|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Wto 12:55, 17 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
W Ally McBeal był kiedyś odcinek, kiedy Ally mówiła, że w randce najbardziej lubi przygotowanie do niej. Nie rozumiem baby. Bo ja tego wręcz nienawidziłam. Może dlatego, że zawsze starałam się lśnić jak najmocniejszym blaskiem, a wszystko co miałam w szafie, wydawało mi się być zbyt mało.... lśniące. Właśnie biegałam po mieszkaniu, nago z owiniętym ręcznikiem wokół ciała i lokówką w lewej dłoni. Starałam sobie przypomnieć, gdzie wrzuciłam ostatnio kupione sandały od Blahnika. Okazało się, że pudełko z butami funkcjonowało jako podstawka pod laptopa. Hm. No, tak też można.
Zadzwonił telefon, podniosłam ostrożnie słuchawkę, schylajac się. Nie chciałam by ręcznik mi opadł i jacyś ewentualni podglądacze zobaczyli mój tyłek.
- Halo? - zapytałam z uśmiechem wymalowanym na twarzy. W takich momentach, człowiek jest radosny jak po kilku gramach kokainy. Nie, żebym wiedziała, jak to jest być po tych kilku gramach ale... No. Nieważne.
- Dylan? - zapytał męski głos, a ja rozpoznałam, że to głos Nathana – męża mojej córki.
- Nate, jak się masz, kochany? - próbowałam brzmieć wyjątkowo promiennie i radośnie.
- Muszę porozmawiać z Dylan – Nate zupełnie zignorował moje próby brzmienia czarująco – Czy ona tam jest, mamo?
- Nie, jest u naszego wspólnego znajomego, Matta.
- Powiedz jej, że ją przepraszam, dobrze? - pisnął Nathaniel, co brzmiało mega niemęsko. Ale za co on ją przepraszał? - Muszę kończyć.
- Nate! - uniosłam głos, tak by zatrzymać go na linii – Czy to, że Dylan jest w Paryżu, to Twoja wina?
- Niech mama porozmawia z Dylan. Do widzenia – odpowiedział załamany Nate, po czym odłożył słuchawkę. Ta rozmowa tak mnie zaskoczyła, że zupełnie straciłam poczucie czasu. Dlatego czym prędzej, ubrałam sukienkę od Lanvina i wyszłam z mieszkania. Kierowałam się w stronę restauracji "Łóżkowo".
Sama randka z Charliem przebiegła całkiem dobrze. Rozmawialiśmy o wszystkim o niczym, a ja z przyjemnością odkrywałam, że to nie był taki dupek na jakiego wyglądał. Miał co prawda cięty język, ale używał swoich haterowskich sformułowań do innych ludzi – nie do mnie. Ja opowiedziałam mu o dziwnej rozmowie z Nathanem, a on odpowiedział to, czego sama również się spodziewałam. Muszę wysłać Dylan do Bostonu. Pożegnaliśmy się o godzinie dwunastej w nocy, kiedy Paryż powoli zasypiał, a na ulicach przebywali już tylko beznadziejni romantycy próbujący odegrać sceny z "Przed wschodem słońca", pocałowałam go delikatnie i wróciłam do siebie.
W mieszkaniu, czekała na mnie Dylan. Siedziała w swojej piżamie na jednym z drewnianych krzeseł w pokoju dziennym, skubiąc przy tym kajzerkę. Uśmiechnęłam się do niej błogo, przekręcając zamek w drzwiach frontowych.
-No i jak było? - zapytała mnie z uśmiechem, obnażając swoje białe zęby z kawałkami bułki. Wzdrygnęłam się, obrzydzona tym widokiem, po czym odwróciłam wzrok.
- No dobrze, poszło całkiem dobrze – odłożyłam torebkę na drewnianym stoliku i zerknęłam na swoje odbicie w lustrze, które stało niedaleko szafki na buty – Zjedliśmy kolację, było miło.
- Tak się cieszę, mamo – przyznała Dylan z uśmiechem, wstając z krzesła i podchodząc do mnie – Idę spać, dobranoc.
- Dzwonił Nathan – oznajmiłam spokojnie, zanim Dylan zdąrzyła położyć się na kanapie.
- Nathan? - spytała Dylan zdziwiona, chrząknęła cicho – Mój Nathan?
- Twój mąż, tak – potwierdziłam uśmiechając się przy tym tajemniczo – Powiesz mi co się stało?
- Nic takiego, takie tam. Jutro do niego zadzwonię – mruknęła Dylan, kładąc się na kanapie. Wiedziałam, że kłamie. To było dla mnie po prostu oczywiste.
- Dylan... -- mruknęłam, pokazując w ten sposób, że widzę jak mnie okłamuje.
- Zdradził mnie, mamo – odpowiedziała z westchnięciem, jej głos był przepełniony bólem.
- Wiesz z kim?
- Czy to ważne? - odpowiedziała pytaniem na pytanie – Kocham go, ale nie mogę teraz na niego spojrzeć. To obrzydliwe, co zrobił.
- Owszem – potwierdziłam, podchodząc do niej i siadając na fotelu – Ale kochanie, to, że jesteś tutaj, ze mną w Paryżu, w żaden sposób nie pomaga Twojemu małżeństwu. To tylko.... ten problem nie zniknie. Wiesz o czym mówię? Jak wrócisz do Bostonu, nawet za rok, nadal będziesz zdradzona – przysunęłam się do niej bliżej, tak by na pewno mnie usłyszała – Musisz tam pojechać, jutro. Popracować nad tym zwiazkiem, póki nadal możesz. Bo go kochasz, sama tak mówisz.
Dylan spojrzała na mnie swoimi ogromnymi, zielonymi oczyma i westchnęła ciężko. Wiedziała, że mam rację – widziałam to w jej spojrzeniu. Dylan biła się z swoimi myślami, tym, że nie da rady porozmawiać twarzą w twarz z swoim mężem. Ale czy miała wybór? Wiedziała, że go kocha. Niezależnie od tego bólu, jaki jej sprawił, nie chciała go opuszczać. Wyleciała z Paryża następnego dnia, z tego co wiem, wszystko poszło w porządku. To dobrze, nie chciałam by i jej małżeństwo, tak jak moje, legło w gruzach.
- Zdrowie Dylan i tego, że raczej uratowała swoje małżeństwo – zaproponowała Vivian, trzymając wysoko kieliszek z winem. Razem z Viv, od czasu do czasu, spotykałyśmy się na plotkach i winie, rozmawiając o tym i o owym.
- Dobrze, że trafiłam na ten telefon od Nathana. Kto wie, co by było, gdybym nie dowiedziała się od niego, co się stało – mruknęłam wypijając zawartość kieliszka – Ale dość o tym – oznajmiłam radośnie – Opowiedz o weselu.
- No nie wiem czy Matt Ci cokolwiek mówił – odpowiedziała Vivian z uśmiechem – Ale postanowiliśmy, że weźmiemy ślub na Lazurowym Wybrzeżu. Plaża, morze, po prostu, będzie idealnie.
- Nigdy tam nie byłam, ale z tego co wiem, jest tam pięknie – odpowiedziałam upijając z kieliszka.
- Tak, wynajeliśmy jeden hotel, w którym wszyscy zamieszkamy na ten tydzień... no i wiesz. No bo skoro już tam jedziemy, to lepiej na chociaż dłuższą chwilkę, prawda?
- Tak, masz rację – uśmiechnęłam się tajemniczo. Moje myśli były już jednak odległe zarówno od Paryża, jak i Lazurowego Wybrzeża. Pamiętacie Chateau, które leżało niedaleko Pirenej? Niebieskie Jabłka. Właśnie tam chciałabym zamieszkać. Z Charliem? Sama? Nie wiem. Wiedziałam tylko, że było to idealnie miejsce dla mnie.
- Powinnaś je kupić – zaproponował Matt – Nasza firma prosperuje idealnie, możesz sobie na to pozwolić.
- Ale opuścić Paryż? Takiego sąsiada jak Ty? - zapytałam z uśmiechem. Z Mattem bardzo się zżyliśmy, a myśl, że nie byłby tak blisko mnie, sprawiała, że strasznie się bałam.
- Oj tam, Kath. Przecież wiesz, że łączy nas coś więcej niż mieszkanie w jednym budynku. Możesz sięwyprowadzić do Rennes, ale nie uciekniesz przed moją przyjaźnią – westchnął ciężko, po czym dodał – A poza tym, ludzie tam są bardzo gościnni. Na pewno się wpasujesz w klimat.
- Masz rację co do nas – potwierdziłam z uśmiechem – Wiesz może, kto tam sprzedaje domy?
Jeszcze raz odwiedziłam Rennes Le Chateau i jeszcze raz zakochałam sięw tym miejscu. Wzgórza skąpane w słońcu, ziemia nagrzana od południowych promieni, bezchmurne niebo i wino
które umila dzień tutejszym. Langwedocja jest po prostu tak urocza i odmienna od Paryża – stolica mody, smaku, kultury.
Marion Crane była pośrednikiem do spraw sprzedaży nieruchomości, która biuro miała w Couizie. Jak pamiętacie, albo i nie, jest to właściwie największe miasto, znajdujące się w okolicach Rennes. Do Couizy dostaniemy się dzięki torom kolejowym, lub po prostu samochodem. Zapomnijcie o samolocie, najbliższe lotnisko jest w Carcassone. Marion pokazała mi posiadłość, poprowadziła przez wszystkie pokoje. Zdziwiłam się, kiedy okazało się, że wnętrze domu wcale nie wymaga remontu. Sam płot oraz ogród był tak zaniedbany, że myslałam, że będę rok remontować to miejsce. A tu, niespodzianka, wystarczy je urządzić i przerobić ogród. Kupiłam właśne chateau!
Marion podczas podpisywania papierów zasugerowała, bym zajęła się uprawą winorośli. Wszystko było na miejscu, nawet potrzebny sprzęt. Musiałabym tylko zatrudnić pracowników i zająć się sprawami czysto biznesowymi. A tym potrafię się zająć, prawda? Poprosiłam więc ją, by skontaktowała mnie z prawniczką, która się tym terenem zajmowała.
Wszystko wydawało się iść w wymarzonym kierunku. Pakować zaczęłam się w piątek, mając nadzieję, że nowy tydzień rozpocznę już w nowym miejscu. Czy żal mi było opuszczać Paryż? Tak, zakochałam się w tym mieście. Jednak odkąd Wypieki Katherine odnosiły sukcesy a saldo mojego konta w sposób wprost proporcjonalny, uznałam, że mam szansę zrobić wszystko to, o czym zawsze marzyłam. A teraz marzyło mi się Chateau.
Charlie Brown odwiedził mnie w sobotę, kiedy byłam zajęta pakowaniem się. Kiedy tylko przekroczył próg mieszkania, wiedziałam, że jest zaskoczony tym co robię. Zauwazyłam, że coś schował do kieszeni. Podeszłam z uśmiechem i pocałowałam go namiętnie.
-Cześć, kochany – przywitałam się, wracając do pracy. Charlie stał chwilę w miejscu.
- Co Ty robisz, Kath? - zapytał w końcu, a po tonie, w jakim wypowiedział te słowa wiedziałam. W tym momencie wiedziałam, że zapytał mnie, nie będąc szczęśliwym z powodu tego co widział.
- Przenoszę się do Langwedocji – oświadczyłam po czym klasnęłam w ręce – Czujesz to? Ogólnie Matt mnie namówił, no bo wiesz, skoro tego chcę i to moje marzenie. Dlaczego nie? - zapytałam rozkładajac ręce.
-Ale jak? Opuszczasz Paryż?- zapytał patrząc na mnie wzrokiem zranionego zwierzęcia- A ja myślałem, że coś nas łączy..
- Łączy – potwierdziłam już nie uśmiechając się jak głupia – Chciałam, żebyś ze mną pojechał.
Charlie chwilę przyglądał mi się, po czym prychnął, kręcąc przy tym głową. Nie rozumiałam takiej reakcji, zupełnie jakby wrócił dawny Jean – hater kuchni amerykańskiej.
- Podejmujesz takie ważne decyzje w moim imieniu i nawet nie raczysz zapytać o zdanie? - zapytał sztucznie rozbawiony. Znów założył maskę wrednego chuja, jakim już bywał.
- Bo myślałam, że...
- Ty w ogóle nie myślałaś – przerwał mi. Wyciągnął z kieszeni pudełeczko – Chciałem się oświadczać, ale... zapomnij o tym. Jedź sobie do Langwedocji i znajdź innego kretyna, który pomyśli, że go kochasz.
Kiedy Charlie wyszedł z mieszkania, opadłam na ziemię. Pozbawił moje ciało wszelkich sił witalnych. Nie wierzyłam w to, jak bardzo go zawiodłam, a także jakim chamem znów się okazał. Ryczałam dobre kilka godzin, dławiąc się łzami. Wszystko to, co miałam nadzieję, że czeka mnie i Charliego prysło jak bańka mydlana. Po kilku godzinach płaczu, w końcu zasnęłam zmęczona na podłodze.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Granmor dnia Wto 19:26, 17 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Arno
Ekspert ds. Fairview
Dołączył: 11 Wrz 2007
Posty: 3338
Przeczytał: 1 temat
Pomógł: 42 razy Skąd: Toruń Płeć:
|
Wysłany: Wto 19:04, 17 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Dżiiiz...to się nazywa standardowy game-changer na sam koniec przed finałem... XD Jestem ciekaw jak to się teraz skończy! :3 :> Ale żeby Charlie Brown vel wredny c**j Jean się oświadczał?! o0 Aczkolwiek jakoś strasznie im nie kibicowałem nigdy, więc nie jest mi smutno...ale...po raz pierwszy to powiem! Dla mnie dzisiaj było za krótko.
Bańka mydlana... <3
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Arno dnia Wto 19:04, 17 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Q.m.c.
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 50 razy Skąd: Section One Płeć:
|
Wysłany: Wto 19:09, 17 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Cytat: | ubrałam sukienkę od Lanvina i wyszłam z mieszkania. Kierowałam się w stronę restauracji "Łóżkowo". | haha cóż za trafna nazwa restauracji xp
Cytat: | - Podejmujesz takie ważne decyzje w moim imieniu i nawet nie raczysz zapytać o zdanie? - zapytał sztucznie rozbawiony. Znów założył maskę wrednego chuja, jakim już bywał.
- Bo myślałam, że...
- Ty w ogóle nie myślałaś – przerwał mi. | Tym razem popieram Charlie'go xp
Cytat: | Wyciągnął z kieszeni pudełeczko – Chciałem się oświadczać |
WOOOHAAA!
Charlie i oświadczyny?Tego się nie spodziewałam
Cytat: | Ryczałam dobre kilka godzin, dławiąc się łzami. Wszystko to, co miałam nadzieję, że czeka mnie i Charliego prysło jak bańka mydlana. |
ponoć kobiety mają w genach zapisaną wiarę w szczęśliwe zakończenia i chyba coś w tym jest, bo finał widzę następująco:
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Wto 19:27, 17 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Gif z PLL <3 O Boże, jaki błąd.... "plaża, może" OMG. Jak mi wstyd. Oczywiście już poprawione. Widocznie uśpiłem czujność, chcąc opublikować to jak najszybciej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Arno
Ekspert ds. Fairview
Dołączył: 11 Wrz 2007
Posty: 3338
Przeczytał: 1 temat
Pomógł: 42 razy Skąd: Toruń Płeć:
|
Wysłany: Wto 19:51, 17 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Hahahahah, Q.m.c. myślałem, że na tych ostatnich dwóch gifach Dana pali sziszę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Q.m.c.
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 50 razy Skąd: Section One Płeć:
|
Wysłany: Wto 20:08, 17 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Wcale by mnie to nie zdziwiło xP
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Śro 14:06, 18 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Finał część 1.
Obudziłam się dopiero w niedzielę, kiedy światło słoneczne oślepiało moje spuchnięte od płaczu oczy. Naprawdę, wyglądałam żałośnie. Na dodatek każdy kawałek mojego ciała mnie bolał, w końcu przespałam noc na drewnianej podłodze. Usłyszałam pukanie do drzwi, ale za cholerę nie mogłam wstać z podłogi.
-Katherine? Jesteś tam? - to był Matt, stał tuż za dzwiami. Jęknęłam cicho. Złym pomysłem było opłakiwać tę utraconą szansę na miłość na drewnianej podłodze.
- Matt, poczekaj. Muszę wstać i zajmie mi to moment – oznajmiłam najgłośniej jak potrafiłam.
- Dobra, czekam.
Policzyłam do pięciu i z całej siły zmusiłam się do tego, by usiąść a nie leżeć na połodze. Kiedy już udało mi się usiąść, rozmasowałam sobie napięty kark. Otworzyłam drzwi, a Matt widząc to, jak wyglądam, otworzył szeroko usta. Musiałam wyglądać okropnie. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Mój Boże. Tusz wokół oczu się rozmazał, przez co wyglądałam jak Britney Spears albo inny przedstawiciel kultury gothów. Znów zapłakałam, a Matt przytulił mnie najmocniej jak potrafił.
- Co się stało, Kath? Co się stało? - pytał przejęty, a ja zasmarkałam mu białą koszulkę z wizerunkiem Kurta Cobaina.
- Charlie mnie opuścił, odszedł – wypłakałam. Matt spojrzał mi prosto w oczy.
- A to Wy – przerwał, przełykając ślinę – w ogóle byliście razem?
- No.... tak jakby. No wiesz, chemia i tak dalej była obecna od roku. Powiedział mi, że myślał o mnie każdego dnia przez ten rok – westchnęłam ciężko – Ale randki to może faktycznie były z dwie. Nie wiem, dlaczego postanowił się oświadczyć. Przecież było zbyt wcześnie.
- Postanowił? - mruknął Matt – Coś widzę, że my tu potrzebujemy kubełek lodów i wino. I ten, no – pstryknał palcami, szukając w swojej głowie tytułu filmu – Pretty woman na dvd!
- Daj spokój – parsknęłam śmiechem, wycierając spuchniętą twarz- Wystarczy wino. Dwie butelki. Tak dla, no wiesz – wzruszyłam ramionami – Pewności, że mi pomoże.
Matt uśmiechnął się szeroko, a ja dzięki temu przypomniałam sobie, jaki ma czarujący uśmiech. Opadłam na kanapę, przecierając oczy. Tusz nadal był na mojej skórze, dlatego wybiegłam do łazienki i starannie umyłam ślady po wczorajszym makijażu. Byłam wdzięczna, że mam kogoś takiego jak Matt. Był tutaj, ze mną i pomagał mi, widząc w jakiej jestem rozsypce. Westchnęłam, patrząc na swoją czystą twarz. Wyglądałam o wiele lepiej, ale zaczerwienione oczy nadal straszyły.
To Matt faktycznie przygotował nam pole do misji "Zapominamy o Charliem" – przygotował papierosy, wino, crossainty. No i wzięliśmy dzień wolnego, aby faktycznie z sobą poprzebywać i spróbować odciągnąć mnie od smutnych myśli.
Mniej więcej po pierwszej butelce, byliśmy już o wiele bardziej radośni. Matt nawet parsknął śmiechem, a potem nie potrafił powstrzymać się przez dobre kilka minut. Trzepnęłam go w brzuch.
-Ej, ja tu umieram z miłości a Ty się śmiejesz! - udawałam obrażoną jego zachowaniem. Byliśmy wstawieni, wtedy inaczej patrzy się na świat. Żałowałam co prawda, że nie ma tutaj z nami Charliego, ale tak naprawdę to był moment dla mnie i mojego przyjaciela.
- Wyobrażasz sobie, co by było, gdybyś nie nauczyła się francuskiego a ja angielskiego? - zapytał wciąż się śmiejąc – Życiowych zwierzeń, dokonywalibyśmy przez translator z Googli.
Spojrzałam na niego zdziwiona, po czym również roześmiałam się głośno. Tak by faktycznie było. Nie mogłabym opisać przez jakiś translator Mattowi, jak bardzo boli mnie to, jak rozwiązała się ta sytuacja z Charliem. A on nie mógłby zwierzyć mi się, jak bolą go kolejne znajomości Vivian z facetami. Pokręciłam głową z niedowierzaniem -
- Boże, ale jesteśmy nawaleni – pisnęłam uradowana.
-Nooo.
W końcu przestaliśmy się śmiać, spojrzałam na niego z uśmiechem i znów napiłam się wina. Matt również nic nie mówił, chyba wiedział o czym myślę. Myślałam oczywiście o tym, jak od tamtej pory wszystko się zmieniło – Cafe Gateau ma innego właściciela, Vivian jest z Matem a ja.... nie fantazjuję już o tym chłopaczku. Pogłaskałam go po twarzy, czując pod palcami ostry zarys jego szczęki.
- Wyobrażasz sobie, co by było, jakbym w Rennes Le Chateau, nie...... - przerwałam. Nie wiedziałam jak ubrać w słowa to, że w pewien sposób go rzuciłam.
- Czasem – przyznał Matt- Ale miałaś rację.
- Wiem – potwierdziłam, znów pijąc wino – To po prostu nie mogło się udać, prawda? Byliśmy... zauroczeni chwilą, wyobrażeniem o sobie samych.
-Tak – potwierdził patrząc mi prosto w oczy – No ale nie powiem. Jesteś zajebistą laską.
Zaśmiałam się głośno, odrzucając włosy i dopijając wino – Wiem, kochany.
Wkrótce, bo we wtorek, nastał ten dzień, kiedy moje rzeczy znajdowały się już na terenie Chateau "Niebieskie Jabłka". Najpierw przespacerowałam sie po ogromnym domu, z przyjemnością zauważając, że nadal ma w sobie ten specyficzny klimat i nie był on tylko złudzeniem podczas wizyty w domu z Marion. Wielkie okna, które oświetlały stare mury, wychodziły wprost na zalesione tereny, serpentyny ulic i w oddali widziałam też samo miasteczko.
Otworzyłam okno, pozwalając na to, by świeże powietrze wpadło do pokoju. Zadzwonił telefon, to był Andre. Odebrałam telefon z uśmiechem:
- OMG, Andre. Nie uwierzyłbyś w to, jak tutaj wspaniale – oznajmiłam głosem pełnym ekscytacji.
- Kath! Kath! Zgadnij kto wyprowadza się z Paryża, oprócz Ciebie – te słowa mnie zanipokoiły.
-Charlie?- zapytałam cicho, mając nadzieję, że się mylę.
- Nie, głuptasie. Ja. No i Kevin – oznajmił podekscytowany – Wyjeżdżamy do Holandii, chyba wiesz dlaczego. Dzisiaj to postanowiliśmy, ale dzwonię tylko do Ciebie. Nie chcę kraść uwagi Vivian i Matta. To ich czas, my wyjeżdżamy później.
- Weźmiecie ślub? - zapytałam nieco zdziwiona.
- Nie wiem, chyba tak. No wiesz, tam to już jest normalne – wydukał Andre – Boże, Kath. Nigdy bym nie pomyślał, że takie coś jest faktycznie możliwe. Spotkałem kogoś, kto nie jest zwykłą, przegiętą ciotą.
- Cieszę się – odpowiedziałam z uśmiechem – Wiesz co, muszę kończyć. Pogadamy na Wybrzeżu – oznajmiłam nieco smutniejszym tonem i rozłączyłam się.
Z jakiegoś powodu, nie mogłam wytrzymać tego, jak Andre był szczęśliwy. Zazdrościłam mu tego. Kevin bez problemu postanowił wyjechać do Holandii, a Charlie nie chciał wyprowadzić się z Paryża. "Dlaczego, dlaczego byłeś tak uparty, Charlie?" - zapytałam się w myślach. Tydzień później nadszedł wielki moment – znów ruszyłam w podróż. Tym razem miejscem docelowym, było Lazurowe Wybrzeże.
Ubrana w błękitną sukienkę od Westwood, szpilki od Louboutin i majac na nosie moje ulubione okulary od Diora, przekroczyłam próg wyjścia z lotniska w Nicei. Lazurowe Wybrzeże stało przede mną otworem. Odetchnęłam pełną piersią. Czułam się wspaniale, jak nowonarodzona. Mieszkanie w Rennes okazało się zbawienne dla wszelkich stresów życia codziennego, firmą kierowałam przez Skype, maile, a sama siedziałam w kawiarence, przy kawie i croissaincie.
A teraz stałam tutaj, idealnie zakrywająca smutek związany z odejściem Charliego, za perfekcyjnym makijażem i genialnie dobranym stroju. Jakiś śniady taksówkarz spojrzał na mnie, a potem na zdjęcie, które trzymał w dłoni:
-Pani Mayfair? - zapytał po angielsku. A ja odpowiedziałam mu szerokim uśmiechem i kiwnięciem głowy. Razem pojechaliśmy w stronę hotelu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Arno
Ekspert ds. Fairview
Dołączył: 11 Wrz 2007
Posty: 3338
Przeczytał: 1 temat
Pomógł: 42 razy Skąd: Toruń Płeć:
|
Wysłany: Śro 14:19, 18 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Łee. Spodziewałem się jakiegoś większego cliffhangera między obiema częściami finału...ale jest dobrze. XD Opis Wybrzeża super. *.* No i czy tylko ja jak głupi nadal mam nadzieję na jej pojednanie z Mattem? :C Już myślałem, że coś się stanie podczas tej posiadówy z winem...no ale to by było zbyt przewidywalne. XD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Q.m.c.
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 50 razy Skąd: Section One Płeć:
|
Wysłany: Śro 14:53, 18 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Coś widzę, że my tu potrzebujemy kubełek lodów i wino. |
Legendarny zestaw, który raczej nikomu jeszcze nie pomógł xP
Cytat: | A teraz stałam tutaj, idealnie zakrywająca smutek związany z odejściem Charliego, za perfekcyjnym makijażem i genialnie dobranym stroju. |
Cała Katherine...
Cytat: | Jakiś śniady taksówkarz spojrzał na mnie, a potem na zdjęcie, które trzymał w dłoni:
-Pani Mayfair? - zapytał po angielsku. A ja odpowiedziałam mu szerokim uśmiechem i kiwnięciem głowy. Razem pojechaliśmy w stronę hotelu. |
W którym czekał na nią Charlie, right? Może ta akcja z oświadczynami była za wcześnie i wydawała mi się być mało w jego stylu, ale od początku im kibicuje xP
Arno napisał: | No i czy tylko ja jak głupi nadal mam nadzieję na jej pojednanie z Mattem? | Matt jest za...ch****a jedyne co przychodzi mi do głowy to "za dobry" xp Ja wiem, że to niedorzeczne, ale Kath potrzebuje kogoś charakternego ( liczę na powrót dawnego Charliego, bo w poprzedniej części stracił sporo dawnego charakterku )
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Śro 19:59, 18 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Finał część 2.
Nicea była naprawdę piękna. Właśnie leżałam przy basenie, w towarzystwie Matta, ciesząc się słońcem i tym, że w pewien sposób jesteśmy na wakacjach. Z przyjemnością stwierdziłam, że kilku facetów zwróciło na mnie uwagę, przez co o wiele przyjemniej mi się opalało. Matt co jakiś czas ziewał. Był zmęczony tym całym napięciem przedweselnym, które udzieliło się Andre i Vivian. Zapiszczał mój telefon komórkowy. Zerknęłam na wyświetlacz.
" Mike nie żyje, jeżeli możesz, przyjedź na pogrzeb – Julie".
- O Mój Boże – powiedziałam głośno, Matt spojrzał na mnie zaciekawiony, ściągając przy tym okulary przeciwsłoneczne. Kilka dziewczyn po raz piąty przypadkiem przechodziło obok nas.
- Co się stało?
- Mike, Mike nie żyje – wyjaśniłam wstając z leżaka – Muszę iść.
- Czekaj, Kath. Mam Ci coś ważnego do powiedzenia – odpowiedział szybko Matt, ale ja już byłam zupełnie gdzie indziej. W bikini przeszłam przez basen, w stronę recepcji. Uśmiechnęłam się do recepcjonisty i wchodząc do windy, wybrałam numer telefonu do Susan.
- Halo? - odezwała się Julie.
- Julie? Tutaj Katherine Mayfair – przedstawiłam się, wysiadając z windy – Czy mogę porozmawiać z Twoją mamą?
- Mama nie czuje się teraz najlepiej. Będzie Pani na pogrzebie?
- Naprawdę, chciałabym. Wierz mi, znałam Mike'a i w... w ogóle – westchnęłam ciężko otwierając pokojowe drzwi – Wiem, że to źle zabrzmi ale... właśnie jestem na ślubie, no i jestem druchną przyjaciółki. Nie mogę ją tak po prostu zostawić. Oczywiście prześlę do Was kwiaty, no i bardzo mi przykro.
- Dziękuję, w imieniu mamy i brata – mruknęła Julie, nieco obrażona tym, że wolałam bawić się na ślubie, niż być na pożegnaniu przyjaciela.
Rozłączyłam się, zamykając za sobą drzwi do pokoju. Położyłam torebkę na łóżku i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Chciałam zadzwonić do Charliego, powiedzieć mu o tym, że moja amerykańska przyjaciółka cierpi z powodu utraty męża, ale to, co stało się między nami mnie powstrzymało. Zerknęłam do szafy, gdzie wisiała moja fioletowa sukienka druhny. Nie była taka zła, zwykle są one okropne – ta nawet prezentowała się całkiem dobrze. Uśmiechnęłam się pod nosem, przymierzając ciuch.
Wieczorem miała odbyć się wielka impreza, taka kolacja przedślubna. Niektórzy nazywają to próbą, ale ja nie lubiłam tej nazwy. Jak można ćwiczyć radość z tego, że nasi przyjaciele, łączą swoje żywoty pogrążeni w miłości? Na tę okazję, postanowiłam ubrać wysokie szpilki [nigdy nie miałam lęku wysokości], do tego dobrałam skórzane spodnie, czarny top. Dodatkami było kilka rzemyków, wiszących na moich smukłych dłoniach i naszyjnik z czarnych pereł.
Kolacja miała miejsce oczywiście w sali balowej hotelu. Nie była jeszcze specjalnie wystrojona, oczywiście pomijając stół. Zupełnie niepotrzebnie, w Paryżu mało kto lubi się objadać. To takie nieamerykańskie. Siedziałam pomiędzy Andre i Kevinem, przez co niewiele więcej słyszałam, niż ich rozmowę.
-Och Kath, widzieliśmy dzisiaj fotki z tego domu. Jest bajeczny – oświadczył Andre z rozmarzonym uśmiechem, podsuwając mi kilka wydrukowanych zdjęć. Matt spojrzał na mnie wyczekująco.
- Musimy pogadać, Katherine. Zapomniałem Ci o czymś powiedzieć – oświadczył.
- Przepraszam Cię Matt, wiem, że to Twój wieczór. Ale Twój brat właśnie pokazuje mi dom swoich marzeń, w którym zamieszka z facetem swoich marzeń. Pozwól mi popatrzeć na jego szczęście, skoro ja... takiego już nie zaznam – oświadczyłam z uśmiechem, w którym można było zauważyć sporą dawkę bólu. Matt pokiwał głową po czym powiedział coś, czego wtedy akurat nie usłyszałam:
-Ale ja właśnie o tym.
- No i widzisz? Tak wygląda kuchnia – powiedział Andre, podsuwając fotkę – Tu chciałbym zrobić wyspę, pokazać tym ludziom, jak się powinno urządzać domy.
Kevin parsknął śmiechem i pocałował Andre w policzek. Ja również automatycznie się uśmiechnęłam, bardzo miło się na nich patrzyło. Zerknęłam na Matta. Ciekawiło mnie, co było tak bardzo ważne, że chciał mi o tym powiedzieć. Nie zastanawiałam się jednak długo nad jego słowami, bo poczułam na swoim ramieniu smukłą dłoń Vivian.
- Możemy pogadać? - zapytała schylając się nad moim uchem, pokiwałam głową z uśmiechem. Matt spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem:
- Katherine!
- Przepraszam Matt, pogadamy później. Obowiązki druchny wzywają.
Razem z Vivian wyszłam z sali balowej, na jeden z tarasów które otaczały hotel. Zamknęłam za nami podwójne drzwi, po czym spojrzałam na nią pytająco. Widziałam, jak się trzęsie. Jako że żyłam nieco dłużej od Vivian, dobrze wiedziałam o co chodzi.
- O rany, Ty masz wątpliwości – jęknęłam. Vivian wybuchnęła płaczem.
- Boję się Kath, boję – wydukała zapłakana, przypominała rzekę, tylko, że wodą były jej łzy – A co jeżeli to nie wyjdzie? Nigdy mi żaden zwiazek nie wyszedł.
- Ale on mnie nie kocha – wyszeptała, trzęsąc sie jak galareta. Zmarszczyłam brwi, patrząc na swoją przyjaciółkę.
- Jak to nie kocha? - zapytałam i pokazałam jej dwa leżaki, na których mogłyśmy usiąść.
- Kocha Ciebie, Katherine.
- Nie, nie kocha – oznajmiłam stanowczo, próbując nawiązać z nią kontakt wzrokowy – Byliśmy razem, nie wyszło. Nie kocha mnie, ja go nie kocham. Słyszysz? Ciebie i Matta łączy coś niesamowitego, zawsze możecie na siebie liczyć, patrzycie na siebie z miłością, z uśmiechem. Zawsze rozmawiacie z szacunkiem, dla siebie, dla swoich uczuć. Łączy Was prawdziwy zwiazek dusz, odnaleźliście się na tym ogromnym świecie i wszyscy jesteśmy tu dzisiaj, dla Was. Vivian. Dla Was, nie dla..... - w tym momencie przerwałam. A co jeżeli faktycznie, to mnie i Matta łączyło uczucie? Jak na zdjęciach Andre, widziałam teraz te wszystkie sytuacje, w których mogłam na niego liczyć. To jak na mnie patrzył, jak ja się czułam w jego towarzystwie. To jak mnie wspierał, kiedy odszedł Charlie. A co, jeżeli to właśnie była miłość mojego życia?
-Katherine? - spytała Vivian, która już opanowała te spazmy płaczu – Czy Ty się dobrze czujesz?
- Tak, dobrze, świetnie – rzekłam pośpiesznie, po czym uśmiechnęłam się delikatnie – Nie martw się, Vivian. To jest Wasz dzień.
Zamknęłam się w swoim pokoju. Musiałam to wszystko przemyśleć. Usiadłam na podłodze, opierając się o łóżko oświetlane przez światła miasta. Westchnęłam ciężko.
-Katherine, skup się.
- No, co tam? - odpowiedział mój rozsądek.
- Czy ja kocham Matta?
- Nie kochanie, po prostu nikt Cię dawno nie wyrąbał – odpowiedział spokojnie rozsądek.
- Ej no, daj spokój. Ja serio pytam. Jego narzeczona wariuje, jutro mają brać ślub. Teraz albo nigdy. Czy ja kocham Matta. Pytam Ciebie, bo sama tego nie umiem zrozumieć.
- Czy to on sprawił, że płakałaś godzinami na podłodze w swoim mieszkaniu, kiedy on powiedział, że jesteś samolubna? Czy to o nim myślałaś rok? Czy to on Ci się oświadczał i z całych sił po tym jak odchodził, chciałaś krzyknąć "Tak"?
-Nie.
- To tak, czy nie?
- Nie. Nie kocham go – odpowiedziałam z ulgą.
W końcu nastał ranek, wszyscy goście przygotowywali się do ceremonii. Ja natomiast, zaspałam. Tak, kiedy Vivian panikowała i biegała po hotelu, zamiast mnie, uciszał i uspokajał ją Andre. Dobijali się do moich drzwi, ale ja akurat wzięłam kilka tabletek nasennych, tak by nie kontynuować do rana dialogu z Rozsądkiem, na temat tego, czy kocham Matta. Wstałam godzinę później. Było już wtedy cicho, prawdopodobnie wszyscy byli już w kościele. Zadzwonił mój telefon.
-Halo? - zapytałam po odebraniu połączenia.
- No gdzie Ty jesteś do jasnej cholery? - syknęła zdenerwowana Vivian. Miała prawo się denerwować, każda panna młoda tego dnia jest jak wrzód na tyłku.
- Przepraszam, zaspałam. Czy już po wszystkim? - miałam nadzieję, że tak. Matt byłby żonaty i miałabym spokój z moimi rozkminami na temat tego kogo kocham.
-Nie. Czekamy na Ciebie w kościele. Wiem, że wolałabyś zaspać, ale Matt powiedział, że bez Ciebie tego nie zrobi. Zresztą, podobnie myślę. Jesteś naszą przyjaciółką i potrzebujemy Cię tutaj.
- Niedługo będę – odpowiedziałam bez większych emocji i rozłączyłam się.
Rzuciłam telefon na łóżko, po czym rozejrzałam się po pokoju. Najpierw wzięłam szybki prysznic, po czym ubrałam tę fioletową sukienkę i zrobiłam sobie makijaż. Spryskałam również włosy lakierem do włosów, by wyglądać jeszcze lepiej. W końcu po tych wszystkich zabiegach, zeszłam na dół. Tam czekał na mnie ten sam taksówkarz, co przed lotniskiem. Wsiadłam do środka z uśmiechem.
-Niedługo będziemy na miejscu, proszę się nie przejmować – oznajmił z uśmiechem.
- To dobrze. Wszyscy na mnie liczą – I w tym momencie, poczułam się, jakby ktoś uderzył mnie maczugą w twarz. Ja nie kochałam Matta. JA GO ZUPEŁNIE NIE KOCHAŁAM. Po prostu odczuwałam cholerną zazdrość, że oto tutaj, Andre i Kevin wyjeżdżają razem do Holandii, że Matt i Vivian łączą się związkiem małżeńskim A MÓJ UKOCHANY JEST GDZIEŚ NIEWIADOMO GDZIE ZAMIAST BYĆ TUTAJ ZE MNĄ!- No k***a oczywiście!
- Słucham?- zapytał taksówkarz, a ja spojrzałam na niego z uśmiechem – Proszę się pośpieszyć. Vivian i Matt na mnie naprawdę liczą.
W końcu dotarliśmy na miejsce. Kościół był zbudowany z piaskowca, nieco w meksykańskim stylu. Spojrzałam na wieże dzwonniczą z uśmiechem, po czym podreptałam na wysokich obcasach w stronę wejścia do głównej nawy. W środku wszyscy już byli. Uśmiechałam się grzecznie, idąc w stronę ołtarza. Matt wyglądał na skacowanego, nawet mnie nie zauważył. Zakrywał tylko oczy przed światłem słonecznym.
Nadszedł ten moment, kiedy pianista zaczyna grać Canon in D Pachelbel'a, a Panna młoda zmierza równym krokiem w stronę swojego wybranka. Matt uśmiechnął się do Vivian, uśmiechem który pokazywał, że ten facet jest najszczęśliwszym człowiekiem na całym świecie. Ja również byłam radosna, czując, że wszystkie emocje które mną wczoraj targały, zupełnie znikły. Matt zerknął w moją stronę i się jakoś ożywił:
-Wreszcie jesteś! - syknął ze złością. Spojrzałam na niego pytająco, organista przestał grać melodię. Vivian spojrzała na nas pytająco. Ja za to uśmiechnęłam się nerwowo do Matta:
-O co chodzi?- zapytałam starając się mieć nieskazitelny i perfekcyjny uśmiech wymalowany na twarzy, taki jak zawsze. Matt wyszeptał mi wtedy wszystko do ucha:
- Jedź natychmiast na lotnisko. Charlie powinien wciąż tam być. Próbowałem Ci cały wczorajszy dzień powiedzieć, że on przyjedzie, ale Ty byłaś wiecznie czymś zajęta. Był rano w hotelu, ale Ty kompletnie nas wszystkich olałaś.
- Spałam – mruknęłam. Vivian zdenerwowana stała w połowie drogi do ołtarza.
- To już nie pamiętasz, jak rano powiedziałaś, żebyśmy wszyscy spadali?
- Widocznie powiedziałam to przez.... sen? - wyjąkałam, po czym zerknęłam na zegarek – Muszę lecieć na lotnisko!
- No a co ja Ci mówiłem! - odpowiedział krzykiem Matt, którego echo odbiło się w całym kościele.,
- Kontynujcie! - powiedziałam głośno i w wysokich szpilkach, biegłam do wyjścia. Mijając zdziwioną Vivian powiedziałam tylko : Wyjaśnię wszystko później.
Wypadłam z kościoła w stylu podobnym do tego, w jakim w Stanach plądruje się wyprzedaże w butikach. Odnalazłam wzrokiem taksówkarza który zawiózł mnie do kościoła i wrzasnęłam jak opętana : Ty! Płacę pięć tysięcy dolarów za ekspresowy kurs na lotnisko!
-Wsiadaj, laleczko! - odpowiedział uradowany taksówkarz.
Śpieszyliście się kiedyś w jakieś miejsce? Nie mówię o biegu na autobus, mówię o czymś ważniejszym. Jak... miłość życia, która za chwile opuści Niceę i poleci niewiadomo gdzie. Wachlowałam się kopertową torebką, mając nadzieję, że nie trzasnę na zawał od tych wszystkich emocji. Przyjechał do Nicei.... to znaczy, że mi wybaczył ten głupi krok? Tak bardzo cieszyła mnie ta perspektywa. Uśmiechnęłam się do swoich własnych myśli, przez co musiałam wyglądać wyjątkowo głupio. Taksówkarz zerkał na mnie z uśmiechem, dobrze wiedział skąd ten pośpiech. Podobno miłość mialam wymalowaną na twarzy.
- Jesteśmy na miejscu – stwierdził w końcu taksówkarz. A ja wypadłam z jego samochodu jak oparzona, biegnąc w stronę lotniska – Ej, a pięć tysięcy?
- Zaraz!- warknęłam wpadając na lotnisko. Gdy tylko przekroczyłam próg lotniska, wrzasnęłam głośno – Charlie!
Odpowiedziała mi jedynie głucha cisza, lotnisko było prawie puste. Nie zdąrzyłam. - Charlie?! - wrzasnęłam po raz drugi. Znów nie było odpowiedzi – Charlie..... - jęknęłam cicho, czując jak znów zaczynam płakać. Nie potrafiłam zatrzymać potoku łez, który wynikał również z powodu pewnego rodzaju zawodu, jaki mi sprawił Charlie, znikając zbyt wcześnie.
- No i czego się drżesz? - mruknął za mną facet z wyraźnie amerykańskim akcentem – Boże, baby to wiecznie dramatyzują. Napatrzą się na te durne komedyjki romantyczne a potem marzą o życiu jak z tych durnych scenariuszy.
To nie była logika, bo ten facet po raz kolejny mnie obraził. To była czysta miłość. Taka która sprawia, że nawet największa ilość wypłakanych łez, nabiera sensu. Która jest powietrzem dla zakochanych i z której nigdy, przenigdy nie chcemy zrezygnować. Ani po roku nie widzenia się, ani po wielkiej kłótni. Spojrzałam w jego oczy i zaśmiałam się przez łzy. Charlie objął mnie w talii i pocałował namiętnie. Staliśmy tak dobre pięć minut, na środku lotniska- a świat wokół nas po prostu przestał istnieć. Byłam tak szczęśliwa, jak jeszcze nigdy w życiu. Wrócił, mój ukochany Charlie wrócił. Po powrocie do hotelu, wszystko się wyjaśniło. Matt cały czas próbował mi powiedzieć o tym, że dzwonił Charlie i błagał go, by powiedział mu gdzie przebywam. W końcu ten mu powiedział, a Charlie rzucił wszystko, aby przyjechać do mnie i na swój sposób, przeprosić.
******
- Boże, co by było, gdybym postanowiła tamtego wieczoru, wypić kawę gdzie indziej, niż w Cafe Gateau – oznajmiłam z uśmiechem, patrząc na Matta. Odpowiedział podobnym uśmiechem. Siedzieliśmy w jego gabinecie, w siedzibie naszej firmy, w Paryżu. Od ślubu z Vivian minął miesiąc, przez który nasze życie przypominało istną sielankę. Firma wciąż się rozwijała.
-Wolę nie myśleć, Kath- mruknął po czym podał mi wykresy – A teraz czas na interesy.
- Dobra – potwierdziłam spoglądając na wydruki.
- Nasza firma się rozwija, mamy coraz większy budżet. W następnym roku, myślę, że możemy spróbować otworzyć się na rynek wschodni. Za to w tym myślałem nad – przerwał, patrząc na wykresy.
- Nad czym? - zapytałam zaintrygowana. Rynek wschodni oznaczał spory rozrost firmy.
-Rynek amerykański – odpowiedział, po czym westchnał – Ale nie umiem znaleźć osoby, która poradziłaby sobie z tego rodzaju firmą. Wszyscy których poznaję, nie są dość doświadczeni.
- Spokojnie, kochany – szepnęłam – Mam kogoś na myśli.
********
Lot zajął mi osiem godzin. Następnie wyruszyłam do hotelu, w którym najlepszy apartament wynajął mi Matt. Oczywiście nie spodziewałam się nicejskich warunków. To by było po prostu niedorzeczne. Następnego dnia, po śniadaniu w francuskim stylu, ubrałam się odpowiednio i wynajęłam kierowcę. Dobrze wiedziałam gdzie chcę się udać. Siedząc w samochodzie, usłyszałam, że dzwoni mój telefon:
- Andre, kochany. Jak tam Holandia? - zapytałam z uśmiechem.
- To niesamowite miejsce. Boże, Kath! Marihuana jest tu naprawdę legalna! - oznajmił podekscytowany Andre, a ja roześmiałam się.
-Tak, jest, jest – skwintowałam z uśmiechem – Tak za Wami tęsknie, Wy moje cioty.
- Haha, tak, my za tobą też. Kevin Cię pozdrawia. Słuchaj, muszę kończyć. Pogadamy później.
- Pa, kochany. Pa – pożegnałam się z uśmiechem. Kierowca zatrzymał się, byliśmy na miejscu. Wysiadłam z samochodu i zauważyłam grupę kobiet, stojących na ulicy. Automatycznie pomyślałam o tym, że niektóre rzeczy się nigdy nie zmienią. Ja przeżyłam tak wiele przez ten czas, a one....
-Witam Panie – ściągnęłam okulary przeciwsłoneczne, by tym gestem nieco zaszpanować. Uśmiechnęłam się i zapytałam – Tęskniłyście?
Wystąpili:
Katherine:
Matt:
Vivian:
Charlie:
Andre:
Kevin:
Koniec sezonu 1
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Granmor dnia Śro 20:52, 18 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mikołajek
Administrator
Dołączył: 29 Sie 2007
Posty: 4659
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 50 razy Skąd: Poznań - Piątkowo Płeć:
|
Wysłany: Śro 20:35, 18 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Nie wiem dlaczego, ale w głowie odtwarza mi się muzyczka z zakończenia "mody na sukces"...
http://www.youtube.com/watch?v=q5OTR_t1Gvs
Nie! To opowiadanie nie ma poziomu mody na sukces bo nie da się porównać głębi Rowu Mariańskiego ("Moda...") z Alpami ("Kawa i croiassant").
Wracając sedo sedna wypowiedzi:
Pomijam "ochy i achy" bo te dostaniesz zapewne od Arno lub Q.m.c.
Opowiadanie napisane zręcznie, czego ja nie potrafię. Dużo różnych bohaterów, logika w czasie akcji, ładne spięcie klamrą (wypełnienie "pustki" - nie darzyłem tej postaci zbytnią sympatią, ale to już wiecie - po odcinkach między 6x19 a 8x22 dotyczącej Katherine), barwne opisy miejsc ludzi i ubiorów, nawiązania do samego pierwowzoru, czyli DH.
Daję Ci, myślę, że nie będę tu nikogo oszukiwał, ocenę CELUJĄCĄ za wszystkie powody wymienione powyżej i dlatego, że jakoś tak mam słabość do wszystkiego co związane jest z DH.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Q.m.c.
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 50 razy Skąd: Section One Płeć:
|
Wysłany: Śro 21:13, 18 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Yaaay *.* finał
<czyta, czyta>
...ale do rzeczy
Cytat: | A co jeżeli faktycznie, to mnie i Matta łączyło uczucie? Jak na zdjęciach Andre, widziałam teraz te wszystkie sytuacje, w których mogłam na niego liczyć. To jak na mnie patrzył, jak ja się czułam w jego towarzystwie. To jak mnie wspierał, kiedy odszedł Charlie. |
Cytat: | -Katherine, skup się.
- No, co tam? - odpowiedział mój rozsądek.
- Czy ja kocham Matta?
- Nie kochanie, po prostu nikt Cię dawno nie wyrąbał – odpowiedział spokojnie rozsądek. |
hahaha
dobrze, że sama do tego doszła xD
Cytat: | Nadszedł ten moment, kiedy pianista zaczyna grać Canon in D Pachelbel'a, |
Tą nazwę zapamiętam na długo xD
Cytat: | - No i czego się drżesz? - mruknął za mną facet z wyraźnie amerykańskim akcentem – Boże, baby to wiecznie dramatyzują. Napatrzą się na te durne komedyjki romantyczne a potem marzą o życiu jak z tych durnych scenariuszy. |
ahh wiedziałam, że "dawny" Charlie wróci <3
Cytat: | o była czysta miłość. Taka która sprawia, że nawet największa ilość wypłakanych łez, nabiera sensu. Która jest powietrzem dla zakochanych i z której nigdy, przenigdy nie chcemy zrezygnować. Ani po roku nie widzenia się, ani po wielkiej kłótni. Spojrzałam w jego oczy i zaśmiałam się przez łzy. Charlie objął mnie w talii i pocałował namiętnie. Staliśmy tak dobre pięć minut, na środku lotniska- a świat wokół nas po prostu przestał istnieć. |
awwww!!!!
od razu przypomniało mi się:
Cytat: | -Witam Panie – ściągnęłam okulary przeciwsłoneczne, by tym gestem nieco zaszpanować. Uśmiechnęłam się i zapytałam – Tęskniłyście? |
Ahhhhh co za cliff!
To jest chyba aż zbyt oczywiste, żeby to pisać, ale CZEKAM NA KOLEJNY SEZON Nie ważne kiedy, ale jestem pewna, że czekanie się opłaci
Mikołajek napisał: | Pomijam "ochy i achy" bo te dostaniesz zapewne od Arno lub Q.m.c. | Ja już chyba zbyt wiele razy zachwycałam się tym ff'em, ale:
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Śro 21:17, 18 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
A tak sobie wyobrażałaś postacie, czy jakoś inaczej? xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Q.m.c.
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 50 razy Skąd: Section One Płeć:
|
Wysłany: Śro 21:37, 18 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
W sumie wszystkich wyobrażałam sobie podobnie, oprócz Charliego xD
To "mój" Charlie:
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Śro 21:42, 18 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Mógłby być, zdecydowanie. xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|