społeczeństwo.
-Chodźmy. - odezwała się w końcu Penny. - Chyba im się nie podobało.
-Proszę. - pisnęła Julie. - Nie mówcie już o tym.
Zeszli do sceny, z poczuciem pewnej porażki. Dostali oklaski od jednej osoby, nikomu się nie podobało. A za kulisami czekał na nich właściciel klubu:
-Frank z „Sześć łapek' mówił żeby Wam nie wierzyć.
-To nie nasza..- zaczęła powoli Julie.
-Co? To nie wasza wina? Piszecie takie debilne teksty i czego się spodziewacie?
-Ja napisałam ten tekst, nie uważam by był debilny. - powiedziała obronnym tonem Penny.
-To lepiej zacznij. - syknął grubas.
-Spokojnie, Wiktor. - powiedział ktoś stojący za nim.
-O, Eric, cześć. - Grubas-Wiktor odwrócił się na pięcie, mierząc wzrokiem nowo przybyłego. - Co Cię tutaj sprowadza? Za kulisy?
-Tutaj? Oni. - Eric skinął głową w stronę zespołu. - Chcę z nimi pogadać. Byli świetni.
-Co?! Eric, do końca Cię powaliło? Przecież to była czysta grafomania z amatorskim brzmieniem!
-Pamiętasz zespół Death Notes? - spytał nagle Eric.
-A co oni mają do tego?
-Ja w Without You widzę ich następców.
-Piepszysz głupoty na starość..
-Daj to ocenić mojej wytwórni. - powiedział Eric, pokazując zespołowi wyjście.
Rok później.
Próba skończyła się o siódmej. Ale to nie oznaczało że praca na dzisiaj w wytwórni dla muzyków się skończyła. O siódmej trzydzieści, na Julie i Penny czekała przymiarka kostiumów u Lucasa.
Lucas był sprawdzonym projektantem wytwórni. Zajmował się wizerunkiem każdej gwiazdy „Magic CD's“.
Znał się z członkiniami zespołu, od czasu ich przybycia tam.
-Cześć Luc.-powiedziała Julie, wchodząc do biura.
-O mój Boże..! O mój Boże! - zapiszczał ktoś z głębi przymierzalni. - To przecież moja Julie!
Lucas przyjacielsko pocałował w policzek Julie, a potem Penny. Lucas miał czarną karnację, zgolone włosy. W wytwórni często pracował w dosyć ekstrawaganckich strojach – akurat dzisiaj ubrał różowe okulary, żółtą kurteczkę i czarne posdnie. Straszny kontrast, ale Lucas kochał kontrast.
-Co słychać, Lucas?- spytała radośnie Julie.
-Fatalnie, dziecino, fatalnie. - machnął dłonią zmartwiony. - Znowu jestem sam!
-Ten cały George, Cię zostawił? - spytała Penny dosyć oschle, chociaż bardzo lubiła Lucasa, to nie w jej stylu były rozmowy o miłości.
-Nie, słonko, to ja jego zostawiłem. Siadajcie, zaraz Wam przyniosę ciuszki. - Lucas powiedział, odchodząc do przymierzalni. - Nie mogłem mu wybaczyć jak zobaczyłem go z innym.
-Kto to był? - spytała ciekawsko Julie.
-A wiesz, nawet nie wiem. Nie legitymowałem go, kiedy parzył się w moim łóżku. - Lucas skrzywił się z obrzydzeniem. - Zwykła świnia!
-Coś o tym wiem. - mruknęła Julie, spoglądając na swoje odbicie w lustrze.-Zrobisz coś z moimi włosami?
-Ej, przecież wiesz, że to działka Mirii! Zresztą, ona z Wami jedzie, co nie?
-Tak, to prawda.- potwierdziła Julie. - Całe szczeście że autobus jest wielki. Bo chmara ludzi z nami jedzie. Może też się skusisz?
-Nie, słonko, nie mogę. Czeka mnie.-przerwał na chwilkę Lucas, spoglądając na swoje odbicie i głaskając Julie po głowie. - Wystawa.
-Wystawa? - spytała Penny nie kontaktując. - Jaka wystawa?
-Pokaz. - poprawił się szybko Lucas. - Pokaz mody.
-O mój Boże! - krzyknęła Julie. - Udało Ci się?!
Lucas z zadowoleniem pokiwał głową. Był bardzo z siebie dumny, cieszył się także z faktu że ktoś oprócz niego cieszył się z jego sukcesu. Teraz, projekty Lucasa będą mogły
zostać pokazane jako coś więcej niż strój jaki gwiazda ubierze na koncert.
-Jeszcze w następnym tygodniu. Pokażę swoją nową kolekcję.
-Gratulujemy, prawda Penny? - sptała Julie spoglądając na przyjaciółkę, ta pokiwała głową powoli.
-Pewnie, to wielka szansa dla Twoich ciuchów. Bo jak wiemy, są genialne.
-Wynająłeś już lokal na tę okazję? - spytała Julie patrząc na odbicie przyjaciela który pakował jej i Penny ciuchy do wielkich walizek.
-Jeszcze nie, mam to nadzieję zrobić jeszcze w tym tygodniu.
-Ale pieniądze masz? - spytała Penny, bawiąc się kosmykiem swoich własnych włosów.
-Tak, mam, oczywiście że mam. - powiedział pośpiesznie Lucas pakując rzeczy do toreb. - Jak Ty sobie to wyobrażasz? Że chcę wynajmować bez pieniędzy?
-Nie wiem. Nie znam się na tym biznesie. - powiedziała Penny równie pośpiesznie co Lucas. - Wiesz, jaka jestem.
-Tak, wiem. - powiedział z uśmiechem Lucas. - Masz, Julie, przymierz te spodnie i tę bluzkę.. A Ty, Penny, przymierz to. Zaraz zobaczymy, jak w tym wyglądacie, kocice. - polecił Lucas, siadając na fotelu.
-Jak sobie życzysz, szefie. - powiedziała z uśmiechem Penny znikając w przymierzalni.
Po chwli, wyszła z przymierzalni Penny. Była ubrana w czarną, skórzaną kurtkę, równie czarne spodnie, a także koszulkę z oklepanym motywem płonącej czaski. Lucas zacmokał głośno:
-Czegoś tutaj brakuje.. zaczekaj. - powstał szybko udając się w stronę dodatków do ubrań. Wziął dwa – srebrną bransoletkę i wisiorek na którym był srebrny krzyż. - Boże, dziewczyno, jesteś świetna!
-Dzięki. - powiedziała treściwie Penny. - Mnie też się podoba. - dodała, spoglądając na swoje odbicie.
-To widac, Twój pupalek po prostu jest stworzony dla tych spodni. - powiedział Lucas, spoglądając na tyłek Penny. Ta tylko zachichotała na te słowa.
-Dosyć ciasne. - oceniła Penny, spoglądając na swoje odbicie.
-Takie pupalki, powinny być eksponowane. - powiedział z uśmiechem Lucas. - Pamiętaj o tym.
-Dziękuję za radę, ale nie lubię chodzić na łowy. - Penny usiadła zdejmując spodnie, nie krępowała się przy Lucasie. Wiedziała jaki on jest i czuła się strasznie bezpieczna. Na swój sposób, kochała go.
-Łowy? Prymitywne zabawy. - powiedział szybko Lucas. - Bierzesz je, co nie? Tak, wiem że tak. - stwierdził nie czekając na odpowiedź. Schował je do walizki.- Teraz mamy serwisy randkowe, kochanie.
-Wszystko jedno, facet taka sama świnia jak na ulicy. - powiedziała Julie wychodząc z przymierzalni.
Julie wyglądała jak przeciwieństwo Penny – dostała od Lucasa wiszące spodnie i białą flanelową koszulę. Lucas westchnął głośno, pełen podziwu dla Julie. Zmierzył ją wzrokiem,
pełnym zachwytu. Julie rozłożyła ręce, odwracając się ciągle wokół własnej osi.
Penny tylko uśmiechnęła się pod nosem: JA bym tego nie ubrała, Ale Tobie jest ładnie.
-Tak, świetnie w tym wyglądasz. - skomentował szybko Lucas.
-Tak myślicie? - spytała Julie, patrząc na swoje nogi. - Bo ja sama nie wiem.
W tym momencie rozdzwonił się jeden z telefonów, Julie pobiegła do przymierzalni, po czym stwierdziła że to nie jest jej telefon. Penny przeprosiła resztę i wyszła na korytarz:
-Tak?- odebrała już na korytarzu.
-Penny? To ja, Paul.
-Paul, przecież mówiłam że nie masz do mnie dzwonić.
-Nie mogę o Tobie zapomnieć, musimy porozmawiać. Nie mogę uwierzyć, że chcesz.
-Paul, nie chcę tego skończyć. Bo to już się skończyło.
-Penny, przecież tego nie chcesz.. Ja mogę to wyjaśnić.
-Nie musisz, nie wysilaj się.
-Penny, wiesz, Ty wiesz najlepiej, jak było. - głos w słuchawce zaczął się jąkać. W tej chwili Penny poczuła litość. Zamknęła oczy, próbując się obudzić.
-Jadę w trasę, gdy wrócę, mam nadzieję że znikniesz z mojego życia.
-Ale Penny!
Penny wyłączyła telefon, ale i tak spoglądała na wyświetlacz dobrą chwilę. Miała wielki żal do Paula, że dowiedziała się o jego odejściu w taki sposób. Nie chciał się nawet pożegnać, nie
chciał też mówić co się dzieje. Odwróciła się na pięcie, wracając do biura Lucasa. Przy drzwiach stała już Julie, spojrzała opiekuńczym wzrokem na Penny: Wszystko w porządku?
-Tak. - mruknęła Penny, po czym dodała bardziej radośnie. - To nasz dzień.
-Jeśli chcesz, możemy pogadać.-stwierdziła Julie, obserwując reakcje Penny.
-Nie, dzięki. Dam sobię radę. Może problem się sam rozwiążę.
-Penny, przecież mówimy sobie o wszystkim.Nie pamiętasz już tego?
-ch****a, Julie, o co Ci chodzi? - wybuchnęła Penny, po czym dodała łagodniej. - Na pewno Ci powiem, kiedyś, bo będziemy mieli sporo czasu na rozmowy.
-Dobrze, ja już idę. Jestem gotowa, Ty jeszcze załatw z Lucasem kwestię swoich ubrań. Do zobaczenia później.
-Tak, do zobaczenia.
Julie uśmiechnęła się delikatnie głaskając Penny po policzku. Wiedziała że jej przyjaciółka nie czuje się najlepiej. Ta tylko westchnęła, podchodząc do Lucasa który był w przebieralni.
Julie wychodząc z biura, zastanawiała się nad swoją przyszłością. Mijała znajomych, uśmiechając się tylko pod nosem słysząc ich gratulacje. Tutaj, w wytwórni, czuła się jak w drugim domu.
Wiedziała że ma ogromne szczęście że tutaj trafiła. Pomyślała że pożegna się jeszcze z Ericiem.
Jakby nie było, do podróży nie będzie miała chwili wolnej aby tego dokonać. Udała się do odpowiedniego skrzydła budynku.
Biuro Erica znajdowało się w cześci południowej budynku, tuż za studiami nagrań. Zawsze chciał mieć szybki dostęp do swoich gwiazd. Julie pokonała szybko ten dystans, jako że nie mogła sobie pozwolić na rekreację. Zapukała do szklanych drzwi, spoglądając na sylwetkę Erica. Ten machnął ręką na znak aby weszła.
-Co Cię do mnie sprowadza? - spytał, wstając od biurka.
-Chcę się pożegnać. - powiedziała krótko, po czym dodała.-Wątpie bym potem miała na to czas.
-Słusznie. - skinął głową Eric. - Nie będziesz.
-Więc..-Julie przytuliła właściciela wytwórni. - Do zobaczenia.
-Julie.. - szepnał Eric.
-Eric, przestań. Wiesz, że to nie ma sensu.
-Pamiętasz że za chwilę konferencja, prawda?
-Konferencja? ch****a! Konferencja prasowa! - krzyknęła Julie, wybiegając z biura. Eric tylko śmiał się pod nosem, widząc reakcję Julie.
Reszta zespołu Without You, już była na miejscu. Siedzieli za dużym, prostokątnym stole. Tuż obok nich siedział rzecznik prasowy „Magic CD's“. Julie przywitała się z nim, po czym dołączyła do zespołu. Wtedy rzecznik wstał, chrzakając dosyć stanowczo:
-Ekhm.. Jeśli można, proszę o uwagę. Jak Państwo wiedzą, nasz nowy zespół zaczyna dzisiaj trasę koncertową. Jednak jeszcze przed wyjazdem, odpowiedzą chętnie na Wasze pytania. Zaczynamy pierwszą rundę pytań. - usiadł ponownie za stołem, obserwując fotoreporterów.
Jeden z dziennikarzy powstał z miejsca: Life Of Newport... czy przewidujecie jakieś spotkania z fanami, poza koncertami? Powiedzmy podpisywanie płyt i tym podobne sprawy?
-Naturalnie. - powiedziała Julie, uśmiechając się delikatnie. - To jest nasza pierwsza trasa i chcemy aby była ona idealna. Przewidujemy takowe spotkania, a także relacje z podróży na stronie internetowej zespołu. Powiedzmy taki mini program „Trasa za kulisami sceny“.
-Mhm.. Rozumiem. Następne pytanie, czy to prawda że ma Pani romans z właścicielem wytwórni „Magic CD's“ , Ericiem Walkerem?
-Miałam. - poprawiła dziennikarza Julie.- Ale ja i Pan Walker, możemy być tylko przyjaciółmi.
-Mówi Pani to swojemu każdemu byłemu?- wtrącił się inny dziennikarz, Julie tylko otwarła usta z niedowierzaniem że to kogoś może obchodzić. No, ale z jakiegoś powodu wiesza się psy na dziennikarzach.
-To chyba nie jest tematen konferencji, to jest moje prywatne życie.
-Pani jest osobą publiczna, to że my się interesujemy, jest konsekwencją sławy.
-Ale wcale nie musi. - zaprzeczyła Julie szybko. - Wystarczy zabić ciekawskość w jej początkowej fazie.
-Boi się Pani brukowców?
-Facet, weź na luz, co? - wtrąciła Penny, widząc że Julie jest w szoku. - To jej życie, więc zajmij się ch****a swoim artykułem i daj jej spokój, co?
-Więc może Pani coś powie, na temat swojego romansu? - spytał dziennikarz, spoglądając tym razem na Penny. - W wywiadzie z Panem Paulem Eagle, czytamy że przysłał Pani kwiaty, z bilecikiem. Może Pani powie, co było na bileciku?
-Nie Twoja sprawa, gnojku. - syknęła Penny, odsuwając się od mikrofonu, jakby chcąc powiedzieć że ten temat jest już zakończony.
-Ja też chętnie odpowiem na jakieś pytania. - powiedział Jamie, przysuwając się do mikrofonu.
-Ostatnio mogliśmy usłyszeć w telewizji o tym, że jest Pan synem człowieka który posiada spory majątek, to prawda? - zapytał inny dziennikarz, który najrywaźniej miał więcej klasy niż ten pierwszy.
-Tak to prawda, mój ojciec to jest bardzo wpływowy człowiek.
-Czy dostał Pan się do zespołu, ze względu na ojca? Kupił Panu członków zespołu?
-Dlaczego Pan tak uważa?- spytał zdziwiony Jamie, ale nie czekając na odpowiedź powiedział: To jakaś bzdrura. Krwawy, Julie i Penny to są moi przyjaciele. Nikomu za nic nie płacę.
-To ciekawe, bo w wywiadzie dla „Tylko Muzyka“ żartuje Pan że za mało płaci Julie.
-Wystarczy. - wtrącił rzecznik. - Czy ktoś ma normalne pytania, dla naszego zespołu?
-Ja mam. - powiedziała jedna dziennikarka. - Za kim będziecie najbardziej tęsknić w trasie?
-Chyba po prostu za rodziną. - powiedział Krwawy, patrząc na resztę jakby szukał sprzeciwu.-Wszyscy kochamy nasze rodziny, smutno nam jest że opuszczamy je na taki okres czasu. No, ale krążek sam się nie wypromuje.
-Rozumiem, tak, to oczywiste. - pokiwała głową dziennikarka.- Następne pytanie, na święta Bożego narodzenia wrócicie do Newport?
-Mamy taką nadzieję. - odpowiedziała Julie. - To są bardzo ważne święta, nie można być wtedy poza domem. Nigdy tego nie robiliśmy, nigdy nie spędzaliśmy świąt poza domami.
-Jaki jest Wasz ulubiony kawałek z Waszej płyty?
-Cyba nie mamy takiego, każda piosenka jest inna. Opowiada inną historię, wybrać jedną to jak odepchnąc inne wątki jednej powieści. A jak wiemy, to jest niemożliwe.
-Dobrze, wystarczy tych pytań bo Panowie z brukowców znowu wpadną na jakieś wspaniałe pomysły. - powiedział rzecznik uśmiechając się szeroko. - Dziękuję wszystkim za przybycie, teraz zespół Without You uda się na odpoczynek.. Jutro z samego rana wyruszają...
* * * *
Kiedy Krwawy wrócił do swojego mieszkania, było już grubo po osiemnastej. Nacisnął czerwony przycisk na telefonie, włączyła się sekretarka-“Masz jedną nową wiadomość“
Chwilka pauzy, którą Krwawy wykorzystał na wyciągnięcie piwa z lodówki.
„Hej, Johny, tu mama. Pewnie jesteś w wytwórni. Jutro zaczynacie trasę, ja i ojciec liczymy na Ciebię, trzymamy kciuki za koncerty. W wolnej chwili zadzwoń proszę, chociaż wiem że będzie oto trudno.
Całuję, mama“.
Krwawy westchnął cicho, podrapał się po głowie zaglądając do lodówki. Nic w niej nie było, a dokłądnie ketchup, dwie parówki, piwo i margaryna. Zrobił sobie prowizoryczną kolację.
Po zjedzeniu kolacji, obejrzał swój ulubiony serial o katastrofie lotniczej.
Godzina minęła, Krwawy postanowił że odzwoni do mamy. Wybrał odpowiedni numer z pamieci telefonu
i nacisnął przycisk odpowiadający za połączenie.
-Halo?
-Mama? - spytał Krwawy, siadając w fotelu.
-Johny? To Ty, kochanie?
-Tak, to jestem ja. Co słychać?
-Właśnie wracam od Msr Henderson. Pamiętasz ją, prawda? Taka starsza wdowa..
-Oczywiście że pamiętam Msr Henderson. Zawsze zakradałem się do jej ogrodu i kradłem owoce.
-No tak, była pod wrażeniem że wyrosłeś na prawdziwego muzyka. Pokazałam jej Waszą płytę.
-Cieszę się. A co u ojca?
-Ojca? - bąknęła mama Krwawego.
-Tak, u ojca. Coś jest nie tak?
-Twój ojciec, jest w szpitalu. - powiedziała jasno kobieta. - Podobno to nic takiego, ale musi być na obserwacji.
-W szpitalu? A co się działo? - spytał zaniepokojony, podniósł się szybko podając mleko kotowi. - Coś z sercem?
-Przemęczył się,jak zwykle. Wiesz jaki jest ojciec. - stwierdziła kobieta, ale Krwawy i tak był zdenerwowany..
-Słuchaj, mamo, może ja Was po prostu odwiedzę. - zaproponował Krwawy, głaszcząc kota.- Dawno u Was nie byłem, zobaczyłbym co się zmieniło w Nashville i w ogóle.
-Nie ma mowy, dziecko, to jest Twoja szansa na sukces. - zaprotestowała szybko kobieta. - Ojciec nie umiera, żebyś niszczył swoją karierę. Tak dobrze Wam przecież idzie.
-No dobrze, wygrałaś.
-Przepraszam Cię synu, ale muszę kończyć. Dzwoni do drzwi Pani Young. Do usłyszenia.
-Pa, mamo.
Trzy lata wcześniej, Nashville
Krwawy gra na gitarze w swoim pokoju. Pokój Krwawego, znajdował się na piętrze jego rodzinnego domu. Na ścianach znajdowały się plakaty, a na owych plakatach twarze i sylwetki największych gwiazd muzyki Rock. Krwawy akurat przygrywał na gitarze akustycznej, skończył.
-Nawet niezłe. - oceniła Penn. - Rytm mi się podoba.
Krwawy skinął głową uwaznie, uśmiechając się do siebie – Rytm wymyśliłem jako pierwszy.
-Krwawy, przecież zawsze tak się robi. No, ale wiem o co Ci chodziło. Ten rytm był trudny do wykombinowania... po prostu jest świetny.
-Dzięki. - powiedział, po czym zerknął w stronę kolegi. - A Ty, Josh, co o nim myślisz?
-Przyda się do jednego z tekstów Julie.
-Właśnie, widział ktoś Julie? - spytała Penny spoglądając na Josha, ten tylko pokręcił głową.
-Mówiła że szuka weny w terenie, podobno twórcy tak robią. - wyjaśnił Josh oglądając plakaty. - O, Rollig Stones. Uwielbiam ich.
Penny spojrzała w stronę plakatu, po czym uśmiechnęła sie w stronę Josha – Prawda?
-Może zadzwonimy do Julie? Troszkę się nie pokoję. - stwierdził Josh, po czym zerknął w stronę Krwawego. Ten tylko uśmiechał się grając: Przecież Ci nie ucieknie, kochasiu.
-To nie oto chodzi. - zaprzeczył Josh przewracając oczyma, Penn zachichotała cichutko.
-Tia, to o co? - spytała szczerząc zęby w uśmiechu.
-Chciałbym usłyszeć jakiś jej tekst z tym rytmem. - wyjaśnił gestykulując przy tym dosyć przesadnie.
-Kłamiesz. - oceniła Penny twardo.
-Dlaczego tak sądzisz? - zdziwił się Josh.
-Zawsze, gdy kłamiesz, Twoje gesty są mocno przerysowane. - wyjaśniła Penny uśmiechając się przy tym szeroko. John zaśmiał się cicho.
-Coś w tym jest.
-Ale do Julie zadzwonię, przyda nam się próba. Garaż masz wolny, co nie Krwawy?
-Jasne, już dzwonię i schodzimy.
* * *
Trzy lata później, Newport, nastał nowy dzień.
Nastał nowy dzień, a Julie znowu się spóźniła. Na zegarku była doladnie szósta i trzydzieści minut kiedy Julie otwarła oczy. Z jej ust popłynął strumień brzydkich wyrazów, kiedy ubierała się w rzeczy z wczoraj. Miała pięć wiadomości od Erica, z wiadomości na wiadomość coraz więcej wykrzykników.
Wzieła szybko plecak, torbę podróżną i gitarę. Zamknęła mieszkanie, klucze podrzuciła szybko do mieszkania obok – przyjaciółki Fiony. Pobiegła ile sił w nogach na dół do taksówki. Po drodze myślała tylko o jednym „ Eric mnie zabije“.
Ja Ciebie chyba zabiję! - krzyknął Eric, widząc postać Julie w oddali.- Jak możesz?! Dzisiaj?!
-Eric, tak bardzo mi przykro.. mój budzik.
-Jasna ch****a, Julie zawsze zwalasz na budzik...
-Dobra, Eric. Zaspałam. Co mi teraz zrobisz?
-Co? Wrzuce Cię do tego autobusu i nie chcę widzieć przez najbliższe pół roku. Odpowiada?
-Jak najbardziej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Q.m.c.
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 50 razy Skąd: Section One Płeć:
|
Wysłany: Nie 18:11, 01 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
mi się bardzo podoba czekam na kolejną 'porcje'
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Future
Grotesk Burlesk
Dołączył: 16 Gru 2007
Posty: 1400
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy
Płeć:
|
Wysłany: Nie 19:33, 01 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Ładne, ładne.. B. ładne.. bdb+
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lady Van De Kamp
Administrator
Dołączył: 23 Cze 2006
Posty: 1484
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Skąd: Sosnowiec
|
Wysłany: Pon 18:44, 02 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Ciekawa konwencja. Na poczatku wyobrażałam sobie Julie jako tą, którą znamy z DH, ale już po kilku linijkach zmienilam swoje wyobrażenie. To zupełnie inna postać. I chyba nadaremno doszukuję się tutaj jakiś znajomych postaci - a może Penny to ta malutka dzewczyneczka, którą znamy. Chyba znów robię nadinterpretację
W każdym razie opowiadanko podoba mi się i liczę, że napiszesz do tego ciąg dalszy.
Przez bardzo dłuuugi czas nie pojawiały się na forum żadne opowiadania i trochę mi tego zaczęło brakować. Też mi coś "chodzi" po głowie, ale to dopiero po powrocie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Pon 18:46, 02 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Julie Walker to taki mój Harry Potter - bohaterka tego, jednego krótkiego opowiadania i w opracowaniu jest sequel "Nic do stracenia" xD.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lady Van De Kamp
Administrator
Dołączył: 23 Cze 2006
Posty: 1484
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Skąd: Sosnowiec
|
Wysłany: Pon 19:09, 02 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
No i koniec. Teraz w mojej wyobraźni wygląda ona jak Harry Potter tylko, że troszkę bardziej kobiecy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Śro 17:06, 04 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Dalsza część opowiadania ^^
Rozdział 1.
New York, New York
Jamie obudził się o piątej rano, kiedy to Krwawy postanowił coś zagrać dla Mirii, znajomej dziewczyn i Lucasa. Dziewczyna była zachwycona zdolnościami Krwawego. Mu to bardzo odpowiadało, a Jamie widział w tym stare dobre czasy.
-Weź tak nie czaruj, co? - zagadał w końcu, Krwawy spojrzał na niego.
-Cześć stary.. ona lubi, gdy jej gram, co nie Miria?
-Tia Krwawy, ale nie wyobrażaj sobie za dużo. - pacnęła go w głowę, ten uśmiechnął się tylko pod nosem. Jamie czuł się dumny z tego, jak postąpiła teraz Miria.
-Lubię Cię, wiesz Miria? Jako jedyna dziewczyna, oprócz naszych z zespołu potrafisz flirtować i nie nazywasz mnie swoim chłopakiem.
-To dobrze.. - Miria powstała po czym dodała. - Mój chłopcze. - Jamie wybuchnął śmiechem, za to Krwawy tylko uśmiechnał.
Krwawy spojrzał w stronę Jamiego, po czym spytał się: Rozmawiałeś z Julie na temat nowego materiału?
-Tak. Ale ona uwaza że teraz najważniejsza jest trasa i popracujemy nad nowymi kawałkami później.
-Myślisz że będzie nam się chciało? Podobno pierwsza trasa to koszmar.
-E tam, narazie jest świetnie.
Krwawy wstał z łóżka i spojrzał w stronę lodówki, otworzył ją i rzucił przez ramię: Masz ochotę na piwo?
-Dlaczego nie. - powiedział Jamie uśmiechając się przy tym. - Widziałeś technika głównego?
-A to nie jest Frank? - zdziwił się Krwawy popijając piwo.
-Nie, jakiś cholerny goliat, większy niz trzy perkusje Penny. - opisał postać Jamie.
-No.. takiemu to lepiej nie zwracać uwagi że coś źle podłączył. - zaśmiał się Krwawy, po czym wyjrzał przez okno. -Ani śladu cywilizacji.
-Przejdę się do Julie. Może się stresuje.. - wyjaśnił Jamie po czym wstał, połozył butelkę piwa na stoliku i przeszedł spory kawałek autobusu aby dojść do Julie. Siedziała na samym końcu samotnie, trzymała tylko pióro i notatnik. Jamie na widok pamiętnika, uśmiechnął się pod nosem.
Usiadł tuż obok i spojrzał z ciekawości na to co też piszę Julie. Spojrzała na niego gardząco, jak rodzic gdy dziecko zagląda czy święty Mikołaj najprawdę istnieje. W końcu pokazała mu otwarty notatnik.
-Czytaj. - wyjaśniła. Jamie chwycił za notatnik, zaczął czytać:
-“To ja i nie zmienię się, choćbyś modlił się oto całymi nocami.
Nie licz na to że wybaczę, ani że uratuje Cię film w telewizji. Nie zmienię się. Czego Ty chciałeś, kpiąc ze mnie?“ - w końcu spojrzał na Julie. - To jakiś nowy tekst?
-Ot, takie wolne myśli, co o nich myślisz?
-Hm, wiesz, prawdę mówiąc pisałaś lepiej, potrafisz lepiej. Ale najgorsze, to to nie jest.
-A ja myślę że tak. - wyrwała kartkę z notatnika i wyrzuciła przez okno. - Tekst był do dupy.
-Jesteś zbyt wymagająca dla tego co napiszesz, wiesz?
-Jamie, Ty nie rozumiesz. - Julie odgarnęła kosmyk włosów. - To nie jest twórczość przedszkolna. Muszę napisać porządny, nowy tekst. A to było zbyt naiwne. Już nie gramy w garażu Krwawego, zaczęło się dorosłe życie. Rozumiesz to, stary?
-Pewnie, mała. - Jamie pogłaskał ją po głowie. - Odpocznij, twórca nie potrafi napisać niczego gdy nie czuje wewnętrznej weny. Nic nie napiszesz bez, no, chyba że coś takiego jak przed chwilą.
-Masz całkowitą rację. - rzekła Julie odkładając notatnik do plecaka. - Więc, co Ciebie do mnie sprowadza, Jamie?
-Pomyślałem że dawno nie gadaliśmy.
-Jamie, rozmawialiśmy przed wczoraj.
-Ale, jak sama powiedziałaś, zmieniamy styl życia. Być może potrzebujesz wsparcia.
-Dobra... co się dzieje? Założyłeś się o coś z Krwawym?
-Nie, dlaczego tak myślisz?
-Z Penny? Nie, Penny jest zbyt mądra na Wasze zakłady, dzieciaki.
-Ej, tylko nie dzieciaki! Chcę po prostu wiedzieć, co u Ciebie.
-Eric chce do mnie wrócić. - stwierdziła po chwili Julie, Jamie przełknął ślinę. - Chyba mnie nadal kocha.
-A Ty tego chcesz? - spytał wręcz mechanicznie Jamie, ale zachował się poważnie. Julie przez chwilkę była pod podziwem tego że zachował się tak poważnie. Ale to było chwilowe, Jamie taki po prostu był.
-Nie wiem. - rzekła. - Pierwszy raz w życiu, nie wiem co robić.
-Musisz tego sama chcieć.. To będzie Twój związek, nie wystarczy że Eric chce.
-Ale dlaczego.. teraz? - spytała a z jej oczu popłyneły łzy. - Przepraszam, nie powinnam.
-Nie, powinnaś, musisz komuś się wyżalić. To normalne. No, Krwawy tak nie robi ale..
Julie tylko parsknęła smiechem. - Dzięki.
-Za co? Przecież Ci nic nie doradziłem.
-Ale dałeś coś do zrozumienia.
-ch****a, co takiego? - spytał przestraszony Jamie.
-Nieważne, jeszcze raz dzięki. Muszę zadzwonić. - Julie uściskała Jamiego, po czym wstała chwytając za swój telefon komórkowy. Wybrała numer od Erica, po czym nacisnęła guzik na którym była zielona słuchawka. Usiadła na sofie, czekając aż się połączy.
-Wytwórnia muzyczna, „Magic CD's“. W czym mogę pomóc?
-Jodie? To ja, Julie. Połącz mnie z Erickiem.
-Dobrze, już łączę.
Julie westchnęła cicho, słuchając melodyjki którą puściła jej Jodie. Minęło dobre pięć minut, zanim Eric odebrał telefon. Wydawał się Julie być zmęczonym, albo zniekształcenie telefoniczne tak wpłynęło na głos. W końcu powiedział:
-Słucham, Julie?
-Chcę porozmawiać.
-O czym?'
-O nas. - powiedziała nieśmiale Julie, po czym powtórzyła mocniej.- Chcę porozmawiać o nas.
-Rozumiem. Niech zgadnę, myślałaś o tym co mówiłem Ci przed wyjazdem, prawda?
-Zgadłeś. - potwierdziła Julie, po czym dodała głośniej. - Postanowiłam, że to nie ma sensu.
-Co takiego?
-My, nasz związek, nie ma sensu. Po co to drugi raz przerabiać, skoro za pierwszym nie wyszło?
-Byłem głupi. - powiedział szybko Eric. - Zrozum, teraz jest inaczej.Zupełnie inaczej.
-Przykro mi, Eric. - Julie rozłączyła się po czym westchnęła ciężko. Jamie położył dłoń na jej ramieniu, po czym nachylił się do jej ucha: Wszystko będzie dobrze, Księżniczko. Nie martw się.
-Jak mam się nie martwić, Jamie? Jak mam się nie martwić, skoro ciągle krzywdzę ludzi? No jak?
-Nikogo nie krzywdzisz, po prostu jesteś rozsądna. Nie chcesz popełniać starych błędów, każdy to rozumie. - Jamie usiadł tuż obok niej, chwycił za telefon i wyłączył go.
-Czuję że jeszcze dzisiaj się rozkleję.
-Ja Ci na to nie pozwolę, Julie. - pogłaskał ją po twarzy. - Eric jest kretynem że w ogóle wypuścił Cię.
-Tylko tak mówisz, żeby poprawić mi humor.
Trzy lata wcześniej, miasteczko
Zmienię się, kiedy tylko poczuję wsparcie
Przyszłeś i mnie uratowałeś, kiedy spadałam w dół człowieczeństwa
Nikt mnie nie kocha, jak Ty
Jesteś jak kojący balsam dla serca mego
Nie czuję już nienawiści
Która rozrywała moje serce
Nikt mnie nie kocha, jak Ty
Jesteś jak kojący balsam dla serca mego
Nie czuję już nienawiści
Która rozrywała moje serce
Maluję Twoją podobiznę na ścianie w pokoju
Zmieniam swój świat
Nikt mnie nie kocha, jak Ty
Jesteś jak kojący balsam dla serca mego
Nie czuję już nienawiści
Która rozrywała moje serce
Nikt nie zrozumie mnie, jak Ty
Krwawy uśmiechnął się szeroko w stronę Penny, która skończyła grać zakończenie piosenki.
Zagwizdał głośno, patrząc jak Penny delikatnie czyści swoje pałeczki i wkłada do pudełeczka które było wyścielone delikatnym materiałem. Zamknęła wieczko, a pudełko schowała do plecaka.
Josh także odłożył gitarę, po czym zlustrował wzrokiem resztę zespołu.
-To na dzisiaj wystarczy, prawda? - spytał po chwili, w odpowiedzi Krwawy tylko pokiwał głową.
-Chyba tak. - potwierdziła Penny. - To gdzie się dzisiaj wybieramy?
-No do jakiegoś baru. - wyjąkał Josh.
-Pamiętaj stary że masz słaby łeb. - dopowiedział Krwawy, odkładając głośniki w róg garażu.
-O mój łeb się nie martw.
-Dobra, dzieci. Idziemy. -zadecydowała Penny, po czym wyszła z garażu. - No, chodźcie!
-A dokąd? - spytała się Julie, która do tej pory milczała jak grób.
-No, jak to gdzie. W miasto. - powiedział poważnie Josh. - A gdzie Ty chciałaś iść?
-Chyba nie mam ochoty dzisiaj pić. - podsunęła Julie, gładząc powoli gitarę.
-Dlaczego? - spytał zdziwiony Josh.
-Nie mam ochoty, humoru, jak wolisz. - skomentowała szybko, po czym spojrzała porozumiewawczo na Penny. Ta chyba zrozumiała, o co chodzi bo od razu powiedziała: Ok, Julie, to idź do domu i odpocznij.
-Dzięki, Penny. Na razie, pa chłopcy.
-Tia, trzymaj się. - mruknął zawiedziony Krwawy. - Co jej się stało?
-Nie Twoja sprawa. - ucieła szybko Penny.
-Jasne, rozumiemy... - powiedział z rezygnacją, po czym policzył banknoty w potrfelu. - Będzie więcej dla nas, co nie? - spytał szybko Josha, który także był jakby zdołowany.
-Pewnie, koleś. Więcej dla nas, wiadomo. - ocknął się szybko. Penny podniosła wymownie jedną brew, obserwując poczynania Josha. W końcu machnęła dłonią doganiając Krwawego. Tak oto udali się w trójkę do miasta.
Trzy lata później, droga Newport - Nowy Jork
Penny nigdy nie była uwielbienicą tłumów, pomijając oczywiście ostatnie fakty kiedy stała się namiastką gwiazdy. Słowa te dotyczą poprzednich epizodów jej życia, najpierw została wyrzucona z przedszkola za to że jej rysunki były malowane czarną kredką i przedstawiały sceny rodem z horrorów.
Nawet późniejszy okres jej zycia, był względnie sprawą normalną – gdy miała dwanaście lat słuchała zespołu Prodigy, a jej pokój był wytapetowany w sylwetki członków zespołu.
Jej rodzice nie czuli ogromnego niepokoju, dopiero gdy Penny miała piętnaście lat i zaciekawiła się muzyką Marlina Mansona – ktoś dostrzegł, że ona nie jest normalna. A tą osobą, był psycholog szkolny.
Od tamtej pory, Penny zmieniła zupełnie styl życia usuwając z życia namiastki nastolatki.
W wieku dwudziestu lat, była piąty raz notowana przez policję – za zamieszki w miejscach publicznych.
Penny nie była normalna, dlatego nie zareagowała normalnie, na problemy dziewczyny z tłumu.
-Jasna ch****a, opanuj się. - powiedziała z podziwem patrząc na Wilmę. - Nie chciał Cię, no to trudno. Ale żeby beczeć ciąglę?
-Jak możesz? - spytała przez łzy kobieta.
-Daj spokój. - westchnęła Penny. - Widocznie gnojek nie był na tyle dorosły, aby zasłużyć na Ciebie.
-Ale ja go koocham. - powiedziała, nie, wyjęczała Wilma. Penny zniesmaczona podała jej pudełko chusteczek higienicznych. - Dzięki, Penny. Jesteś dla mnie taka dobra.
-Aż za bardzo. - mruknęła, spoglądając za swoje odbicie w lustrze.
W tym samym momencie, autobus wiozący zespół do Nowego Jorku – zatrzymał się. Wilma spojrzała badawczo za okno, po czym zerknęła w stronę Penny: Pen, co jest?
-Nie mam pojęcia. - odpowiedziała perkusistka, po czym odwróciła się w stronę Jamiego który znajdował
się w kuchni – Jamie, co się stało?
-Podobno gumę złapaliśmy! - krzyknął Jamie, pijąc piwo i zagadując Mirię.
-ch****a, teraz możemy się spóźnić na koncert.
-Wątpię, mamy kilka godzin przewagi nad grafikiem. - odpowiedziała Wilma, spoglądając na grafik trasy.-
-Jeżeli się szybko uwiną, to nic złego się nie stanie. - dodała po krótkiej chwili analizy planu.
-Mhm.. no, chyba tak strasznie długo, nie będą wymieniać koła no nie?
-Wydaje mi się, że nie. - przytaknęła Wilma. - Ale wiesz, jak to dzisiaj jest.
Po piętnastu minutach, aujtobus ruszył z miejsca. Byli już bardzo blisko Nowego Jorku, wiec grupa dojechała już po godzinie do miasta. Koncert miał się odbyć za dwa dni – akurat aby poznać miasto, odpocząć po podróży i przetestować na stadionie sprzęt. Julie dziwiła się, ponieważ odczuwała jeszcze większe podniecenie niż te które czuła przed podróżą do Nowego Jorku.
Miasto było ogromne, jeszcze większe niż Newport. Penny od razu pokochała Nowy Jork, kiedy zobaczyła grupę fanów muzyki metalowej. Kilkoro nosiło koszulki z nazwami takich zespołów jak Korn bądź System of a Down. Wyglądała tak przez okno dobre dwadzieścia minut, obserwując jak życie toczy się w mieście o którym tyle słyszała. Tuż obok niej usiadła Julie: Ładnie tutaj, nie?
-Ta, masz rację. - przytaknęła jej Penny.-Gdzie teraz jedziemy?
-Do hotelu, Wilma powiedziała że mamy odpocząć kilka godzin bo potem czeka nas kilka godzin z Mirią.
-Szkoda że nie ma tutaj Lucasa. - powiedziała Penny, Julie tylko skinęła głową na słowa przyjaciółki.
-Przynajmniej ma teraz dużo na głowie, ten cały pokaz... - wymamrotała Julie, machając przy tym dłonią dziwnie. Penny od razu to zauważyła: Dlaczego tak machasz?
-Bo jestem ch****a zdenerwowana jak nigdy.
-E tam, robiliśmy już to w klubach, tutaj jest podobnie tylko większa publiczność i scena.
-No właśnie...
-Julie, ch****a, weź się w garść, nie takie rzeczy się robiło. Pamiętaj o tym.
* * * *
Godzina później, Hotel w Nowym Jorku
Julie otwarła drzwi, czując się wspaniale. Cały stres odszedł po rozowie z Penny za to w zamian przyszedł zachwyt pokojem hotelowym. Julie jako że była początkującą profesjonalistką nigdy jeszcze nie spała w takim pokoju. Ale czy można było nazwać to miejsce pokojem? W porównaniu do tego jak żyła Julie w Fairview – to był apartament. Położyła walizkę w kącie wiedząc że nie warto się rozpakować bo i tak zostanie tutaj tylko kilka dni. Dokładnie cztery, licząc dzisiejszy dzień jako pierwszy. Czwartego dnia, z samego rana ruszają w dalszą podróż.
Położyła się na łóżku, relaksując spokojem i przysłuchując dźwiękami z ulic. Było jej naprawdę dobrze, wtedy ktoś zapukał do drzwi:
-Proszę. - powiedziała ziewając. Do pokoju wszedł Jamie, rozejrzał się po okolicy i zagwizdał z podziwu.
-Ładny pokoik.
-Prawda? No, w Twoim rodzinnym domu pewnie są ładniejsze, ale dla mnie, ten pokój to cudo.
-Hm, nie, nie ma ładniejszych, oprócz apartamentu rodziców. - to ostatnie dodał uśmiechając się lekko.
-Jak się czujesz zaczynając nowe życie?
-Jak? Jak nowo narodzony, to proste. - Julie zachichotała cicho.
-No tak. - przytaknęła uśmiechając się szeroko.
-Rozmawiałaś z Ericiem? - spytał po chwili, siadając w fotelu. Julie była lekko zdziwiona.
-Tak, a o co chodzi, Jamie?
-Nic. - powiedział msutniej, po czym uśmiechnął się lekko. - Po prostu się o Ciebie martwię, Księżniczko. Nie chcę żebyś popełniła stare błędy.
-Dzięki.- powiedziała po chwili, w odpowiedzi na słowa Jamiego.
-Nie ma za co, wiesz ile dla nas wszystkich znaczysz. - rzekł, po czym podrapał się po uchu.
-Wiem, wiem. Miria jeszcze nas nie goni?
-Nie, mamy kilka godzin spokoju. A o czym rozmawiałaś z nim?
-Z kim? - zapytała zdziwiona.
-Z Ericiem. - wytłumaczył szybko Jamie. - Coś się stało?
-Nie, po prostu Eric chce aby wszystko było jak dawniej.-skróciła szybko, po czym spojrzała na niego.-Ale ja nie wiem czego chcę, już nie wiem.
-Kochasz go? - spytał wręcz mechanicznie, Julie tylko spojrzała na niego słabym wzrokiem.
-Nie.. nie wiem, chyba nie..
-Chyba? -wychwycił Jamie, w odpowiedzi Julie wstałą szybko i podeszła do okna.
-Muszę sama tego chcieć, tymczasem ja nie wiem czego chcę.
Jamie westchnął cicho, widząc że Julie zachowuje się jak rasowa bohaterka telenoweli która przekroczyła ilość pięciu tysięcy odcinków albo jak kto woli, bohaterka romansidła. Podniósł się i chwycił ją za ramię:
-Dowiesz się, a tymczasem spróbuj się do cholery ogarnąć. Mamy płytę do wypromowania.
-Masz rację. - pisnęła cicho.- Ale ja nie umiem się opanować, ciąglę myśle o tym telefonie.
-Potrafisz, tak samo jak potrafiłaś walczyć o miejsce w wytwórni, tak samo jak walczyłaś z tym uczuciem. Walcz o swoje, Julie, walcz o swoje życie. Bo nikt inny tego za Ciebie nie zrobi.
-Dlaczego? - znów pisnęła cicho.
-Co dlaczego?
-Dlaczego to mnie zawsze spotykają takie rzeczy... Jestem jakaś pechowa?
-ch****a, Julie. - Jamie odwrócił ją nagle i pocałował. - Masz odpowiedź. Muszę już iść.
Julie stała jeszcze dobre dziesięć minut, myśląc o tym co sie stało.
* * * *
Jamie zamknął drzwi od pokoju Julie, wtedy pojawił się Krwawy. Zmierzył wzrokiem Jamiego, po czym skinął mu głową. Rozejrzał się po korytarzu:
-Julie jest u siebie?
-Tak, jest ale nie przeszkadzaj jej.
-Czy jak kiedykolwiek..?-spytał Krwawy chwytając za klamkę, Jamie odsunął go delikatnie.
-Ona jest w bardzo złym humorze, nie przeskzadzaj jej.. - powtórzył Jamie.
-Jasne, rozumiem. - powiedział Krwawy smutno, po czym się ożywił pytając. - A co się stało?
-W Newport Eric jej powiedział że chce do niej wrócić.
-Kurde, nie zbyt ciekawie. Ale co tam, chodź lepiej do mnie, razem z Penny mamy libację alkoholową.
-Już idę. - zachichotał Jamie i razem z Krawym opuścił korytarz.
Masz Pen, polej nam. - stwierdził Krwawy, wyciągając ku niej kieliszek.
-Jak chcesz, kochanie. - zaśmiała się Penny lejąc wódkę do kieliszka.
Jamie zatonął w tym co do jego kieliszka nalała Penny. Odetchnął z ulgą, po czym własnoręcznie sobie dolał.
Rok wcześniej, Newport, wytwórnia „Magic CD's“
Krwawy otworzył usta z podziwu, Penny uderzyła go w głowę: Obudź się.
-ch****a.. Ty to widzisz? - spytał się rozglądając po holu siedziby „Magic Cd's“.
-Witam Was. - do grupki osób podszedł Eric, uściskał ich dłonie po czym pokazał dłonią wytwórnię.-Zapraszam. Mamy tutaj nieco więcej miejsca, niż w garażu.
-Właśnie widzimy. - zachichotał nerwowo Krwawy, rozglądając sie ciągle wokół.
Budynek „Magic Cd's“ był bardzo nie pozorny. Zewnątrz wyglądało to na jakiś zapuszczony hangar. Kilka hal połączonych korytarzami, ale gdy ochrona pozwoliła wejść do środka.. tam było zupełnie inaczej. Wytwórnia miała także śmieszny wystrój wnętrz, przynajmniej korytarze – studia były już zupełnie profesjonalne. Od razu za wejściem do wytwórni, znajdował się obraz przedstawiający Erica Willarda.
Po lewej znajdowała się restauracja dla muzyków, którzy mają przerwę w nagraniu i spotykają się z kimś.
Ale było to marne miejsce dla schadzek. Po prawej za to znajdowała się recepcja gdzie zawsze dyżuruje Jodie. Za obrazem, znajdują się schody prowadzące na trzy piętra wytwórni,chociaż było czwarte.
Pierwsze piętro to był Zarząd – tutaj Eric spotykał się z udziałowcami, naturalnie sam posiadał pakiet kontrolny. Drugie piętro służyło jako biurowiec dla wszystkich administratorów. Ostatnie dwa piętra były zamknięte.. zamknięte na kilka par drzwi z wieloma zamkami. Mówiło się, zresztą, nadal mówi że tam Eric przetrzymuje antyki z przeszłości, stare płyty wypromowanych, ich przedmioty, legendarne instrumenty.
Jednak nikt poza Ericiem nie miał dostępu do tych dwóch pięter, wiadomo tylko że Eric tam także mieszka.
Główna siedziba była połączona z trzema halami, wszystkie zostały przebudowane aby powstały studia nagraniowe. W jednej z hali znajdowało się także biuro Erica.
-Jaki wielki budynek. - stwierdziła z podziwem Penny.
-Faktycznie, kosztował sporo. - potwierdził Eric, ciesząc się z widoku jaki udostępniły mu twarze grupy Without You.
-Ty to zbudowałeś? - spytała Julie, po chwili ciszy.
-Tymi dłońmi. - Eric z szerokim uśmiechem na twarzy pokazał im swoje ręce.- No.. te dłonie płaciły robotnikom.
-Acha.. rozumiem. - Julie pokiwała głową, uśmiechając się delikatnie.
-Jeżeli chodzi o dostępne studia, zawsze spytajcie się o nie..-Eric podszedł do recepcji.-Jodie. Ona da Wam zawsze zadania, które macie wykonać i powie gdzie znajdziecie swojego producenta. Jodie, to nasz nowy nabytek, Julie, Penny, Johny i Jamie.
-Wolę, gdy mówią na mnie Krwawy. - wtrącił Krwawy. - Miło nam Cię poznać, Jodie. Jesteśmy Without you.
-A ja Jodie.. z zespołu, Jodie. - powiedziała cichutko Jodie. -Mnie również.
-Co również? - spytał Krwawy, jakby się budząc z patrzenia na Jodie.
-Miło.. Mi również jest miło. - wytłumaczyła szybko, śmiejąc sie w środku samej siebie z tego jak Krwawy się na nią zapatrzył. Eric widząc sytuację tylko uśmiechnął się pod nosem i prezentował dalej swoje muzyczne imperium.
-A oto Wasz producent. - przedstawił postać szybko Eric. - Poznajcie Toby'ego. To on poprowadzi Was podczas tworzenia pierwszej płyty.
-Miło nam, co nie? - spytał Jamie obserwując resztę, Julie tylko skinęła głową na znak że się zgadza z gitarzystą. Eric i Toby prowadzili ich dalej po bydunku, oczywiście mijając dwa ostatnie piętra.
Później, pkazali im studia a Julie zaprezentowała swoje teksty...
Rok później, Nowy Jork
-No, dziewczyny. - powiedziała Miria nagląco.-Pośpieszcie się. Koncert już nie długo, a musicie jeszcze się odpicować kosmetykami.
-Spokojnie. - mruknęła Penny.- Damy radę, Miria.
-To Wasz pierwszy powazny koncert. - spostrzegła Miria, pomagając Julie przy ubieraniu się.-Jeden z najważniejszych momentów w Waszej karierze, od tego konceru zależy opinia krytyków.. płyty.. wszystko.
-Przecież, wiemy. - dopowiedziała szybko Julie.-Penny, a co z Paulem?
-To samo co z Ericiem, Księzniczko. - powiedziała szyderczym tonem Pen.- Nic, koniec.
-Ja nie wiem co jest z Ericiem. - zaczęła powoli Julie, a Pen i Miria spojrzały na nią badawczo, dzięki czemu dodała po chwili: Eric chce do mnie wrócić.. Eric Willard chce znowu być ze mną.
-ch****a.- syknęła Penny.-A co Ty na to?
-Nie wiem.. chyba, nie.
-Chyba? - spytała Miria podnoszcząc wysoko brwi.- Mówiłaś że jest świnią i nie pasujecie do siebie.
-Ale wcześniej było wspaniale. - powiedziała jakby w obronie Erica Julie. - Byłam szczęśliwa.
-Do momentu, kiedy on powiedział że coś jest nie tak i musicie od siebie odpocząć. - dokończyła Penny. - Przestań, słonko, on nie jest wart rozterek. Gdyby nie to, ze to mój szef to bym splunęła na niego, za to co zrobił Tobie, księzniczko. - powiedziała wesoło Penny, Miria pokiwała głową.
-Zgadzam się. - stwierdziła. - Ale nie o tym splunięciu, bo ja na to bym nawet nie wpadła. - zaśmiała się głośno.
-Chyba macie rację... - szepnęła Julie, po czym spojrzała w swoje odbicie.-Boję się powtórki z rozrywki. To chyba jest mój problem. - oceniła szybko.
-Raczej zaleta, ja bym takiego palanta też drugi raz nie przygarnęła. - rzekła trzeźwo Penny.
Julie uśmiechnęła się pod nosem, spoglądając na swoją przyjaciółkę, poklepała ją po policzku i szepnęła podziękowanie. Chwilkę później, dziewczyny udały się do wizarzystów aby Ci zrobili profesjonalne maikaże. Pół godziny później, dziewczyny były gotowe do koncertu.
Koncert pierwszy, Nowy Jork
Nikt z czterech członków zespołu nie spodziewał się takiej ilości fanów. Na widowni po prostu były tłumy. Krway spojrzał rozbawiony w stronę Penny po czym krzyknął:“Widzisz?! Oni nas kochają!“- właściwie, tak nie było, ponieważ zespół Without You był mało znany, ale wszystko przewidywało im sporą karierę.
-Cześć Wam. - przywitała się Julie, po czym przypomniała jej się scena w „Nutkach miłości“. Ot, zwykła ironia losu. Penny chwyciła za pałeczki uśmiechając się przy tym naprawdę szeroko, Krwawy testował wzmacniacz, tak samo Jamie...
-Jesteśmy Without You i zagramy tutaj, dzisiaj, dla Was koncert. Mam nadzieję że będziecie się dobrze bawić.
Jeżeli zginię, pochowaj mnie
Jeżeli przepadnę, nie szukaj
Odejdź raz na zawsze
Zmęczona tonem słów Twych
Nie oczekuję współczucia
Wystarczy że odejdziesz
idź w dal
Idź w dal
Jeśli nie pozwolę, nie odwracaj się
Wszystko czego dzisiaj chcę,
nie dasz, nie
Krzycz na wiatr, nie chcę już nic
Idź w dal
Nie odwracaj się, tylko idź i nie chcij
Wrócic tutaj, nigdy, nie
Wszystko, przepadnie razem z albumem
Wystarczy widok odchodzącego Ciebie...
Julie przełknęła ślinę, spoglądając na Penny i Krwawego. Czuła się jak kiedyś, w klubie „Nutki miłości“. Panowała ta sama cisza, tylko nie było już słychać tych much w toalecie.
Julie odwóciła się do Pen: - Znowu to samo, zbieramy się?
Nagle, do ich uszu dobiegła fala dźwiękowa, złożona z oklasków i krzyków widowni. Julie spojrzała na widownię, otwierając przy tym usta z wrażenia. Na widowni panowała euforia, Krwawy zaśmiał się:
-Chyba nie musimy schodzić, Julie. - krzyknął.
-Chyba nie! - odkrzyknęła.
Julie odwróciła się do mikrofonu, po czym odgarnęła włosy na bok, rozejrzała się po widowni/
-Podobało się? To teraz coś o mocniejszym brzmieniu.. Penny.... gramy tę nową wersję „Jak cię czuję“!
-Jesteś pewna? - spytał Jamie zaniepokojony, pamiętając jak reagowano na pierwszą wersję tej piosenki.
-Jak niczego na tym świecie! I raz, dwa, trzy..
Jak mam się czuć?
Egoistyczna świnio z piekieł
Jakiego wulgaryzmu użyć
Abyś zrozumiał
Nie będę nic mówiła o miłości
Którą się podtarłeś
Wypluta przez uczucia,
Wypruta z dobrych wspomnień
Zdjęcie jakiegoś cholernego wraku
To ja
Każdy mówi, jak sie zmieniłam
A ja na to...
Co byś zrobiła, gdy rzucił Cię nikt
Totalny kretyn, głupek
Co ja widziałam, całując się?
Stukam się w głowę
Koniec cholernej zabawy,
w której zjadłes kawałek mnie
Wszystko, zmieniło się
Straciłeś chęć przemowy?
Każdy mówi, jak sie zmieniłam
A ja na to...
Co byś zrobiła, gdy rzucił Cię nikt
Totalny kretyn, głupek
Co ja widziałam, całując się?
Stukam się w głowę
Koniec cholernej zabawy,
w której zjadłes kawałek mnie
Wszystko, zmieniło się
Straciłeś chęć przemowy?
Jak się czuję?
Porzucona przez wrak człowieka
Całkowicie zniszczona
Jak sie czuję?
Kiedy topisz mnie w oceanie
Spadam w dół człowieczeństwa
Tym razem od razu nastąpiła fala, entuzjazmu i radośni ze strony widowni. Julie wiedziała, że dzisiaj odniosą swój pierwszy sukces. Spojrzała dumnie w stronę swojego zespołu.
-Widzicie? - spytała retorycznie.
Koncert trwał kilka godzin, potem trzeba było jechać dalej...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Wto 12:23, 17 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Rozdział II
One
Jamie otworzył oczy, obudzony blaskiem słońca. Mruknął coś pod nosem, podpierajac się łokciami o poduszki. Jego głowa pękała – nadal słyszał agresywne brzmienie perkusji Pen – które wręcz rozrywało jego głowę. To było gorsze niż kac, bo kac przynajmniej miał miłą przyczynę.
-Cześć. - odezwał się po chwili Krwawy strojąc swoją gitarę.
-Hej. - mruknął znowu Jamie, patrząc dziwnie na Krwawego.-Łeb mi pęka.
-Dziwisz się? Jeszcze nie jesteśmy przyzwyczajeni do koncertów, to był dopiero nasz drugi.
-Sugerujesz, że potem tak nie boli?
-Zapewne nie. Inaczej U2 nie grałoby tak długo.
-Acha, no fakt. - uśmiechnął się sztucznie Jamie, chwytając za puszkę piwa, otworzył ją i napił się.-Chcesz trochę? - spytał kolegę, podsuwając mu puszkę.
-Nie, dzięki, już piłem.
-A jak tam dziewczyny?
-Penn szuka po internecie opinii, a Julie zastanawia sie nad tym jak mogła pocałować Cię na koncercie.
-Co? - spytał zdziwiony Jamie.-Myślałem że to był mój przemiły sen
-Haha, szkoda że to jest sen.. Teraz powiedzą że odbija nam już po jednym koncercie. Mogła się powstrzymać.
-Nie, nie mogła - rzekł radośnie Jamie.
-Oj, Jamie, musisz się jeszcze wiele nauczyć o kobietach. Takie jak Julie, teraz będą Cie unikać.
-Ona taka nie jest. To jest artystka, nie boi się uczuć.
-Obyś miał rację. -zachichotał Krwawy. -Ale z drugiej strony, ona była inicjatorką.
-Za to wczoraj, Penny także wyznała miłość.
-Komu? - spytał zaciekawiony Jamie.
-Mnie.
-Żartujesz, co nie? - spytał szybko gitarzysta, jednak Krwawy uśmiechając się błogo kręcił głową.
-Nie, to prawda. Tak powiedziała już na scenie.
-Dobra, niech Ci będzie. - powiedział zrezygnowany Jamie machając dłonią w takim samym geście.
-Może przejdę się do Penny i zobaczę, jakie mamy recenzje?
-Mhm, tak, idź. Jestem ciekaw, szczególnie że mało pamiętam.
-Mam nadzieję że poszło nam dobrze. - dodał Krwawy odchodząc.
Jamie zgodził się z kolegą, po czym chwycił za puszkę piwa. Otworzył ją i się napił.
Patrząc jak Krwawy wychodził, zastanawiał się nad tym jakie miał szczęście że dostał się
do owego zespołu. Widział to wyraźnie, szczególnie teraz, kiedy odnosili pierwsze sukcesy.
Wolał nie myśleć, co by się stało gdyby wtedy nie spotkał Krwawego w barze ze striptizem.
Może byłby szefem firmy ojca? Nie. Jego ojciec, byłby jednym z tych „świetnie zapowiadających się szefów, synem prezesa“. A mu jakoś taki stan, nie odpowiadał.
Hej. - przywitał się Krwawy, Penny spojrzała za siebie.
-Znalazłaś już coś? - Dodał.
-Nie. - powiedziała wolno.-Recenzje to bardzo ważna rzecz, uczą muzyka.
-Wiem, wiem. Ale nie mów to tonem, jakbyśmy dostali 15%.
-Chcę byś to wiedział, gdyby coś źle o nas napisano.-powiedziała, po czym uśmiechnęła się.-O jest.
-Co piszą?
„Kilka dni temu, odbył się koncert w Filadelfii, rockowej grupy Without You. Jak wiemy, jest to pierwsza trasa owego zespołu. Po znakomitym koncercie w Nowym Jorku zespół nieco zawiódł. Szczególnie jeśli chodzi o dźwięk perkusji, perkusistka która w poprzednim koncercie grała bardzo energicznie lecz i melodycznie – tutaj uderzała byle jak w talerze, doprowadzając do bólu uszu.
Dobrze za to brzmiały gitary, jednak akustyczne początki były bardzo niewyraźne. Nie widać jednak było aby to był błąd zespołu, bo wokal był już czysty. Zespół promował swój pierwszy krążek pt:“
Jak się czuję?“. Koncert słabo wypadł, w stosunku do tego jak dobra jest płyta.
Ocena:55%“
-Krwawy... walę po talerzach? - spytała szybko, jakby z pretensjami do recenzenta Penny.
-Cóż...
-Cóż co?
-Jamiego boli głowa, od wczorajszego koncertu. A stał tuż przed Tobą.
-Jasna ch****a. - syknęła Penny.
-Nie przejmuj się, to był dopiero nasz drugi koncert. Na trzecim będzie lepiej.
-Skąd ta pewność? - spytała sarkastycznie Penny.
-Bo jesteśmy najlepsi.
W tym momencie, w radiu które ciągle grało kończyła się lista TOP10.
Hej wszystkim, ot przed chwilą był RHCP, a teraz nowość na pierwszym miejscu.
Szybko numer wspiął się po naszej liście, z propozycji od razu dostał się na trzecie miejsce. A dzisiaj, numer pierwszy. Without You i „Dlaczego“.
Jeszcze raz, deja vu
I znowu to samo
Jadę autostradą, ku szczęściu
200 mil
Ale z Tobą,
użyję helikoptera
I przebędę drogę,
w godzinę całą
Chce tylko znaleźć
Kluczyki do helikoptera
Czy kłamię?
Nie, Twoja twarz daje mi skrzydła
Może ja Tobie dam i już?
Krwawy uśmiechnął się szeroko-Jeszcze jakieś reklamacje?
-A jak myślisz? - spytała cicho Penny, patrząc tylko na radio.-Krwawy, do jasnej cholery, udało nam się!
-Wiem! Wiem! - krzyknął radośnie Krwawy, obejmując delikatnie Penny która skakała wręcz z radości. Wyglądało to wyjątkowo śmiesznie, jako że Penny zawsze była twardą babą i się tak nie zachowywała. Dlatego, po chwili się opanowała przyjmując starą pozę. Powiedziała tonem wypranym z uczuć:
-Super, nie?
-Powiedzieć Julie?
-Jasne, pójdę po nią. - rzuciła przez ramię perkusistka odchodząc. W końcu doszła do miejsca, gdzie stała Julie, zapatrzona na jakiś przedmiot. Trzymała go w dłoniach, Penny podeszła ją od tyłu.
-Hej, na co tak..? - urwała Penny, zauważając co też Julie trzyma w ręku. To był miś, zwykły pluszowy miś. Hm, czy jednak taki zwykły? Owy miś, miał przebitą głowę. Nożem, prawdziwym nożem, wokół sztucznej rany była sztuczna krew. A na szyji miś miał przywiązaną kartkeczkę. Na karteczce był malutki, ale jakże znaczący tekst :“To będziesz Ty, pozdrowienia od fana“.
-Co to jest? Skąd to masz? - jęknęła Penny, Julie spojrzała na nią wzrokiem pełnym strachu.
-Było.. było w moim bagażu. Zapakowane jak prezent.
-To oznacza że..?
-Tak, Penny, on tutaj był.
-k***a. - mruknęła Penny, chwytając za misia. - Trzeba zadzwonić na policję. Ale przedtem, powiemy Toby'emu.
-Jasne.. - skinęła głową Julie, rozglądając się po okolicy. - Pewnie je śniadanie. - stwierdziła odchodząc, Penny spojrzała raz jeszcze na zmasakrowanego misia. Westchnęła cicho, odwracając się na obcasie.
Jak ten cholerny facet, się tutaj dostał? - pytała siebie Julie. - Przecież wokół tego miejsca, na koncercie jest zawsze ochrona. Dużo ochrony. Więc jakim cudem? - Nie potrafiła sobie odpowiedzieć.
Nie widziała racjonalnego wytłumaczenia tego, co sie też wydarzyło.
-Toby. - powiedziała Julie, podchodząc do stolika producenta. Ten podniósł wzrok, przerywając sobie rozmowę z żoną.
-Tak, Julie?
-Jest sprawa.
-Ale gadam teraz z żoną, to jest ważne?
-Jeżeli chcesz, aby wokalistka żyła, tak, ważne.
-Acha, kochanie,muszę kończyć. No, ucałuj dzieciaki, pa.- Toby rozłączył się, po czym mruknął.-Co?
-Ten.. cały fan, grozi że mnie zabije.
-Co? - podniósł pytająco obie brwi producent.
-Chodź, muszę Ci to pokazać.
Po dziesięciu minutach, Toby trzymał już w dłoniach przedmiot który dostała Julie. Sam nie wiedział co o tym myśleć, to było coś „nowego“. Spojrzał na Penny i Julie. Przełknął ślinę, myśląc
nad tym co one też chcą usłyszeć. Położył misia – którego, swoją drogą było mu żal, jako że jego córka ma podobnego – odchrząkując.
-Myślę, że czas zawiadomić policję.
-Ale..-jęknęła Julie.-Oni zawsze się wtedy denerwują.
-ch****a, Julie. To nie jest żaden kryminał, to jest poważna sprawa. Musimy zadzwonić na policję.
-Toby ma rację. - zgodziła się Penny.-To nie jest film, to dzieje się naprawdę. Gdy nas dorwie taki, to nie będzie dubla, aby uciec. Tylko od razu zaatakuje.
-Dobrze powiedziane. - zgodził się Toby.
-Dobrze, dzwońcie. - stwierdziła po chwili Julie. - Niech to juz minie.
-Pen, zostań z nią, ja idę dzwonić.
-Jasne.- Penny zwróciła isę do Julie.-Księżniczko, już, spokojnie. Policja zaraz go złapie..
-Masz rację, nie potrzebnie zawracam sobie głowę. - skinęła głową Julie.
W tym momencie, zadzwonil telefon Julie. Od razu zerknęła na numer: Nieznany. - pisnęła.
-Odbierz. - zarządziła Penny, jakby gotując się na krzyki do słuchawki pokroju „Ty kretynie, nie masz nic do roboty, tylko straszyć?“.
-Halo?
-Cześć, to ja.
-Kto? - spytała szybko.
-Eric. - mruknął zdziwiony facet.
-Oh, Eric.. cześć.
-Czytałem recenzje, coś Wam się nie udało w tej Filadelfii.
-Krwawy dowiedział się tuż przed koncertem, ze Penny go kocha. Nie dziw się więc, że gitary mogły być zaspane.
-A to, ciekawostka.
-A co słychac w Newport?
-Jodie wychodzi za mąż, Lucas odnosi pierwsze sukcesy. Jak tak dalej pójdzie, kosiany Luc odejdzie od nas. Naprawdę jest świetny.
-Powiedz mu, że trzymam kciuki.
-Myślałem nad nami. - zaczął po chwili Eric.
-Proszę, nie teraz..
-Nie, to ja proszę. Rozumiem, możesz nie chcieć drugi raz tego przechodzić, to było głupie aby na siłę próbować Ci pokazać jak bardzo Cię kocham. Trudno, nie udało się.
-Wiesz że to nie tak.
-A jak?
-Naprawdę, coś do Ciebie czułam, ale Twoje oświadczyny.. były za wcześnie, wszystko zniszczyły. Przestraszyłam się.
-Rzeczywiście, to sie wydaje logiczne. - zgodził się Eric. - Nie chciałem, żeby to się tak potoczyło.
-Ale stało się, nie zmienisz przeszłości.
-Dobra, Jodie mówi że jest narada zarządu, muszę iść.
-Jasne, do usłyszenia Eric.
-Na razie, Julie.
Dzisiaj, od bardzo dawna – Julie cieszyła się z rozmowy z Ericiem. Po raz pierwszy, wszystko sobie wytłumaczyli. Odetchnęła z ulgą, rozłączając się. Spojrzała na Pen i Toby'ego, uśmiechając się
przy tym delikatnie. Toby chwycił ją za ramię, także się uśmiechając: Zrozumiał?
-Tak. - skinęła głową Julie. - W pełni.
-To dobrze. - stwierdził Toby, po czym zerknął na Penny. - A jak koncert?
-Słabo, czytałam recenzje. - mruknęła Penny, po czym dodała z uśmiechem: Za to jesteśmy na TOP10, na pierwszym miejscu.
-Świetnie, Eric już wie?- spytał się Julie.
-O czym? O liście przebojów? Nie.
-Mhm, dobra, ja dzwonię na policję. - odrzekł toby, odchodząc od dziewczyn. Penny uśmiechnęła się szeroko w stronę Julie:
-Wszystko idzie, po jak najlepszej linii.
-Tak, to prawda.
Tydzień wcześniej, Newport
Lucas! - krzyknął Max.-Sukces!
-Co się stało, złotko? - spytał Luc zdziwiony reakcją Maxa, który tylko wertował nerwowo jakąś gazetę.
-Recenzja koncertu Julie i reszty!
-Tego z Nowego Jorku? - spytał Lucas, wyrywając już gazetę z rąk Maxa. - Świetnie.
„Objawienie muzyczne, właśnie tak był reklamowany w radniu zespół Without You.
Czy jednak jest nim na pewno? Nasz krytyk muzyczny – specjalista od komercyjnego rocka udał się na pierwszy koncert zespołu do Nowego Jorku.
Jak sam mówi, objawieniem nie można nazwać tego co zaprezentowano, jednak jest to porządny kawałek dobrej muzyki. Zespół wiedział, po co stoi na scenie i zrobił w te kilka godzin prawdziwe show. Trzeba przyznać, że nie spodziewałem się takich Without You mogę spokojnie zareklamować jako dobry – zróżnicowany rock.
Ocena:85%“
Lucas spojrzał uśmiechnięty na swojego kolegę, Maxa. Odłożył gazetkę na biurko.
-Udało im się.- dodał.
-Tak, jeżeli do końca tak poprowadzą, mają pewien sukces pierwszej płyty.
-Zawsze wierzyłem w Księzniczkę. Eric już czytał?
-Tak, jest z nich dumny, mówi że to on ich znalazł, że to jego dzieci.
-Taka jest prawda. -zgodził się Luc. -Dobra, kochasiu, ja muszę się przygotować na pokaz mody. Więc, jeżeli możesz, rusz pupkę, bo ja nie mam czasu na zabawy. Chociaż chętnie bym sie zabawił.
-Oj, Luc, oj Luc.. - gwizdnął z rezygnacją Max.-Wiesz że kocham Jodie.
-No tak, w końcu się z nią żenisz. - stwierdził Lucas z uśmiechem na twarzy.
-Potrzebujesz czegoś?
-Idziesz do Jodie?
-Tak, do niej. Potrzebujesz coś ?-spytał ponownie.
-Powinienem dostać paczkę, spytaj się jej czy już przyszła.
-Masz to jak w banku. - powiedział radośnie Max wychodząc. Lucas uśmiechnął sie delikatnie i spojrzał na manekiny ubrane w przygotowane suknie. Chwycił jedną za rękaw, tonąc w myślach.
Czekał na ten moment bardzo długo, a jednak gdy przyszedł, poczuł że nie ma z kim sie podzielić radością. Julie, Penny, Krwawy i Jamie, wszyscy byli daleko. Jego ostatnia miłość, okazała się pomyłką.
Miał tylko przyjaciół i przyjaciółki z pracy. Przez chwilkę wydawało mu się to straszne i okropne.
Jednak z drugiej strony, w „Magic CD's“ panowała rodzinna atmosfera – każdy życzył mu jak najlepiej.
-Można? - spytał Eric wchodząc do gabinetu.
-Jasne. - powiedział cicho Lucas, po czym odwrócił się. - W czym mogę pomóc?
-A w niczym, mam wolną chwilę i pomyślałem ze wpadnę.
-Acha, dzięki.
-Jak idą przygotowania, do pokazu?
-Nieźle, mam jeszcze sporo pracy. Ale mam nadzieję że zdąrzę do niego.
-Napewno, mówiłeś już dziwczynom?
-Komu?
-Penny i Julie.
-Tak, mówiłem przed ich wyjazdem. Były bardzo szczęśliwe.
-To dobrze że cieszą sie Twoim szcześciem.
-Tia, to prawda. - mruknął Luc głaszcząc nadal jedną z kreacji.
-Coś się stało?
-Nie, właściwie nie. - zaprzeczył szybko Lucas.
-Więc o co chodzi, Luc? Przecież widzę że coś Cię trapi.
-Słonko, to nic złego. Chyba.
-Masz tremę?
-W pewnym sensie, chodzi o prestiż.
-Prestiż?
-Jeżeli mi się uda, moje zycie bardzo się zmieni. Nie będę już anonimem, a potem, każda kolekcja musi być lepsza od poprzedniej. Jak płyty Without You.
-Więc o to chodzi? Że teraz projektujesz do szuflady, a potem wszystko będzie oceniane?
-Właściwie, tak, właśnie oto.
-Lucas, posłuchaj. - zaczął Eric, chwytając co za ramię.- Krytycy są od tego, aby krytykować. Trudno jest im dogodzić, ważne jest to abyś czuł się spełniony i Twoje towary się sprzedawały.
-Chcesz, abym tworzył komercyjne szmaty?
-Broń Boże, nie, nie oto. Raczej oto że jeżeli coś Ci sie uda, a kontynuacja nie, a krytycy napiszą że tak szybko się skończyłeś, nie załamuj się. Każdy ma upadki.
-Wiem już, co chcesz powiedzieć, w pewien sposób mnie uspokoiłeś. - powiedział Luc z uśmiechem.
-Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Pamiętaj że nasi artyści są dla Ciebie ogromną reklamą.
-To prawda, za co także chciałbym podziękować.
-Luc, nie bądź smieszny, jesteśmy jedną wielką rodziną. Musimy sobie pomagać.
-Tak myślisz?
-Właśnie tak.
-Ciekawa teoria, nie powiem.
-Przepraszam Cię, mam teraz ważne spotkanie, ale później możemy znowu pogadać, co Ty na to?
-Brzmi świetnie.
-Na razie. - Eric pożegnał się, wychodząc.
* * *
Tydzień później, droga Filadelfia – Waszyngton
Hej. - mruknęła Julie, siadając tuż obok Jamiego który czytał sobie spokojnie gazetę.
-Cześć Julie.
-Chcę, muszę z Tobą porozmawiać.
-O czym to? - spytał Jamie, odkładając gazetę na bok.
-Jeszcze się pytasz? Jamie, o tym, co zrobiłeś w Nowym Jorku.
-Jeszcze to pamiętasz?
-Jamie, do jasnej cholery, pocałowałeś mnie. Jak mam tego nie pamiętać?
-Dlaczego to zrobiłeś?
-Co takiego? - spytał po chwili Jamie.
-Nie rób ze mnie głupiej. - oburzyła się Julie. - Dlaczego mnie pocałowałeś?
-A co chcesz usłyszeć? - spytał nagle gitarzysta.
-Nie rozumiem.
-Co chcesz ode mnie usłyszeć? - powtózył Jamie z kamienną miną.
-E, prawdę?
-A co nazwiemy prawdą?
-No, nie wiem, to że ziemia kręci się wokół słońca?
-A może..?
-Co, może?
-Może to że Cię kocham. - po tych słowach, nastąpiły trzy minuty zupełnej ciszy, Jamie siedział uśmiechając sie szeroko, za to Julie miała otwartą z wrażenia buzię.
-Słucham?- wykrztusiła w końcu.
-Właśnie to, kocham Cię.
-Żartujesz, prawda? No tak, mogłam isę tego spodziewać, o co założyłeś się z Krwawym?
-O nic. Pamiętaj, że to Ty zagadałaś, nie ja.
-To jest jakiś zły sen. - powiedziała Julie, wstając.
-Taa, fajnie odpowiadasz na wyznanie kolegi. Dzięki. - rzucił żartem Jamie.
-Nie chcę o tym rozmawiać. - rzuciła przez ramię, wychodząc. Jamie uśmiechnął się lekko.
-Chyba nie to chciała usłyszeć, mówi sie trudno.
* * *
Hej, kurna, co się stało? - burknęła Penny, widząc jak jej koleżanka ślepo idzie przed siebie.
-Jamie. - wyszeptała Julie, patrząc tępo na Pen.
-Co, Jamie? Coś z nim się stało?
-On, on powiedział że mnie kocha.
-Co? - Penny podniosła wymownie jedną brew.-Weeź, nie przejmuj się, on i Krwawy, sama wiesz.
-Nie,on to mówił poważnie.
-Jak to, poważnie? O czym Ty mówisz?
-O tym, że mam dość tego wszystkiego, ledwo pogodziłam się z Ericiem a tutaj kolejny wyskakuje k***a! Co to ma się znaczyć? Coś jest z powietrzem? Zatrute?
-Sama już nie wiem, najpierw ja i Krwawy, potem Ty i Jamie. - poskrobała się po skroni Penny, myśląc.
-ch****a, dobrze że w Waszynghtonie mamy dłuższy postój. Będę mogła unikać Jamiego.
-A co ma sie wydarzyć, oprócz koncertu? - spytała Penny nieobecnym tonem.
-Wywiad, sesja zdjeciowa, spotkanie z policją. Ale widząc, co sie teraz dzieje, spodziewam się jeszcze kilku atrakcji.
-Nie przejmuj się tym, to wszystko minie.
-Muszę zadzwonić do Lucasa. - stwierdziła Julie, odchodząc od Penny.
-Jasne.
Julie jeszcze nigdy nie była tak wkurzona, aż komórka zaskrzypiała pod naciskiem dłoni.
Energicznie i dosyć mocno przyciskając klawisze, Julie wybrała numer komórkowy Lucasa.
W jej głowie, ciągle znajdowało się wspomnienie gdy Jamie powiedział:“ Może to że Cię kocham“.
-Halo? - Lucas odebrał telefon.
-Luc? To ja, Julie.
-Księżniczka. - powiedział radośnie Luc. - Fajnie, że dzwonisz. Co tam?
-Jamie, Jamie właśnie mi wyznał, że mnie kocha.
-Jamie? Ten Jamie?
-Tak, ten sam.
-Dlaczego, co się stało?
-Wiesz, że Eric chciał do mnie wrócić?
-Tak, wspominałaś o tym.
-Więc zastanawiałam się nad tym, a on jak sam to nazwał, podpowiedział mi co wybrać.
-Miał na myśli, siebie, czy co?
-Nie wiem, chyba tak. Jak już się skończy jeden problem, to ch****a musi zacząć się inny. Ja to mam szczeście.
-Spoko, księżniczko, wszystko będzie dobrze. Teraz, w Waszyngtonie czekają Cię różne atrakcje. Nie myśl o nim i tej całej sytuacji.
-Spróbuję, dziękuję.
-Nie ma za co, kochana, ale muszę już iść, czeka mnie wywiad do Fashion Magazine.
-Jasne, na razie.
-Pa, Julie.
* * * *
Waszyngton był miastem, zupełnie odmiennym od Nowego Jorku i Newport. Wszystko było tutaj inne, wyjątkowe. Jednak od samego początku, to miasto nie spodobało się Pen.
Uważała że jest one zbyt foremnne. Penny nigdy nie kochała się w perfekcji. Teraz, było to całkowicie widoczne.
-Jesteśmy na miejscu. - oświadczył manager zespołu.
-Przecież nie jesteśmy ślepi. - mruknęła Penny, niezadowolona tym co widzi.
-Najpierw udamy się do hotelu, potem czeka nas spotkanie z fanami w centrum handlowym. Spotkanie mamy dokładnie, za dwie godziny. Prosiłbym w tym czasie, nie robić libacji.
-A czy my jesteśmy z tych, którzy wykorzystają byle godzinę, by się narąbać? - spytał retorycznie z uśmiechem na twarzy Krwawy, manager tylko spojrzał na niego gardzącym wzrokiem.
-A co po spotkaniu? - spytał Jamie.
-Potem sesja. - odpowiedział mały manager. - A potem już macie wolne.
-Tak, szczególnie że sesja trwa pewnie siedem godzin. - burknęła Julie.
-Nie marudźcie, teraz liczy się każdy artykuł o Was.
-To może od razu, zabijmy kogoś, a artykuły się pojawią same? - spytał Krwawy.
-Scisz się. - zarządał manager. - Denerwujesz swoją pewnością siebie.
-Pamiętaj, że jesteś moim managerem, mogę w każdej chwili pozbawić Cię pracy.
-Tak myślisz? - spytał manager, podnosząc w górę brwi.-Jestem w branży już dziesięć lat, nie jesteś w stanie nic mi zrobisz. Nawet polizać tenisówka.
-Mogę rozwalić łeb. - krzyknął Krwawy podnosząc dłonie, Penny go zatrzymała.
-Weź na luz, Krwawy.
-Jasne, już się uspokoiłem. - rzekł Krwawy.
-No to dobrze. - burknął zdenerwowany manager.
-Musimy jeszcze pogadać z policją. - poradził Toby, podchodząc do reszty.
-Tak, zrobimy to juz w hotelu. - wytłumaczyła Julie. - To chyba dosyć rozsądne, nie będzie żadnej sensacji, w przeciwieństwie do momentu, kiedy mu przyszlibyśmy na komisariat.
-To prawda. - zgodził się Jamie.
* * * *
Godzinę później, hotel w Waszynghtonie
Dzień dobry. - przywitał się detektyw.
-Czy taki dobry, to ja nie wiem. - stwierdziła z przekąsem Julie. - Proszę, niech Pan usiądzie.
-Więc, co się stało? - spytał detektyw wyciągając z kieszeni notatnik. Julie odchrząknęła.
-Dostałam wiadomość. - powiedziała krótko.
-Jaką? - spytał policjant.
-Taką, że zginę.
-Proszę się uspokoić i przynieść tego misia. Musimy go zbadać.
-To znaczy?
-Może ma odciski palców inne niż Wasze.
-Rozumiem. - mruknęła Julie. - Penny, możesz go przynieść?
-Jasne. - Penny oddaliła się, po chwili przynosząc zmasakrowanego misia.
-Dzięki. - podziękowała Julie, przechwytując misia i podając go detektywowi.-Proszę, oto on. Biedak, przeszedł wiele.
-Jest dosyć.. zmolestowany.
-Mhm, to prawda. - zgodziła się Julie, siadając wygodniej na sofie.
-Dobra. - przerwał manager wywody. - Zróbcie, co w Waszej mocy a my się musimy zbierać na tę sesję. Od niej bardzo wiele zależy.
-Już? - zdziwił się Jamie. - ch****a, szybko minął ten czas wolny.
-Taka robota. - skomentował manager, chwytając za teczkę. - Idźcie na dół, limuzyna już czeka.
* * * *
siedziba TOP Rock Music
Proszę, poznajcie się, to jest nasz diamentowy zespół, a to jest Tom. Tom jest najlepszym fotografem w tym magazynie. No, idźcie do stylistów. - zarządził manager.
-Teraz czeka nas piekło.- mruknęła Penny, siadając na fotelu. W tym samym momencie, podeszła do niej wysoka, długo noga blondynka. Zatrzepała sztucznymi rzęsami i zacmokała cicho, oceniając wygląd Pen.
-Nie jest dobrze. - w końcu stwierdziła. - Zawsze się tak malujesz?
-Masz tylko podkreślić ten make up, nie robić ze mnie żadnej Barbie.
-Rozumiem . - mruknęła Barbie, będąc strasznie zawiedzona. - Wydaje mi się, że będzie bardzo trudno pokazać w Tobie coś więcej niż zimną metalową sukę, ale spróbuję.
-Cieszę się, no więc bierz się do pracy.
-Robi się. - stwierdziła radośnie Barbie.
Julie nie zastanawiała się nad tym, czy jej usta zostaną pomalowane błyszczykiem czy też szminką. Miała ważniejsze sprawy na głowie, jedną z nich był
szaleniec który wysłał misia. Nie wiedziała, że takie ciekawostki zdarzają się naprawdę.
Czytała w brukowcach o tym, że muzycy i aktorzy, ogólnie mówiąc gwiazdy mają swoich największych fanów którzy wysyłają listy z pogróżkami, noże i spalone zdjęcia.
Ale zupełnie nie przyszło jej do głowy, że ktoś mógł być taki jej fanem.
Po chwili jej myśli, udały się już w inną stronę – zostały jednak przerwane.
-Co tak nic nie mówisz? - spytała Penny, siedząc tuż obok i wydłubując brud spod paznokcia.
-Myślę.
-No, to rozumiem. Nie jak Krwawy. - powiedziała z uśmiechem.
-Kurde, pasujecie do siebie. - powiedziała także z uśmiechem Julie.
-No nie?
-Co myślisz o tym maniaku który wysłał zmaltretowanego misia?
-Nie wiem. - odrzekła Penny, aby nie wyjść na niekulturalną zimną dziwkę.
-No ja właśnie też nie.
-Może nie myślmy już o tym. Po co się wkurwiać. - rzekła filozoficznym tonem Penny.
-Jakiś to sposób, oczywiście jest.
-Sama widzisz, jak znowu zadzwoni to powiedz mu zeby się po prostu odpiepszył.
-Dobry pomysł. - zgodziła się Julie.
W tym momencie, do pokoju wszedł Krwawy. Rozejrzał się nerwowo, po czym stwierdził : Muszę wracać do Fairview.
-Co? Dlaczego?
-Mój ojciec, nie żyje. Sram karierę, muszę być teraz z nią. -mruknął odchodząc.
-Krwawy! - krzyknęła Penny biegnąc za nim i odtrącając lalki.-Stój! Poczekaj!
-Nie zatrzymiesz mnie, mała. - powiedział twardo Krwawy.
-Nie musimy kończyć kariery, możemy poczekać na Twój powrót.
-Możecie?
-Jebać trasę. - uśmiechnęła się Penny. - Bez Ciebie, Without You byłoby inne, zbyt inne.
-Dzięki. Za bardzo kocham nasz zespół, by odejść. - stwierdził Krwawy z uśmiechem.-Ale Eric, załatwił wszystko, pewnie sie wkurzy gdy mu powiemy że teraz nie mogę grać.
-Ja to załatwię. - stwierdziła Julie wstając z fotelu. - Penny, kochanie, podaj mi telefon.
-Jasne, trzymaj księzniczko.
Julie czuła, że to nie tak powinno sie potoczyć. Powinna wspominać o powrocie za pół roku, ale teraz, nie mogła dopuścić do tego aby Krwawy odszedł – bo trasa i tak by się nie odbyła, a zespół, mógł powoli znikać.
-Wytwórnia muzyczna „Magic CD's“, w czym mogę pomóc?
-Jodie, połącz mnie z Ericiem.
-Cześć Julie, ale Eric ma teraz ważne zebranie..
-Jodie, ch****a, łącz z Ericiem.
-Juź, oczywiście. - pisnęła jakby obrażona Jodie. Znów ta melodyjka, Julie już znała ją na pamięć, co jej sie wcale nie podobało.
-Tak Julie, o co chodzi?
-Ojciec Krwawego umarł, mamy problem.
-Julie, mam zebranie, jeżeli chodziło tylko oto to dobra, rozumiem ból, ale po co do mnie dzwonisz? Co ja mam do tego?
-Krwawy postawił sprawę jasno, albo trasa zostanie odwołana, będzie mógł pojechać do Fairview – albo odchodzi z zespołu.
-Trudno, poszuka się nowego gitarzysty.
-Nie będziemy grać bez Krwawego.
-Julie, mamy płytę do wypromowania. Jeżeli Krwawy chce wracać, ok, ale wy nie możecie. Musicie dokończyć trasę.
-Tak? W takim razie, ja też kurna odchodzę.
-Julie,nie rób tego.
Julie się rozłączyła, spojrzała na Krwawego i Penny. Uśmiechnęła się pod nosem – Wszyscy zakładamy nowy zespół, czy tylko zrywamy kontrakt?
-Została sprawa Jamie'go.
-Też odejdzie. - powiedziała z wiarą Julie.
-Nie możecie tego zrobić! - krzyknął manager, który wyskoczył zza zasłonki.
-Podsłuchiwałeś nas? - spytała Julie.
-Nie możecie tak po prostu odejść, wszyscy, nie pozwalam. - mówił dalej manager.
-George.-mruknęła Julie, podchodząc do niego bliżej.-Zwalniamy Cię!
-Co? Teraz?
-Jesteś człowiekiem Erica, a my nie kochamy już Erica, won, George.
* * *
Tydzień i kilka dni później, Newport
Kiedy Julie zapukała do mieszkania Fiony, wiedziała że czeka ją wodospad pytań.“ Dlaczego tak szybko? Miało Cię nie być półroku!“
Kiedy w końcu otwarły się drzwi, Julie czuła się jak jasnowidzka.
-Julie? To Ty? - spytała z niedowierzaniem Fiona.
-Tak, to ja.
-Boże, ale, przecież jeszcze nie minęło pół roku. - powiedziała głośno Fiona patrząc na zegarek. Julie westchnęła cicho.
-Faktycznie, nie minęło.
-Więc, to Ty tutaj robisz? Przecież miałaś w być trasie, przez całe Stany.
-Musiałam zrezygnować z trasy, aby mój zespół przetrwał.
-Acha, rozumiem.-pokiwała głową z poważną miną. -Nie, ch****a, nie rozumiem.
-Pogadamy dzisiaj wieczorem, ok? Teraz muszę odwiedzić „Magic CD's“. Czeka nas zrywanie kontraktu. Szkoda, było miło.
-To pewne?
-Co?
-Zerwanie kontraktu.
-Nie. Ale Eric nie lubi, gdy ktoś ucieka z trasy koncertowej. Mówi wtedy, że marnujemy jego pieniądze i niszczymy prestiż wytwórni.
-Dobrze, ja też się śpieszę do pracy, to porozmawiamy wieczorem, dobrze?
-No. - Julie pokiwała głową delikatnie.
Julie wiedziała co ją czeka, wiedziała co czeka ich zespół. Postanowiła jednak, że nie będzie płaszczyć się przed Ericiem – będzie chciał zerwać kontrakt, proszę bardzo, ona nie pozwoli na to aby Without You miało istnieć bez Krwawego.
Wiedziała co będzie konsekwencją takiego postępowania, nowe dema, ponownie szukanie wytwórni. Zaczną wszystko od początku, od samego początku.
Wsiadła do taksówki, myśląc już o tym ile będzie trwało pakowanie się.
Budynek wytwórni nie wydawał się już jej taki przyjazny. Przełknęła ślinę, widząc że przed bramą czeka na nią reszta zespołu. Penny mówiła coś do Krwawego cicho, Julie zrozumiała tyle że „Nie damy się zeszmacić, powie że zwyra kontrakt, trudno“.
-Cześć. - mruknęła Julie, witając się z każdym.
-Witaj, księżniczko. - powiedziała ponuro Penny. -Wchodzimy?
-Jasne. - zgodziła się wokalistka.
-Pamiętajcie, nie rozbiją naszego zespołu. Odchodzimy wszyscy, albo nie odchodzi nikt.- powiedziała cicho Penny, jakby bojąc się że ktoś oprócz nich usłyszy te słowa.
-Jasna sprawa. - zgodził się Jamie.
-Cześć Jodie. - przywitała się Julie. - My do Erica.
-Tak. - mruknęła smutno Jodie.-Czeka na Was.
Krwawy spojrzał na Penny, a ona na resztę. Wszyscy westchneli cicho, Penny zapukała do drzwi gabinetu. W środku było słychać rumor, po czym głośne:Wejść.
-To my. - powiedziała od progu Julie.
-Proszę bardzo, oto zjawiły się gwiazdy. Ledwo płytę wydaliście, a już macie humory?
-Eric, wyluzuj. - Penny ochrzaknęła, jakby czekając na bitwę słowną.
-Dlaczego przerwaliście trasę? - spytał Eric, tonem wypranym z emocji.
-Krwawemu zmarł ojciec, chciał wrócić do Fairview. - skróciła Julie.
-Rozumiem, ale dlaczego przerwaliście trasę?
-Krwawy nie chciał grać, myśląco o ojcu.-wtrącił Jamie, Eric tylko skinął głową delikatnie.
-Ale nadal ch****a, nie odpowiedzieliście na proste pytanie, dlaczego przerwaliście grę. Czyżby Krwawy był Waszym jedynym gitarzystą? Po co Wam Jamie w zespole?
-Krwawy jest członkiem zespołu od początku, Without You bez niego jest jak człowiek bez jednej nogi. Nie jesteśmy cholernym personelem supermakertu że możemy muzyków zmieniać co chwila. Bez Krwawego, nie ma Withouy You. - Eric uśmiechnął się pod nosem.
-Szkoda. Zdobyliście pierwsze miejsce listy przebojów, Wasz klip jest pokazywany na MTV.
Chcecie to przerwać?
-ch****a, facet, nie rozumiesz? Odejdziemy wszyscy, bo nie będziemy grać bez jednego puzzla. - wybuchnęła w koncu Penny. Eric tylko pokiwał kilka razy głową.
-Na stole macie dokument, informujący o tym że kontrakt jest nieważny. Dostaniecie odprawy i regularnie oczywiście pieniądze z płyty. Ale lepiej żebyście się już tutaj nie pokazywali.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
PAWEŁ
Super V.I.P.
Dołączył: 07 Lip 2006
Posty: 1234
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy
Płeć:
|
Wysłany: Wto 12:25, 17 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Wybaczcie, ale ja nie potrafię czytać tekstów takiej długości na komputerze xD Nie wątpię jednak, że jest dobrze napisane (po przeczytaniu kilku pierwszych wersów )
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tom S.
Moderator
Dołączył: 03 Lip 2006
Posty: 2185
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Skąd: Wlkp Płeć:
|
Wysłany: Śro 19:34, 18 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Ja mam tak samo xP Kiedyś obiecałem Granmorowi, że przeczytam wszystkie jego teksty ale stanie się to dopiero wtedy, gdy kupie sobie drukarkę i wszystko wydrukuje bo inaczej nie da rady xP
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Pią 13:20, 25 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Rozdział 3.
Still haven't found what I'm looking for
Kiedy Julie się obudziła, była godzina dziewiąta. Cieszyła się, że jest już dzień bo zwariowałaby jeżeli po raz kolejnyby śniła o tym że Eric ich wyrzuca.
Cóż, ale tak też musiało się stać, przyjaźń była ważniejsza. Zerknęła na budzik.
Udała się do kuchni, odcięła kawałek chleba i posmarowała go masłem.
Chciała sobie zrobić wolny dzień, daleki od problemów. Podśpiewując sobie pod nosem, włączyła telewizor. Akurat nadal leciał jakiś program poranny, pijąc kawę miała zamiar spędzić w ten sposób kilka godzin.
Wtedy ktoś zapukał do drzwi, Julie spojrzała na nie zmęczonym wzrokiem. Wstała i otwarła
je gładkim ruchem. Uśmiechnęła się pod nosem widząc kto też ją odwiedził.
-Cześć Camilie.
-Siema Julie. - powiedziała głośno Camilie, tuląc do siebie przyjaciółkę. - Dostałam wiadomość od Twojej mamy, tak mi przykro. Nie masz teraz roboty, nie?
-Nie. - skinęła głową dziewczyna.
-Nie martw się, jeszcze Wam się uda. Teraz będzie łatwiej.
-Nie, nie będzie. Wytwórnie mają nadwyżkę artystów, nie czekają z otwartymi rękoma na tych których konkurencja wyrzuciła.
-Więc pogadaj z Ericiem.
-Nie ma mowy.
-Dlaczego? - zdziwiła się Camilie.
-Po prostu, nie będę się prosić oto aby dał nam drugą szansę. Nie chce, jego sprawa. My możemy szukać, jak dawniej.
-Jesteś tego pewna? Chcesz zacząć wszystko na nowo?
-Tak, jestem tego pewna. - skrzywiła się Julie, po czym dodała pewniejszym tonem.-A co Cię sprowadza do Newport, oprócz mnie? Bo nie powiesz mi że jesteś tutaj tylko z tego powodu.
-To prawda, nie. - zgodziła się Camilie, po czym usiadła na sofie. - Szukam pracy.
-Pracy? Przecież pracowałaś u Clarka. - mruknęła Julie także siadając.-Nie mów że..
-Tak, to koniec. Wyjechał kilka miesiecy temu i się nie odzywa, ja muszę prowadzić jego interesy, wyobrażasz to sobie? Odchodzę stamtąd.
-Całkowicie popieram.
-Więc jak?
-Ja nie wiem, na pewno znalazła by się robota w „Magic CD's“. Ale tam mnie już nie wpuszczą. Skończyło się.
-No tak, rozumiem.
-Jak chcesz, możesz tutaj pomieszkać aż nie znajdziesz pracy.
-Naprawdę?
-Jasne, przecież jsteś moją kumpelką. Ja ale muszę teraz wyjść, szukać nowej wytwórnii.
Miesiąc wcześniej
Piąte piętro w apartamentowcu, to było miejsce, które Penny zawsze odwiedzała z uśmiechem na twarzy. Gdziekolwiek by nie była, zawsze myślała o tym aby wrócić tutaj – do domu. Od czasu, kiedy zostawiła swoje mieszkanie i zamieszkała tutaj, minęły jakieś dwa lata
Wyciągnęła klucze, otwierając drzwi.
-Paul! Paul, kochanie, już jestem.
-Penny? Cześć!
-Gdzie jesteś? - spytała Penny rozglądając się po holu.
-W sypialni, już idę.
-To idę do Ciebie.
-Nie!
Penny otworzyła drzwi, a gdy to zrobiła, czuła jak krew gromadzi się jej na twarzy. Otworzyła delikatnie usta, widząc Paula ubierającego spodnie i jakąś dziwkę leżącą ich łóżku. Spojrzała na niego, jakby nie dowiedzając temu co widzi.
-Kochanie, to nie jest tak jak myślisz.
-Nie? To jak to, wytłumaczysz?
-Nie wiem.
-No ja właśnie też nie wiem, co mógłbyś wymyśleć. Może dla odmiany zachowasz się honorowo? Czego Ty chciałeś? Żebym przeszła hol i aby ona spokojnie uciekła?
-Penny, to nie tak.
-A jak?-krzyknęła Penny.-Powiedz mi k***a, jak!
-Nie rób scen.
-Zadzwoń jak Cię nie będzie, to przyjdę spakować swoje rzeczy. - rzuciła przez ramię wychodząc z pokoju i mieszkania. Paul tylko spojrzał na swoją laskę:
-Na dzisiaj wystarczy, nie?
Penny wsiadła do taksówki, płacząc, co nie zdarza jej się często. W sposób dosyć, ostry zakoczyła spory kawałek swojego życia. Jak więc miała reagować?
Szczególnie, nie myślała nad tym jakie firanki będą pasować do kuchni.
No, ale teraz już nie będzie miała dylematów. Teraz będzie libacja, z Julie.
Julie mieszkała w dzielnicy Newport która znajdowała się tuż obok tej, gdzie żyła Penny z Paulem – dlatego nie płaciła sporo za taksówkę.
Dzwoniąc do domofonu Julie, Penny była już na swój sposób uspokojona.
-Tak?
-Julie? To ja, masz w domu jakieś tanie wino?
-Może coś sie znajdzie, a o co chodzi?
-Mam zjebane życie. - stwierdziła cicho Penny.
-Wchodź na górę, kochanie.
-Dzięki, księzniczko.
Gdy Julie otwarła frontowe drzwi od swojego mieszkania, przeżyła delikatny szok. Nie wierzyła praktycznie własnym oczom. Penny po prostu plakała, ta Penny którą znała od tylu lat. Ona miała rozmazany makijaż, to był pierwszy moment kiedy Julie ją taką widziała.
-Kurde, wchodź mała. - mruknęła Julie zamykając drzwi.
-To koniec. - stwierdziła ze łzami w oczach Penny.
-Siadaj. - zarządała Julie, kierując koleżankę do sofy.-Już przynoszę niezbędny sprzęt.
-Dobra, poczekam.
Julie wpadła do swojej kuchni, otworzyła lodówkę i od razu wyciągnęła butelkę wina. Wzięła dwa kieliszki z górnej szafki i wróciła do koleżanki, wiedząc już że to będzie długo wieczór.
-Nie płacz. - powiedziała pocieszającym tonem Julie.
-Jak mogę nie płakać? Po dwóch latach, on po prostu poszedł się przespać z inną. Nawet jak dla mnie, to jest kuźwa za dużo.
-Pamiętasz co mi zawsze mówiłaś, kiedy miałam doła?
-Posprzątaj bo masz chlew w domu?
-Nie, nie to, chociaż to też. Kopnij świat w zadek i rób swoje, pamiętasz?
-Pamiętam. - zgodziła się Pen. - Co z tego?
-Zrób to, spal fotografie, to zawsze pomaga.
-Jeszcze nigdy tego tak nie przezywałam, zmarnowałam z nim cholerne dwa lata. Całe dwa lata, dwa lata kochałam debila który potrafił zostawić mnie w jeden dzień i jedną noc.Kochałam jednego cholernego śmiecia, oddając mu całe swoje życie. Kuźwa! Julie! Polej mi tego wina.
-Już się robi, kochana, już się robi. - skinęła głową Julie nalewając do kieliszka wina.-Pij, żeby się ten gnojek udławił sutkami tej dziwki.
-Wszystkiego najgorszego Paul! - krzyknęła Penny udając toast, po chwili wypiła całą lampkę wina. Westchnęła cicho, patrząc na swoją koleżankę. Chwyciła ją za dłoń.
-Dzięki Julie, że jesteś tutaj.
-Ej, Pen. - podniosła delikatnie brwi Julie. - Ale to jest moje mieszkanie.
Penny uśmiechnęła się szeroko i pchnęła koleżankę – Wariatka.
-Też Cię kocham, metalko.
-Phi, odezwała się Księzniczka Rocka.
-Pij a nie piepsz. - zarządziła Julie.
-Wedle rozkazu, moja Pani. A co z Ericiem?
-Weź mi k***a nawet nie mów. - burknęła Julie.
-A co sie stało?
-Ciągle to samo, nie potrafi zrozumieć że na słowa „wyjdziesz za mnie“ reaguje tyłem zwrot.
-Faceci.. jedyne do czego się nadają, to seks. A są tacy, co jeszcze chcą za niego pieniądze.
-Nieważne. - burknęła Julie, pijąc z gwinta wino.
-Ej, zostaw trochę dla zdołowanej koleżanki, cholerna pijaczko.
-Jezu, jak to się pali do wódki. - stwierdziłą z oburzeniem Julie. -Masz, udław się.
-Gówniara. -stwierdziła Penny pijąc wino.
-Brudas. - odpysknęła Julie.
-Kocham Cię.
-Jakbym o tym nie wiedziała, lesbo.
-Masz jeszcze jedną butelkę?
-Nie. Miałam ją wypić, po tym jak Eric zadzwoni. No, Ale teraz muszę kupić nową, zawsze piję po telefonie Erica.
-ch****a, to Ty musisz być ciągle pijana.
-To nie jest śmieszne, dzwoni co kilka dni. Wino zabiera mi pół wypłaty.
-Jesteś nienormalna. - powiedziała Penny pijąc przy okazji.
-Gdybym taka nie była, nasz zespół nie przetrwałby próby czasu. - wytłumaczyła lekko pijana wokalistka, jej przyjaciółka tylko skinęła głową.
-Ej, masz jakieś romansidło na DVD?
-Poczekaj, sprawdze, większość moich filmów to nowości i seriale. - mruknęła Julie oglądając półeczkę z płytami. - O, jest coś idealnego. Co powiesz na „Pretty Woman“?
-Idealne.
Julie chwyciła pudełko z szyderczym uśmiechem na twarzy. Włączyła telewizor, włożyła płytkę i usiadła tuż obok Penny która akurat znalazła jeszcze wiadro pełne lodów w kuchni.
Miesiąc później, Newport
Penny, to koniec. - stwierdziła Julie, przechodząc przez ulicę i rozmawiając przez telefon komórkowy ze swoją perkusistką. - Byłam w trzech wytwórniach, wypnęli się na mnie.
-Nie płacz, księżniczko. Jeszcze cała kariera przed nami.
-Jak mam nie płakać? Straciliśmy naszą szansę.
-Wolałaś grać bez Krwawego?
-Oczywiście że nie.
-No to zrozum, że nie mieliśmy wyboru. Musieliśmy opuścić mury „Magic Cd's' jeżeli chcieliśmy aby nasz zespół pozostał nasz, a nie produktem cholernej komercji.
-Masz rację, nie potrzebnię panikuję. Jeszcze nam się uda.
-Można by samemu coś nagrać.
-Kolejne demo?
-Nie. Miałam na myśli płytę.
-A ja nie wiem, co Ty miałaś na myśli?
-Kurde, ile masz na koncie?
-Bankowym? Z cztery tysiące.
-Ja mam pięć, k***a, co ja mówię, przecież Jamie to syn multimilionera.
-Penn, o czym Ty myślisz?
-Kupimy lokal i sami nagramy płytę.
-Ej, Ty jesteś pojebana.
-O mój łeb się nie martw, zbiórka, dzisiaj, u Ciebie. Szesnasta.
-Dobrze żeś przynajmniej powiedziała. - mruknęła Julie rozłączjąc się.
Julie westchnęła ciężko, wiedziała że jeżeli Penny na coś się zdecyduje to nic jej nie odciągnie od postanowienia. Dlatego, sama żałowała tego że Penny wpadła na taki genialny pomysł. Po chwili przypomniała sobie ile też ma w swojej lodówce, wstyd było goścć kogokolwiek – nawet, jeżeli gość znał Cię od bardzo dawna.
Dlatego musiała też udać się do supermarketu, o bliżej nie znanej nazwie. Sprawdziła ile też ma pieniędzy w portfelu i pognała taksówką do sklepu.
Po drodze zastanawiała się też co kupić, co zje na obiad? A może oni zostaną na obiedzie?
Oni? To chyba jakiś słaby żart, no Jamie nie odmówi ale Penn? Krwawy? Słaby żart.
Musiała przynajmniej pomyśleć o akustyku i basiście.
Podśpiewuąc sobie pod nosem kilka klasyków rocka, zabrała ze sklepu to co było jej potrzebne. Udała się do kasy, zapłaciła niewiele.
Wychodząc, Julie czuła się przyjemnie z powodu przygotowania na przyjęcie gości.
* * *
Był punkt szesnasta, kiedy do mieszkania Julie i tymczasowo Camilie zapukała Penny. Wpuściła ją Camilie, tłumacząc że Julie przygotowywuje obiad.
Penny znała się nieco z Camilie, między innymi z urodzin które miały miejsce jeszcze dosyć niedawno. Obydwie udały się do jadalni, po chwili dołączyła do nich męska część zespołu – Krwawy i Jamie.
-Więc o co chodzi w tym zebraniu? - spytał w końcu Krwawy.
-Penny, powiedz im na jaki pomysł wpadłaś. - mruknęła Julie niosąc talerze, jednak każdy chciał jeść, może dlatego że ju czuli biedę spowodowaną brakiem pracy.
-Jak wszyscy wiemy, trudno jest zdobyć kontrakt w wytwórni.- powoli zaczęła wyjaśniać, przebiegając wzrokiem po zebranych. - Wymyśliłam więc że możemy założyć własne studio, gdzie wszystko nagramy.
-Co? - zaksztusił się frytką Krwawy.-My? Za Co?
-Właśnie, za co. My nie mamy wiele na koncie, ale ktoś z nas ma tyle że może robić za bank z niskim procentem. Prawda, Jamie?
-Nie, tylko nie to.
-Chyba Twój ojciec nie odmówi Twojemu zespołowi.
-Chcecie od niego pieniądze?
-A co, nie da?
-Nie, może i da.
-Więc o co chodzi?
-Od lat nie odzywa się do mnie.
-Dlaczego? - spytał Krwawy ciekawsko.
-Nie chcę prowadzić jego firmy, to dla niego hańba.
-Tylko tyle?-zdziwił się Krwawy.-Boże, jakie te snoby są obraźliwe.
-Od tego snoba, zależy Twoja d**a Krwawy, bądź nieco delikatniejszy. - mruknęła ostro Penny.
-Jasne, kotku, już się przestaję podniecać.
-Nie nazywaj mnie kotkiem, bo ten kotek tak Cię drapnie że Ci oko wypłynie.
-Jasne, żyletko.- na te słowa, Julie westchnęła cicho.
-Więc jak, porozmawiasz z ojcem?
-Dobra, spróbuję. Za dużo zalezy od moich humorów. - stwierdził ponuro Jamie.
-Masz rację. - Penny uśmiechnęła się delikatnie, czuła szansę na to że to co kocha, oprócz Krwawego może przetrwać. Nadzieja była cholernie miłym uczuciem.
* * * * * *
To jest śmieszne, jakie to życie jest przewrotne. Dwa lata temu, dwie bliskie sobie osoby przeżyły dwie różne rzeczy. Penny zamieszkała ze swoim ukochanym, za to jej wielki
przyjaciel – Jamie, usłyszał ze strony ojca o trzy słowa za dużo. Z tymi wspomnieniami, Jamie jechał w stronę Fairview. Przy okazji dzierżył w dłoniach plecak z przedmiotami które miał dostarczyć rodzinom swoich przyjaciół.
W końcu znalazł się tam, na ogromnym placu przed naprawdę sporym i pięknym domem. Dom był jednopiętrowy, zbudowany z cegieł i otynkowany na biało. Dach miał czerwony, na pierwszym piętrze- nad wejściem znajdował się ogromny drewniany balkon. A pod nim, na parterze drewniane słupy utrzymujące konstrukcję.
Wokół znajdował się ogród, pełen kwiatów i krzaków.
Przez chwilę, wydawało mu się że był obserwowany od strony domu. To uczucie sprawiło, że nie miał ochoty odwrócić się na pięcie i uciec, udał się do drzwi i zapukał.
-Pan Manson, dzień dobry.
-Witaj Willamie, miło mi Cię widzieć.
-Pan do rodziców?
-Właściwie, tak, przyjechałem aby się z nimi spotkać.
-Proszę bardzo, rodzicie są u siebie. - stwierdził Willam wpuszczając Jamie'go do wnętrza domu. Teraz Jamie znajdował się w holu, który tak bardzo dobrze znał. Podłoga była drewniana, tak samo jak ściany. Matka Jamie'go zawsze projektowała wnętrza bardzo ekscentrycznie – każdy pokój wydawął się być położony w innej częsci globu.
Jamie odwrócił się na pięcie w lewą stronę, przeszedł jakieś trzydzieści metrów i zapukał do drewnianych drzwi.
-Proszę!
-Mamo... - powiedział radośnie Jamie, wchodząc do pokoju matki – który swoją drogą wyglądal jak dno oceanu. Przewodnim motywem były koralowce i ryby.
-Jamie, słonko!
-Jak się masz, mamo?
-Wspaniale, szczególnie że postanowiłeś nas w końcu odwiedzić. Byłeś u ojca?
-Nie, jeszcze nie. Właściwie, nie przyszłem tutaj bez powodu.
-Niech zgadnę, chodzi o pieniądze. - rzekła elokwentnie mama Jamie'go.
-Tak, o pieniądze. Nasz zespół, jak wiesz nagrał płytę. Koledze, Johnemy zmarł ojciec i chciał zostawić trasę. Mieliśmy do wyboru, grać w innym składzie z kimś nowym czy rzucić wytówrnię. Wybraliśmy to drugie, z lojalności przyzwyczajenia. Teraz, zakładamy własne studio.
-Och, to ciekawe. A na co Wam te pieniądze?
-No tak, rozumiem . - uśmiechnęła się delikatnie. - Przepraszam, że oto pytam, ale kiedy chcielibyście oddać te pieniądze?
-Cóż, dostajemy pieniądze z nagranej płyty, do tego nagralibyśmy druga, nową. Więc także z pieniędzy z drugiej.
-To brzmi dosyć oczywiście – skinęła głową mama Jamie'go.-Cóż, z mojej strony nie widzę przeszkód, przekonaj tylko ojca i dostaniesz czek.
-Dziękuje, zaprowadzisz mnie do niego?
-Oczywiście. - powiedziała radośnie wstając z fotelu.
Przebyli razem kilka małych holi, kiedy kobieta odwróciła się na pięcie o kąt prosty i zapukała do ostatnich drzwi, dalej znajdowało się już tylko duże okno z widokiem na ogród.
-Proszę, Mary, wejdź.
-Tom? Mamy gościa. - powiedziała radośnie mama Jamie'go, wtedy na widoku pojawił się Jamie, jego tata otworzył delikatnie usta.
-Jamie,synu.
-Cześć tato. - uśmiechmiechnął się przytulając ojca.
-Co cię do nas sprowadza?
-Jamie prosi o pożyczkę.
-Och, mogłem się tego spodziewać, mogłem się spodziewać że stracisz swoje w tym Newport.
-Nie, tato, to nie jest tak. Za chwilkę Ci wytłumaczę. - powiedział szybko Jamie siadając na sofie tuż obok kominka.
-Więc jak?
-Nagraliśmy płytę i pojechaliśmy w trasę, co wiecie. Niestety w trakcie, zmarł ojciec Johnego naszego gitarzysty. Chłopak chciał odejść, zrobiłby to, mieliśmy tylko do wyboru grać bez niego z kimś nowym czy też przerwać trasę. Przerwaliśmy ją, bez Johnego Without You byłoby zbyt inne, niestety „Magic Cd's“ nie jest organizacją których to obchodzi, myślą tylko swoich wynikach sprzedaży. Podobno zawiedliśmy, chcemy więc sami stworzyć studio nagraniowe. A potem wydać nową płytę.
-Do tej straciliście prawa?
-Nie, ponieważ odszedł cały zespół. Oddamy pieniądze, gdy tylko zarobimy sporo na płytach.
-Wiesz o tym, że ta druga, ani ta pierwza, nie musi się okazać sukcesem? Możecie to oddawać latami.
-Zdaję sobię z tego sprawę, ale kochamy muzykę i nie możemy zmienić swojego życia.Wytwórnie są zatłoczone, jeżeli chodzi o młodych i ambitnych.
-Tak, to prawda. Dobra, nie obchodzi mnie ile potrzebujesz – dostaniesz ile Ci potrzeba.
-Dzięki, tato.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Wto 20:21, 02 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Season finale
All I want Is you
Jamie nawet nie spodziewał się tego, że kiedyś tutaj wróci. Gmach „Magic Cd's“ znów wydawał się przyjazny. Przywitali się z Jodie i Maxem, którzy jak zwykle flirtowali przy recepcji. W biurze Erica, czekali już prawnicy.
-Cześć wujku. - przywitała się Julie z jednym.
-Więc, zaczynamy? - spytał staruszek, Eric skinął głową siadając w swoim fotelu.
-Jasne. - Julie uśmiechnęła sie delikatnie.
-Moi klienci, chcą podwyżki, o trzydzieści procent.
-Co?! - wrzasnął Eric.
-Potrzebujemy pieniedzy. - wyjaśniła Julie z uśmiechem. - Mamy słacić dług rodzinie Jamie'go. A to jest bardzo duży, spory dług.
-Rozumiem. Mogę dać dwadzieścia pięć procent.
-Stoi. - wtrąciła Penny.
-Poza tym, moi klienci zastrzegają sobie prawo do możliwości przerwania trasy koncertowej, jeżeli zadzrzyło się coś pokroju śmierci kogoś z rodziny.
-Heh, rozumiem. - Eric uśmiechnął się szeroko. -Coś jeszcze?
-Nie. - powiedziała krótko Julie.
-Więc proszę spisać teraz umowę. Chcę ją jak najszybciej podpisać. - powiedział z uśmiechem Eric, mierząc wzrokiem dzieci które wróciły do domu.
-My także. - stwierdziła z uśmiechem Julie.
Dwa lata wcześniej, miasteczko
Zebraliśmy się tutaj, aby pożegnać naszego przyjaciela. Josh Hadley, był kimś więcej niż męzczyzną z sąsiedzctwa. Ten młodzieniec, syn znanego nam Philipa – był wspaniałym człowiekiem. Każdy pamięta czasy, kiedy był jeszcze malcem.
-Facet, weź się zamknij. - powiedziała głośno Penny. - Nudzi i piepszy trzy po trzy.Może ja coś lepiej powiem. Josh to był fajny facet, lubiłam z nim tworzyć muzykę.
Równy był z niego gość, mam wyrzuty sumienia bo w dniu kiedy on zginął,wyrzucliśmy go z Without You. Mam nadzieję że weźmie i będzie odpoczywał w pokoju, a nie nas nawiedzał.
Penny westchnęła głośno, po czym rzuciła kwiat na trumnę. Wróciła do szeregu, w tej chwili większość tam obecnych spojrzało w stronę Julie.
Wiedziała czego oczekują, aby teraz ona powiedziała kilka słów – była z nim rok.
Zrobiła kilka sporych kroków, stając tuż przed dołem. Wytarła łzę, która popłynęła jej z oka.
-Josh był naszym wielkim przyjacielem. Znałam go od zawsze, pamiętam jeszcze go jako malca z sąsiedzctwa. Pamiętam wszystko, każdy szczegół jego roześmianej twarzy – tak samo stało się w ciągu ostatnich kilku lat. Jest mi przykro, że go nie kochałam go facet naprawdę na to zasługiwał. Ale tak nie było, przykro mi Josh.
Pociągnęła nosem, rzucając kwiatem na trumnę. Odwróciła się na pięcie, skinając głową do grabaża. Ten zaczął zasypywać trumnę, Julie płacząc oparła się o ramię Krwawego.
Ten tylko stał i tępo patrzył na trumnę, delikatnie głaszcząc Julie.
-Jestem zimną suką. - pisnęła do Krwawego.
-Nie prawda, jesteś wspaniała.
-Gówno prawda, wysłałam Josha na tamten świat.
-Nie zrobiłaś nic, co mogłoby się przyczynić do tego.
-Nie? To jak wytłumaczysz to, że jego samochód rozbiłsię zaledwie akieś dwadzieścia metrów do mojego domu?
-Pewnie był w szoku, nie myślał o tym że kieruje wóz.
-Tak, był w szoku, ale bez mojej pomocy by tak nie było.
-Bredzisz Julie, lepiej odpocznij. Sprzedaj swój dom, wyruszamy w świat.
-Gdzie?
-Do Newport, może tam nasz zespół zostanie zauważony.
-Newport?
-Tak, mała, Newport to odpowiednie miejsce.
-Mówiłeś o tym reszcie?
-Wszyscy ustaliliśmy, że właśnie tam, sorry że nie pomyśleliśmy o Twoim zdaniu.
-W porządku, nawet jakby coś to by było trzy do jednego.
Dwa lata później, Newport
Gotowe. - stwierdził jeden z prawników. - Zmodyfikowaliśmy starą umowę, dodając nowe warunki.To było bardzo proste, proszę, tutaj cztery miejsca dla Was i jedno dla Pana.
Julie chwyciła za długopis i podpisała się, tak samo zrobiła Penny, Jamie i Krwawy. Eric uśmiechnął się pod nosem – uczynił to samo.
-Więc witam znowu na pokładzie. - Eric uśmiechnął się szeroko. - Od razu chcę za coś Was przeprosić. Bo coś przed Wami ukryłem, żebyście wrócili do nas.
-Co takiego? - spytał Jamie.
-Baliśmy si, wszyscy że tutaj nie wrócicie jeżeli się o tym dowiecie.
-O czym? - zdrążył Jamie.
-O tym, że Wasza płyta sprzedaje się jak świeże bułeczki. Od czasu felernej trasy, sprzedaliśmy dwa miliony egzemplarzy.
Julie upadła na podłogę, Jamie zaczął ją cucić: Julie, wstawaj!
* * * *
Julie obudziła się po godzinie, leżała na sofie w holu wytwórni. Otworzyła szybko oczy, rozglądając się wokół. Penny podała jej szklankę wody.
-Gdzie my jesteśmy, Pen?
-W „Magic Cd's“.
-Czyli ten kontrakt, to nie był mój sen?
-Nie, dziecino, mamy drugą szansę. Zemdlałaś, jak usłyszałaś ile sprzedaliśmy egzemplarzy płyty. Zresztą, jakbym nie była taką twardą laską, może też bym padła.
-Już pamiętam. - rzekła krótko Julie, siadając i chwytając za szklankę.-Dzięki.
-To dobrze, nie musimy narazie nagrywać nowej płyty. Trzeba się zająć promocją tej, skoro tak dobrze nam wyszła. Ale dobrze będzie, jeśli zaczniesz pisać.
-Masz rację. - zgodziła się dziewczyna, pijąc wodę, dodała ciszej.-Dwa miliony.
-Tak, Eric wspominał coś o tym że czas nakręcić nowy klip.
-Och nie. - mruknęła Julie, przypominając sobie, jak to było na planie pierwszego.
-Jodie szuka właśnie wolnego reżysera.
W tym momencie, w holu pojawił się ktoś kogo Julie teraz bardzo potrzebowała. Mężczyzna, ubrany w żółtą jasną koszulę i różowe spodnie rozejrzał się po okolicy:
-Julie, kochanie!
-Lucas! - odkrzyknęła Julie wstając i przytulając swojego przyjaciela.
-Wreszcie się widzimy, słonko. Słyszałem o wszystkim, gratuluję.
-Dzięki, Luc.
-Wiesz, to ja nudziłem Ericowi aby spróbował Was na nowo przyjąć. A gdy zobaczył wyniki sprzedaży, od razu się zgodził.
-Dzięki raz jeszcze.
-Acha, Eric Wam nie powiedział. Mam nadzieję że nie macie planów na dzisiejszy wieczór.
-No, nie nie mamy. - mruknęła Penny.- A o co chodzi?
-Jest impreza, z powodu Waszego powrotu, Without You znów w „Magic Cd's“.
-Nie wiedziałam, że jesteśmy tacy ważni. - powiedziała z uśmiechem Julie, Lucas tylko na nią spojrzał, jego twarz już nie była zniekształcona w uśmiechu.
-Julie, on Cię nadal kocha.
-To już jest nieważne. - odmruknęła Julie, machając przy tym dłonią nerwowo.
-Skoro tak sądzisz.
-Ja tak chcę. - odpowiedziała szybko.
-Chcesz? Czyli ma to jakieś znaczenie?
-Lucas, daj spokój, to jest przeszłość. Skończyło się już dawno.
-Jasne, rozumiem słonko. - powiedział cicho Lucas, czując smutek jako że zawsze kibicował tej parze. Po chwili Julie dodała z uśmiechem.
-Powoli dorastam do prawdziwego uczucia.
-O czym Ty mówisz? - spytała Penny szybko.
W tym momencie, przez hol przechodzili Krwawy i Jamie, Julie zatrzymała ich na chwilkę, uśmiechnęła się szeroko w stronę Lucasa i Penny po czym pocała Jamie'go.
-Hoho, nie tracisz czasu. - jęknął Krwawy, Penny tylko otwarła delikatnie usta. Tego, się nie spodziewali. W końcu Julie się odsunęła, patrząc na Jamie'go, który nie wiedział co ma zrobić.
-Dlaczego nic nie mówisz? - spytała.
-Jestem zaskoczony.
-Troszkę kazałam Ci czekać, ale było tyle spraw że nie miałam czasu odpowiedzieć Ci na Twoje wyznanie. Pamiętasz je jeszcze?
-Oczywiście.
-To dobrze. - skomentowała, odsuwając się, po czym spojrzała na resztę.-Jakieś pytania?
-Gratuluję, księżniczko, widzę że tym razem to Ty przejełaś inicjatywę. - szepnął Luc.
-Nie, Jamie powiedział to pierwszy, ale ja wtedy jeszcze tego po prostu nie rozumiałam.
-To świetnie. - stwierdził Krwawy.
-A kiedy to poczułaś? - spytała Penny.
-Byłam na randce z innym, było wspaniale. W pewnym momencie się żegnaliśmy, chciał mnie pocałować a ja tego nie chciałam. Pomyślałam „ch****a, dziewczyno, Ty kochasz Jamie'go“.
-Fajnie. - Lucas uśmiechnął się szeroko, Julie także.
-Jestem chyba najszczęśliwszym facetem na świecie. - stwierdził Jamie.
-Módl się tylko, żeby Cię rzuciła jak mnie. - powiedział Eric, który stał za nimi już jakiś czas.
-O, cześć. - przywitała się szybko Julie. - Miło Cię widzieć.
-Taa, wiem. Napewno, bardzo miło. Jodie znalazła dla Was reżysera, pracuje już nas scriptem. Będzie gotowy na piątek.
-To dobrze, są jakieś plany na najbliższy tydzień? - spytała Penny.
-Jeszcze nie, ale skoro wróciliście zaczniemy zapełniać Wam grafik.-powiedział Eric.
-Czas zacząć przygotowania do imprezy. - powiedziała z uśmiechem wymalowanym na twarzy Julie, podpierając swe dłonie o biodra- Mamy mało czasu, która jest?-Eric zerknął na zegar.
-Czternasta, myślałem ze zaczniemy o dwudziestej, zamkniętą firmową imprezę.
-Dobra, to ja powiem Maxowi aby pojechał do sklepu po jedzenie.
-Jedzenie mamy w kuchni, było kupion na wszelki wypadek. Ale niech kupi piwa i mocniejsze trunki. - powiedział władczym tonem Eric.
-Kupiliście na wszelki wypadek? - spytała Julie.
-Nie. - zaprzeczył Eric, również z uśmiechem. - Byliśmy pewni Waszego powrotu.
-No wiesz! - Julie uderzyła go przyjacielsko.
Eric zaśmiał się cicho – Dobrze, poproś Luc Maxa. Ja pójdę oznajmić dobrą wiadomość reszcie naszego zespołu. Na razie.
-Pa,Eric. - pożegnała się Julie, reszta tylko skinęła głowami.
Wtedy zadzwonił telefon Julie, ta uśmiechając się pod nosem powiedziała:
-Pewnie Max chce się spytać jaki alkohol kupić. Jak najmocniejszy, no nie?
-No. - zgodził się Krwawy.
-Tak? - powiedziała Julie odbierając telefon.
-Byłaś u spowiedzi?
-Po co?
-No, gdy już Cię zamorduję, przynajmniej byś poszła do nieba. Jakby co, dam Ci czas na pokutę, przed tym co zrobię.
-O czym Ty mówisz?
-Ładna bluzka.
-Dzięki, e, czekaj, skąd wiesz co..
-Bo Cię widzę, słonko.
Julie mimowolnie, mimo że wariatowi nie można okazywać strachu – po prostu krzyknęła. Głos w słuchawce się zaśmiał, miał się jakąś minutę. Krwawy spojrzał na Julie, po czym wziął słuchawkę:
-Ej Ty!
-Witaj, John.
-Zostaw Julie w spokoju, takie żarty nas nie bawią.
-John, nie mieszaj się bo będę Ciebie także musiał odprawić na inny świat. Chcę tylko Julie.
-Idę do Erica, musi o tym wiedzieć. - powiedziała Penny odchodząc od grupy.
-Coś się stanie Julie, a ja Cię znajdę i wyrwę Ci głowę razem z kręgosłupem. Będzie łatwo, bo wbiję paznokcie w głowę która nie ma mózgu.
-Nie denerwuj mnie, tylko daj do telefonu Julie.
Krwawy wrzucił telefon do akwarium które znajdowało się niedaleko w holu. Nastała chwila ciszy, Krwawy westchnął cicho jakby z ulgą. Wtedy rozległ się brzdęk tłuczonego szkła.
Wszyscy odwróćili się w stronę pokoju do którego drzwi były otwarte. Ktoś wybił szybę
i później dorzucił kolejną zmasakrowaną maskotkę. Na ulicy nie było śladu po nikim, oprócz tłumu gapiów.
-Gdzie jest Penny? - pisnęła Julie, płacząc.
-Udała się do Erica. - powiedział cicho Lucas. - Mamy problem, z tym facetem.
-A jak jego groźby. - powiedziała cicho. - Jak będzie chciał je zrealizować?
-Nie wydaje mi się. - stwierdził Krwawy.
-Krwawy, boję się. - rzekła cicho dziewczyna, ciągle patrząc na nowego misia.
-To przecież zrozumiałe, ale nie damy mu szans cokolwiek Ci zrobić.
-Przecież on nas śledzi, być może są tutaj jakieś podsłuchy.
-Przesadzasz. - burknął Krwawy, Jamie chwycił tylko Julie za ramię.
-Zaraz będzie Eric, on coś wymyśli, zadzwonimy znów po gliny.
-To nie ma sensu, na tym misiu pewnie nie ma znowu żadnych odcisków.
-Skąd wiesz? Przecież jeszcze policja nie dała nam wyników z poprzedniego. Może były na nim odciski.
-Wierzysz w to? Ja wiem jak oni pracują, zawsze w maskach i rękawiczkach. Szuje. - powiedziała Penny wracając do reszty już z Ericiem. Ten od razu podszedł do misia, klnąc pod nosem. Facet musiał naprawdę być chory na umyśle, żeby tak załatwić zwykłego pluszaka.
-To jest naprawdę chore. - zgodził się właściciel wytwórni, po chwili dołączył Toby.
-Właśnie miałem iść do Patricii, a dowiedziałem się że macie tutaj wielkie problemy. - wytłumaczył swoją obecność Toby, Eric spojrzał na niego, skinął głową i zadzwonił po policję.
-Julie, mieszkasz sama? - spytał kiedy jeszcze nikt na komisariacie nie odebrał telefonu.
-Nie. Mieszkam z Camilie, moją starą przyjaciółką z Fairview.
-To dobrze, nie możesz być sama.
-To prawda. - zgodził się Jamie. - Jakby co, mogę dołączyć. - powiedział z uśmiechem.
-Damy sobie radę. - burknęła Julie, nawet nie zauważając żartu i uśmiechu Jamie'go.
-Policja zaraz będzie. - oznajmił Eric rozłączając połączenie z policją. - Powiedzą coś na temat tego misia z autobusu, podobno są jakieś tropy.
-Podobno?- spytał Krwawy.
-Tak, podobno, ja nie wiem co to znaczy. - skomentował Eric.
-A jak tam Max? - spytała Penny pragnąc zmienić temat.
-Pojechał po alkohol. - odpowiedział Toby.
-Dobra, ja idę do baru poczekać na policję. - oświadczyła Julie.
* * *
Gdy tylko Julie przyszła do kawiarni, Tina już szykowała stolik. Widziała jaki ma wyraz, wokalistka Without you. Przed kilkoma miutami, musiało wydarzyć się coś
bardzo strasznego. Odsunęła krzesło, żeby Julie usiadła.
-Julie, siadaj. Wyglądasz jak przejechana przez autobus.
-A potem ciągnięta kilka kilometrów, przez tylko zderzak. - dodała Julie.- Wiem.
-Co się stało?
-Daj mi kawy, dobrze? - spytała się cicho, Tina tylko skinęła głową idąc do ekspresu. Nalała gorącej kawy do filiżanki.
-Jakieś ciastko także?
-Tak, chętnie. - uśmiechnęła się pod nosem.
-Już się robi. - stwierdziła Tina krojąc kawałek i biorąc filiżankę, wszystko podała kolezance.
-Teraz mi powiesz, czemu jesteś taka smutna?
-Nie widzę przeszkód, za chwilę zjawi się policja w tej sprawie. Od pewnego czasu, ktoś mi grozi.
-Grozi? Czym? Szantaż.
-Śmiercią, Tina, ktoś mi grozi śmiercią.
Przez chwilkę panowała cisza, po czym Tina szepnęła – To niemożliwe.
-A jednak, ten ktoś nawet wybił szybę tutaj. Wrzucił zmaltretowanego misia.
-Dziwne, to chyba jakiś czubek.
-Tak, ale taki gdy mówi „Zabiję“ – może to naprawdę zrobić.
-Zawsze jest te ryzyko, gdy nam grożą – że któryś w końcu wykona to, co zapowiedział.
-Wiesz, dzięki, właśnie tego potrzebowałam. Wsparcia.
-Może ten jeszcze nie będzie chciał tego spełnić.
-Muszę się napić. - stwierdziła Julie.
-To pij, bo kawa wystygnie.
-Tina, nie zartuj sobie ze mnie, daj mi jakiegoś wina. Muszę się uspokoić, nie chcę aby ktokolwiek widział że tak bardzo stresuję się tą sytuacją.
-Oczywiście. - powiedziała przepraszającym tonem, przyniosła kieliszek wina i butelkę, już się odwróciła na pięcie kiedy usłyszała za sobą głos.
-Zostaw butelkę, proszę. Dopisz ją do mojego rachunku.
-Jesteś tego pewna, Julie?
-Tak, jestem pewna, zostaw butelkę. - Julie chwyciła za butelkę uśmiechając się przy tym.
-Tylko się nie upij, to jest Wasza impreza.
-Wiem, kiedy przestać, kiedy postanowię spotkać się z tym od misiów.
-Tak, co kieliszek myśl sobie o nim, jak zaczniesz go lubieć, odstaw butelkę. - powiedziała z uśmiechem Tina, siadając obok.- Wszystko będzie dobrze, jestem tego pewna.
-Muszę zadzwonić do Camilie i powiedzieć, że będę później w domu. - mruknęła, nalewając sobie ponownie do kieliszka.
-Zrobisz to później, narazie odpocznij od myśli.
-Będziesz mnie pilnowac, dobra? Nie chcę się upić, chcę tylko przestać czuć strach.
-Jasne że moge Cię pilnować.
-Dzięki. - mruknęła Julie, upijając nieco z kieliszka. - Zapamiętam to sobie, gdy tylko Ty będziesz w potrzebie, kochana.
-Właściwie, już jestem. - stwierdziła Tina, Julie podniosła wysoko obie brwi.
-A w czym problem?
-Teraz, kiedy wróciliście będziecie spędzać mniej czasu w Hali. Mogę tam zamieszkać? Uciekłam od męża, razem z dziećmi.
-Oh, tak mi przykro.
-Dzięki, wię co, będę mogła się u Was zatrzymać?
-Nie widzę przeszkód. - mruknęła Julie. - Wystarczy tego wina, muszę się iść bawić. Do zob aczenia, Tina.
-Na razie. - pożegnała się murzynka i wróciła do swojego miejsca pracy.
Życie mieni się, jak woda
Ciepło bije z Twoich oczu
Próbuję chwycić, wszystko
W jedną garść, nie da się
Zostaw mój świat
Nie zmienisz go, choćbym chciał
Kocham, co mam
I nie wierz że
Nienawidzę się
Każdy wzrok, daje mi siłę
Dotyk Twój
Szept i usta
Trochę magii w czarnej wizji
Najtragiczniejsze jest to że
Kocham tę wizję i świat
Głęboko wierzę w to że
Słońce się zjawi
I rozjaśni
Julie! Wstawaj! - krzyknęła Camilie, próbując obudzić koleżankę.
-Co? Ale mi głowa pęka, Camilie, co się dzieje? Gdzie wszyscy?
-Urwał Ci się film. - stwierdziła tonem diagnozy Camilie. - Mnie też się zdarza.
-To impreza się skończyła? - spytała Julie cicho.
-E, Julie, jest dziesiąta rano, jesteś w swoim mieszkaniu.
-To gdzie są wszyscy? - mruknęła Julie.
-Słyszysz? Nikogo nie ma!
-Nie krzycz, ch****a. Przecież zaraz mi gałki oczne eksplodują jak będziesz tak krzyczeć.
-Przyniosę Ci zimnego mleka.
-Dzięki.- Julie spróbowała się uśmiechnąć, po chwili wstała nagle. - Muszę do... - pobiegła w stronę toalety, Camilie skrzywiła się wyraźnie słysząc odgłosy wybiegające z toalety. Zamknęła drzwi, z jakimś dziwnym obrzydzeniem. Wtedy ktoś zapukał do drzwi.
-Hej, zastałam Julie? - spytała sąsiadka, u której Julie zostawiła klucze.
-Cześć, tak jakby.
-Co masz na myśli?
-Wczoraj za dużo wypiła, jest w toalecie.
-Oh, to ja może przyjdę później albo jutro.
-Wieczorem już będzie dobrze. - zapewniła sąsiadkę Camilie.
-No tak. - uśmiechnęła się Fiona. Spojrzała na swój zegarek. - To ja idę do pracy, powiedz
Julie jak już się opamięta że mam do niej interes.
-Jasne że powiem. - zapewniła ją znowu Camilie. - To cześć, Fiona.
-Na razie, Cam.
Kilka miesięcy wcześniej, Nowy Jork
Szukałam prawd gdzie produkowano kłamstwa
Spałam w przyczepie, nie chcąc nic
Nic, co nie było Tobą
Podróżując przez wymiary Innych,
szukałam prawd w życiu
nadal ich nie mam, nie pożegnam się z żalem
Ale nie zapłaczę, dopóki nie wygram
Jestem Twoją miłością, śnisz o mnie, mówiąc że nie
Na sali rozległy się oklaski, Julie wstała uśmiechając się przy tym delikatnie. Spojrzała w stronę Jamie'go. Ten także się uśmiechał, skinęła mu głową, spojrzała na Penny która szczerzyła się do publiczności, za to Krwawy wykonywał solowy popis.
-Nowy Jork jest nasz. - stwierdziła Julie.
-Też tak sądzę. - stwierdził Jamie.
-Wszystko dzięki Tobie, dałeś świeżą krew do starego organizmu.- mruknął Krwawy nadal grając na swojej gitarze, publiczność nadal klaskała.
-Dzięki. - Jamie skłonił się publiczności. -Czuję że nam się uda.
-Może zagramy coś jeszcze? - spytała Julie.
Krwawy skinął głową i skończył grać solowy numer. Julie chrząknęła, po czym stwierdziła:
-Temperaturę Piekła.
Przyjaciele, czyżby naprawdę?
Nazywasz pomyłką - mnie
Jesteśmy tak blisko, ariuję, świruję
Temperaturze tutaj jest większa,
większa niż w samym piekle
Co się z nami dzieje?
Czemu jak tak kocham Cię?
Piekło jest jak wodospad
zimnej wody
teśmy tak blisko, ariuję, świruję
Temperaturze tutaj jest większa,
większa niż w samym piekle
Co się z nami dzieje?
Czemu jak tak kocham Cię?
Jesteśmy tak blisko, ariuję, świruję
Temperaturze tutaj jest większa,
większa niż w samym piekle
Co się z nami dzieje?
Czemu jak tak kocham Cię?
Publiczność znowu była szczęśliwa, Julie otworzyła szeroko usta. Albo Ci ludzie byli na haju, albo oni byli naprawdę tacy dobrzy.Juliebardziej była za tym pierwszym scenariuszem, ale to nie przeszkadzało jej się uśmiechać, kiedy to bili im brawo.
-Jesteśmy najlepsi. - stwierdziła Penny.
-Jesteśmy. - zgodził się Jamie.
-Jesteśmy w końcu Without You. - rzekłz uśmiechem namalowanym na twarzy Krwawy.
-Chodźmy lepiej, bo jeszcze coś zepsujemy. - podsunęła Julie.
-Na trzy,żegnamy się. - mruknęła Penny chowając pałeczki do pudełka.
Raz.
Dwa.
Trzy.
-Dziękujemy Wam za owacje, to naprawdę miłe było przeżyć z Państwem chociaż te pół godziny. Niestety, nadal pracujemy nad płytą - która czeka na nas w Newport i musimy
już zniknąc ze sceny. Chcę, chcę kiedyś zagrać tutaj poważny koncert więc nas się spodziewajcie!
Odwróciła się na pięcie, wzdychając cicho. Skinęła głową w stronę drzwi, wszyscy powoli opuszczali salę – zastanawiając się czy to ich sen czy też naprawdę im się udało.
Kilka miesięcy później, Newport
Julie, wstawaj, jest mleko. - powiedziała Camilie, Julie tylko nią spojrzała.
-Czego sie drzesz ?
-Spałaś, a ja wcale nie drzę się słonko. Twoja głowa nie pracuje jak zwykle. Dzwoniłam do Erica, że dzisiaj Cię nie będzie bo w studiu by zmywali ślady po Twojej głowie.
-Dzięki. -mruknęła sięgając za mleko. - Nie ma mnie dla nikogo.
-Nie martw się oto. - Camilie uśmiechnęła się pod nosem, spojrzała na gazetę. -Narazie nie znalazłam nic ciekawego, ale mam nadzieję że mogę tutaj przebyć nieco dłużej?
-Jasne, Camilie. Jesteśmy w końcu przyjaciółkami.
Nagle, zapukał ktoś do drzwi, Camilie spojrzała na nie. Uśmiechnęła się w stronę Julie:
-Ja otworzę. - zapewniła otwierając drzwi. To był listonosz.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry, ma Pan coś dla mnie?
-Do Pani Clark.
-Tojest ona.-wskazała palcem Camilie.-Ale wypiła wczoraj zbyt dużo aby wstać, mogę ja to wziąć?
-Oczywiście, tylko proszę pokwitować. - Camilie zrobiła to o co prosił listonosz.
Jako że nie miały przed sobątajemnic,razem z Julie – otworzyła list. Nagle, jej oczywyglądały jak dwie okrągłe monety, a twarz była blada jak ściana.
-O co chodzi, Cam? To jest rachunek za telefon?
-Nie. - pisnęła.
-To co?
-List od fana.
Julie już wiedziała,o co chodzi. Mimo ogromnych przeciwności losu, wstała idąc do Cam.
-Pokaż mi to.
„Dzień dobry Panno Julie, ja jestem Pani wielkim
fanem – dostałem ten adres na stronie Waszego zespołu
podobno tutaj można wysyłać do Pani listy.
Chciałem powiedzieć, że bardzo Panią cenię, jest Pani
wspaniałą artystką o wielkim sercu.
To niespotykana sprawa, wśród rockmanów.
Pozdrawiam, George z Los Angeles“.
Julie uśmiechnęła się pod nosem, oddychając z widoczną ulgą.
-Jesteście już tak sławni? - spytała Camilie.
-To dlatego jesteś taka blada?
-Tak.
Julie uśmiechnęła się, po czym zaśmiała.-Tak, jesteśmy aż tak sławni.
-Za to u Ciebie widzę sporą ulgę.
-Dlaczego?
-Bo byłaś na tyle zdenerwowana, by wstać. A teraz jesteś radosna. Julie, coś się stało?
-Nic takiego.
-Nigdy nie miałysmy przed sobą tajemnic, coś się zmieniło?
-Nie, Cam, nic z tych spraw.
-Więc, co?
-Mam problem.- powiedziała cicho Julie, jakby myśląc że jest podsłuchiwana.
-Jaki? Wiesz że mi możesz powiedzieć o wszystkim.
-Ktoś mi grozi. - szepnęła z wyczuwalnym strachem w głosie Julie.
-Kto?
-No nie rób się głupia, jakbym wiedziała to by była sprawa rozwiązana! -krzyknęła Julie.
Camilie tylko zachichotała cicho, po chwili kiwając głową:
-No tak,przepraszam.
-To zaczęło się jakiś czas temu, po koncercie w Nowym Jorku jeżeli dobrze pamiętam.
-Od tego czasu, co się dzieje?
-Coraz wiecej, wysyła kolejne zniszczone pluszowe misie.
-Misie? - zdziwiła się jak dziecko Camilie.
-Boże, Cam, chyba łatwiej zbezcześcić ciało misia niż lalki Barbie nie?
-To prawda, masz rację. - zgodziła się Camilie.
-Camilie, ja się boję. - znów szepnęła Julie.
-Jakoś specjalnie się nie dziwię. - również szepnęła Camilie.
-On wręcz depcze mi po piętach, czuję się obserwowana.
-Jak w tym filmie co był facet bohaterem reality show?
-Czasami. - przyznała Julie.
Nagle, rozdzwonił się telefon, Julie podskoczyła ze strachu w fotelu. Pokazała palcem telefon Camilie, po czym mruknęła: Odbierz, proszę.
-Myślisz że to on? - spytała przyjaciółka.
-Tak, właśnie to myślę.
-No dobrze, odbiorę. - powiedziała radośnie Camilie wstając z drugiego fotelu, przebyła cały salon aby dojść do kuchni - gdzie na ladzie stał telefon.
-Halo?
-Daj mi ją. - odezwał się mężczyzna.
-Kto mówi?
-Daj mi ją,już! - krzyknął mężczyzna, Camilie już nie czuła się na siłach aby udawać twardą laskę. Przełknęła ślinę, po czym powiedziała:
-Nie.
-Słuchaj mała, podejdz do okna.
-Dlaczego?
-Podejdź, albo się zdenerwuję.
-No dobrze. - mruknęła Camilie, podchodząc do okna, Julie tylko spoglądała na nią zdenerwowana.
-Dobrze, jesteś nawet grzeczną kobietą.
-Po co miałam podchodzić do okna?
-Spójrz przed siebie. - polecił facet, Camilie spojrzała na wprost, nagle, w apartamentowcu po drugiej ulicy – w oknie gdzie panowała ciemnośc, pojawiło się światło.
-Widzisz świało? - spytał Camilie, która tylko się zgodziła.-Te światło, pochodzi z mojej latarki, jestem po drugiej stronie ulicy i wszystko widzę, słonko.
Camilie upuściła aparat, w którym było słychać wybuch śmiechu. Sama zaczęła krzyczeć, Julie podeszła do okna, rozłączyła się po czym spojrzała na przyjaciółkę.
-Cam, co sie stało?
-On..
-Co? Co on robi?
-On..
-No co on robi?! - wybuchnęła Julie.
-On Cię obserwuje! - odkrzyknęła kobieta.
* * *
Policjant wyjrzał przez okno z salonu Julie, ta stała w oddali pijąc kawę. W końcu wszedł kolejny gliniarz do mieszkania. Jego mina mówiła wszystko : Uciekł.
-ch****a. - skomentował ten pierwszy. - Są jakieś tropy?
-Pytasz o jego przedmioty? To nie było jego mieszkanie, jeżeli mówimy o miejscu gdzie mieszkał. To była jego wieża obserwacyjna, w mieszkaniu była luneta, kartony, pełne zabawek. Bronie, a także po prostu wycinki, nagrania, zdjęcia.
-Ściągacie odciski?
-Tak. - potwierdził mężczyzna. - Część przedmiotów jest już u kryminologów.
-To dobrze, kiedy dowiemy się czegoś na temat jego tożsamości będzie łatwiej. Julie, skup się. Julie, spójrz na mnie, chcę, żebyś nie panikowała. Jego już w tym mieszkaniu nie będzie, jest ono obiektem policji – monitorowane i obstawione strażą przez całą dobe. Nie masz się czego bać.
-On mnie zabije. - pisnęła Julie, po chwili rozległ się dźwięk dzwonku telefonicznego. Camilie podszedła do przyjaciółki : Jakiś Patrick. - Julie wzięła słuchawkę.
-Patrick?
-No czesc, Julie, jestem na lotnisku. O wszystkim słyszałem, ch****a, mogę Ci jakoś pomóc?
-Znajdź tego czubka. Patrick, on mnie w końcu zabije.
-Julie, posłuchaj mnie, nie pozwolę, słyszysz? Nie pozwolę na to żeby spadł Ci włos z głowy.
Jeżeli znajdę tego gnojka, będzie przed Tobą klęczeć, rozumiesz?
-Kiedy tutaj będziesz?
-Jutro. - powiedział Patrick, po czym dodał.-Wiem, późno, ale wiesz jakie są samoloty.
-Tak, wiem.
-Rozmawiałaś o tym z resztą?
-Tak, Krwawy powiedział że mogę u niego razem z Cam zamieszkać. Ale policja nie pozwala.
-Słuchaj policji, uciekaj do Krwawego, zaufaj mi. Policja tylko Cię naraża, uciekaj stamtąd. Nie wychodźcie z jego mieszkania.
-Jak mam nie wychodzić? Jak Ty to sobie to wyobrażasz?
* * *
Parking, pod aparmantowcem
Camilie, karton zanieś do samochodu. - powiedziała Julie, zamykając drzwi z mieszkania. Odwróciła się na pięcie, podchodząc do kuchni, rozejrzała się dookoła.
Zostawiła wiekszośc rzeczy, bała się zostawiać cokolwiek. Podrapała się po skroni, wchodząc do sypialni. Łóżko pościeliła już wcześniej, poprawiła jeszcze poduszkę.
Usłyszała dźwięk otwieranych drzwi.
-Camilie, jestem w sypialni.
Odpowiedzi nie było.
-Karton który masz wziąć postawiłam na ladzie w kuchni. Tylko się pośpiesz, Krwawy nie będzie czekał całą noc na nas.
-Julie? - usłyszała za sobą głos, momentalnie się odwróciła.
-Kto... to Ty. Poznaję Twój głos. - oznajmiła.
-Tak, to ja. - powiedział męzczyzna z uśmiechem na twarzy. - Jak już zapowiadałem, nastał czas kary.
-Kary? Za co? Przecież ja Cię nie znam.
-Ale ja znam Ciebie. Uklęknij teraz, pokorna i czekająca na dopełnienie się Twojego przeznaczenia. No, już, uklęknij.
-Jesteś jeszcze większym kretynem, niż przez telefon. - stwierdziła szyderczo Julie, uderzając go butem który miała akurat pod ręką, mężczyzna upadł na ziemię a z dłoni wypadł mu nóż.
Julie wybiegła z sypialni, ile sił w nogach, odwróciła się na pięcie, chcąc zamknąć sypialnie.
On powoli odzyskiwał przytomność, więc z nerwów nie potrafiła trafić w dziurkę od klucza. W końcu rzuciła przedmiotem, wybiegając z mieszkania.
Usłyszała kroki za sobą, podbiegła do windy – która była już zajęta. Odwróciła się na pięcie, mężczyzna już wyszedł z jej mieszkania. Rozejrzała się wokół.
-Pomocy! Czy nikt mnie nie słyszy?! O Boże... nie mogę umrzeć tak szybko, jeszcze się nie dostałam na okładkę New York Times'a! - krzyczała, szukając awaryjnego wyjścia. W końcu znalazła schody, zaczęła zbiegać ze schodów.
Ciągle słysząc za sobą kroki:
-Jest dobrze po północy, kogo Ty chcesz prosić o pomoc? Spider-mana?
-Wystarczy mi Szpital psychiatryczny! - odkrzyknęła, na taką odpowiedź, mężczyzna znowu ruszył szybciej ku swojemu celowi. Julie także przyśpieszyła.
W głowie podśpiewywała sobie piosenki, sama się temu dziwiąc – w końcu uciekała przed śmiercią, a jej w głowie były melodie.
-Nie uciekniesz, jeżeli uda Ci się dzisiaj – zabiję Cię jutro i tak dalej. To jest przeznaczenie, Julie.
-Co ja Ci zrobiłam? - spytała, ciągle biegnąc. - Przecież nawet nie nagrałam żadnego numeru z tekstem typu „Facet to chodzacy kutas“. Nic nie nagrałam, żebyś czuł się urażony.
-Nic nie rozumiesz.
-Tak, zgadłeś, nie rozumiem. - powiedziała Julie, zatrzymując się.-Ponieważ nie masz powodu, aby mnie zabić. Nic złego nie zrobiłam. Jesteś po prostu szalony, bawisz się mną jak lalką.
-No właśnie, nie chcę Cię zabić z jakiegoś powodu. Zrobię to, dla zabawy. - powiedział zamachując się w tym momencie nożem, Julie go ominęła, wracając do desperackiej ucieczki.
Dobiegła do parteru, kiedy kroki za nią ustały. Udało jej sie uciec, jakimś cudem, udało. Zaczęła dyszeć, po czym oparła się o miejsce gdzie znajdują się ochroniarze budynku.
-Proszę Pani, coś się stało?
-Niech Pan dzwoni na policję, właśnie próbowano mnie zabić. - wydyszała cięzko.
-O Boże! - jęknął ochroniarz, chwytając za słuchawkę telefonu. Dzisiaj jej się udało, ale co będzie jutro?
Została na dole, aż do świtu. Pierwsza myśl, jaka jej wpadła do głowy – była ucieczka. Wiedziała jednak, że ma kilka godzin spokoju – on potrzebuje czasu na plan, a ona
wykorzysta go na ucieczkę dopiero rankiem.
Camilie nie prostestowała, zresztą, nie miała czemu – były bezpieczne ponieważ cały budynek był sprawdzany przez policję. Kamery nie zarejestrowały żadnego intruza – więc nie wszedł przez hol do budynku, pozdrawiając ochronę – tylko dostał się do mieszkania Julie inną drogą.
Być może wszedł do środka już wcześniej, a później po prostu czekał na zmrok i okazję.
Taki scenariusz, był wiarygodny – częściowo prawdziwy.
Policja ustaliła jednak, że wszedł on przez zsyp – dlatego już nikt zupełnie nie wiedział o jego
pobycie w budynku.
Jego słowa, ciągle siedziały w głowie Julie. Ona jest jego lalką, a usunie ją dla zabawy. To było chore, po godzinie przyjechał Patrick.
Patrick Hadley, to stary przyjaciel Julie i Krwawego – był gitarzystą i wokalistą zespołu Stupid Dogs. Ich kariera zakończyła się kilka miesięcy temu – mimo dobrych wyników sprzedaży, Magic Cd's nie kontynuowało ich kontraktu – przez co Stupid Dogs doczekali się tylko czterech albumó. Patrick miał jako jedyny szczęście, Eric obiecał mu że jeżeli ten da mu porządne demo – on być może pozwoli mu na karierę solową.
To było marzenie Patricka, no i oczywiście cel.
-Jak się czujesz? - spytał, wbiegając do środka, przytulił Julie.
-W porządku.
-A gdzie Penny, Jamie, Kwawy?-Jadą tutaj, Cam do nich zadzwoniła. - oznajmiła Julie, pijąc kawę.-Miałam sporo szczęścia. On jest coraz silniejszy, jego słowa coraz mocniejsze.
-Julie, spójrz na mnie. Wszystko będzie w porządku, jedziemy do Nowego Jorku.
-Po co?
-Musisz się ukryć dalej niż w mieszkaniu przyjaciela, na dodatek z zespołu.. - powiedział Patrick.
-Chyba masz rację, muszę tak zrobić.
-W Nowym Jorku mam przyjaciela, on Ci może pomóc przeczekać najgorszy czas.
-Wiesz co, Patrick? Nie. Nie pokazę mu że się boję, chociaż moje nogi są jak z waty.
To nic nie da, taki czubek może mnie znaleźć wszędzie.
-Nie bądź głupia, Julie. - syknął przejęty Patrick.
Wtedy do pomieszczenia biegli Krwawy i Jamie. Widząc Patricka, bardzo się ucieszyli. Jamie przytulił ramieniem Julie, która dygotała z nerwów.
Krwawy za to wymienił uściski z Parick'iem. W takich chwilach, zawsze liczymy na bliskich.
-Patrick mówi, że może lepiej będzie jak wyjadę.
-Myślę że ma rację.-stwierdził Jamie.
-A ja nie. - dodała Julie. - Co to za pomysł, uciekać?
-Bezpieczny pomysł. - szepnął Patrick.
-Nie chcę, Krwawy z co Ty myślisz?
-Myślę że masz rację.
-Widzicie? Chcę tutaj zostać, mam sporo do załatwienia. Nie mogę po prostu zniknąć.
-Ale powinnaś. - powiedziała cicho Penny.
-Tak, być może
* * *
Minął tydzień, od ostatniej próby morderstwa ulubionego fana Julie. A on się nie odezwał, czy czuła ulgę? Wręcz przeciwnie, czuła się dziwnie zaniepokojona.
Mimo że Patrick, Eric, Penny i wszyscy inni mówili – że widocznie sobie odpuścił – ona wiedziała, że wcale tak nie było. Kilka razy nawet powiedziała „Muszę patrzeć za siebie na ulicy, bo ten czubek potrafi zaatakować od tyłu“ – nic takiego jednak nie miało miejsca.
Policyjny trop się urwał, a brak nowych pogróżek – o dziwo, ich uspokoił.
„Tacy zawsze wracają, nie dajcie mu za wygraną. On tylko czeka na moment, kiedy będę sama.“ - powtarzała. Nie udało jej się jednak zwrócić ich uwagi.
Kilka dni później, doszło do tego – czego się spodziewała od dawna. Pojawił się w drodze powrotnej do jej mieszkania.
-Cześć Julie. - zagadał, kiedy ta zamykała drzwi frontowe do mieszkania.
-To Ty.
-Tak, to ja. - potwierdził, po czym dodał.-Przecież mówiłem, że i tak wrócę. Zawsze będę.
-Sprytnie. - oceniła. - Poczekałeś na tyle długo aby nikt już Cię tak intensywnie nie szukał.
-To prawda, taki był plan. Nie, kłamię, plan był taki żebyś wtedy zginęła ale Ci się udało.
-Wiesz, że mogę krzyczeć.
-Mogą mnie złapać, ale Tobie to i tak nie pomorze.
-Chcesz mnie zabić, nawet jeżeli nie uda Ci się uciec?
-Trafiłaś w sedno. Teraz pochyl się, spróbuję to zrobić szybko.
-Chyba sobie ch****a żartujesz. - stwierdziła, uderzając go w brzuch. Nie spodziewał się tego, chociaż chyba każdy by tak postapił na jej miejscu. Zaczęła nerwowo próbować otworzyć zamek, dopiero po chwili jej się udało. Wybiegła na korytarz:
-Pomocy! - krzyczała, biegnąc do windy. Tym razem ją złapała, nacisnęła na guzik symbolizujący podziemia budynku. On nie zdąrzył dostać się do windy, jednak zaczął obserwować światła symbolizujące położenie windy.
Julie, bezskutecznie próbowała gdzieś zadzwonić z windy – kobiety.
W końcu udało jej się dostać do podziemi, wybiegła ile sił w nogach, ciągle krzycząc o pomoc. Jej oprawca był daleko stąd, dlatego mogła znaleźć wyjście na ulicę.
Ominęła kilka samochodów, ciągle prosząc o pomoc. Niestety nikogo nie spotkała, zauważyła drzwi do małego schowka – jednak po chwili zastanowienia, stwierdziła że te miejsce pewnie przeszuka – jeżeli dostanie się do podziemi. Jedynym jej ratunkiem było wyjście na powierzchnię. Ciągle krzyczała, dygocząc z zimna i strachu.
Usłyszała dźwięk otwieranej windy, kiedy znajdowała się w drugim pomieszczeniu podziemi – których ogólnie było cztery na każdy poziom].
-Julie! Po co masz się męczyć? A no tak, jeżeli i tak zginiesz, co to za różnica dla Ciebie. -odezwał się mężczyzna gdzieś w oddali. Julie chciała już krzyknąć, żeby spadał na drzewo prostować banany – ale zorientowała się że wyjście na ulicę było zamknięte.
AWARIA DRZWI – Mieszkańcy mogą parkować na okolicznych płatnych parkingach
Właśnie taka tablica przywitała zdenerwowaną kobietę. Nie minęło dziesięć minut, kiedy głos mężczyzny był już kilka metrów za nią.
-Cześć Julie.
-Proszę, zrobię wszystko co chcesz... ale pozwól mi żyć.
-Nie mogę.
-Dlaczego nie?
-Kochana, nie możemy walczyć z namiętnościami.
-Aż tak mnie nienawidzisz? - spytała, po czym z jej oczu popłynęły łzy.
-Nie, kocham straszyć i zabijać.
-Proszę, nic nie powiem policji, dostaniesz ile chcesz pieniędzy. Wygrałeś, słyszysz?
-Dopiero na mnie czeka wygrana. - zdecydował facet.
-Nie bądź głupi, czeka Cię wspaniała przyszłość, jeżeli pozwolisz mi żyć. - jej kłamstwa, były coraz głupsze.
-Wszyscy wiemy, jakby to wyglądało – gdybym pozwolił Ci żyć.
-Wiesz co?
-Co?
-Za Tobą.. jest policja.
Mężczyzna już chciał rzucić komentarz o blefie, jednak gdy się odwrócił – policja naprawdę stała za nim. Było ich tylko kilku, ale mimo wszystko nie był z niego Rambo aby nożem zabić pięciu uzbrojonych ludzi. Zaklnął pod nosem, po czym spojrzał na Julie.
-Wygrałaś.
-Wiem.
-Rzuć ten nóż na podłogę.- zarządził detektyw. Meżczyzna położył nóż, po czym został zaatakowany przez czterech ludzi którzy stali obok detektywa. Tradycyjnie, oznajimili mu że ma prawo zachować milczenie bo wszystko co powie może zostać użyte przeciwko niemu. Pf, co by miał mówić – chciał zabić kobietę i były na to zbyt duże dowody aby mógł sobie bardziej zaszkkodzić.
Krwawy zmierzył wzrokiem gazete, która znajdowała się na straganie.
„Morderca chwytem Marketingowym?“ - właśnie taki nagłówek widniał tuż obok zdjęcia Julie. Prychnął pod nosem, po czym wziął swoją ulubioną prasę.
Wybrał odpowiedni numer telefonu:
-Tak?
-Patrick? To Ty?
-Cześć Krwawy.
-Co słychać, koleś?
-Wyprowadzam się.
-Dokąd? - spytał od razu Krwawy.
-Daleko stąd, na przedmieścia.
-Acha, rozumiem.
-Z Julie już wszystko dobrze? - spytał Patrick.
-Chyba tak, chociaż sam nie wiem czy może być dobrze. Chcieli ją zabić.
-Zobaczysz, niedługo będziecie się z tego śmiać.
-Taa, jasne.
-Muszę kończyć, przyjechał transport.
-Już wyjeżdzasz?
-Nagła sprawa, straciłem pracę.
-W Stupid Dogs? Jakim cudem?
-Inny zespół wygryzł nas z naszego miejsca, chcę zacząć gdzieś na nowo. Poza tym pracuje nad solowym krążkiem.
* * *
Mam na imię Penelope, jestem perkusistką. Jestem w tym dobra, przez ostatni rok sporo się wydarzyło w moim życiu. Jestem członkinią zespołu Without You.
Nasza wokalistka, nie potrafiła spać po nocach – najpierw gnębił ją właściciel wytwórni, któremu się nie spodobała negatywna odpowiedź na oświadczyny – a później fan – fan aż do śmierci idolki. Cóż, chciał do tej śmierci doprowadzić.
Teraz, Julie odsyzkała spokój – pracując nad trzecią płytą wyszła za Jamie'go. Co z tego wyjdzie? Nie mam pojęcia, ale ich podróż poślubna to była kolejna trasa koncertowa – więc jest oryginalnie.
Sama odnalazłam miłośc w facecie, którego nigdy bym nie posiądziła o takie uczucia – Johnny „Krwawy“ to mój wybranek losu. Zaczął piepszyć że chce mieć dziecko, wybudować dom i zasadzić drzewo.
Jodie i Max to też szczęśliwe małżeństwo, mieszkają razem od dawna. Niedługo Jodie urodzi dziecko, dziewczyna – nazwą ją Lucy.
Lucas? Lucas okazał się świetnym projektantem, znalazł sobie faceta i razem żyją w Los Angeles.
Co teraz będzie z nami? Wyruszamy w czwartą trasę, nowa płyta, nowe uczucia, nowe teksty.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Granmor dnia Wto 20:22, 02 Wrz 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tom S.
Moderator
Dołączył: 03 Lip 2006
Posty: 2185
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Skąd: Wlkp Płeć:
|
Wysłany: Sob 10:50, 06 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Tak więc wydrukowałem sobie wszystko, przeczytałem wszystko i muszę stwierdzić, że to wszystko jest świetne Mimo, że jest kilka drobnych błędów, nie żałuję kasy, którą zapłaciłem za wydrukowanie prawie 70-ciu stron tekstu w szkole xPP Czekam na więcej - przeczytałem ten kawałek 'songs about Julie' ale na ten temat to sobie pogadamy na gg Granmor xDD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|