|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Q.m.c.
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 50 razy Skąd: Section One Płeć:
|
Wysłany: Sob 10:39, 28 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Nowa seria!
Cytat: | Dopiero gdy do niego dotarłam, zrozumiałam, co Ashley miała na myśli. W środku był Charlie, ubrany jedynie w spodnie i rozpiętą elegancką koszulę. Spojrzałam na jego nagie ciało i przełknęłam głośno ślinę. |
Od razu przypomniała mi się scena z "Chirurgów" w gabinecie Addison, gdy odwiedził ją Mark
Przyznam, że nie mam zielonego pojęcia co będzie dalej i dokąd zmierza nowa seria Małżeństwo, Lyn w firmie...ciekawie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Sob 21:02, 28 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
To dobrze. Taki był cel.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Q.m.c.
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 50 razy Skąd: Section One Płeć:
|
Wysłany: Sob 21:10, 28 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Peeeewnie Niech biedną Q.m.c. jeszcze bardziej zżera ciekawość
hahah
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Wto 0:05, 31 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Na lotnisko udałam się o ósmej dwanaście, majac nadzieję, że Matt nie będzie musiał na mnie czekać ani minuty. Nie widzieliśmy się od miesiąca, on mieszkał przez ten czas w Japonii gdzie zajmował się kordynacją pracy nowego oddziału firmy. Jego lot przybył o dziewiątej i nie mogłam ukryć ekscytacji, kiedy zobaczyłam jego nażelowany łeb. Pisnęłam jak nastolatka, rzucając mu się w ramiona.
- Boże, o mój Boże! - piszczałam, kiedy facet unosił mnie nad ziemią.
- Tak dobrze być w domu! - odpowiedział radosnym tonem. Spojrzałam na niego z uśmiechem.
- Chodź, samochód czeka – wyszeptałam. Wciąż przytuleni do siebie, opuściliśmy lotnisko.
******
Wiedziałam, że to będzie dla niego ciężki moment. Andre od dwóch lat nie przyjeżdżał do Francji. Nadal mieszkał z Kevinem w Holandii, gdzie czuli się jak u siebie w ojczyźnie. Zerknęłam na zegarek, kiedy wsiadaliśmy do limuzyny, była dziewiąta czterdzieści. Matt uśmiechnął się, ale widziałam, że jego oczy są puste i smutne.
- Więc jak myślisz, Japonii się uda? - zapytałam chcąc sprawić, by zapomniał o tym, z czym się wiąże powrót do Francji. Matt pokiwał głową.
- Jin zrobił świetną robotę angażując zespół, są naprawdę dobrzy – oznajmił masując swoją prawą skroń. Dotknęłam jego lewej dłoni i ścisnęłam delikatnie, odpowiedział mruknięciem.
- Dobrze się czujesz?- zapytałam prawie szeptem. Matt w odpowiedzi pokiwał głową.
-Tak, wiesz. To ta podróż. Zresztą sama wiesz najlepiej, Lynette do mnie dzwoniła – puścił do mnie oczko. Odpowiedziałam uśmiechem. Odkąd Vivian go zostawiła, Matt nie był tą samą osobą. Był nieco przygaszony, jakby obdarty z swojego dawnego ego. Nie wiedziałam co w nią wstąpiło, że go opuściła. Ja bym tego nigdy nie zrobiła.
- Na pewno wszystko jest w porządku? - próbowałam brzmieć na tyle delikatnie, na ile tylko potrafiłam. Matt pocałował mnie w policzek i pokiwał głową. Westchnęłam ciężko.
- Charlie zasugerował, byśmy zatrudnili kogoś do pomocy prowadzenia tej firmy.
- Narzeka, że ciągle pracujesz? - mruknął Matt uśmiechając się kpiąco.
- Ehe – potwierdziłam zniesmaczona. Nie lubiłam kiedy życie uczuciowe kolidowało z moimi obowiązkami. Byłam prezesem międzynarodowej firmy – to oczywiste, że nie miałam czasu na wszystko.
- No to się kogoś zatrudni – oświadczył Matt, wyglądając przez okno – To już postanowione.
*******
Matt spojrzał na mnie z uśmiechem. Dobrze wiedziałam, co on sobie w tej swojej głowie teraz myśli. "ZAKLEPUJĘ!". Oto słowo jakie znajdowało się w jego głowie. Przed nami, siedziała młoda blondynka, podobna do Sharon Stone. Jak Matt słusznie zauważył, wzorem Catherine Trammell, dziewczyna nie miała bielizny. A Mattowi spodobało się to, co zobaczył. A zobaczył sporo. Ja też.
-Więc- Matt chrząknął, oczyszczając gardło i próbując brzmieć na tyle rzeczowo, na ile tylko dał radę - Jakie studia Pani skończyła?
- Wyższe? - mruknęła pytająco Sharon, albo jej młodsza kopia. Nazwijmy ją Sharon, bedzie nam łatwiej.
- Och – jęknął Matt, który już wiedział, że ja nie pozwolę zatrudnić jego nowej żony.
- Miałam zajęcia z marketingu – dopowiedziała Sharon, zupełnie jakby to miało sprawić, że przestanie być głupią blondynką, która chyba nawet nie wie, że batsygnał świeci spod jej sukienki.
- Naprawdę? - zapytał zainteresowany Matt – A czego Was tam uczyli?
- No wiesz – Sharon westchnęła, zapalając papierosa i zaciągając się nim – Wszystkiego. Jak sprzedać produkt, siebie. Wszystko może być produktem.
- Faktycznie – przytaknęłam – Brzmi jak zajęcia z marketingu.
Nie zawarliśmy umowy z Panią Stone. Zajęcia z sprzedawania siebie nie były dość dobrym backgroundem, by zająć się naszą firmą. Odznaczyłam tę chodzącą blond porażkę na liście kandydatów i poczekaliśmy na kolejną osobę. Tym razem, był to facet.
Mężczyzna, około pięćdziesiątki, ubrany w jasny garnitur, badawczo patrzył na mojego przyjaciela, Matta. Parsknęłam dyskretnie śmiechem, Matt za to kopnął mnie w kostkę. Jęknęłam cicho rozmasowując bolące miejsce.
- Więc, jaką szkołę Pan ukończył?- zapytałam uprzejmie. Matt nie był zainteresowany rozmową z naszym kandydatem.
- Yale – odpowiedział mężczyzna. Matt przeklnął cicho, chyba nie podobało mu się to, że zauroczony nim facet, skończył taką szkołę jak Yale.
- Dawno? - zapytał od niechcenia. Facet pokiwał głową, potwierdzając, że dawno- Szkoda. My kompletujemy młody, dynamiczny zespół. Dziękujemy.
- Ale- mężczyzna przerwał, mając nadzieję, że jednak zmienimy zdanie. Pokazał na mnie palcem – Ale ona nie jest młoda.
No czy Wy to sobie k***a wyobrażacie?! Co za cham?! Co za typ! Spojrzałam na Matta z furią, a on już leżał pod stołem, śmiejąc się jak nienormalny. Starzec, łysiejący dupek, spojrzał na mnie przepraszająco, rozumiejąc, że nie powinien tego mówić.
-Dziękujemy panu! - syknęłam wkurwiona.
Dopiero dziesiąta w kolejce osoba, okazała się strzałem w dziesiątkę. Była po trzydziestce. Z każdego gestu jaki wykonywała, biła niezwykła siła charakteru. Spoglądała na nas z wyższością, zupełnie jakbyśmy to my ubiegali się o pracę. Włosy ciemnego koloru miała spięte. Ubrana była w beżową sukienkę od Diora, a talię owinęła bordową wstążką. Wyglądała jak królowa, arystokratka.
Matt był już zakochany po uszy, z trudem ukrywał erekcję garbiąc się przy stole.
-Pani nazwisko? - zapytałam uprzejmie, będąc zazdrosną, że to ona wywoływała taką reakcję, a nie ja. Kobieta uśmiechnęła się pod nosem, jakby nieco ironicznie i z angielskim akcentem oznajmiła:
- Kyle. Panna Kyle.
- Och – jęknął Matt, a ja uderzyłam go z łokcia – Jaką uczelnię Pani skończyła?
- Oxford – odpowiedziała z wyższością kobieta – Mam doświadczenie w prowadzeniu firmy, prowadziłam kilka, które aktualnie notują zwyż cen akcji. Były to głównie firmy informatyczne. Sprzęt, multimedia, różne nieciekawe rzeczy.
- Och – tym razem to ja jęknęłam – A jakie ma Pani wymagania finansowe?
- Piętnaście tysięcy euro na miesiąc – stwierdziła, zapalając papierosa. Zrobiła to jednak z wielką elegancją, zupełnie inaczej niż Sharon – Jeżeli porozmawiacie z moimi szefami, sami zrozumiecie, że to jest dla Was czysty biznes.
- Ale jednak życzy sobie Pani sporo – odpowiedziałam uprzejmie. Matt parsknął śmiechem.
- Czy to ważne? - zapytał rozkładając ręce. W odpowiedzi, Panna Kyle tylko uśmiechnęła się pod nosem. Matt był w siódmym niebie. Uśmiechnęła się do niego! - Kiedy może Pani zacząć?
Panna Kyle wstała, nie udzielając żadnej odpowiedzi. Odwróciła się na obcasie swojego obrzydliwie drogiego buta i oznajmiła: Zadzwonię.
Długo kłóciłam się z Mattem na temat tego, że podjął decyzję tak naprawdę samemu. Matt powiedział jednak, że to, że dziewczyna wygląda jak pieprzona Lara Croft nie ma żadnego zwiazku z tym, że po prostu ma świetne kwalifikacje. Ja również uznałam, że warto ją zatrudnić. Dlaczego? Nie, nie podobała mi się. Nie, nie interesowały mnie jej osiągnięcia. Matt po prostu znów się uśmiechnął a jego oczy przestały być puste. Za to, że znów się uśmiechnął, byłam gotowa zapłacić najwyższą cenę...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Q.m.c.
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 50 razy Skąd: Section One Płeć:
|
Wysłany: Wto 22:16, 31 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Nie wiedziałam co w nią wstąpiło, że go opuściła. Ja bym tego nigdy nie zrobiła.
- Na pewno wszystko jest w porządku? - próbowałam brzmieć na tyle delikatnie, na ile tylko potrafiłam. Matt pocałował mnie w policzek i pokiwał głową. Westchnęłam ciężko.
(...)
Za to, że znów się uśmiechnął, byłam gotowa zapłacić najwyższą cenę... |
Czyżby Kath i Matt mieli się ku sobie? Nadal kompletnie nic nie umiem przewidzieć xD
Poza tym nowa postać - Kyle bardzo mnie ciekawi
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Czw 17:38, 02 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Zobaczymy, co się dzieje....
Podobno najlepszym sposobem na przebudzenie, jest pocałunek. Tak gdzieś przeczytałam. Nie wiem czy był on całkowicie najlepszy, ale tego dnia, akurat sprawił, że czułam się o wiele lepiej. Leżałam z Charliem w naszym łóżku, w pokoju skąpanym w południowym francuskim słońcu. Uśmiechnęłam się do niego, z przymrużonymi oczyma. Czułam, że ma ochotę na seks. No wiecie. CZUŁAM TO.
-Dzień dobry – szepnęłam zrelaksowana, Charlie odpowiedział mruknięciem – Tak, mhm. Też tak myślę.
Charlie parsknął w odpowiedzi śmiechem, odsunął się i podpadł dłoń o poduszkę. Każda taka chwila, była dla nas na wagę złota. Byłam wdzięczna Bogu za to, że wreszcie dożyłam swojego szczęśliwego zakończenia. Po chwili usłyszałam warkot silnika, ktoś wjechał na plac przed chateau. Ubrałam przewiewny, jedwabny szlafrok i zeszłam na dół.
- Pani Mayfair! - zaszczebiotał Paulo na mój widok. Paulo to włoch, który zamieszkał w Rennes Le Chateau dawno, dawno temu – Jak zwykle wspaniale Pani wygląda.
- Dziękuję, jesteś prze uroczy – odpowiedziałam zerkając na ciężarówkę, którą Paul przyjechał do mnie i mojego męża – Masz wszystko, czego potrzebuję?
- Oui – potwierdził Paulo po czym parsknął śmiechem – Prawdę mówiąc, zaskoczyła mnie ilość tego wszystkiego. Spodziewa się Pani kogoś?
- Tak właściwie, to tak – oznajmiłam z uśmiechem – Przylatuje moja córka, z mężem i dzieckiem. Pomieszkają nieco tutaj.
- Wspaniała wiadomość! - zaszczebiotał Paulo i mruknął do tragarzy, by zaczeli wynosić wszystkie skrzynki pełne składników kulinarnych.
` Dylan rzadko mnie odwiedzała, dlatego byłam podekscytowana wizją jej przybycia. Miała przybyć z Natem, to bardzo dobry znak. Kiedy dwa lata temu, zdradził ją, prawie się rozstali. Dziękowałam Bogu za to, że jednak udało im się dogadać i ich dziecko, Damon, ma kompletną rodzinę. Ja tymczasem wzięłam z gorącej tacy w piecu ciasteczka i nalałam sobie do filiżanki kawy. Tak zastawiona porannymi smakołykami, nie pytajcie mnie, bo było większym smakołykiem, kawa, czy ciastko czy.... Charlie, przeszłam na tyły Chateau, gdzie mieściła się altana otoczona kolorowymi kwiatami. Nie spędzałam dużo czasu w Chateau, ale kiedy już to robiłam, czułam się jak w cholernym niebie. No i wtedy usłyszałam to.... nieznośne bzyczenie. Tuż obok ucha, jakiś cholerny owad. Machnęłam dłonią, próbując go odgonić. Udało się, wzięłam łyk kawy. Mmmm.... jak mi było dobrze. No i k***a znowu. Owad który latał mi tuż obok ucha. Machnęłam intensywniej dłonią. Powinniście się w tym momencie dowiedzieć, że tak naprawdę, nie znosiłam owadów. Ba! Nienawidziłam wszelkiego świństwa.
Charlie wyjrzał przez okno, zdziwiony moim zdenerwowaniem i tym, że macham jak głupia. Owad tymczasem dalej nie dawał mi spokoju, wstalam wiec szybko i przez przypadek, strąciłam filiżankę. Poczułam żar na udzie, na które wylała się kawa.
-PSIA KREW! - wrzasnęłam, usiadłam szybko na krześle i poczułam ukłucie żądła wprost w lewy pośladek. Spojrzałam na niebo, zupełnie jakby na Boga i wrzasnęłam : Jaja sobie robisz?!
- Kath? Co jest? - po kilku sekundach pojawił się obok mnie Charlie. Jęknęłam z bólu, czując jak mi pupa puchnie od jadu pszczoły – Musimy Cię zabrać do lekarza – oświadczył po czym krzyknął głośno – Paulo! Jedziemy do miasta!
Byłam mega zażenowana, kiedy Charlie i Paulo asekurowali mój spacer do ciężarówki. A dupę miałam ogromną jak Jennifer Lopez. Powiem szczerze, że nawet mi się spodobało i zastanowiłam się, czy implanty nie byłyby dobrym pomysłem.
Klinika Bruce'a Way znajdowała się na alei Kasztanowej, w samym centrum Rennes Le Chateau. Oczywiście trudno było mówić o centrum, w przypadku wsi liczącej dwustu mieszkańców. Bruce, z tego co się później dowiedziałam, był amerykaninem, który przybył do Rennes z powodu zafascynowania zagadką świętego Graala. Kiedy więc usłyszał, że mieszkam w Chateau "Niebieskie Jabłka", był po prostu zaczarowany. Chcecie bym go opisała? Był nieco podobny do Matta. To znaczy..... bo wiecie jak wygląda Matt nie? Przystojny, młody, wiecznie zarośnięty i z wymodelowanymi włosami. Bruce takich nie miał, podejrzewam, że całe życie nosił tę samą fryzurę. Mimo niezaprzeczalnego uroku osobistego, nie nosił na dłoniach żadnych rzemyków, świecidełek ani nic takiego. Matt nosi. No i przede wszystkim, Bruce miał oczy które... nie potrafiły kłamać. Dlatego od razu wiedziałam, że mu się spodobałam.
- Panie doktorze – jęknął Charlie, patrząc na mnie z troską – Moja żona....
- O Boże – mruknęłam zrezygnowana. Chciałam umrzeć.
- Implanty? - zapytał patrząc wprost na mój tyłek. Ożywiłam się i spalona jak burak warknęłam.
- Pszczoła, na litość boską!
-Och – mruknął Bruce.
-Da radę jakoś temu..... no wie Pan. Jakoś ten... efekt... cofnąć? - zapytał Charlie.
- A Pani ma uczulenie na pszczoły? - zapytał Bruce, spojrzałam na niego zdenerwowana.
- A skąd mam na litość boską wiedzieć? - mruknęłam, zerkając na swój tyłek – Czym się takie uczulenie przejawia?
- Tym, że jak Panią ugryzie pszczoła, albo inna latająca pierdoła, to Pani spuchnie miejscowo do granic możliwości – w tym momencie, Bruce znowu zerknął na mój tyłek.
- Och – mruknęłam i też na niego spojrzałam – Tak, najwyraźniej jestem uczulona.
- Dam Pani antybiotyk i... nie wiem, powinno przejść do jutra – odpowiedział Bruce, napełniając strzykawkę płynem. Nawet nie bolało. Nawet nie miałam pojęcia, kiedy wstrzyknął ten syf w moją pupę. Kompletnie nic na niej nie czułam, zupełnie jakby nie była moja.
Oczywiście oparzeniem od kawy, też się tam zajęli, ale ono wymagało o wiele mniej uwagi niż reakcja alergiczna. No i jak się okazało, wcale nie było jakieś... poważne, zero śladu na ciele. Wracając z Charliem do domu, czułam jak mój tyłek zwój się staje.... mój. No, wiecie, czucie wracało.
- Kiedy jedziesz do Paryża? - zapytał patrząc na mnie z uśmiechem. Wzruszyłam ramionami.
- Chciałam spędzić nieco czasu z Tobą, teraz jak Panna Kyle pracuje u nas.
Charlie zerknął na mnie, a potem parsknął śmiechem. Spojrzałam na niego, zaintrygowana tym, dlaczego tak zareagował na moje stwierdzenie, że chcę spędzić z nim więcej czasu. Chyba zauważył moje zmieszanie, bo automatycznie wyjaśnił o co mu chodziło.
- Panna Kyle?- zapytał retorycznie – Zwracasz się tak, jakbyś to Ty dla niej pracowała. Jak ona ma na imię?
- Serena – oznajmiłam. Charlie pokiwał zaś głową.
- Zwracaj się do niej w ten sposób.
- To nie takie proste, Charlie. Kompletnie nic nie rozumiesz – po chwili pożałowałam tych słów, zobaczyłam, jak wokół Charliego buduje się ściana, którą już niedługo nie będę potrafiła pokonać.
- Tak, wiem – mruknął obrażony. Chwyciłam go za ramię, próbując uspokoić.
-Przepraszam, ja po prostu mam....
- Tyle na głowie, wiem – przerwał mi Charlie, uśmiechnął się i dodał – Nic się nie stało.
Czułam jednak, że czuje inaczej. Chciałam zadzwonić do Matta i zapytać, co on uważa, na ten temat ale powstrzymałam się. Matt nie musi być wiecznie męczony moimi problemami z mężem. Taka rozmowa mogłaby sprawić, że znów pomyślałby o Vivian. Często było bowiem tak, że już wydawał się być pogodzony z tym, że został przez nią porzucony, po czym widziałam, jak całe powietrze z niego uchodzi a wraz z nim, życie. Westchnęłam ciężko.
- Jutro, jadę do Paryża jutro. Zapomniałam o tych...... targach, wiesz. Musimy się do nich przygotować – Targi na których mieliśmy zaprezentować naszą firmę, tak naprawdę odbywały się za dwa tygodnie. Ale nie chciałam ani chwili dłużej spędzić w Chateau, gdzie kłóciłam się tylko z ukochanym.
- Odwieść Cię na lotnisko? - zapytał Charlie, który zupełnie nie przejał się tym, że zmieniłam moje plany w dosłownie kilka sekund.
-Nie, poradzę sobie – odpowiedziałam spoglądając na wzgórza za oknem samochodu – Kocham Cię, wiesz to, prawda?
- Wiem – potwierdził Charlie z uśmiechem.
W tym momencie, poczułam jak na stopę coś mi spadło. To była cegła z muru, którym powoli otaczał się Charlie. Wciąż byliśmy w sobie zakochani, to życie nam skomplikowało wszystko.
************
Paryż najpiękniejszy jest jesienią, to wie praktycznie każdy. Jadąc od lotniska do siedziby firmy, minęłam wiele ustrojonych galerii sklepowych, kawiarenek, żelaznych dachód odbijających światło. Poczułam się zupełnie jak wtedy, gdy przyjechałam do miasta po raz pierwszy. Zrelaksowana siedziałam w taksówce, pozwalając nawet na to, by taksówkarz woził mnie dookoła myśląc, że nie jestem stąd i wcale tego nie widzę. Nie miałam nic przeciwko, Paryż był taki piękny.
W końcu jednak dotarłam na miejsce, o sześć euro później niż przybyłabym normalnie. W recepcji spotkałam Matta, który czekał na mnie z uśmiechem. Pocałowałam go w policzek z uśmiechem.
- Mam nadzieję, że było Ci dobrze w Chateau – oświadczył Matt, a ja w tym momencie zauważyłam, że jego seksowna twarz jest wykrzywiona w okropnie sztucznym uśmiechu.
- Co się stało? - zapytałam sprawdzając swój telefon komórkowy- nie było żadnych połączeń, najwyraźniej po prostu o czymś mnie nie poinformowali.
- No tak jakby..... komisja do spraw czystości.... zamknęła magazyn z składnikami. Podobno daty ważności były zafałszowane a wszystko.... przeterminowane. Tak powiedział dostawca, który zawiadomił komisję.
- No czy Ty sobie żartujesz? - wrzasnęłam.
- To podobno nie był pierwszy raz – dopowiedział Matt- Prasa.....
- O ja pieprzę – jęknęłam chwytając się za głowę – Ale czy to prawda? Sprzedawaliśmy nieświeże jedzenie?
- Kath, spokojnie, spokojnie- Matt przytulił mnie najmocniej jak potrafił. Poczułam jego silne ręce na swoich plecach – Tak nie było, towar który sprzedajemy jest okey. To jakaś... plotka. Ale opinia pozostaje. Nikt nie interesuje się tym, jaka jest prawda. Interesuje ich to, co napisały gazety.
W tym momencie usłyszałam miliardy telefonów, które dzwoniły nad naszymi głowami.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Q.m.c.
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 50 razy Skąd: Section One Płeć:
|
Wysłany: Czw 19:19, 02 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Cytat: | W tym momencie, poczułam jak na stopę coś mi spadło. To była cegła z muru, którym powoli otaczał się Charlie. Wciąż byliśmy w sobie zakochani, to życie nam skomplikowało wszystko. |
Tak im kibicowałam od samego początku xP Ten ff jest momentami cholernie życiowy xP
Cytat: | W recepcji spotkałam Matta, który czekał na mnie z uśmiechem. Pocałowałam go w policzek z uśmiechem.
| Coś czuję, że na policzku się nie skończy xDD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Czw 20:01, 02 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Mam rozumieć, że nudne? xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Q.m.c.
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 50 razy Skąd: Section One Płeć:
|
Wysłany: Czw 20:39, 02 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
"Nudne" to ostatnie słowo jakim określiłabym tego ff'a ;P Nadal jest ciekawie i bardzo dobrze się to czyta
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Wto 19:09, 07 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
W odcinku są 2 nawiązania do Love story. Ciekaw jestem, czy ktoś je znajdzie...
Siedziałam w sypialni mojej i Charliego, pracując na komputerze. Nigdy nie lubiłam, kiedy mi się przeszkadzało, ale siedziałam tam jak na szpilkach. Nie wiem, czy pamiętacie, ale miała mnie odwiedzić moja córka Dylan. Dlatego pomimo tego, że mi przeszkadzał, z radością rozpoznałam głos Charliego, który wołał mnie na dół. Ściągnęłam okulary w grubych czarnych oprawkach i zeszłam po schodach z uśmiechem. Charlie jednak się nie uśmiechał./
-Dylan przyjechała? - zapytałam stojąc już na parterze. Charlie westchnął wzruszając ramionami i drapiąc się po karku.
- No tak jakby – mruknął i pokazał postać, stojącą w ogrodzie chateau. Spojrzałam w tamtą stronę i zgromiłam go wzrokiem. Po co mnie wołal? "Chyba sobie żartujesz" – mruknęłam idąc w stronę postaci stojącej w ogrodzie – Vivian!
Blondynka o drobnej budowie, odwróciła się do mnie i posłała mi smutny uśmiech. Spojrzałam jej prosto w oczy, zawsze wiedziałam, kiedy czegoś potrzebowała. Dobrze wiedziałamze tym razem jest tak samo.
- Masz tupet, laska – mruknęłam groźnie, Vivian westchnęła ciężko.
- Hej, Kath – Vivian pocałowała mnie subtelnie w policzek – Muszę z Tobą pogadać.
- O czym? - zapytałam, zadziornie podnosząc brew do góry – Nie mamy o czym gadać.
- A Matt? - spytała Vivian, a widząc, jak zrzedła mi mina, uśmiechnęła się delikatnie – Chcę do niego wrócić.
- Dlaczego więc, rozmawiasz ze mną, a nie z nim? - motywacje Vivian nie wydawały mi się zbyt dojrzałe, zupełnie jakbym miała doczynienia z pięcioletnią dziewczynką. Vivian odeszła rok temu, mówiąc, że małżeństwo ją wypala. A dzisiaj? Jest tutaj, w Rennes Le Chateau, licząc na to, że zapomnę jak potwornie postąpiła.
-Bo jesteś jego przyjaciółką, bo wiesz, czy kogoś nie ma – oznajmiła, pocierając kciukiem i palcem wskazującym czoło. Parsknęłam śmiechem, słysząc taką odpowiedź.
- Tak, Viv. Jestem jego przyjaciółką – potwierdziłam zdenerwowana, po czym dodałam pośpiesznie – No i właśnie dlatego, nie pozwolę byś go znowu skrzywdziła.
-Ale ja to kocham – szepnęła Vivian patrząc na mnie spod łba. Zerknęłam na Charliego, który wciąż nam się przysługiwał.
- Raniłaś go każdego dnia, licząc na to, że jego rolą jest przyjmować te wszystkie słowa – syknęłam przez zęby, byłam całkowicie wytrącona z równowagi – Łamałaś jego ducha, wracałaś, a on próbował to wszystko zrozumieć. Jak długo chcesz go męczyć, Viv? - zapytałam retorycznie – Kochasz go? Nie rań po raz kolejny, bo on daje sobie już rady. Jednak... powtórka z rozrywki, po prostu go zniszczy. Nie rozumiesz tego?
Vivian spojrzała mi prosto w oczy, kiwając przy tym potakująco. Dobrze wiedziała, że mam rację. Charlie zniknął gdzieś w kuchni, a ja dyszałam ciężko. Powoli się opanowywałam. Vivian nie odezwała się już ani słowem, po prostu odwróciła się na pięcie i wyszła z mojego domu. To był ostatni moment, kiedy ją widziałam. Przez kolejne lata, nigdy nie dowiedziałam się, co się z nią działo.
Zmęczona tą kłótnią, przeszłam do kuchni, gdzie wciąż siedział Charlie. Gdy tylko spojrzałam na niego, od razu wiedziałam, że jest wkurzony. Och, przepraszam. To za mało powiedziane. Choć damy nie mówią takich słów, muszę go użyć – Charlie był wkurwiony.
- Czy Ty słyszałeś co ona mówiła? - zapytałam, próbując nawiązać rozmowę. Nalałam sobie do filiżanki kawy z ekspresu. Charlie spojrzał na mnie, uśmiechając się złośliwie.
- Słyszałem – potwierdził nadal złośliwie uśmiechając się – Słyszałem też Ciebie.
- Co masz na myśli? - spytałam pijąc kawę.
- Nie pozwolisz zranić Matta? Dlaczego? - spytał Charlie, a w tym momencie sprawił, że poczułam do niego prawdziwą odrazę. Jak mógł być zazdrosny oto, że przejmuję się losem mojego przyjaciela?
- Bo, bo to mój przyjaciel, głuptasie – oznajmiłam łagodnie, próbując ominąć wyboje i uniknąć kłótni. Charlie jednak był tą odpowiedzią wyraźnie niepocieszony, spojrzał mi prosto w oczy.
- Tylko przyjaciel? - spytał podnosząc delikatnie obie brwi.
- Oczywiście, że tak – potwierdziłam, potwierdziłabym jeszcze sto razy, gdyby Charlie mi uwierzył.
- Dobrze, skoro tak mówisz – mruknął, kierując się do salonu.
- Czekaj – zatrzymałam go w połowie drogi- Wierzysz mi, prawda?
Charlie nie odpowiedział na to pytanie, przez co poczułam się, jakby ktoś uderzył mnie ogromnym młotem w brzuch. Usiadłam w fotelu, czując jak łzy spływają po moich policzkach. Dlaczego? Dlaczego tak się pomiędzy nami popsuło? Czy byłam złą żoną? Nie zdradzałam go z Mattem, ani nikim innym. Skąd więc tyle pasywnej agresji było w naszych gestach, słowach? W tym momencie, moje myśli przerwał telefon. To była Panna Kyle.
- Pani Mayfair? - zapytała Kyle tuż po tym jak odebrałam połączenie.
- Witam, Panno Kyle – szepnęłam, po czym dodałam mocniejszym tonem – Jak mogę pomóc?
- Wiem, kto rozpuszcza o nas te plotki – oświadczyła Serena, a ja poczułam, jak zamieram.
- Kto? - zapytałam, siadając na fotelu. Serena nie zdradzała zbytniego zainteresowania tematem, ale dobrze wiedziałam, że ją również te plotki denerwują.
- Amerykańska firma S Productions – słyszałam, jak dziewczyna przewraca kartki – Zajmują się tym co my, branża spożywcza. Chyba chcą wejść na rynek francuski i dlatego...
- Rozumiem – wstałam zdenerwowana. Czarny PR.... nigdy nie pomyślałam, że spotkam się z nim w branży pieczenia croissaintów – Proszę posłuchać, Panno Kyle. Wsiadam do najbliższego samolotu do Paryża i razem postaramy się tę sytuację opanować.
-Dobrze – mruknęła oziemble Kyle – W takim razie, czekam na Pani przyjazd – po czym rozłączyła się.
Odłożyłam słuchawkę telefonu na drewniany stolik i chwilę zastanawiałam się nad tym, co powiem Charliemu. Na pewno nie spodoba mu się to, że znów wyjeżdżam do Paryża. Westchnęłam ciężko, chciałam uciec z tego miejsca – tego położenia. Czułam się, jak w prawdziwej klatce. "Opanuj się, masz piękny dom, męża który Cię kocha i narzekasz. Ty to jednak głupia jesteś" – pomyślałam, po czym wyszłam z pokoju.
- Char? - zawołałam go, rozglądając się po piętrze naszego pięknego domu, który chciałam po prostu opuścić. Wręcz słyszałam dźwięk długopisu, podpisującego papiery rozwodowe.
- Co? - zapytał Charlie, wychodząc z biblioteki. Spojrzał na mnie i od razu wiedział, co się święci – No nie... - jęknął.
- Przepraszam, no ale muszę się tam zjawić – odpowiedziałam pośpiesznie, podchodząc do niego – Przepraszam, słyszysz? Ale Serena wie... kto nam próbuje zagrozić i ... muszę tego kogoś powstrzymać, rozumiesz? Bo moja firma... ona upadnie.
- Tak, to straszne- mruknął Charlie – A to, że z nami jest coraz gorzej się nie liczy? To, że coraz gorzej się dogadujemy? - spojrzał prosto w moje oczy – Dlaczego udajesz, że tego nie widzisz?
- Boję się – wyszeptałam – Boję się tego, co chcesz powiedzieć.
- Myślę, że potrzebujemy przerwy od siebie – powiedział to, czego tak strasznie się bałam. Poczułam się jakby ktoś uderzył mnie z pięści w twarz, po czym dołożył kopnięciem w brzuch – Obydwoje wiemy, że to było nieuniknione.
-Nie, nie wiemy tego – wyszeptałam przez łzy – Nie rób tego, Charlie. Komu ten... czas kiedykolwiek pomógł, co? Nie zostawiaj mnie, słyszysz?
- Reagujesz tak... bo Twój piękny świat się rozpada – zauważył złośliwie Charlie – Gdybym teraz wycofał się z tego, tak czy siak, poleciałabyś do Paryża.
- Pieprzyć Paryż! - wycedziłam przez zęby, patrząc mu prosto w oczy – Pieprzyć go, słyszysz?
- Przepraszam – odpowiedział Charlie, idąc w stronę naszej sypialni. Wiedziałam, że chciał się zacząć pakować.
- Gdy się kocha– powiedziałam głośno, tak by mnie usłyszał. Charlie zatrzymał się w połowie drogi do pokoju, ale nie spojrzał na mnie – Gdy się kocha, nie oczekuje się słów przeprosin.
Na te zdanie, Charlie już nie zareagował. Miałam nadzieję, że będąc w naszej sypialni, opamięta się i po prostu powie coś w stylu "ach, sorry, tak już jest, jak ma się okres" albo inny typowy dla niego komentarz. Siedziałam na podłodze, czekając, aż wyjdzie z pokoju. Kiedy zobaczyłam, że wychodzi z niego z walizkami, rozpłakałam się na dobre. To był nasz koniec, nie było mowy o tym, by ten "czas spędzony osobno" jakkolwiek pomógł naszemu związku. Następnego dnia, poleciałam do Paryża.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Q.m.c.
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 50 razy Skąd: Section One Płeć:
|
Wysłany: Wto 21:11, 07 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Ściągnęłam okulary w grubych czarnych oprawkach i zeszłam po schodach z uśmiechem. | odnalazłam nawiązanie do samej Dany xDD haha
Cytat: | Raniłaś go każdego dnia, licząc na to, że jego rolą jest przyjmować te wszystkie słowa – syknęłam przez zęby, byłam całkowicie wytrącona z równowagi – Łamałaś jego ducha, wracałaś, a on próbował to wszystko zrozumieć. Jak długo chcesz go męczyć, Viv? |
Wydawało mi się, że Viv pasuje do Matta, ale okazuje się, że to s*ka.
Cytat: | Myślę, że potrzebujemy przerwy od siebie – powiedział to, czego tak strasznie się bałam. Poczułam się jakby ktoś uderzył mnie z pięści w twarz, po czym dołożył kopnięciem w brzuch – Obydwoje wiemy, że to było nieuniknione. |
no nieeeee!
Cytat: |
-Nie, nie wiemy tego – wyszeptałam przez łzy – Nie rób tego, Charlie. Komu ten... czas kiedykolwiek pomógł, co? Nie zostawiaj mnie, słyszysz? |
ch****a jasna już wcześniej widać było, że coś się psuje, ale wierzyłam, że się nie rozejdą
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Wto 23:10, 07 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Pozwolę sobie na pseudo analizę postaci Vivian. Tak naprawdę, chciałem by była "szczęśliwym zakończeniem dla Matta". Ale kiedy rozmawiałem raz z Arnem, uzmysłowiłem sobie, że ona po prostu nie potrafi być szczęśliwa. Przypomnij sobie, w jakich okolicznościach ją poznajemy - dowiadujemy się, ze co chwilę ma innego, bo wiecznie coś jej nie pasuje, albo wybiera niewłaściwych facetów. Czy możliwe jest więc, by ostatecznie się ogarnęła i znalazła prawdziwe szczęście? Vivian chyba tak naprawdę nie wie czym jest miłość, napatrzyła się na różne SATC i inne produkcje i po prostu.... ma popieprzone priorytety. Najgorsze jednak jest to, że jej postać jest wzorowana na mojej znajomej/przyjaciółce.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Q.m.c.
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 50 razy Skąd: Section One Płeć:
|
Wysłany: Śro 8:17, 08 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Granmor napisał: | ona po prostu nie potrafi być szczęśliwa. Przypomnij sobie, w jakich okolicznościach ją poznajemy - dowiadujemy się, ze co chwilę ma innego, bo wiecznie coś jej nie pasuje, albo wybiera niewłaściwych facetów. Czy możliwe jest więc, by ostatecznie się ogarnęła i znalazła prawdziwe szczęście? | Być może Viv nie wie czego tak na prawdę chce, co ją najbardziej uszczęśliwia...albo najzwyczajniej w świecie nie jest gotowa na stały związek. Anyway moim zdaniem fakt, że ktoś ma na koncie masę nieudanych związków nie oznacza, że nie odnajdzie w końcu tej właściwej osoby. Oczywiście biedny Matt wystarczająco już się przez nią nacierpiał, więc powinna już dać mu spokój ( czy tylko ja mam wrażenie, że znajdzie pocieszenie w ramionach Kath? xp), jednak wierzę, że prędzej czy później Viv odnajdzie szczęście.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Śro 22:22, 08 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Chyba nikt tego nie czyta poza Tobą więc... Nawiązania to "Pieprzyć Paryż!" i "Gdy się kocha, nie oczekuje się słów przeprosin. ". xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Buffie
Ciekawski sąsiad
Dołączył: 22 Lis 2011
Posty: 52
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Skąd: z szafy Płeć:
|
Wysłany: Śro 22:47, 08 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Ej, ja czytam, ale tak po cichu, bo nie mam na nic czasu, a już tym bardziej na komentowanie
Ale mi się podoba i to bardzo! Masz bardzo ładny styl pisania, błędów nie zauważyłam i czekam na ciąg dalszy!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|