Forum Desperate Housewives / Gotowe na wszystko Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Body of Proof Sezon 4
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Desperate Housewives / Gotowe na wszystko Strona Główna -> Desperacka twórczość własna
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Q.m.c.
Administrator
<i>Administrator</i>



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 50 razy
Skąd: Section One
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:53, 19 Paź 2013    Temat postu:

Dwa krótsze!

Nie ma opcji, żeby ta scena nie była wzorowana na Tomie i Lyn :
Cytat:
- ch****a – syknęłam, kiedy nie znalazłam mojej peruki. A mogłam przysiąc, że zostawiłam ją na szafce nocnej. – Widziałeś moją perukę? – spytałam Tommy’ego, który się przeciągał.
- Jest na stoliku nocnym – mruknął.
- Nie ma jej. Pomóż mi szukać.
- Może łatwiej byłoby powiedzieć wszystkim, że masz raka? – spytał, zaglądając pod łóżko.
- Już mam – uśmiechnęłam się. – Jest.
- Rozumiem, że nie chcesz straszyć Lacey, ale po co ukrywasz to przed przyjaciółmi?
- Pogodzę się z chemią, ale nie ze współczuciem – założyłam perukę. – Zrobimy tak, jak ja chcę.
Tommy spojrzał na mnie, po czym objął dłońmi moją głową i gwałtownym ruchem przesunął ją trochę w prawo.
- Była przekrzywiona – powiedział i znikł za drzwiami łazienki, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
megan
Zdesperowany aktywista
Zdesperowany aktywista



Dołączył: 06 Paź 2012
Posty: 315
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:33, 25 Paź 2013    Temat postu:

No jasne, że tak Smile Lynett jest moją inspiracją, jeśli chodzi o raka Megan(zastanawiałam się jeszcze nad nawiązaniem do tego, jak mamuśka dała Lyn marihuanę, czy co to tam było, ale nie miałam pojęcia, jak miałoby to wyglądać i w końcu zrezygnowałam )

Dwa sezony? To nawet lepiej dla mnie, bo w sumie, ten pierwszy mam już prawie skończony, a drugi to tak w jednej czwartej dopiero Smile




EDIT:



Body of proof sezon 5 odcinek 5 „Powrót do korzeni”

W życiu każdej pary przechodzi taka chwila, kiedy trzeba poznać rodziców swojego partnera. Oczywiście poznałam już rodziców Tommy’ego, ale to było 15 lat temu, więc oczywiste było to, że musieliśmy odwiedzić ich ponownie teraz, kiedy znów byliśmy razem. Jak się domyślacie, nie byłam z tego powodu zachwycona. Tommy miał dużą rodzinę i tak naprawdę, spośród jego 3 braci i siostry, lubiłam tylko Laurę. Ale ona, jak zapewnie wiecie, nie żyje, więc nie było nic co skusiłoby mnie na spotkanie z rodziną Tommy’ego. Co więc jednak sprawiło, że zgodziłam się tam pojechać? Oczywiście Tommy i jego błagania. Tygodniami przekonywał mnie, że musimy pojechać do jego rodziców, a dodatkowo, w tym roku przypadała pięćdziesiąta rocznica ich ślubu. Nie miałam wyboru i musiałam się zgodzić. To miał być weekend bez kłopotów, bez pracy, bez raka. Tylko ja, Tommy i Lacey.


Jak się dowiedziałam, rodzice Tommy’ego przenieśli się do miejscowości Halcyon w stanie Wisconsin, gdzie zamieszkali w kupionym czterdzieści lat temu domu, w którym kiedyś spędzali wakacje.


Dla matki Tommy'ego kupiłam bazylię w małej doniczce z terakoty, ale już mniej więcej w połowie drogi do Halcyon zaczęłam się zastanawiać, czy dokonałam właściwego wyboru. Te wątpliwości pojawiły się, kiedy zaczęło do mnie docierać, że Halcyon w stanie Wisconsin nie jest, jak wcześniej zakładałam w oparciu o rzucane mimochodem uwagi Tommy'ego, miastem. Okazało się, że jest to raczej grupa domów usytuowanych na prawie trzystuhektarowej połaci ziemi rozciągniętej na wschodniej części półwyspu.


- Spędzaliśmy tutaj dwa i pół, trzy miesiące w roku, więc ubawu było zawsze po pachy, i to nie tylko wśród dzieciaków, dorosłym też odbijało - zaczął opowiadać Tommy, kiedy powoli zbliżaliśmy się do celu naszej podróży. - Wlali w siebie po kilka ginów z tonikiem i hulaj dusza. Znasz te różowe flamingi, ogrodowe ozdóbki?
Kiedy byłam w pierwszej klasie liceum, nasza sąsiadka, pani Falke, postawiła dwa takie w swoim ogródku.
- Yhm - mruknęłam tylko.
- No więc, nasi sąsiedzi, Billy i Francie Niedleff kupili dwa w mieście i postawili przed naszym domem. Jak tylko dowiedzieliśmy się, czyja to sprawka, nasza matka zapałała rządzą zemsty i którejś nocy pod osłoną ciemności przyczepiła je na dziobie łodzi pana Niedleffa. Kilka dni później pani Niedleff postawiła je w naszym ogrodzie, oba w czapkach baseballowych Coubsów, takich malutkich, który sama zrobiła z tektury, bo tata zwyczajnie nie znosi Cubsów. I tak w kółko, przez całe lato, aż błazenada sięgnęła zenitu, kiedy tato którejś nocy poszedł do łazienki, a tam znalazł w wannie żywego flaminga - Tommy zachichotał. - Mówię wam, nie wiem, kto był bardziej przerażony: tato czy biedny flaming.
- Ale co z nim zrobiliście? Chyba go nie zatrzymaliście? - spytała Lacey.
- Och, wzięli go do zoo w Greek Bay następnego dnia. Ale wcześniej zdążył wyrżnąć w łazience imponującą kupę, no, ale w końcu był przecież w toalecie. Czyż można mieć do niego pretensję?


Tommy i Lacey wciąż chichotali, a ja tymczasem podziwiałam widok za szybą. Mijaliśmy wysokie, smukłe brzozy i wraz ze stresem spowodowanym zbliżającym się spotkaniem zaczęłam czuć niepokój. Jazda z Filadelfii zajęła siedem godzin. Minęła trzecia, kiedy skręciliśmy w plątaninę węższych dróg, aż wreszcie dotarliśmy do tej, która prowadziła do letniego domu rodziców Tommy'ego. Poprzez drzewa widziałam jezioro Michigan, wciąż odległe, ale błękitne i połyskujące w słońcu. Tommy zjechał z drogi i skręcił na soczystą zieloną łąkę, na której tu i ówdzie rosły klony i iglaki, a także stały nieregularnie rozrzucone budynki o białych ścianach i różnej wielkości.
- Kochane, stare Halcyon - powiedział Tommy i zaczął gwałtownie trąbić. Wskazał największy budynek. - To Alamo, dom moich rodziców, tam będziemy spać - uśmiechnął się i wskazał na budynek obok. - Widzicie tamten budynek? Tam zapaliłem swojego pierwszego jointa i o mało nie puściłem wszystkiego z dymem.


Wystawił głowę przez okno i zobaczył, że ktoś wyłonił się z największego domu i zmierza ku nam, ktoś niezwykle podobny do Tommy'ego, tylko z nieco ciemniejszymi włosami. Tommy jechał prosto na niego - chyba z trzydzieści kilometrów na godzinę, niezbyt szybko, ale też nie powoli, zważywszy na odległość - a im bliżej podjeżdżał, tym szerzej nadchodzący facet się uśmiechał. Szedł z całkowitą nonszalancją, i w ostatniej sekundzie, kiedy zaczynałam nerwowo mrugać, Tommy nacisnął pedał hamulca.
- Ale z ciebie tchórzliwa baba, Tom! - krzyknął mężczyzna. Tommy zaparkował samochód obok srebrnego audi, a mężczyzna podszedł do drzwi z mojej strony i opierając ramiona na dachu, zajrzał przez moje otwarte okno.
- Więc to ty jesteś powodem, dla którego nie dane nam było oglądać Tommy'ego od dwóch lat – powiedział, a ja zastanowiłam się, czy naprawdę mnie nie poznał, czy tylko udaje. - Teraz już rozumiem, dlaczego.
- Odwal się, zboku - odezwał się Tommy głosem tak uszczęśliwionym, jakiego nigdy wcześniej u niego nie słyszałam. - Megan, Lacey, to mój brat, Arthur. Uścisnęliśmy sobie dłonie przez okno.
- Podziwiam cię - powiedział Arthur. - Nie każda kobieta chce się spotykać z niedorozwojem. Tommy wysiadł już wtedy z samochodu i zanim się zorientowałam, co się dzieje, zaatakował Arthura z boku i obydwaj zaczęli się tarzać po trawie okładając się i zanosząc ze śmiechu. Otworzyłam drzwi i wysiadłam, Lacey zrobiła to samo; zapach, ten słodki zapach północnego Wisconsin. Na grządce wokół domu rosły barwinki, a trawa była tak zielona, że zapragnęłam zdjąć szpilki. Obeszłam największy dom. Jakieś siedem metrów przede mną w trawie biegł chodnik, a ze czterdzieści metrów dalej, u stóp trawiastego zbocza znajdowała się wąska kamienista plaża i woda. W jezioro wchodził długi pomost. Na jego końcu dostrzegłam postaci leżące na ręcznikach bądź siedzące na leżakach. Na wodzie unosiła się tratwa, z której ktoś właśnie skakał. Był to ktoś młody, na oko w wieku Lacey, co mnie ucieszyło. Lacey przynajmniej będzie miała towarzystwo.
Kiedy wróciłyśmy do samochodu, Tommy i Arthur podnieśli się i szli ku nam, obaj jednakowo zdyszani.
- Megan, chciałabyś się czegoś napić? Mamy piwo – oznajmił Arthur, uśmiechając się do mnie, a ja pokręciłam głową. – Maj powiedziała, że obiad będzie dopiero za pół godziny – Maj, to ich matka. Tommy nigdy nie wyjaśnił, dlaczego mówią do niej po imieniu, a ja nie pytałam.
- Chciałabym pójść do pokoju i trochę się odświeżyć, jeśli to nie problem – uśmiechnęłam się.
- Jasne. Chodźcie za mną – Arthur machnął ręką, a my posłusznie ruszyliśmy za nim.
Dom był ogromny, urządzony z klasą, aczkolwiek tanio. Uroku dodawały mu ogromne okna, sięgające od sufitu, do prawie samej podłogi, przez które wpadały promienie słoneczne. Zastanawiałam się, jak to możliwe, że Tommy nigdy wcześniej mnie tu nie zabrał?


Kiedy wyszłam z pokoju, Tommy i Arthur siedzieli w salonie, gdzie Arthur pokazywał Tommy'emu artykuł w jakiejś mniej znanej gazecie, a ponieważ mnie to nie interesowało, nie spytałam o temat artykułu. Nawet gdyby mnie to ciekawiło, nie miałabym okazji się o nic dowiedzieć, bo w momencie, w którym weszłam do pokoju, usłyszałam kroki na schodach wiodących na werandę i głos, dystyngowany, należący do pani w średnim wieku.
- Ram-tam-tam - rozległ się okrzyk. - Wyczuwam świeżą krew natrętnej dziewczyny.
- Czy mam się zwracać do twojej mamy po imieniu, czy raczej proszę pani? - zapytałam szeptem.
Tommy skierował się na werandę, ja ruszyłam za nim.
- Hej, Maj, Megan chce wiedzieć, czy ma do ciebie mówić po imieniu, czy raczej proszę pani?
- Tommy - syknęłam.
Jego matka się roześmiała.
- To zależy - odparła. - Zobaczymy, na ile Megan przypadnie mi do gustu.
Oni naprawdę mnie nie poznają - odetchnęłam z ulgą. Chciałam zapomnieć o przeszłości, a rozpamiętywanie tego co było kiedyś, na pewno by nie pomogło. Póki co, kobieta nie spojrzała na mnie, tylko ujęła Tommy'ego pod brodę - zdziwiłam się, że Tommy i jego matka się nie objęli - i obrzuciła go badawczym spojrzeniem.
- W tej fryzurze wyglądasz jak Żyd - powiedziała ciepło.
Tommy roześmiał się bez wahania - i chyba szczerze.
- Hej, ja mam przynajmniej włosy, czego nie można powiedzieć o twoim najstarszym synu.
Ale ona podeszła już do mnie; bez śladu zakłopotania czy choćby słowa przepraszam taksowała mnie wzrokiem.
- No, no, niebrzydka jesteś. Postąpiłam krok do przodu i wręczyłam jej doniczkę z bazylią.
- Bardzo dziękuję, że zgodziła się pani gościć mnie i moją córkę.
- Megan przywiozła ci marihuanę domowego chowu - powiedział Tommy. - W Filadelfii mają najlepszą.
- To bazylia - wyjaśniam pośpiesznie.
Pani Sullivan zwróciła się do Tommy'ego:
- Na pewno żałujesz, że to nie marihuana - powiedziała, a w jej głosie znać było dumę, która jeszcze urosła, kiedy zwróciła się do mnie. - Moi synowie to niepoprawne łobuzy, z wyjątkiem Eddiego, który jest grzeczny jak prymus...
Matka Tommy'ego zdążyła streścić mi pół historii rodu Sullivanów, kiedy Tommy powiedział, że trzeba dać mi odpocząć po męczącej podróży. Posłałam mu pełne wdzięczności spojrzenie.


W pokoju, który przydzieliła mi matka Tommy'ego, znajdowały się dwa jednoosobowe łóżka, minilodówka, z której Tommy od razu wyjął sobie piwo, i szafa, w której poza kilkoma metalowymi wieszakami nic nie było. Z dwóch łóżek, tylko jedno miało pościel. Tommy usiadł w rogu łóżka, a ja zajęłam się rozwieszaniem swoich ubrań.
- Idealnie - powiedział. - Bałem się, że umieści cię z jakimś skrzeczącym bratankiem albo bratanicą, ale jesteś tu sama, możesz sobie czytać, spać... - uśmiechnął się. - Przyjmować nocnych gości.
- Na to nie licz - powiesiłam bluzkę na wieszaku. - Nie mam zamiaru ryzykować, że twoja mama nas nakryje. Gdzie śpi Lacey?
- Cóż, ona nie miała takiego szczęścia jak ty. Jest w pokoju obok ze swoimi kuzynami.
Westchnęłam. Nadal było mi trudno przyzwyczaić się do myśli, że rodzina Tommy'ego była również rodziną Lacey. Dziękowałam Bogu, że ona o tym nie wiedziała. Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek powiemy jej prawdę i doszłam do wniosku, że lepiej, jeśli się nie dowie. To zmieniłoby całe jej życie. Wiadomość, że jej ojciec nie jest jej ojcem... nikt nie przyjąłby tego dobrze.
- Przywoziłeś do Halcyon inne dziewczyny? - spytałam zupełnie z innej beczki.
- Czy to zaszyfrowane pytanie, z iloma spałem? Możesz mnie zapytać wprost.
- To nie był żaden szyfr, ale skoro sam zacząłeś...
- Z jedenastoma - powiedział. - Przed i po Nowym Yorku. A ty? Ilu miałaś facetów?
- Licząc z tobą, sześciu.
- Twój były mąż, ja, i...
- Mój drugi mąż Aiden; przyjaciel z pracy, Peter, ale to było jednorazowe.
- Co się z nimi stało?
- Zabawne, ale obaj nie żyją. Aiden zginął w katastrofie lotniczej, a Peter miał wypadek na łodzi.
- Przykro mi - szepnął Tommy.
- Ta, mnie też.
- To czterech, zostało jeszcze dwóch - uśmiechnął się Tommy, próbując mnie rozweselić.
- Przez pewien czas spotykałam się z agentem FBI, Derekiem Amesem, ale to był krótki związek.
- Byłaś z Amesem? Uprawiałaś seks z Amesem? - Tommy w ogóle nie wydawał się zazdrosny, tylko zwyczajnie ubawiony. - O rany. Derek chyba jest, bez przesady, najnudniejszym facetem na całej kuli ziemskiej. Nie zrozum mnie źle, jest w porządku, ale nudniejszy od zmywarki. Jaki był?
- Dlaczego chcesz o tym rozmawiać?
Jak się dowiedziałam, Tommy i Derek prowadzili razem sprawę w Nowym Yorku. Obaj nie przypadli sobie do gustu.
- To znaczy, że był zły, czy też raczej dobry? - dopytywał Tommy.
- Był w porządku - odparłam. - Masz rację, że jest miły, i masz też rację, że jest nudny.
- Daleko mu do Tommy'ego Sullivana?
Podeszłam do niego i objęłam go. Wciąż siedział, mógł więc wtulić twarz w moje piersi.
- Jest tylko jeden Tommy Sullivan - powiedziałam. - Dzięki Bogu - nie mogłam się powstrzymać, żeby tego nie dodać.
- A ten ostatni facet?
- Nazywał się David Faukler. Spotykaliśmy się w college'u. Na pewno go nie znasz. Był w pewnym sensie hippisem, ale też niezwykle poważnym człowiekiem.
- A w łóżku?
- Tommy, proszę cię.
- Próbuję wyrobić sobie pełny obraz Megan. Żeby iść w przyszłość, najpierw trzeba uszanować przeszłość.
Łagodnie odchyliłam mu głowę do tylu, żebyśmy mogli na siebie popatrzeć, po czym go pocałowałam.
- Idę sprawdzić, co u Lacey - mruknęłam i wyszłam z pokoju czując, że to będzie długi weekend.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez megan dnia Sob 15:38, 26 Paź 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Q.m.c.
Administrator
<i>Administrator</i>



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 50 razy
Skąd: Section One
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:57, 06 Lis 2013    Temat postu:

Jak zwykle nie miałam czasu na skomentowanie
Nie spodziewałam się wizyty u rodziny Tommy'ego... Nie wiem jeszcze czy wyjdzie to im na dobre ( i ogólnie najbliższym odcinkom), ale czekam na kolejne części Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
megan
Zdesperowany aktywista
Zdesperowany aktywista



Dołączył: 06 Paź 2012
Posty: 315
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 13:42, 08 Lis 2013    Temat postu:

Może nie będzie tak źle xD ogólnie rzecz biorąc, akcja skupia się głównie na naszej dwójce, a rodzina to taki tylko jakby ozdobnik Najlepsze jest to, że te odcinki napisałam już jakiś czas temu, a ostatnio, czyli w zeszłą sobotę, zrobiłyśmy sobie z przyjaciółką maraton z 3 sezonem BOP. Moja mina po słowach Joan, mówiącej, że Tommy, to gliniarz z rozbitej rodziny była podobno bezcenna xD Ale teraz już za późno na zmiany i musi pozostać tak jak jest, a następnym razem będę uważniej wszystko sprawdzała xD



Body of proof sezon 5 odcinek 6 i 7 „Rodzinna farsa”


W sobotę wieczorem wszyscy, oprócz dzieci, które były w salonie grając w gry planszowe i oglądając telewizję, zebraliśmy się na werandzie, przed domem rodziców Tommy’ego.
- Pozwólcie zgrzybiałemu starcowi wygłosić kilka słów – powiedział Harold Sullivan i odpowiedziały mu pohukiwania i okrzyki zachęty. Arthur włożył palce do ust i gwizdnął. Charlie, stojący obok drzwi, kiwnął na mnie, żebym do niego podeszła. Wślizgnęłam się między niego i wujka Tripa, a on wziął mnie za rękę.
- Wszystko w porządku? – zapytał.
Skinęłam głową.
- To prawdziwa przyjemność dla Maj i mnie gościć was tu wszystkich – Harold Sullivan rozejrzał się po zgromadzonych na werandzie. – Jesteśmy naprawdę błogosławieni jako rodzina. Widząc was tu wszystkich razem, nie potrafię wyrazić, jaka rozpiera mnie duma – powiedział, a ja pomyślałam, że się rozpłacze. Tak się jednak nie stało. Zamiast łez na jego twarzy pojawił się uśmiech. – Bardzo cieszymy się, że mogliśmy poznać Megan i Lacey. Witamy was, moje drogie.
Lacey nie mogła tego słyszeć, ponieważ znajdowała się w pokoju obok wraz ze swoimi kuzynami. Ja natomiast, słysząc te słowa, lekko się zarumieniłam.
- Słuchajcie, słuchajcie – powiedział Tommy i zagrzechotał lodem w szklance.
- Megan, czy myślisz, że uda ci się okiełznać mustanga Sullivanów? – krzyknął młodszy brat Tommy’ego, John.
- Jak na razie nie została wysadzona z siodła – odkrzyknął Tommy.
- Wysadzona, wsadzona? – ktoś wrzasnął. Komentarz w stylu Arthura, ale równie dobrze mógł to być wujek Trip, który dzisiejszego wieczoru zdążył już sporo wypić.
- Spokojnie – powiedział Harold. – Chcę powiedzieć, że być może któregoś dnia i wy będziecie mieli okazję popatrzeć na trzy pokolenia i poczuć miłość i dumę, jakie dzisiaj przepełniają mi serce. Niech Bóg po wsze czasy błogosławi i chroni rodzinę Sullivanów i niech światło Jego ducha spada na was wszystkich.
Wzniósł swój kieliszek, wszyscy poszli w jego ślady, a kilka osób powiedziało: „Amen”. Na nowo rozbrzmiały rozmowy, kiedy Arthur głośno chrząknął, a po chwili wspiął się na krzesło.
- Teraz jest równie odpowiednia jak każda inna – powiedział. – Kiedy dowiedziałem się, że Tommy przywozi do domu swoją nową dziewczynę, chciałem ją w jakiś sposób uhonorować. Napisałem więc wiersz – w tej chwili weranda zadrżała od głośnych, rechotliwych wrzasków, do których dołączył nawet Tommy. Arthur wyjął z kieszeni kawałek złożonej kartki, rozwinął ją, po czym zaraz schował z powrotem.
- Jestem pewny, że udało mi się nauczyć go na pamięć.
- Uważaj, Szekspirze! – zawołał Tommy.
- No dobrze – Arthur przełknął i skinął głową. – Chwileczkę, to limeryk, wspominałem już?
- Mów ten cholerny wiersz! – wrzasnął John.
Arthur spojrzał wprost na mnie i uśmiechnął się.


Nie jestem w stanie opisać tego, co czułam, słysząc jego słowa. Myślę, że będzie lepiej, jeśli nie poznacie tego wierszyka. Ja do tej pory jestem w szoku, że nie uciekłam do swojego pokoju, po tym, jak go usłyszałam. Krótko mówiąc, był chamski i zawierał erotyczne szczegóły.


W zapadłej ciszy słyszałam szmer drobnych fal uderzających o brzeg jeziora i głos jednego z chłopców, mówiącego: „Ale to moje”. Zaraz potem na werandzie rozległ się głośny ryk śmiechu, a mnie z trudem przyszło uwierzyć, że to się śmieje się Maj Sullivan. Bardzo szybko pozostali zaczęli jej wtórować, krztusząc się i pokrzykując. Byłam pewna, że mogłabym się rozpłakać – byłyby to łzy zaskoczenia, nie smutku czy bólu – wiedziałam jednak, że najważniejsze jest, abym tego nie zrobiła. Głowę trzymałam wysoko uniesioną, uśmiechając się nieco sztucznie. Zastanawiałam się tylko, czy dzieci to słyszały?
- Bis! – krzyknęła pani Sullivan. – Jeszcze raz!
Na wypadek, gdyby komuś coś umknęło, Arthur zaczął od początku, a kiedy skończył, odezwała się pani Sullivan, wciąż radośnie uśmiechnięta.
- Wyzywam każdego, kto ośmieli się twierdzić, że moi synowie nie są najmądrzejsi na świecie – powiedziała. – Arty, przeszedłeś sam siebie.
- Daleki jestem od wychwalania moich młodszych braci – odezwał się najstarszy z braci Sullivanów, Ed. – Ale to było mistrzostwo świata.
(Ed był podobno największym sztywniakiem z nich wszystkich)
Wujek Trip mnie trącił.
- Nie codziennie ktoś pisze wiersz na twoją cześć, prawda?
Parsknęłam sztucznym śmiechem, ale na nic więcej nie było mnie stać.
Tommy i ja wciąż staliśmy ramię w ramię, nie patrząc na siebie, byłam jednak niemal pewna, że się uśmiechał, kiedy zwrócił się do mnie przez zaciśnięte zęby.
- Jesteś przerażona, prawda? – powiedział.
- Arthur tego nie napisał – ja także ledwo poruszałam ustami. – Słyszałam to już w 1997 roku, w wykonaniu niejakiego Roya Ziemniaka.
Tommy zachichotał.
- Wyżebraj, pożycz, ukradnij – powiedział. – Cały Arthur.
Po chwili dodał:
- Świetnie sobie radzisz. Wiem, że to nie łatwe.
Obrócił się ku mnie i spojrzeliśmy sobie prosto w oczy. W tej chwili jego twarz była mi tak bliska; może wydawała się taka na tle wszystkich innych, które dzisiaj zobaczyłam, ale ta bliskość mnie zaskoczyła. Niebieskie oczy Tommy’ego, zmarszczki w ich kącikach, jego zmierzwione, falujące jasnobrązowe włosy, jasnoróżowe usta, w tej chwili spierzchnięte, do których tyle razy w ciągu minionych kilku miesięcy przywierałam swoimi wargami – jego rysy przynosiły ulgę. O wiele trudniejsze było powstrzymanie się przed dotknięciem, kiedy znajdował się na tyle blisko, że mogłam to zrobić, przyłożyć dłoń do jego policzka lub szyi, nachylić się i pocałować go, objąć go ramionami i czuć, jak on odwzajemnia uścisk. Ulgę przynosiła też świadomość, że w końcu – jeśli nie dzisiaj, to wkrótce i jeszcze długo, długo potem – znowu będziemy sam na sam, będziemy mogli rozmawiać o innych albo nie rozmawiać wcale, tylko po prostu być razem bez tych wszystkich ludzi. Czułam, że spotkało mnie takie szczęście, niemal cud, że spośród zebranych na werandzie właśnie on był moim partnerem. Nie Arthur, Bogu niech będą dzięki, nie John czy Ed, ale Tommy – to Tommy należał do mnie.


******************


Na kolację do restauracji wyruszyliśmy odrobinę niezorganizowanym pochodem. Kiedy minęliśmy sosnowy zagajnik po prawej stronie, moim oczom ukazał się kompleks domów. Z największego z nich również wylewał się potok mężczyzn, kobiet i dzieci, na czele których kroczył siwowłosy osiemdziesięciolatek utykający na prawą nogę, wsparty o zakrzywioną laskę z ciemnego drewna, ubrany w granatowe spodnie wyszywane w nieduże zielone żółwie.
- Haroldzie, nie pozwolę, żebyś zjadł wszystkie ptysie ze słodkich ziemniaków – zawołał afektowanym tonem.
- Nawet bym się nie odważył, Wrzaskunie! – odkrzyknął Harold Sullivan.
Albo przynajmniej wydawało mi się, że takich właśnie słów użył, ale jakoś nie bardzo chciało mi się wierzyć, dopóki w restauracji nie wylądowałam obok tegoż właśnie mężczyzny.
Ze środka Sali na cztery strony świata rozchodziły się cztery długie stoły, które kierowały każdego na swoje miejsce. Pani Sullivan skierowała dzieci do jednego ze stołów, swoich synów i ich żony w różne miejsca, bynajmniej nie koło siebie, na koniec skupiła swoją uwagę na Tommym i mnie.
- Tommy, usiądź koło pani deWolfe, już nie może się doczekać, żebyś opowiedział jej o mordercach, których złapałeś. Megan, ty siadaj tutaj – wskazała na przedostatnie miejsce przy stole. – Nie lubię, kiedy pary siedzą obok siebie. To takie nudne, nie sądzisz?
Skinęłam głową, nie mogąc sobie przypomnieć, kiedy po raz ostatni ktoś wskazał mi miejsce, które mam zająć.


Kiedy wszyscy zajęli już swoje miejsca, siedzący obok mnie właściciel spodni w zielone żółwiki wyciągnął do mnie rękę.
- Wrzaskun Higginson – powiedział.
- Megan Hunt.
Gdy wymienialiśmy uściski dłoni, czułam się poniekąd dumna, że nie parsknęłam śmiechem ani nawet nie drgnęły mi wargi.


Na przystawkę w płytkich białych miseczkach podano krem z porów ozdobiony źdźbłami szczypiorku.
- Margo – zwrócił się do mnie Wrzaskun, czy może raczej pan Higginson; naprawdę nie wiedziałam, jak powinnam do nich wszystkich zwracać. – Często bywasz w Door Country?
Nie poprawiłam go.
- Prawdę mówiąc, jestem tutaj po raz pierwszy, ale miejsce warte jest reputacji, z której słynie.
- Trudno wyobrazić sobie lepszy dzień – Wrzaskun potrząsnął głową. – Jest absolutnie cudownie.
Zastanawiałam się, czy przydzielając mi miejsce, matka Tommy’ego skazywała mnie na banicję, okazało się jednak, że sama zasiadła po drugiej stronie stołu, tyle że o jedno krzesło dalej (żeby mieć mnie na oku? Nie, idiotka ze mnie).


Maj Sullivan toczyła niezwykle wciągającą rozmowę z Wrzaskunem Higginsonem, kiedy nagle z uśmiechem spojrzała na mnie i powiedziała:
- Włosi mawiają, że goście są jak ryby – pani Sullivan uśmiechnęła się złośliwie. – Po trzech dniach zaczynają cuchnąć.
Natychmiast szybko policzyłam, że skoro przyjechaliśmy z Tommym i Lacey w piątek i planujemy wyjechać w poniedziałek, spędzimy to nie więcej niż trzy dni. Chociaż to tylko ja i Lacey byłyśmy gośćmi, Tommy należał do rodziny.

Przez całą kolację kiwałam głową w – mam nadzieję – odpowiednich odstępach czasu, uśmiechałam się, kiedy oni się uśmiechali, śmiałam, kiedy oni wybuchali śmiechem, nawet odpowiedziałam na pytanie o moje muzyczne upodobania.
- Margo, wolisz muzykę klasyczną czy raczej z okresu romantyzmu? – zapytał Wrzaskun.
- Zawsze lubiłam Piątą Mahlera – odparłam.


Najpierw byłam wstawiona, potem już porządnie pijana, w sposób, w jaki nigdy wcześniej mi się to nie przydarzyło. Kelnerzy i kelnerki, z których większość nie mogła mieć więcej niż czternaście lat, szczodrze i często uzupełniali nasze kieliszki. Po raz drugi wybrałam się do łazienki, gdy właśnie podawano kawę i deser, i kiedy szłam, zaczęło mi się kręcić w głowie.
Za jadalnią znajdował się salon. Ściany jego i korytarza prowadzącego do łazienki były gęsto pokryte oprawionymi w ramki fotografiami w większości czarno-białymi: mieszkańcy Halcyon trzymający świeżo złowioną rybę lub grający w tenisa. Na jednym ze zdjęć była pani Sullivan, trzymająca za rączkę małego chłopczyka, którym równie dobrze mógł być Tommy. Stali na werandzie, jak sądzę tegoż właśnie budynku. Pani Sullivan nie należała do piękności, ale miała ciemne włosy i była atrakcyjna, o gładkiej, pozbawionej zmarszczek twarzy i z łobuzerskim błyskiem w oku. Wracając z łazienki, przyglądałam się zdjęciu, kiedy nie wiadomo skąd pojawiła się jakaś kobieta i chwyciła mnie w objęcia.
- Tak się cieszę, że wreszcie mogę cię poznać! – wykrzyknęła.
Nawet kiedy uwolniła mnie z jednostronnego uścisku, nie przestała mocno ściskać mnie za ramię, wpatrując się we mnie z entuzjazmem. Miała bardzo jasne blond włosy ściągnięte w kucyk, duże przednie zęby i opaloną skórę; była śliczna, ale w tej chwili znajdowała się zdecydowanie za blisko mnie.
- Słyszałam o sprośnym wierszyku, który napisał Arthur, i jestem wprost oburzona. Siedziałam z dzieckiem w pokoju, ale gdybym tam była, nigdy bym mu na to nie pozwoliła. Na pewno uważasz, że jesteśmy najbardziej skandaliczną rodziną na całym świecie.
Nagle jej oczy zrobiły się wielkie i nie przesadzę, mówiąc, że zaczęła wrzeszczeć.
- Och, nie masz pojęcia, kim jestem! Niech mnie licho! – zaczęła się śmiać, przykładając dłoń do piersi. – Jestem Jadey! Żona Arthura! Jestem Jadey Sullivan! Och, Megan, musisz mi wybaczyć moje skandaliczne zachowanie!
- To prawdziwa przyjemność cię poznać – słyszałam w swoim głosie wylewność, rzecz zdecydowanie mi obcą. – Ale twój mąż zapomniał, że jest też odmienne zakończenie limeryku – zarówno słowa „odmienne”, jak i „limeryk” były trudne do wymówienia i rozpierała mnie duma, że mi się udało. – Są dwie wersje. Wiedziałaś, że poślubiłaś plagiatora?
Jadey przyjrzała mi się uważnie.
- O słodki Jezu, jesteś pijana? – stwierdziła.
Pokręciłam przecząco głową, ale ona nie dała się zmylić.
- Och, ja też bym była na twoim miejscu! Na pewno wychodzisz z siebie! Mogę sobie tylko wyobrazić, czym jest dla ciebie ten weekend. Tak okropnie z ciebie pokpiwają, prawda? Przez pierwszy rok małżeństwa byłam wciąż na granicy łez, a przecież dorastałam z Sullivanami! Och, nienawidziłam ich wszystkich, a kiedy Arthur zmusił mnie, żebym za niego wyszła, myślałam sobie: „Jadey, czyś ty oszalała? Przecież wiesz, że ta rodzina, to jedna wielka banda!”.
Czy Jadey oszalała? Przebywałam w jej towarzystwie zaledwie minutę, a już czułam, że mogłabym poprawnie odpowiedzieć na to pytanie.
- Nigdzie się nie ruszaj – powiedziała. – Idę po Tommy’ego. Moje biedactwo, jesteś pijana jak prosię.
Ponieważ rzeczywiście byłam pijana, nie miałam nic przeciwko, żeby tam sobie stać i nic nie robić. Patrzyłam na srebrny puchar stojący nad kominkiem – miał prawie pół metra wysokości – i kiedy Tommy z Jadey następującą mu na pięty wychynął z jadalni, trzymałam puchar w objęciach, wpatrując się w niego w skupieniu.
- Gdzie jest twoje nazwisko? – zapytałam Tommy’ego, a on był jednocześnie rozbawiony i zaniepokojony.
- Odstawmy to na miejsce, mała złodziejko – wyjął mi puchar z rąk i odstawił nad kominek. – Powiedz Maj, że Megan zapadła na jakąś dziecięcą chorobę – zwrócił się do Jadey.
- Na przykład ma kolkę, Tom? – wykrzywiła się do niego Jadey, a on machnął lekceważąco ręką.
- Wymyśl coś, odprowadzę ją do domu.
Jadey położyła ręce w miejscu, gdzie ramiona przechodzą mi w szyję; kiedy tak stała, wyglądała jak połączenie babuni, która chce mnie uszczypnąć w policzki, i kochanki pragnącej mnie pocałować.
- Megan, zostaniemy najlepszymi przyjaciółkami – oznajmiła. A potem zniżyła głos. – Ginger i Nun to nudziary. Nie mają złych zamiarów, ale to histeryczki. Ale słyszałam o tobie – znowu mówiła szybciej i głośniej – i od razu wiedziałam. Pomyślałam sobie: „Megan to dziewczyna z mojej bajki”/
Co Jadey o mnie słyszała? I kiedy – dzisiaj czy wcześniej – a poza tym, od kogo?
- Wyglądasz na wyjątkową osobę – powiedziałam, a Tommy wybuchnął śmiechem.
- Nigdy tak się nie zachowuje – zwrócił się do Jadey. – Poważnie, wcześniej jej takiej nie widziałam.
- Jest urocza – powiedziała Jadey i przytrzymała dla nas drzwi, gdy wychodziliśmy z restauracji. – Tom, uważaj, żeby się nie przewróciła.
Wyłożony płytkami chodnik oświetlały tylko gwiazdy i półksiężyc, a odległość, jaką musieliśmy pokonać, wydawała się dużo większa niż ta, którą przeszliśmy, idąc na kolację. Tommy jedną ręką obejmował mnie w pasie, drugą podtrzymywał za łokieć.
- Ostrożnie, imprezowicz ko – powiedział. – Czy towarzystwo Wrzaskuna Higginsona było aż tak okropne?
Mijaliśmy rodzinny kompleks usytuowany najbliżej restauracji.
- Pójdziemy popływać? – spytałam.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł.
- Podobno to ty jesteś rozrywkowy – dźgnęłam go w żebra. – Zabawowy Tommy. Teraz się boisz? Pamiętasz, jak mi mówiłeś, że boisz się ciemności?
- Staram się jakoś trzymać ze względu na moją ululaną dziewczynę.
- Wiem, że boisz się ciemności. A teraz nie mogę cię ochronić, ponieważ – przypomniałam sobie słowa Jadey – jestem pijana jak prosię.
- Nie da się ukryć – powiedział Tommy. – Teraz tylko się zastanawiam czy upijasz się fajnie, czy też nietajnie.
- Jak pozwolisz mi popływać – odezwałam się – będę naga i będziemy mogli się kochać pod wodą.
- O rany! – jęknął. – Okej, doszedłem do wniosku, że powinnaś zostać alkoholiczką. Jesteś wspaniałą pijaczką.
- To mój pierwszy raz.
- Wybacz, ale trochę za późno, żebym dał się na to nabrać.
- Nie, nie – powiedziałam. – Pierwszy raz, kiedy jestem tak bardzo pijana.
- Cóż, zachowujesz się jak doświadczony zawodnik.
- Nie, szczerze! Widzę, że nie wierzysz, ale mówię prawdę.
- Problem w tym, że nie wiem, kiedy wrócą pozostali – powiedział, kiedy dotarliśmy do domu. - A jeśli będziemy się pluskać po tym, jak Jadey powiedziała Maj, że źle się poczułaś…
- Chyba nie boisz się ciemności – stuknęłam koniuszkiem palca w czubek nosa Tommy’ego. – O mój Boże, ty się boisz swojej matki! – wykrzyknęłam radośnie.
- Też byś się bała - roześmiał się. – Bardzo podoba mi się twoja propozycja kochania się pod wodą – powiedział. – Ale może wejdziemy do domu?
- Zróbmy to tutaj – wyślizgnęłam się z jego objęć i położyłam się na trawie. Była chłodna, a jej źdźbła odrobinę lepkie.
- Wielki Boże, kobieto – powiedział Tommy. – Kim ty jesteś?
Pozbierał mnie z ziemi i na wpół zaniósł, na wpół zaciągnął przez trawnik do domu. Wewnątrz nie paliło się żadne światło, ale Tommy najpierw położył mnie na łóżku, a dopiero potem sięgnął do kontaktu.
- Za sekundę wracam – powiedział. – Muszę iść do łazienki.
Kiedy wyszedł pomyślałam o tym, co zrobimy po jego powrocie, ale to była moja ostatnia myśl, ponieważ gwałtownie usnęłam. Jak powiedział mi Tommy następnego dnia rano, kiedy wrócił do pokoju, ja spałam jak zabita, nieświadoma niczego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Q.m.c.
Administrator
<i>Administrator</i>



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 50 razy
Skąd: Section One
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:52, 08 Lis 2013    Temat postu:

W końcu skomentuję coś w odpowiednim czasie
Cytat:
Jak pozwolisz mi popływać – odezwałam się – będę naga i będziemy mogli się kochać pod wodą.
- O rany! – jęknął. – Okej, doszedłem do wniosku, że powinnaś zostać alkoholiczką. Jesteś wspaniałą pijaczką.

Najlepszy tekst i ogólnie scena z tego odcinka Szczerze mówiąc ograniczyłabym te rozbudowane rodzinne sceny i poświęciła więcej czasu Tommy'emu i Megan, bo wydaje mi się, że mają za mało wspólnych scen (a szkoda, bo to ich dialogi są największą zaletą tego ff'a)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
megan
Zdesperowany aktywista
Zdesperowany aktywista



Dołączył: 06 Paź 2012
Posty: 315
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:58, 10 Lis 2013    Temat postu:

Gdzieś tu był błąd merytoryczny, ale czytając teraz ten odcinek nie mogłam go znaleźć, więc prawdopodobnie już go usunęłam, albo po prostu przegapiłam xD Myślę, że to drugie, więc jakbyście coś wyłapali, to dajcie znać xD

Body of proof sezon 5 odcinek 8 „Dobre wieści”

Zbliżał się wieczór. Leżeliśmy z Tommym w sypialni i oglądaliśmy Smash. Normalnie nie oglądaliśmy telewizji, ale ten serial był wyjątkowy. Miał w sobie pewną oryginalność. Sprawiał, że ponownie odkryłam muzykę, a postać Marilyn Monroe stała mi się bliska. No i przede wszystkim miło było zagłębić się w coś, co nie ma nic wspólnego ze śmiercią, a nawet wręcz przeciwnie. Zastrzyk energii i szczęścia, jaki dostaję po obejrzeniu każdego odcinka jest niczym narkotyk.


- Pójdę przygotować kolację – uśmiechnęłam się, kiedy ekran zrobił się czarny i zaczęły pojawiać się napisy końcowe.
Tommy mruknął coś w odpowiedzi i przekręcił się na drugo bok. Nie rozumiałam, jak można być takim arogantem w stosunku do czegoś tak pięknego. Westchnęłam i ruszyłam w stronę kuchni.


Wzięłam do ręki czajnik, żeby wstawić wodę na herbatę. Podeszłam do zlewu i stanęłam jak wryta. Patrzył na mnie swoimi wielkimi czarnymi oczami. Krzyk uwiązł mi w gardle. Rozejrzałam się nerwowo. Szukałam czegoś do obrony. Zobaczyłam broń Tommy’ego na komodzie. Chwyciłam ją, odblokowałam i zaczęłam strzelać.


- Megan, co się stało?! – Tommy przybiegł przerażony do kuchni wypatrując za oknem złodzieja, albo mordercy.
- Tam – wskazałam na zlew. – Zobacz, czy jeszcze żyje – powiedziałam, głośno przełykając ślinę.
- Co? – przeraził się Tommy i podszedł do szafki. - Serio…? Naprawdę…?! Pająk…?! To jakiś żart? – spytał, kiedy zobaczył cel moich strzałów.
- Żyje czy nie?! – krzyknęłam.
- Nie – mruknął Tommy. – Wiesz, że nie musiałaś używać mojej broni? Mogłaś zabić go kapciem i przy okazji nie zniszczyłabyś połowy kuchni.
- Tak, wiem – uśmiechnęłam się, jak wtedy w komisariacie, kiedy powiedziałam mu, że przyszłam, żeby się z nim zobaczyć. – Ale wtedy musiałabym do niego podejść – wzdrygnęłam się na tę myśl. – A kuchni i tak przyda się remont – dodałam po chwili zastanowienia.
- Ty moja stuknięta miłości – uśmiechnął się Tommy i pocałował mnie w czoło. – Co ty byś beze mnie zrobiła?
Zastanowiłam się chwilę, po czym obdarzyłam go promiennym uśmiechem.
- Musiałabym sama sprzątnąć ten bałagan i przygotować kolację, a tak wiem, że teraz ty się tym zajmiesz – wspięłam się na palcach do jego ust i odwzajemniłam pocałunek, po czym odwróciłam się z uśmiechem na twarzy, zostawiając Tommy’ego z otwartymi ustami.


Kiedy wchodziłam do sypialni usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam je. Za progiem stał mój lekarz, co trochę mnie zdziwiło.
- O mój Boże, Megan – krzyknął przerażony, patrząc na moją dłoń. – Co się stało?
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nadal trzymam w niej broń. Uśmiechnęłam się.
- Nic się nie stało – zapewniłam go wymachując bronią. – Mieliśmy pewien problem, ale już wszystkim się zajęłam …– dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z sensu moich słów. – Zapraszam do środka.
- Doktor Smith – uśmiechnął się Tommy, wyglądając z kuchni. Widziałam, jak doktor mierzył go wzrokiem, upewniając się, czy nie jest ranny. – Co pana sprowadza?
- Nie będę owijał w bawełnę – spojrzał na mnie, swoim tajemniczym wzrokiem, a ja miałam ochotę go zabić. Żałowałam, że odłożyłam już broń. – Chodzi o twojego raka…


**************

Kate otworzyła drzwi po trzecim dzwonku, a kiedy już to zrobiła, spostrzegłam, że miała potargane włosy, a ramiączko od sukienki bezwładnie zwisało na jej ramieniu.
- Heeej – przywitała się przeciągle niezbyt zadowolona, że jej przeszkodziłam. Oczywiście nigdy by tego nie przyznała, ale po tylu latach przyjaźni potrafiłam to wyczytać z jej twarzy.
- Przeszkadzam – powiedziałam i odwróciłam się.
- Nie! – krzyknęła za mną. – Nie przeszkadzasz. Sergei właśnie wychodził – uśmiechnęła się i zaprosiła mnie do środka. W drzwiach minęłam Sergei’a.
- Witaj, Megan – uśmiechnął się do mnie radośnie. – Żegnaj, Katja – pocałował ją na pożegnanie, a ja poczułam, że jestem świadkiem niezwykle intymnej sceny. Zwróciłam oczy ku podłodze. W końcu Sergei wyszedł, a Kate do mnie wróciła. Uśmiechnęłam się tajemniczo.
- Zgadnij, kto nie ma raka? – spytałam radośnie, a widząc uśmiech na jej twarzy, dodałam: - Ty! – to już jej nie ucieszyło.


Patrząc na jej zdziwioną minę, przypomniałam sobie jak wiele razy jej dopiekłam i jak wielką radość mi to sprawiło, oraz jak wiele razy pomagałyśmy sobie nawzajem. Pamiętałam, jak bardzo byłam na nią wściekła, kiedy dowiedziałam się, że sypia z Toddem; jak wspierałam ją po stracie pracy; jak bardzo cierpiałam, kiedy zachorowała; jak ona wspierała mnie po śmierci Aidena i Petera, oraz jak nie popierałam jej decyzji o startowaniu w wyborach, z których ostatecznie zrezygnowała, ale przede wszystkim pamiętałam, że była przy mnie zawsze, gdy tego potrzebowałam. Może nie byłyśmy tak zwariowane jak Meredith i Cristina, ale z całą pewnością byłyśmy prawdziwymi przyjaciółkami. A kiedy tak na nią teraz patrzyłam, widziałam, jak bardzo jest przejęta tym, że w moim mózgu nadal znajduje się potwór, który go niszczy. Nie chciałam dłużej trzymać jej w niepewności. – Ale ja też! – krzyknęłam radośnie, a ona mnie przytuliła i rozpłakała się. Widząc jej reakcję, po raz pierwszy od bardzo dawna zrobiłam coś niespodziewanego. Również wybuchnęłam płaczem. To był płacz szczęścia i ulgi. Po raz pierwszy od bardzo dawna, emocje zawładnęły moim ciałem, a ja im na to pozwoliłam.


Kate nic nie powiedziała. Po prostu przytuliła mnie jeszcze mocniej, a w tej chwili to było dla mnie ważniejsze niż cokolwiek na świecie. Wszystko znów układało się po mojej myśli. Miałam wspaniałego chłopaka i cudowną przyjaciółkę, a guz w moim mózgu zniknął. Byłam szczęśliwa.
Ale oczywiście wszystkie najcudowniejsze chwile muszą zostać przerwane. W tym wypadku winowajcą był mój telefon. Niechętnie uwolniłam się z uścisku Kate i sięgnęłam po komórkę.

- Megan Hunt – powiedziałam wyraźnie akcentując każdą sylabę mojego imienia i nazwiska, jak zawsze kiedy telefon przerywał mi ważną chwilę. To miało ostrzec dzwoniącego, w tym wypadku Ethana, że nie jestem w nastroju. - … Dobrze… Zaraz będę – rozłączyłam się. To nie był dobry dzień. – Mamy prawdopodobnie porzucone ciało w Muzeum Sztuk Pięknych – oznajmiłam z ponurą miną. Czasami naprawdę nienawidziłam tej pracy. –Chcesz jechać? – zwróciłam się do Kate, a ona odpowiedziała uśmiechem.


Kiedy dotarłyśmy na domniemane miejsce zbrodni, technicy powoli opuszczali figurę na prostokątne, białe płótno, w które zostanie zawinięta i przewieziona do kostnicy. Nagle poczułam słodkawy, mdlący zapach.
- Czujesz to? – spytałam, kiedy technicy kładli na ziemi rzeźbę z brązu.
- Rozkład – odparła zafascynowana Kate.
Tak. W tej rzeźbie zdecydowanie znajdowało się ciało.
- Wygląda jak Wenus z Milo – stwierdziłam, a Kate spojrzała na mnie ze zdziwieniem. – Może to cię zaskoczy, ale interesuję się sztuką – powiedziałam i w tym momencie rzeźba wyślizgnęła się z rąk techników.
- Nie! – krzyknęłyśmy równocześnie. Niestety było już za późno. Figura uderzyła o chodnik. Natychmiast do niej podbiegłam, a to co zobaczyłam, wprawiło mnie w osłupienie.
- To nie jest brąz, to gips – oznajmiłam, przyglądając się twarzy kobiety patrzącej na mnie z wnętrza posągu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Q.m.c.
Administrator
<i>Administrator</i>



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 50 razy
Skąd: Section One
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:57, 10 Lis 2013    Temat postu:

Bledu nie znalazlam, ale ...SMASH?! Shocked Megan Hunt i Smash? W to nie uwierze xDD
Poza tym musze przyznac, ze liczylam na wieksze rozbudowanie watku choroby Megan...(tak, jestem bezduszna xp)
Plus za akcje z pajakiem - tak powinno sie postepowac z tymi potworami Cool


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
megan
Zdesperowany aktywista
Zdesperowany aktywista



Dołączył: 06 Paź 2012
Posty: 315
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:40, 10 Lis 2013    Temat postu:

Spróbuję krótko streścić historię Megan, tej mojej, którą znamy teraz - która cierpiała po śmierci męża i przyjaciela; która usiłowała popełnić samobójstwo(czego do tej pory nie mogę sobie wybaczyć); która straciła dziecko; która uprawiała sex w windzie i na przyjęciu urodzinowym swojej przyjaciółki; która przyjaźniła się ze striptizerką; która miała drugi wypadek samochodowy; która miała raka; która przez 15 lat ukrywała fakt, że Lacey jest córką Tommy'ego; która prawie umarła, zatrzymując się na rękach Tommy'ego; która o mało nie zginęła z rąk psychopaty; która stała się prawdziwą przyjaciółką Kate; która zrobiła konikotomię w kostnicy; która zmagała się z chorobą(może niezbyt było to "pokazane", ale walczyła); która upiła się na przyjęciu i chciała uprawiać sex w basenie i na trawie; która strzela do pająka i która niedługo dowie się o czymś, co zmieni całe jej życie i znowu napnie jej stosunki z matką...
Wiec, podsumowując... Megan się zmieniła i to bardzo, a niektóre z tych wydarzeń nie mogą przejść bez echa i po prostu muszą się odbić na osobowości, dlatego czasami Megan zachowuje się nie tak, jak ta którą znamy z serialu Smile

A Smash? To przez Granmora i przez Ivy, która na początku miała charakter niezwykle zbliżony do Megan xDDDD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Q.m.c.
Administrator
<i>Administrator</i>



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 50 razy
Skąd: Section One
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:57, 10 Lis 2013    Temat postu:

megan napisał:
Spróbuję krótko streścić historię Megan(...) która uprawiała sex w windzie i na przyjęciu urodzinowym swojej przyjaciółki; która przyjaźniła się ze striptizerką; która miała drugi wypadek samochodowy; która o mało nie zginęła z rąk psychopaty; która stała się prawdziwą przyjaciółką Kate; która zrobiła konikotomię w kostnicy; która zmagała się z chorobą(może niezbyt było to "pokazane", ale walczyła); która upiła się na przyjęciu i chciała uprawiać sex w basenie i na trawie; która niedługo dowie się o czymś, co zmieni całe jej życie i znowu napnie jej stosunki z matką...
Wiec, podsumowując... Megan się zmieniła i to bardzo


to wszystko akurat pasuje mi idealnie do "serialowej" Megan xDD

Cytat:
A Smash? To przez Granmora


w to akurat nie watpie xDD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
megan
Zdesperowany aktywista
Zdesperowany aktywista



Dołączył: 06 Paź 2012
Posty: 315
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:58, 29 Lis 2013    Temat postu:

Czyli, co? Ma być więcej Megan bitch? Hahahaha, jeśli tak, to mam super pomysł Smile Smile

Ach, zapomniałam całkowicie... obiecałam Marcię iiii Marcia będzie ale pojawi się dopiero za 4 odcinki czyli w pierwszym odcinku sezonu 6 i jak już mówiłam namiesza sporo i będzie się pojawiała regularnie przez cały 6 sezon xD

A w następnych odcinkach [spoiler] gościnnie pojawi się agentka specjalna Jordan Shaw. [/spoiler]


EDIT:


Miałam wrzucić wszystkie odcinki które napisałam, zamknąć się w pokoju i ryczeć przez trzy dni, nie wychodząc z niego, dopóki nie ochłonę, ale doszłam do wniosku, że po pierwsze mama by mi na to nie pozwoliła, a po drugie muszę jeszcze dopisać jakieś dwie finałowe sceny między Megan i Tommym Smile tak więc wrzucam taki jakby pierwszy z trzech finałowych odcinków Smile




Body of proof sezon 5 odcinek 9 „Spotkanie absolwentów”

Ktokolwiek wymyślił spotkania absolwentów był idiotą. Ach, gdybym tylko dorwała go w swoje ręce… No bo, powiedzcie szczerze, co jest fajnego, w spotykaniu się z ludźmi, którzy trzydzieści lat temu, gnębili cię i wyśmiewali, bo nie byłaś taką osobą, jaką oni chcieli? Odpowiedź jest krótka. Nic. A już na pewno nie ma w tym nic fajnego, kiedy twój chłopak wyjechał z miasta, a przyjaciółka, która uczyła się w domu i nigdy nie zaznała życia w liceum, jest zachwycona wizją poznania moich starych przyjaciół i zwyczajów panujących w szkole średniej.


- I voila – uśmiechnęła się Kate, wyciągając z mojej szafy pomarańczowo-czarną sukienkę, w białe kropki. Zastanawiałam się, skąd ona ją wytrzasnęła. Skrzywiłam się. Ta sukienka była okropna. – Co? Nie strój min. jest śliczna.
- Jasne, jeśli wybierasz się na mecz Flyersów – mruknęłam.
- Więc po co ją kupiłaś?
- Była na wyprzedaży – uśmiechnęłam się niewinnie. – Chcę wyglądać seksownie, ale nie tak, że się za bardzo staram. No wiesz, zabawnie, ale nie zdzirowato.
- Chcesz żeby Tommy zgadywał, jaki koronkowy biustonosz masz na sobie?
Uśmiechnęłam się. To miał być nasz wielki wieczór. Po raz pierwszy od pół roku mieliśmy się kochać. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak wytrzymałam aż pięć lat bez seksu, po rozwodzie z Toddem. Teraz, to było jedyne o czym marzyłam. Znalezienie się w ramionach Tommy’ego i wylądowanie z nim w łóżku.
- Tak, ale nie podoba mi się, że muszę iść na ten głupi zjazd absolwentów, żeby ściągnąć tu Tommy’ego – poklepałam miejsce na łóżku obok mnie.
- Cóż, istnieją trzy powody, dla których ludzie unikają swoich zjazdów – powiedziała, siadając obok mnie.
- Tak. Pierwszy, nienawidzili szkoły średniej. Drugi, nienawidzili wszystkich w szkole średniej. I trzeci… jaki był trzeci? – spytałam, próbując sobie przypomnieć.
- Zawstydzenie z powodu przytycia. Jest też strach przed spotkaniem byłego. Albo jesteś żałosnym nieudacznikiem. Czego unikasz?
- Żałosnego nieudacznika – jęknęłam. – Miałam dwóch mężów i obaj są martwi, samotnie wychowuję córkę, no dobra, jest Tommy, który mi pomaga, ale to niczego nie zmienia, no i nie mam ogromnego domu z basenem – zaczęłam wymieniać. – W szkole średniej to było coś.
- Rozumiem – Kate z powagą pokiwała głową.
- Okej, jeśli chciałabym takiego wsparcia, zadzwoniłabym po matkę.
- Wybacz – zaśmiała się. – O której samolot Tommy’ego ląduje w Filadelfii?
Spojrzałam na zegarek, na przegubie mojej lewej dłoni.
- Już powinien – ucieszyłam się.
- Nie boisz się, że będzie zbyt zmęczony po podróży?
- Jeśli nie będzie martwy, myślę, że będzie miał ochotę na seks – powiedziałam przekonująco i w tym momencie poczułam wibracje w mojej kieszeni. Wyciągnęłam z niej telefon i uśmiechnęłam się. – To on – pisnęłam niczym ośmiolatki widzące Bibera. Odczytałam wiadomość i przestałam się uśmiechać. – O nie – mruknęłam.
- Co?
- Pisze, żebym weszła na czat. Lepiej, żeby mnie nie wystawił – sięgnęłam po laptopa i włączyłam czat. Po chwili na ekranie pojawiła się twarz Tommy’ego, a w tle widziałam Biały Dom. Westchnęłam.
- Megan – ucieszył się na mój widok.
- Nie wygląda jakbyś był na lotnisku – mruknęłam zawiedziona.
- Nie jestem. Sprawy trochę się skomplikowały i muszę jeszcze zostać w Waszyngtonie. Ten gość zrobił o wiele więcej niż myśleliśmy. Wygląda na to, że urządzał sobie polowanki w całym kraju. Nie dam rady dojechać na zjazd – był wyraźnie skruszony.
- W porządku – uśmiechnęłam się sztucznie, nie dając po sobie poznać, że jest inaczej. – To nic takiego.
- Owszem, jest – wtrąciła Kate szeptem. – Powiedz mu, że za nim tęsknisz.
- Cicho – uciszyłam ją gestem dłoni.
- Kto to? – spytał Tommy.
- Co? Ach, to tylko Kate – machnęłam ręką. – Mówi, że szkoda, że to przegapisz.
- Naprawdę chciałbym teraz z tobą być – westchnął, a ja usłyszałam jakieś krzyki w tle. – Megan, przepraszam, ale wołają mnie. Muszę kończyć.
- Dobrze. Pa – uśmiechnęłam się delikatnie.
- Kocham cię – powiedział i zanim zdążyłam odpowiedzieć, znikł z ekranu. Zła, zamknęłam laptopa.
- ch****a – jęknęłam. Miałam ochotę się rozpłakać.
- Przykro mi – powiedziała Kate, siadając obok mnie. – Wiesz, co? – poderwała się po chwili. – Będę twoim trzeźwym kierowcą, żebyś mogła pić ze swoimi szkolnymi nemezis.
Spojrzałam na nią wzrokiem który mówił: „Zabiję cię, jeśli zaraz nie przestaniesz.”
- Och, daj spokój – Kate nie zwracała uwagi na moją minę. – Jestem pewna, że masz kilku ogromnych wrogów. W końcu, to… ty – uśmiechnęła się, a ja żałowałam, że wzrok nie zabija, bo gdyby tak było, u moich stóp leżałaby teraz martwa blondynka.
- No dobra. Była grupka złośliwych dziewczyn. Debbie, Emily i Jane – nawet wspomnienie ich wywoływało u mnie niesmak.
- Wspaniale. Więc chodźmy pokazać Debbie, Emily i Jane, jak wspaniałą osobą jesteś – uśmiechnęła się i pomachała mi przed twarzą czarną sukienką. Nie wierzyłam, że tylko o to jej chodzi.
- Wiedziałam – krzyknęłam triumfalnie. – Chcesz iść, żeby móc wykonać na mnie pracę badawczą ala Jane Godall, bo byłaś ograniczona do nauki w domu.
- Wcale nie byłam ograniczona – zaprzeczyła. – Ale przyznaję, że ciekawi mnie to koedukacyjne wydarzenie.
- Nie – położyłam się na łóżku, krzyżując ręce na piersi. – Nie ma mowy. Nie idę. A jeśli ja nie idę, ty też nie idziesz – powiedziałam tonem obrażonego dziecka, a Kate uśmiechnęła się podstępnie.

***********

- Nienawidzę cię – szepnęłam do Kate, kiedy weszłyśmy do wielkiej sali wypełnionej ludźmi. – Widzisz? – zatoczyłam ręką łuk. – Koedukacyjna szkoła średnia. Zadowolona? Chodźmy – chwyciłam ją za rękę i pociągnęłam w stronę wyjścia.
- Megan – usłyszałam za sobą męski głos. Nie, proszę, tylko nie on.
- Kolejny powód dla którego nie chciałam przychodzić – jęknęłam i spojrzałam z wyrzutem na Kate. Zapłaci mi za to. – Cześć – powiedziałam do chudego, wysokiego mężczyzny, który uganiał się za mną przez wszystkie lata spędzone w liceum. Gość był niczym wrzód na tyłku.
- Megan, o mój Boże, wyglądasz cudownie – spojrzał na mnie, a ja widziałam strużkę śliny w kącikach jego ust. Wzdrygnęłam się z niesmakiem. Jednak są rzeczy dużo bardziej obrzydliwsze niż zwłoki w trakcie rozkładu. – Seksowna, co? – wskazał głową na kobietę zmierzającą w naszą stronę. – Cześć, wyglądasz jak Maria Korkman – uśmiechnął się do niej, kiedy do nas podeszła. To była jedna z niewielu osób, na spotkanie z którą się cieszyłam. – Ale jak jej seksowna, chuda wersja.
- Um… Giovani – usiłowałam przerwać jego wypowiedź, zanim się skompromituje. Może i go nie lubiłam, ale nie chciałam by wyszedł na totalnego idiotę.
- Pamiętasz ją? – spytał mnie. – Kurczę, ale była gruba, co?
- Hej, Maria – uśmiechnęłam się, a Giovani wypluł piwo, którego przed chwilą się napił.
- Hej, Megan – odpowiedziała promienistym uśmiechem. – Ćwiczyłam – zwróciła się do mojego byłego adoratora. Najwyraźniej już nie był mną zainteresowany, co przyjęłam z ulgą. Giovani wziął Marię za rękę i udał się w stronę wyjścia na zewnątrz. Ja tymczasem, obok stołu z ponczem, zauważyłam pewną blondynkę.
- Czwarty powód, dla którego ludzie nie znoszą szkolnych zjazdów… wredna dziewczyna. Debbie Nichols – szepnęłam Kate do ucha.
- Może ma to już za sobą – próbowała mnie pocieszyć. Nie udało jej się. Na domiar złego Debbie zmierzała w naszą stronę.
- O mój Boże – uśmiechnęła się i wyciągnęłam ręce w geście powitania. – Megan Hunt – przytuliła mnie, a ja miałam ochotę zwymiotować. - Pewnie już nie Hunt, ale pani…
- Pani… doktor Megan Hunt – uśmiechnęłam się wymuszenie. – Nie ma żadnej pani. Powinnyśmy już pójść – zwróciłam się do Kate i pociągnęłam ją w stronę stołu z ponczem.
- Hej, wydawała się być przyjaźnie nastawiona – powiedziała Kate, nalewając sobie ponczu do szklanki. Ja tymczasem rozejrzałam się w poszukiwaniu kolejnej wiedźmy.
- Idziemy – syknęłam, kiedy zobaczyłam Emily.
- Poczekaj, nalewam sobie ponczu – zaprotestowała.
- Dobra, patrz – westchnęłam i stanęłam po jej drugiej stronie. – Widzisz ją? Fioletowa sukienka, duże cycki.
- Kolejna znienawidzona osoba?
- Emily – szepnęłam i pociągnęłam Kate w stronę wyjścia, kiedy usłyszałam za sobą damski głos. Za późno. Zobaczyła mnie. Odwróciłam się z wymuszonym uśmiechem i starając się unikać kontaktu cielesnego udałam, że ją przytulam.
- Megan, tak miło cię widzieć – powiedziała autentycznie radosnym tonem, a ja poczułam, jak zawartość mojego żołądka pragnie wydostać się na zewnątrz. Stłumiłam mdłości i udając mega zainteresowaną, spytałam, co u niej słychać.
- Wspaniale – stwierdziła Emily i w tym samym momencie podszedł do nas Roy Graham. Największy dupek, jakiego kiedykolwiek miałam okazję poznać.
- O mój Boże – uśmiechnął się. – Ems, widzę, że znalazłaś naszego klasowego kujona – powiedział, obejmując Emily w talii. – Słyszałem, że jesteś teraz pielęgniarką czy coś – to stwierdzenie było skierowane do mnie.
Próbowałam opanować pragnienie wgniecenia mu nosa w pustą czaszkę(a byłam pewna, że taka właśnie jest).
- Lekarzem medycyny sądowej – poprawiła go Kate, urażona tym, jak mnie traktował.
- Och, kroisz trupy. Fajnie – uśmiechnął się ironicznie, w ten typowy dla siebie sposób, a ja zacisnęłam zęby. Nienawidziłam, kiedy ktoś sprowadzał moją pracę do jednego.
- Nie przejmuj się –wycedziłam przez zęby zwracając się do Kate. – To Roy Graham. Teraz moja noc jest kompletna.
- Gdybym dostawał 5 dolarów, za każdym razem, kiedy dziewczyna to powie… - zaśmiał się, a ja poczułam błogie wibracje wydobywające się z mojej torebki. Starałam się ukryć uśmiech, po czym odwróciłam się i odebrałam telefon.
- Ethan, jeszcze nigdy tak bardzo nie cieszyłam się, że cię słyszę…


***********


- Po prostu mówię, że zawsze wydawało mi się, że to ty byłaś tą wredną dziewczyną w liceum – nie owijała w bawełnę Kate, kiedy jechałyśmy na miejsce zbrodni. – No wiesz… nie wyglądasz na dziewczynę, która daje sobie w kaszkę dmuchać.
Przemilczałam jej komentarz. Przez całą drogę na miejsce, wysłuchiwałam, jak Kate wyobrażała sobie mnie w liceum i jak bardzo się rozczarowała.
- Naprawdę byłam pewna, że zawsze taka byłaś…
- Jaka? – przerwałam jej. – Wredna? Zadziorna? A może po prostu od razu powiesz, że myślałaś, że zawsze byłam suką? – krzyknęłam. Kate przeholowała, ale wiedziałam, że to wcale nie oznaczało, że miałam prawo tak wybuchnąć.
Reszta drogi upłynęła nam w ciszy. Byłam zła. Od pewnego czasu nasze kłótnie i docinki nie sprawiały mi takiej satysfakcji i przyjemności jak kiedyś. Nie wiedziałam czy to rak zmienił mój mózg, czy może tak teraz miała wyglądać nasza przyjaźń? Nie chciałam teraz o tym myśleć.
Kiedy dojechałam pod adres, który wskazał mi Ethan, byłam zaskoczona. Byłam pewna, że coś przekręcił. Miejscem zbrodni nie mogło być wesołe miasteczko. A jednak radiowozy i van z logo naszego biura nie znalazły się tu przypadkowo.
Obok wciąż kręcącej się karuzeli zobaczyłam Ethana. Podeszłam do niego lekko chwiejnym krokiem. Wciąż trochę szumiało mi w głowie, od ponczu, który wypiłam na balu.
- Znowu On? – spytałam, patrząc na kolorowe koniki kręcące się w kółko, a Ethan odpowiedział skinieniem głowy. To był już czwarty pozbawiony rąk posąg w Filadelfii i dziesiąty w całej Ameryce. Poprzednie miały miejsce w Bostonie, Chicago i Waszyngtonie. W tym ostatnim był teraz Tommy, gdzie wraz z lokalnymi policjantami usiłował złapać mordercę. No cóż. Widocznie szukał w złym miejscu.
Karuzela powoli się zatrzymywała, kiedy usłyszałam nadjeżdżające samochody. Razem z Ethanem odwróciliśmy się. Zobaczyłam trzy czarne Fordy Expedition. Doskonale wiedziałam do jakiego wydziału należą i wcale mi się to nie podobało.
- Albo UFO wylądowało po drugiej stronie parku… - szepnął Ethan.
- Albo FBI przejmuje sprawę – dokończyłam i spojrzałam na dwie kobiety, które wysiadły z czarnego Forda Expedition. Jedna z nich, rudowłosa, powiedziała coś do jednego z policjantów, zabezpieczających miejsce zbrodni. Druga, czarnoskóra, z wymalowanym uśmiechem na twarzy, patrzyła w moją stronę. Ja też automatycznie się uśmiechnęłam. Minęło tyle czasu odkąd widziałam ją ostatni raz.
- Megan – szepnęła radośnie Sam, przytulając mnie na powitanie. – Boże, tak dawno cię nie widziałam.
- Brakowało mi ciebie – powiedziałam, teraz już patrząc jej w oczy. – Jak ci się podoba w FBI?
- To już nie jest to samo co tutaj. Brakuje mi Buda – westchnęła i w tym samym momencie podeszła do nas jej rudowłosa koleżanka. - Och, to moja nowa partnerka. Agentka specjalna Jordan Shaw. A to doktor Megan Hunt, pracowałyśmy razem, kiedy byłam jeszcze w policji – przedstawiła nas Sam.
- Jo… Jordan Shaw – wykrztusił Ethan. Był pod ogromnym wrażeniem. – Ta sama Jordan Shaw, która rozwiązała sprawę Dusiciela z Doliny Hudson w 1991?
- Gram też z powodzeniem w scrabble – uśmiechnęła się do niego, po czym zwróciła wzrok na mnie. – Dużo o pani słyszałam, pani doktor. Jeśli jest pani choć w połowie tak dobra, jak mówiła Samantha, powinniśmy szybko zakończyć tą sprawę.
- Och, jestem znacznie lepsza – mruknęłam i uśmiechnęłam, wiedząc, że choć przez chwilę będę mogła nacieszyć się starą przyjaciółką.












EDIT:








Przez dwa dni czytałam informacje o trepanacji czaszki... w teorii znam ten zabieg tak dobrze, że pozostaje tylko sprawdzić moje umiejętności w praktyce xD Do czego zmierzam? Otóż mimo tego, że znam go doskonale, to do opisania do w warunkach dość niesprzyjających, musiałam skorzystać z pomocy kochanych Grey'sów Tak więc dziękuję Bogu za Shondę Rhimes i Izzie Stevens wykonującą trepanację czaszki na promie Smile Smile Ach, no i odcinek jest wstępem do finału - prawdopodobnie ostatniego odcinka BOP ever xD








Body of proof sezon 5 odcinek 10 „Wypadki się zdarzają”

Też tak czasem macie, że idziecie ulicą i modlicie się, żeby ktoś w was wjechał? Macie dość życia, otaczającej was szarej rzeczywistości? Ja tak miałam tamtego dnia.
Szłam mokrym chodnikiem, w rękach trzymałam siatki z zakupami, z nieba spadały krople wody, niszcząc moją fryzurę, którą tamtego ranka układałam ponad godzinę. Gdy tak o tym czasem myślę, dochodzę do wniosku, że tamtego dnia cały wszechświat sprzysiągł się przeciwko mnie. Bo to nie był tylko jeden z tych pechowych dni. To był cholernie pechowy dzień. Na nieszczęście dla mnie, to nie ja miałam wtedy największego pecha. Ale o tym później.
Tak więc szłam chodnikiem, zmierzając do samochodu i modląc się, żeby jakiś dobroduszny kierowca się nade mną zlitował i po prostu we mnie wjechał. Niestety, moje modlitwy nie zostały wysłuchane, a przynajmniej nie tak jak bym tego chciała, bo jednemu z kierowców, jak mniemam tych złośliwych, udało się ochlapać mnie wodą z ulicy, a jak łatwo się domyślić, woda ta nie należała do najwyższej czystości. Zaklęłam cicho, oglądając straty, które odniosła moja nowa sukienka. Byłam wściekła. Nie, nie byłam wściekła. Byłam porządnie wk****ona.



Nagle usłyszałam dzwonek telefonu wydobywający się z mojej torebki. Tym razem bez większych niespodzianek odebrałam telefon.
- Zgadnij, kto wybiera się dzisiaj na randkę z Ryanem MacKenzie’m? – pisnęła uradowana Kate.
Westchnęłam.
- Ty? – spytałam próbując dzielić jej ekscytację, ale niezbyt mi to wyszło.
- Mogłabyś chociaż udawać, że się cieszysz – mruknęła.
- Kobieto, stoję pośrodku chodnika, moknę, przed chwilą jakiś samochód ochlapał mnie błotem, więc wybacz, że nie okazuję wielkiej radości z powodu tego, że gość, który olewał cię przez pół roku, nagle znów chce się z tobą spotkać.
- Potrafisz zdemotywować człowieka – szepnęła Kate.
- Ta, powinni mi za to płacić – uśmiechnęłam się pod nosem. – A co z Sergiei’em?
- Jest na Ukrainie od dwóch miesięcy, potrwa, zanim załatwi wszystkie formalności i raz na zawsze skończy z Ukraińskim konsulatem. Nie wiem kiedy wróci do Ameryki na stałe.
- A więc to wolny związek? Możecie się spotykać z innymi? – spytałam nieco podenerwowana.
- Megan, do jasnej cholery, czy ty choć raz nie możesz okazać mi wsparcia?
- Nie – ucięłam krótko. – Po pierwsze, bo to nie jest fair wobec Sergiei’a, a po drugie, bo ten gość nie napisał do ciebie nawet głupiego maila!
- Skończyłam tą rozmowę, do zobaczenia – powiedziała.
- Kate, zaczekaj… - jęknęłam. Odpowiedziała mi głucha cisza.



W końcu udało mi się dojść do samochodu. Sięgnęłam do kieszeni skórzanej kurtki po kluczyk i zaklęłam. Kieszeń była pusta. Położyłam więc reklamówki na mokrej od deszczu ulicy i otworzyłam torebkę w poszukiwaniu kluczyka. Po dłuższej chwili poszukiwań, otworzyłam drzwi do samochodu. W momencie, w którym podniosłam jedną z reklamówek, aby włożyć ją do bagażnika, jej dno tak po prostu się oderwało i wszystkie produkty wylądowały na zbrukanej błotem ziemi.
- No ku*wa, oczywiście – syknęłam wściekła, podnosząc butelkę mleka z ziemi i wrzucając ją do bagażnika. A kiedy to robiłam, dostrzegłam pewien przedmiot, leżący w głębi. Przyjrzałam mu się i wściekłam się jeszcze bardziej. To była wiertarka, którą Tommy pożyczył od jednego ze swoich kolegów, kiedy zajmował się remontem w kuchni. Miał ją oddać ponad miesiąc temu. Z całej siły trzasnęłam klapą bagażnika i muszę przyznać przed samą sobą, że trochę mi ulżyło.
Siadłam w końcu na siedzeniu kierowcy i spojrzałam w lusterko, a potem opadłam ze wszystkich sił. Moje, do tej pory, pięknie ułożone włosy były kompletną ruiną. Oparłam głowę o zagłówek i zamknęłam oczy starając się głęboko oddychać. A kiedy już udało mi się uspokoić, przekręciłam kluczyk w stacyjce, a mój samochód najpierw zawył przeraźliwie, a potem po prostu zgasł. Sprawdziłam stan paliwa, po czym westchnęłam. Miałam szczęście(o ile w ogóle można tu mówić o jakimkolwiek szczęściu), bo stacja paliw znajdowała się niecałe trzysta metrów od parkingu, co przyjęłam w ulgą. Wzięłam więc torebkę i powoli ruszyłam w stronę wyznaczonego celu. Oczywiście, stacja znajdowała się po przeciwnej stronie drogi, czyli musiałam przejść przez pasy, i jak można się było spodziewać, oczywiście trafiłam na czerwone światło. Tak więc stałam, gapiąc się bezskutecznie na czerwone światełko, zastanawiając się, czy przypadkiem nie uległo zacięciu się i tak naprawdę od dawna jest już zielone, kiedy usłyszałam przeraźliwy pisk.


To był pisk opon po mokrej nawierzchni, pojazdu, nad którym ktoś stracił panowanie. Patrzyłam jak samochód kręci się wokół własnej osi, po czym usłyszałam trzask tłuczonego szkła. Jak zahipnotyzowana patrzyłam na postać, która wyleciała przez szybę. Dopiero po chwili byłam w stanie się poruszyć. Zaczęłam nerwowo mrugać powiekami, mając nadzieję, że tylko jakaś chora fatamorgana, spowodowana zmęczeniem. Ale nie. To była prawda. Prawdopodobnie przed chwilą widziałam śmierć. Nie oszukujmy się, śmierć nie była mi obca, ale nie codziennie widziałam jak ktoś umiera. Przeważnie, kiedy zwłoki trafiały do mnie, były po prostu… zwłokami. Nie widziałam jak umierają. Nie miałam wpływu na ich śmierć. Nie mogłam im pomóc, ocalić im życia. Było już za późno, a oni byli martwi. Ale tym razem sprawa wyglądała inaczej.
Nie zważając na czerwone światło podbiegłam do czarnego chevroleta i odszukałam ciało, które z niego wypadło. Była to dziewczyna, młoda, najwyżej dwadzieścia osiem lat, brunetka. Miała otwarte oczy i próbowała coś powiedzieć, a może chciała krzyczeć? Nie wiem, ale w tamtej chwili nie to było najważniejsze.
Uklęknęłam przy niej i spojrzałam na jej twarz.
- Jak się nazywasz? – spytałam, starając się zachować trzeźwość umysłu. Nie mogłam panikować.
- Da… Daniell… - wyjąkała dziewczyna, po czym straciła przytomność. Spojrzałam na resztę jej ciała i jęknęłam. Nogi zostały przygniecione przez samochód, dziewczyna, o ile przeżyje, już nigdy nie będzie chodzić.
Jedyne co mogłam teraz zrobić, to wezwać pogotowie. I tak zrobiłam. Czekałam na ich przyjazd dziesięć… piętnaście… dwadzieścia minut. Po pół godzinie dziewczyna zaczęła mieć drgawki. Przytrzymałam jej głowę i odczekałam, aż jej ciało się uspokoi. Atak trwał czterdzieści sekund. Dziewczyna patrzyła na mnie swoimi zielonymi, nieprzytomnymi oczami.
- Wszystko będzie dobrze – powiedziałam. – Niedługo przyjedzie pogotowie – słyszałam brak wiary we własnym głosie i nie podobało mi się.


Usłyszałam kroki i podniosłam wzrok. Miałam nadzieję, że to ratownicy. Niestety, byli to dwaj mężczyźni, którzy zaciekawieni wypadkiem, postanowili dowiedzieć się czegoś z pierwszej ręki.
- Dzwoniliśmy po pogotowie – oznajmił starszy z nich. – Podobno wysłali już jedną karetkę, ale nie mają żadnych wiadomości, co się z nią stało.
Nie odpowiedziałam. Zamiast tego, znów obserwowałam jej oczy, teraz nienaturalnie zwróciły się ku górze, a źrenice rozszerzyły się do granic możliwości. Spotykałam się z tym tyle razy, że nie miałam wątpliwości, co do diagnozy. To był krwiak wewnątrzczaszkowy. Wiedziałam, że to źle. Nie, nie źle, to tragicznie. Istniał tylko jeden sposób na pozbycie się go. Trepanacja czaszki. Zabieg, który wykonywałam setki, jeśli nie tysiące razy. Mogłabym go przeprowadzić z zamkniętymi oczami, ale jak miałam wywiercić otwory w czaszce, nie mając odpowiedniego sprzętu? I nagle to do mnie dotarło. Ja miałam potrzebny sprzęt. Ale czy mądrze będzie wiercić w czaszce zwykłą wiertarką? Nie bardzo. Ale czy miałam inne wyjście? Nie.
- Zostańcie tutaj, dopóki nie wrócę – oznajmiłam dwóm mężczyznom, którzy wciąż stali nad ciałem dziewczyny i pobiegłam do samochodu. Z bagażnika wyciągnęłam wiertarkę, a z samochodu torbę lekarską, którą miałam w zwyczaju wozić ze sobą od czasu, kiedy razem z Peterem uratowaliśmy Georga White’a.
Wróciłam na miejsce wypadku. Karetki nadal nie było.
Jeżeli do tej pory łudziłam się, że nie będę musiała wykonywać trepanacji czaszki w takich warunkach, teraz moje nadzieje zniknęły. Klęknęłam przy głowie dziewczyny i jeszcze raz rozejrzałam się za karetką. Pusto.

Wzięłam do ręki wiertarkę i włączyłam ją. Poczułam wibracje i usłyszałam obracające się w powietrzu wiertło. Działała. Nie wiem czy poczułam ulgę czy raczej rozczarowanie. Szybko odkaziłam wiertło i jeszcze raz powtórzyłam w myślach plan działania.


Pamiętaj, że zwykła wiertarka nie zatrzyma się sama – powtarzałam sobie w myślach, kiedy po raz dziesiąty odkażałam wiertarkę. Kiedy poczuję, że opór zmalał, muszę przestać wiercić, bo uszkodzę mózg. Nawet, jeśli nie będzie krwi. Muszę to zrobić instynktownie, a instynkt to jedyna rzecz, która jeszcze nigdy mnie nie zawiodła.
- Powinnam jeszcze raz odkazić wiertarkę – powiedziałam i sięgnęłam po waciki.
- Czyściła ją pani już dziesięć razy, czystsza nie będzie.
Spojrzałam na niego z nienawiścią.
- Okej, jestem gotowa.
Odmierzyłam trzy palce nad uchem i od tego miejsca dwa po stronie, gdzie poszerzyła się źrenica. Nacięłam pionowo skórę, aż do czaszki. Wypłynęło mnóstwo krwi.
- Matko – jęknął jeden z mężczyzn.
Doszłam do czaszki, wzięłam do ręki wiertarkę i włączyłam ją.
- Jezu – syknął drugi i powstrzymał odruch wymiotny.
- To nie ma prawa się zdarzyć – powiedziałam. – Nie chcę słyszeć żadnych dźwięków, żadnych nerwów. Bo jeśli się wystraszysz, ja też. A trzymam wiertarkę obok mózgu tej dziewczyny. Więc jeśli chcesz wymiotować, albo coś innego, odsuń się. Jeśli zostajesz, masz się wziąć w garść, okej?
Mężczyzna pokiwał głową, a ja włączyłam wiertarkę.
Zaczęłam wiercić dziurę, po środku nacięcia. Udało mi się. Teraz musiałam wywiercić jeszcze jedną dziurę nad płatem czołowym, poniżej linii włosów. Kiedy nacisk zelżał, szybko wyciągnęłam wiertarkę. Zobaczyłam trochę krwi. Musiałam jeszcze poszerzyć otwór. Kiedy to zrobiłam, ujrzałam skrzep. Usunęłam go. Opona twarda pulsowała w rytmie serca. Odetchnęłam z ulgą. Z oddali słychać było dźwięk karetki pogotowia.





************




Nie mogłam uwierzyć, że pół godziny temu uratowałam człowieka. Ostatni raz trepanację czaszki robiłam jakieś osiem lat temu. Już zdążyłam zapomnieć, jakie to ekscytujące. Czasami przypominałam sobie jak bardzo tęskniłam za neurochirurgią. Teraz wróciłam do zakładu i zmierzałam do mojego gabinetu. Czas wrócić do szarej rzeczywistości. Bo to nie było tak, że nie lubiłam mojej pracy, ale brakowało mi tego dreszczyku ekscytacji, jaki odczuwałam podczas każdej operacji.
Już z daleka zobaczyłam, że ktoś znajduje się w moim gabinecie. Nie byłam pewna kto to, dopóki nie stanęłam w drzwiach.
Spojrzałam w oczy mężczyzny mojego życia i podbiegłam do niego.
- Tommy – pisnęłam podekscytowana i przytuliłam go. Moje usta szybko odnalazły jego. Nagle zapomniałam o całym świecie. Liczyliśmy się tylko my.
- Tak bardzo tęskniłem – szepnął i objął mnie z taką siłą, że uniosłam się nad ziemią. Dosłownie. Po chwili znów stałam na ziemi, a Tommy spojrzał na moje zakrwawione i zabłocone ubranie. – O mój Boże! Co się stało?! – krzyknął przerażony.
- Nigdy nie uwierzysz – uśmiechnęłam się i z ekscytacją w głosie opowiedziałam mu o wypadku i zabiegu, a on patrzył na mnie zastanawiając się, czy nie zwariowałam. Przez chwilę, miałam nawet wrażenie, że wyciągnął rękę, żeby sprawdzić, czy nie mam gorączki.



- To niesamowite – uśmiechnął się do mnie Tommy, kiedy skończyłam opowiadać i kręceniu dziur w czaszce. Spojrzał mi w oczy, powoli zbliżył swoją twarz do mojej. Nasze usta się spotkały i w tym samym momencie w moim gabinecie pojawili się Ethan z agentką Shaw i Sam.
- Och, przepraszam, przeszkadzamy? – spytała rudowłosa i uśmiechnęła się złośliwie, a ja odskoczyłam od Tommy’ego. Shaw powoli zaczynała mnie wnerwiać, była jak wrzód na tyłku.
– Mamy wyniki dodatkowej toksykologii ostatniej ofiary – oznajmił Ethan i podał mi kartę.
Przeczytałam szybko wyniki i zmarszczyłam brwi.
- W organizmie czwartej ofiary znalazłeś propanol? – spytałam niedowierzając. Ethan pokiwał głową. – O nie – szepnęłam.
- Coś się stało? – spytała agentka Shaw.
- Morderca użył propanolu jako środka uspokajającego by móc zabić… Ryan McKenzie prawie zmarł w wyniku propanolu – wyszłam z gabinetu i ruszyłam w stronę gabinetu Kate. Pozostali ruszyli za mną.
- Nadal nie rozumiem – powiedziała Shaw, kiedy weszliśmy do gabinetu Kate. Czym prędzej podeszłam do biurka Kate i sięgnęłam po wyrzeźbioną z brązu dłoń.
- Wyrzeźbił tę rękę dla Kate – oznajmiłam i rozbiłam rzeźbę o podłogę. Wszyscy odsunęliśmy się od niej jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Tommy objął mnie przerażony tym, co przed chwilą zobaczył. – Agentko Shaw, Tommy – jęknęłam – musimy jechać do mieszkania Ryana McKezie’ego. Kate ma kłopoty.
Mówiąc to, nie spuszczałam wzroku z ludzkiej ręki wystającej z pozostałości po rzeźbie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez megan dnia Sob 15:54, 30 Lis 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Q.m.c.
Administrator
<i>Administrator</i>



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 50 razy
Skąd: Section One
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:16, 30 Lis 2013    Temat postu:

Cytat:
Nie, nie byłam wściekła. Byłam porządnie wkurwiona
Shocked wisterialowa cenzura nie działa ? Cool

Cytat:
- Potrafisz zdemotywować człowieka – szepnęła Kate.
- Ta, powinni mi za to płacić – uśmiechnęłam się pod nosem.
w końcu Megan wróciła


Cytat:
- Och, przepraszam, przeszkadzamy? – spytała rudowłosa i uśmiechnęła się złośliwie, a ja odskoczyłam od Tommy’ego. Shaw powoli zaczynała mnie wnerwiać, była jak wrzód na tyłku.


Odnośnie wizyty Shaw - ciężko było mi to sobie wyobrazić, ale przypomniałam sobie pewien obrazek:

Jak widać do kompletu brakuje tylko Kath.

Btw - masz w podpisie jeden z moich ulubionych cytatów Cool


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
megan
Zdesperowany aktywista
Zdesperowany aktywista



Dołączył: 06 Paź 2012
Posty: 315
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:14, 06 Gru 2013    Temat postu:

Q.m.c. napisał:
Cytat:
Nie, nie byłam wściekła. Byłam porządnie wkurwiona
Shocked wisterialowa cenzura nie działa ? Cool


Haha, trochę się zagapiłam jak pisałam xD Ale już wszystko poprawione Smile Smile


Cytat:
Jak widać do kompletu brakuje tylko Kath.



Heh, Kath raczej nie zamierzałam wprowadzić, bo nie miałabym dla niej wątku, ale za to miała być Bree

Cytat:
Btw - masz w podpisie jeden z moich ulubionych cytatów Cool

On jest również moim ulubionym cytatem, dlatego też się tam znalazł Smile
P.S. Ja uwielbiam twój avatar *.*






EDIT:



Finał sezonu piątego, czas zacząć Smile

Body of proof sezon 5 odcinek 11 „Szokująca tożsamość”



Kate była w niebezpieczeństwie. I to bardzo poważnym. Seryjny morderca umówił się z nią na randkę, a ja jej nie powstrzymałam. To wszystko było moją winą.

Kiedy dotarliśmy do bloku, w którym mieszkał Ryan McKenzie, pierwszą przeszkodą, jaką napotkaliśmy, były szyfrowane drzwi prowadzące na jego klatkę schodową. Nie mogliśmy dostać się do środka, a czas mijał. Kiedy Tommy, Adam, Sam i agentka Shaw okrążali budynek w poszukiwaniu drugiego wyjścia, ja oddaliłam się od drzwi, próbując dostrzec w oknie jego mieszkania jakiś ruch. Kiedy tak patrzyłam w górę, z budynku wyszedł starszy mężczyzna. Zanim zdążyłam podbiec do drzwi, te się zamknęły, a mężczyzna najspokojniej się oddalał. Kątem oka zobaczyłam zbliżających się policjantów.
- Hej, ty! – wydarłam się, tak aby mnie usłyszał.
Mężczyzna spojrzał na mnie i zaczął taksować mnie wzrokiem. Miał jakieś osiemdziesiąt, a może nawet i więcej lat.
- Czego, paniusiu?
- Proszę otworzyć drzwi – oznajmiłam, a on spojrzał na mnie, jakbym mówiła rzeczy wzięte z kosmosu.
- O co chodzi? – spytał Tommy, który właśnie do nas podszedł.
- Poprosiłam tego pana, o otworzenie drzwi – wyjaśniłam, patrząc wyczekująco na mężczyznę.


Przez ponad dziesięć minut ten facet nie chciał nas wpuścić do środka, a kiedy już to zrobił, cała nasza piątka ruszyła po schodach wprost do mieszkania Ryana McKenzie’ego. Ale zanim drzwi zdążyły się zamknąć, stanęłam na chwilę i spojrzałam na staruszka, który wciąż mnie obserwował.
- Oby ci te stare ślepia z tego szpetnego łba wypadły! – krzyknęłam i zaczęłam biec po schodach. Musiałam uratować przyjaciółkę.


Kiedy dobiegłam na trzecie piętro usłyszałam krzyk Kate. Weszłam do mieszkania i ujrzałam Ryana, który przytrzymywał nóż przy gardle Kate i mierzących w niego Adama, Tommy’ego, agentkę Shaw i Sam.
- Nie waż się poderżnąć jej gardła! – krzyknęła Shaw.
- Będziesz moim ostatnim dziełem – Ryan zwrócił się do Kate, ciągnąc ją w stronę miejsca, gdzie wszystko było zafoliowane. – To moja pracownia. Przyjrzyj się, bo jest to ostatnie, co zobaczysz – wysyczał Kate prosto do ucha.
- Proszę – jęknęła Kate.
- Boże, uwielbiam jak mnie błagają – powiedział w satysfakcją. Wyraźnie czerpał z tego przyjemność.
- Nie! – krzyknęłam przerażona. – Proszę, nie.
- Znalazłaś rękę? – było to pytanie skierowane do mnie.
- Tak. Ale nie rozumiem, dlaczego chcesz zabić Kate – powiedziałam, starając się wyzbyć emocji.
- Bo jej przeklęte ręce sprowadziły mnie z powrotem na ziemię! Dlatego! – krzyknął i dotknął ostrzem do krtani Kate.
- O mój Boże, nie, proszę – jęczała Kata, a z jej oczu płynęły łzy wielkie jak groch.

Usłyszałam huk. Padł strzał. Nie widziałam, kto strzelił, ale Kate wychynęła do przodu. Ryan już jej nie trzymał. Złapałam ją i przytuliłam najmocniej jak potrafiłam.
- Już dobrze – uspokoiłam ją. – Nic ci nie jest. Jesteś bezpieczna.
- Jak mogłam nie wiedzieć? – spytała Kate przez łzy.
- Zabijał w całym kraju. Nie mogłaś wiedzieć, spokojnie – gładziłam ją po blond włosach. Stałyśmy tak jeszcze przez pięć minut, a kiedy Kate już się uspokoiła, spojrzałam jej w oczy.
- Czy „a nie mówiłam”, jest nie na miejscu? – spytałam, ściskając ją z całej siły, szczęśliwa, że nic jej nie jest.
- Zamknij się – powiedziała i wtuliła się w moje ramię. Była bezpieczna i tylko to się dla mnie liczyło.



**********


Godzinę później Sam i agentka Shaw były gotowe do wyjazdu. Może i nie przepadałam za Shaw, ale musiałam przyznać jej jedno – wie co robi i nie wacha się działać.
- Sam, będę tęsknić – powiedziałam, przytulając na pożegnanie starą przyjaciółkę.
- Ja za tobą również - uśmiechnęła się.
Przyszła kolej na pożegnanie się z osobą, która podobno była taka sama jak ja. Jakoś nie chciało mi się w to wierzyć.
- Doktor Hunt – powiedziała oficjalnym tonem Shaw.
- Agentko Shaw – zrobiłam to samo.
- Naprawdę miło było z panią współpracować – wydawała się być szczera. – Jest pani tak dobra, jak opowiadała Samantha – obdarzyła mnie swoim śnieżnobiałym uśmiechem.
- Pani też jest świetna – oznajmiłam. Chciałam, żeby to się już skończyło. – I dziękuję za tamten strzał. Gdyby nie pani, straciłabym jedyną przyjaciółkę.
- Nie ma za co – zaśmiała się Shaw i wsiadła do samochodu. – Do zobaczenia, doktor Hunt.
Nie wiedziałam czy mówi poważnie, czy się zgrywa. Nie obchodziło mnie to. Odprowadziłam wzrokiem odjeżdżający samochód, po czym wróciłam do biura. Podobno przywieźli jakieś ciało, którym miałam się zająć.



********


Kiedy wróciłam do biura, Tommy już na mnie czekał. Wystarczyła chwila i oboje wiedzieliśmy o czym myśli to drugie. Jak na skrzydłach podbiegłam do mojego mężczyzny.
- Zróbmy to, tu i teraz – szepnęłam, przywierając swoimi wargami do jego.
Tommy nie odpowiedział od razu, tylko chwycił mnie w talii i odwzajemnił pocałunek. Dopiero po chwili spojrzał na mnie i powiedział:
- Teraz, z największą chęcią, ale tutaj – zaśmiał się, wskazując na szklane ściany mojego gabinetu – niekoniecznie.
Uśmiechnęłam się niewinnie, chwyciłam go za rękę i wyszłam z gabinetu, ciągnąc go za sobą.
- Co jest? Megan, gdzie idziemy? – pytał, nie wiedząc, co kombinuję.

Nie odezwałam się, dopóki nie doszliśmy do pewnego małego pomieszczenia. Rozejrzałam się, czy nikt nas nie widzi i otworzyłam drzwi, wciągając Tommy’ego do środka.
- Co jest? – spytał jeszcze raz, kiedy o mało nie przycięłam mu ręki, próbując zamknąć drzwi. – Usiłujesz mnie zabić? I co robimy w schowku na sprzęt medyczny?
Uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego pełnym namiętności wzrokiem.
- Myślisz, że zamierzam czekać do wieczora?


**************

Kiedy wyszliśmy ze schowka, wróciliśmy do mojego gabinetu.
- To było niesamowite – szepnął mi Tommy do ucha.
- Och, skarbie, poczekaj, aż wrócimy do domu – uśmiechnęłam się i siadłam przy biurku. Tommy tymczasem usiadł na kanapie i zaczął przeglądać akta jednej ze starych spraw. Co jakiś czas odrywałam się od uzupełniania akt sprawy „Artysty”, żeby nacieszyć się widokiem Tommy’ego. Czasami to mnie naprawdę zadziwiało. Przez piętnaście lat cierpiałam po jego zdradzie. Starałam się usunąć go z pamięci. Nienawidziłam go. A teraz był tutaj ze mną i byliśmy cholernie szczęśliwi. Czy można było chcieć czegoś więcej? Czy życie mogło zaskoczyć mnie jeszcze bardziej? Już wkrótce miałam poznać odpowiedź na te pytania i miała mi się ona wcale nie spodobać. Ale wtedy, nieświadoma nadchodzącej katastrofy, wpatrywałam się w mężczyznę, który był miłością mojego życia i uśmiechałam się, myśląc o tym, co zaplanowałam na wieczór.


- W kostnicy czeka ciało – powiedział Ethan, stanąwszy w drzwiach mojego gabinetu. Spojrzałam na niego znad papierów. Już prawie skończyłam sprawę naszego „Artysty”. Nienawidziłam tego. Uzupełniania akt i całej tej papierkowej roboty. – Czekamy na ciebie.
Skinęłam głową i zaczekałam aż wyjdzie. Wzięłam głęboki oddech i leniwie wstałam z krzesła. Byłam już zmęczona i nie widziałam sensu w zaczynaniu dzisiaj sekcji, ale Ethan na to nalegał.
- Pójdziesz ze mną? – spytałam Tommy’ego, a on uśmiechnął się do mnie i kiedy tylko koło mnie stanął, chwycił mnie za rękę.



Weszliśmy do ogromnego pomieszczenia, w którym znajdowały się trzy metalowe stoły. Tylko na jednym z nich leżało ciało.
Z małego pudełeczka wzięłam dwie lateksowe rękawiczki i ruszyłam w stronę Ethana. Tommy podszedł już do ciała.
- Ładna dziewczyna – stwierdził Tommy. – Bardzo młoda.
- Curtis zaraz przyniesie wyniki badań krwi – oznajmił Ethan i spojrzał w dokumentację przypadku. – Ofiara nazywa się…
Spojrzałam na twarz kobiety leżącej na stole i zamarłam w bezruchu. Nie docierały do mnie żadne dźwięki. Świat zdawał się nie istnieć. Byłam tylko ja i ona. Dziewczyna, której dzisiaj rano uratowałam życie.
Patrzyła na mnie, swoimi wielkimi zielonymi oczami. Niemal słyszałam jej głos, mówiący: „Nie udało ci się. Umarłam.”
Lustrowałam wzrokiem jej twarz. Nagle coś zaczęło potrząsać moim ciałem. To był Ethan.
- Doktor Hunt! – słyszałam jego przerażony głos. Powoli wracałam do rzeczywistości.
- Ethan, do cholery, puść mnie – powiedziałam zdenerwowana, strącając jego dłonie z moich ramion.
- Megan, co się stało? – spytał zaniepokojony Tommy, kładąc swoją dłoń na ramieniu.
- Co się stało? Dlaczego tak na nią patrzyłaś? Znasz ją? – dopytywał Ethan.
- Ja… - spróbowałam zebrać myśli. Nie znałaś jej. Nie masz z nią nic wspólnego. Nic cię z nią nie łączy. Ty po prostu… - Dzisiaj rano uratowałam jej życie. Te rany w jej czaszce – wskazałam na jej głowę i spojrzałam na Tommy’ego – są po wiertarce, której używałeś podczas remontu w kuchni, a dzisiaj rano wywierciłam nią dziury w głowie tej dziewczyny.
- O mój Boże! To wspaniałe, niesamowite! Ty… ty jesteś niesamowita! – Ethan cieszył się jak dziecko, które dostało lizaka. Ale oprócz radości, w jego oczach widziałam również podziw i szacunek. – Powinnaś być szczęśliwa. Dlaczego się nie cieszysz?
Dlaczego? Aż miałam ochotę wykrzyczeć mu prosto w twarz „Seriously?!”. Słowa same cisnęły mi się na usta. Ale zamiast krzyknąć, opanowanym głosem powiedziałam:
- Ona nie żyje, Ethan. Nie widzę powodów do radości.
- Oou… - uśmiech znikł z jego twarzy. – No tak…
- Mam wyniki - zawołał radośnie Curtis, wchodząc do kostnicy. – Oprócz leków przeciwbólowych, które dostała w szpitalu, jej organizm jest czysty – oznajmił, przeglądając wyniki. Nagle zmarszczył czoło. – To dziwne…
- Co takiego? – spytałam obojętnym tonem.
- System dopasował jej DNA do… - jeszcze raz spojrzał na kartkę.
- Do kogo? – spytałam zniecierpliwiona, a Curtis spojrzał mi w oczy.
- Do ciebie.
Zapadła cisza. Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami, nie wierząc w to, co przed chwilą usłyszałam. Przecież ja nigdy w życiu nie widziałam tej dziewczyny. Po raz pierwszy zobaczyłam ją dzisiejszego ranka, kiedy wierciłam jej dziury w czaszce. Poczułam, że Tommy chwycił moją dłoń.
- Chcesz powiedzieć, że dziewczyna na tym stole, jest ze mną spokrewniona?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikołajek
Administrator
<i>Administrator</i>



Dołączył: 29 Sie 2007
Posty: 4659
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 50 razy
Skąd: Poznań - Piątkowo
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 20:28, 06 Gru 2013    Temat postu:

Tworzy się małe drzewo genealogiczne?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
megan
Zdesperowany aktywista
Zdesperowany aktywista



Dołączył: 06 Paź 2012
Posty: 315
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:43, 06 Gru 2013    Temat postu:

Nie zastanawia Cię, kim jest ta dziewczyna?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Q.m.c.
Administrator
<i>Administrator</i>



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 50 razy
Skąd: Section One
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:51, 07 Gru 2013    Temat postu:

Jej siostra!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Desperate Housewives / Gotowe na wszystko Strona Główna -> Desperacka twórczość własna Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 4 z 6

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin