|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Śro 16:54, 06 Cze 2012 Temat postu: Kawa i croissaint |
|
|
Odcinek 1.
Wiem, nie tego się spodziewacie. No cóż, powiem szczerze – ja też się nie spodziewałam. Gdyby ktoś powiedział mi rok temu, że zamieszkam w Paryżu, nigdy bym nie uwierzyła. Na dodatek... z kobietą. Nawet kiedy byłyśmy w samolocie, miałam wrażenie, że to po prostu nie dzieje się naprawdę. No dajcie spokój, co to za śmieszna wariacja na temat "Jedz, módl się, kochaj"! Ale wtedy, kiedy już myślałam, że chwycę za spadochron i po prostu wyskoczę z tego samolotu, spojrzałam na twarz Robin. Była taka zadowolona, z takiego obrotu spraw. A ja... cóż, postanowiłam naprawdę spróbować, otworzyć ten... nowy rozdział w życiu.
- O czym myślisz? - zapytała mnie Robin, wpatrując się we mnie swoimi wielkimi zielonymi oczyma. Przełknęłam ślinę, po czym uśmiechnęłam się nerwowo. Może nie jest za późno na ten skok?
-No wiesz, o różnych sprawach – odpowiedziałam z tajemniczym uśmiechem. Robin pokiwała głową, cicho szepcząc "ach". Poczułam się głupio, byłam pewna, że nawet się zarumieniłam. To był długi lot...
Nie mniej jednak, kiedy już doleciałyśmy do Paryża – mój nastrój kompletnie się odmienił. Nie wiem, czy był to wpływ klimatu tego miasta, a może po prostu ulgi, że ta niezręczna podróż już się skończyła. Paryż jesienią jest taki piękny! Wszystkie te kafejki, ich parasole wręcz lśnią pod wpływem wrześniowego słońca. Odetchnęłam głęboko, siedząc z Robin w taksówce. Na razie jechałyśmy do jakiś jej przyjaciół, bo nie miałyśmy gdzie się zatrzymać.
Kamienica w której mieszkali przyjaciele Robin, znajdowała się przy malutkiej uliczce Rue Saint Laurent, a mieszkanie było na czwartym piętrze. Oczywiście w kamienicy brak windy, a ściany w klatce schodowej wyglądały, jakby sto lat ich nie odnawiano. Czułam dreszcze obrzydzenia przechodząc po drewnianej podłodze do mieszkania jej znajomych. Nelle i Amanda, dwie amerykanki, od pięciu lat mieszkające we Francji. Nelle była śliczną blondynką, o długich włosach, zaś Amanda wyglądała, jakby po prostu nosiła spodnie w tym związku- krótkie, ciemne włosy, skórzane ciuchy. Od kreacji Diora wolała sieciówkę, a zamiast Marlene Dietrich uwielbiała Ozzy'ego Osbourna.
-Robin! - wykrzyknęła zachwycona Nelle. Spojrzałam na nią zdegustowana, uśmiechając się przy tym sztucznie. Sztuczne uśmiechy doprowadziłam do takiej perfekcji, że czasem sama wierzyłam w to, że faktycznie się uśmiecham. No wiecie, nigdy nie pobiję w tej materii Bree, ale byłam dobra w te klocki.
-Nelle, kochanie. Cześć – odpowiedziała Robin, całując swoją przyjaciółkę w usta, a potem pocałowała w policzek drugą lesbijkę. Kompletnie nie miałam pojęcia jak się zachować, tak więc czekałam, aż Robin przedstawi mnie swoim przyjaciółkom. No i stałam tak dobre pięć minut, bo dziewczyny zaczęły gadać szeptem o jakiś bzdurach, nawet nie usłyszałam o czym. Ale czy ktoś ma wątpliwości co do tego, że to były bzdury? Chrząknęłam dosyć znacząco, a Robin spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. Po chwili dziewczyna klepnęła sie w czoło, po czym uśmiechnęła.
-Przepraszam, kochanie. Dziewczyny, to jest Katherine. Moja- powiedziała Robin uroczyście, jednak w tym momencie, jej wypowiedź przerwała Amanda.
-To Ty jesteś tą kuchareczką? - zapytała dosyć obcesowym tonem. Och, jak miło – pomyślałam sobie – Robin o mnie wspominała. Uśmiechnęłam się do Robin, po czym wzrok przeniosłam spowrotem na Amandę.
-Cóż, tak, to jestem ja – odpowiedziałam na tyle uprzejmie, na ile tylko potrafiłam. Amanda wydawała się być chamska, a ja nie lubię chamskich ludzi. Mimo tego, była to przyjaciółka Robin – na pewno nie chciała, bym zrobiła jej przyjaciółce wykład, na temat dobrego wychowania.
-Tak... - mruknęła Amanda, która najwyraźniej była zamyślona, wpatrując przy tym się w moją twarz. Może coś na niej miałam? No wiecie... jakiś.... no nieważne. W końcu wyciągnęła z kieszeni swoich bojówek paczkę papierosów i zapaliła jednego – Nelle przygotowała Wam mieszkanie, tak jak Robin chciała. Zaraz podjedzie jej brat, to Was podwiezie na miejsce.
Robin uśmiechnęła się ciepło, po czym pocałowała mnie w policzek. Odpowiedziałam uśmiechem, zerkając przy tym na gospodynie. Nadal nie czułam się komfortowo z tym całym... romansem. Ale dziwicie mi się? Mój poprzedni facet... no to był... po prostu, facet. Facet równa się związek. Skąd ta kobieta? Co ja sobie myślałam?
-Widzisz? Wszystko jest przygotowane, mówiłam, że się nami zajmę – wyszeptała mi prosto do ucha Robin, delikatnie muskając opuszkami palców moje plecy. Przeszedł mnie prawdziwy dreszcz, dziewczyna wiedziała jak dotykać kobietę. No ale podobno tak już jest, że nikt bardziej nie zaspokoi seksualnie kobiety, jak druga kobieta.
-To świetnie – odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem. Oczekiwanie na brata Nelle wydawało się nie mieć końca. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie, aby zobaczyć ile czasu już czekamy na tego faceta Boże, pięć minut? Tylko tyle? Spojrzałam na tarczę swojego zegarka, który nosiłam na lewym przegubie dłoni. Faktycznie. Pięć minut. Jak łatwo się domyślić, nie zostałam przyjaciółką Nelle i Amandy. Tak naprawdę, to już nigdy ich nie spotkałam...
*****
Razem z Robin zamieszkałyśmy w małym mieszkaniu na drugim piętrze kamienicy, znajdującej się tuż obok Luwru. Minął tydzień zanim przystosowałam się do życia w Paryżu. Mieszkanie z Robin przypominało wiecznie wakacje. Rano schodziłyśmy do kawiarenki, pić kawę i zjadać croissanty, potem wizyty w butikach. Ach, to było życie! Ponownie polubiłam Robin, przez co wszelkie wątpliwości dotyczące związku po prostu się rozwiały. Aż do czasu...
To był wtorek, nadal nie umiem sobie tego poukładać w głowie. Synoptycy zapowiadali pogorszenie się pogody, nastały deszcze, a nawet burze, niebo stało się szare. Deszcz zmył całą otoczkę romantyzmu z naszego życia. Za oknem szalała burza, a ogromne krople deszczu uderzały o okno. Siedziałyśmy z Robin w naszym mieszkaniu kłóciłyśmy się.
- Ile razy mam po Tobie sprzątać?! - wrzasnęłam stojąc w łazience i odkładając wszystko na swoje miejsce. Robin była jak nastolatka, która myśli tylko o tym, by się ostrzelić, wylaszczyć się i wyruszyć na miasto. A za nią pozostawało w mieszkaniu pobojowisko, wilgłe ręczniki, ślady po paście do zębów i inne okropne rzeczy. Boże, jakby Bree to zobaczyła!
- Boże, przepraszam, mamo! - odpowiedziała krzykiem Robin, która w naszej sypialni układała sobie fryzurę.
- Co za syf! No jasna ch****a! - prawie załamałam ręce, widząc to co blondynka narobiła w naszej wspólnej łazience. Czułam jak zbiera mi się na wymioty, to było po prostu obrzydliwe. Usiadłam na podłodze. Robin w końcu przyszła do łazienk i spojrzała na mnie z wyrzutem.
- Daj spokój Katherine, to tylko... bałagan. Nie koniec świata – powiedziała łagodnym tonem, najwyraźniej bardzo chciała mnie uspokoić. Ja jednak nie chciałam się uspokajać, miałam już dość takiego życia. Nie kochałam Robin, byłam już tego całkowicie pewna.
- Koniec – szepnęłam przez łzy. Robin spojrzała na moją twarz, po czym zerknęła na swoje buty. Zwykle patrzyła na swoje buty, kiedy nie miała pojęcia co ma odpowiedzieć. W końcu jednak odszeptała.
- Co masz na myśli?
- To koniec. Próbowałam, nie umiem. Przepraszam – odpowiedziałam, czując przy tym, jak po moich policzkach spływają łzy. Robin widząc jak mój makijaż się rozmazuje, wiedziała, że wcale nie żartuję. Przełknęła głośno ślinę, po czym otworzyła usta, jednak nie wydobyła z siebie żadnego dźwięku. Patrzyłam na nią, czekając aż w końcu coś powie. Dziewczyna powiedziała tylko jedno słowo.
-Tak.
Nawet nie macie pojęcia, jaką ulgę poczułam, widząc, że ona również nie jest zadowolona z tego, w jakim kierunku podążył ten związek. Uśmiechnęłam się pod nosem, podnosząc z ziemi. Spojrzałam prosto w jej wielkie ślepia i pogłaskałam po twarzy. Obie już dobrze wiedziałyśmy, że ten związek po prostu nie wypalił.
-Zanim wrócisz, mnie już tutaj nie będzie. Obiecuję – wyszeptałam w końcu, po czym przytuliłam ją najmocniej jak potrafiłam. To było pożegnanie, już nie było kłótni, tylko dwójka dorosłych osób, która po prostu mówiła sobie... żegnaj. Robin cierpliwie poczekała na moment kiedy ją puszczę, po czym wyszeptała tylko jedno słowo "dziękuję", a następnie wyszła z mieszkania.
Westchnęłam ciężko, przez chwilę nadal stojąc w ten łazience. Co miałam zrobić? Wracać do Fairview? Nie, to wykluczone. Nie ma mowy, jej życie w Fairview już po prostu się zakończyło. Wyciągnęłam swoją walizkę od LV spod łóżka i zaczęłam pakować do niej ubrania. Walizka była na tyle pojemna, że zmieściła wszystko co chciałam z sobą zabrać. Potem, jak już się spakowałam, po prostu wyszłam z mieszkania.
Przed kamienicą stałam przez chwilę, moknąc, bowiem nadal padał deszcz i zastanawiałam,gdzie ja tak właściwie teraz pójdę. W Paryżu nie znałam nikogo. Wiedziałam tylko jedno. Potrzebowałam porządnej kawy, no i taksówki. Zatrzymałam jedną z nich. W środku, na fotelu kierowcy, siedział jakiś azjata.
-Gdzie napiję się dobrej kawy? - zapytałam łamanym francuskim mężczyznę. Facet przez chwilę patrzył na mnie zdziwiony, byłam już pewna, że jakieś słowo przekręciłam. Miałam tylko nadzieję, że nie powiedziałam nic w stylu "Weź mnie teraz".
-Cafe Gateau – odpowiedział w końcu, a ja pokiwałam głową, na znak, że to jest właśnie to miejsce, do jakiego chcę się udać. Taksówkarz również odpowiedział kiwnięciem głową i po chwili ruszył, a ja byłam coraz dalej od mieszkania Robin, a także poniekąd, znów zaczynałam nowy rozdział w życiu.
Cafe Gateau znajdowało się na Rue Jarry, która charakterem przypominała miejsce, w którym mieszkała Amanda i Nelle. To również była mała uliczka. Paryż wyglądał bardzo posępnie, teraz kiedy nastawał już wieczór, a deszcz nadal padał. Takskówkarz w końcu się zatrzymał i pokazał palcem kafejkę. Uśmiechnęłam się w podzięce i zapłąciłam mu, dodając od siebie spory napiwek. Wysiadłam z samochodu i wzdychając ciężko, podeszłam do kawiarni.
W środku kafejki panowało przyjemne ciepło, co oczywiście bardzo przypadło mi do gustu, po spacerze na zimnym dworze. Usiadłam sobie w jednej z loż znajdujących się w lokalu i spojrzałam na menu. Było po angielsku! No a przynajmniej jego część. Uśmiechnęłam się czytając angielskie wyrazy. Dopiero wtedy zauważyłam, że cały czas obserwował mnie młody mężczyzna. Facet stał za ladą, więc najwyraźniej pracował w tym miejscu. Był cholernie przystojny no i ... cholernie młody. Miał czarne, krótkie włosy, nieco wymodelowane, kilkudniowy zarost i kwadratową szczękę. To co Katherine'y lubią najbardziej. Uśmiechnęłam się do niego dyskretnie, a on w odpowiedzi ruszył w moją stronę.
-Co podać? - zapytał mnie po francusku, a ja kompletnie nie miałam pojęcia, co powiedział. Nie wiem, czy był to wpływ tego, jak chłopak wyglądał, czy tego, że po prostu słabo znałam język. Nie odpowiedziałam na pytanie, zamiast tego uśmiechałam się do niego jak głupia do sera. No co?! Nie patrzcie tak na mnie. Też byście czuły się jak w niebie. Facet wyglądał jak z okładki żurnala.
-Pytałem co podać – powtórzył ponownie, rozbawiony tym, jak się w niego wpatruję – Ty kompletnie nie masz pojęcia, co mówię, co nie?
-Ee? - powiedział tyle słów, że kompletnie nie miałam pojęcia co się dzieje – Mówisz po angielsku?
Facet zmarszczył brwi, po czym pokiwał głową kilkakrotnie, za każdym razem z większą pewnością. Uśmiechnęłam się do niego-
-W takim razie poproszę kawę latee, a do tego kremówkę.
- Co? - teraz to on nie zrozumiał co mówię. Wiem jednak, że starał się znaleźć wspólny język, bo zadał mi to pytanie po angielsku – Latte? I...iii..... I? I co?
-Tak. Latte. I kremówka – powiedziałam nieco wolniej, tak by chłopak podłapał o co chodzi.
-Jeden moment – odpowiedział sięgając do kieszeni, wyciągnął z niej telefon komórkowy. Coś napisał klawiaturą qwerty, po czym z zadowoloną miną, nacisnął jakiś przycisk na ekranie dotykowym telefonu. Usłyszałam sztuczny, mechaniczny głos, prawdopodobnie jakiegoś programu do tłumaczeń:
-Nie rozumiem tego, co mówisz później – oznajmił komputerowy głos. Roześmiałam się głośno, na co mężczyzna również odpowiedział szerokim uśmiechem. Poprosiłam go gestem o ten telefon, po czym napisałam po angielsku – co automatycznie zostało przetłumaczone na francuski.
- Kremówka. Ciasto z kremem – kiedy komputerowy głos powiedział to po francusku, mężczyzna roześmiał się głośno i palnął się mocno w głowę.
- Tak, tak. Już się robi! - ten zwrot po angielsku powiedział bez większych problemów. Najwyraźniej często go używał.Uśmiechnęłam się widząc jak chłopak gorączkowo próbuje przygotować moje zamówienie, a na dodatek poczułam coś, czego do końca nie mogłam wytłumaczyć. Było to... takie uczucie w stylu "wszystko będzie w porządku".
CDN
Post został pochwalony 3 razy
Ostatnio zmieniony przez Granmor dnia Śro 21:36, 05 Wrz 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Q.m.c.
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 50 razy Skąd: Section One Płeć:
|
Wysłany: Śro 17:59, 06 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Cytat: | uśmiechałam się(...)jak głupia do sera | ...przez cały czas czytania tego ff`a
Uwielbiam Kath, uwielbiam Paryż...czego więcej chcieć? Chyba tylko kolejnych części opowiadania. Bardzo przyjemnie się czytało
Cytat: | Mój poprzedni facet... no to był... po prostu, facet. Facet równa się związek |
Nie wiem dlaczego, ale to mój ulubiony cytat xp
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Curious
Nowy na Wisteria Lane
Dołączył: 28 Wrz 2010
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Skąd: Przemyśl Płeć:
|
Wysłany: Czw 15:59, 07 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Wspaniale napisane, w czasie gdy czytałam czułam się trochę, jakbym zapoznawała się z kolejną częścią Bridget Jones (pomińmy fakt że Katherine i Bridget to dwa różne światy, mam na myśli po prostu styl pisania) Baaardzo mi się podobało i nie mogę doczekać się dalszych części. Super!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Czw 20:02, 07 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Dzięki, dzięki. W niedziele mam wolne, wtedy może napiszę drugą część. Zobaczymy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mikołajek
Administrator
Dołączył: 29 Sie 2007
Posty: 4659
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 50 razy Skąd: Poznań - Piątkowo Płeć:
|
Wysłany: Czw 20:27, 07 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Dałem pochwałę za aktywność na forum i kreatywność pisarską.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Pon 20:54, 11 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Odcinek 2.
Na czym to stanęliśmy? A, już pamiętam. Siedziałam w kafejce Gateau, a ten młody francuz zajmował się moim zamówieniem- kawą i kremówką. Poczułam zapach zaparzanej kawy, którym się głęboko zaciągnęłam. Mężczyzna zauważył moją reakcję na aromat panujący w kawiarni i uśmiechnął się serdecznie. Odpowiedziałam mu wzruszeniem ramion, ponieważ nadal nie potrafiliśmy się dogadać. W końcu położył na stoliku talerzyk z ciastkiem, oraz filiżankę z czarnym napojem.
-Proszę – powiedział łamaną angielszczyzną, skinęłam głową dziękując mu. Miałam do niego kilka pytań, ale kompletnie nie miałam pojęcia jak je zadać. Podrapałam się po policzku, wyglądając za okno kawiarni. Na dworze nadal szalała burza, a błyskawice rozjaśniały co jakiś czas niebo. Spojrzałam na chłopaka i gestem poprosiłam go o ten jego telefon, z magiczną aplikacją, która pomagała nam w dogadaniu się. No bo jeżeli nie ta aplikacja, musielibyśmy gestykulować – a to nigdy nie wygląda dobrze.
-Jak masz na imię? - zapytałam go za pośrednictwem translatora. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem, po czym odpowiedział zwyczajnie – bez ingerencji technologii.
-Matthieu.
- Katherine – odpowiedziałam z uśmiechem. Matthieu również się uśmiechnął, po czym spojrzał za okno. Zmarszczył brwi, nie podobała mu się taka pogoda. Matt, nazwijmy go tak, żeby było nam łatwiej, poprosił mnie gestem dłoni i swój telefon.Oczywiście, od razu mu go podałam, zaciekawiona tym, co też chciałby do mnie powiedzieć.
- Masz gdzie spać? No bo przecież nie jesteś stąd - zapytał mnie metaliczny głos translatora. Uśmiechnęłam się słysząc to pytanie, po czym pokręciłam przecząco głową. Już miałam prosić go o telefon, kiedy Matt sam mi go podał. Westchnęłam ciężko, wiedząc, że takich rzeczy nie da się dobrze przetłumaczyć przez translatora i napisałam mu skróconą wersję tego, w jakiej sytuacji się znalazłam. Napisałam,że...
-Szukam mieszkania.
Matt słysząc to, pokiwał głową z powagą. Prawdę mówiąc, tak poważna mina, kompletnie nie pasowała do jego radosnej, młodej twarzy. Byłam strasznie ciekawa tego, co odpowie mi za pośrednictwem telefonu komórkowego. W końcu chłopak, po dłuższej chwili zastanowienia, coś napisał na klawiaturze telefonu.
- W moim budynku jest jeden apartament, ale jest drogi. Nie wiem jak stoisz z kasą – Matt był nieco zakłopotany tym, że prawdopodobnie zamieszkam pod mostem, dlatego mina mu bardzo zrzedła. Ja jednak nadal uśmiechałam się tajemniczo, a kiedy przyszła moja kolej na odpowiedź, napisałam coś takiego -
- Pracowałam u przyjaciółki, myślę, że sobie z wynajmem poradzę.
Tak oto poznałam Matthieu, mojego pierwszego paryskiego przyjaciela. Wbrew pozorom, nie połączyło nas szalone, gorące uczucie. To znaczy, nie zrozumcie mnie źle, był naprawdę przystojny i trudno było tego nei zauważać Ale... nie będę za bardzo wybiegać w przyszłość, dowiecie sie wszystkiego w swoim czasie. Tak czy siak, Matt zabrał mnie do swojego mieszkania, gdzie miałam przenocować tę deszczową noc, a z rana mieliśmy obejrzeć mieszkanie, znajdujące się w tym samym budynku. Wcześniej jednak, gdy byliśmy już u niego, Matt wyciągnął butelkę wina. No i wypiliśmy jedną lampkę, drugą.....
*****
Następnego dnia obudziłam się około jedenastej rano, leżąc na brzuchu w ... sypialni Matta. Kiedy się rozejrzałam, nie zauważyłam, żeby był w pokoju. Ziewnęłam głośno i zerknęłam na swoje odbicie w lustrze. Byłam naga. Jedynie biała, bawełniana kołdra, zasłaniała mój tyłek. Boże... czy to oznaczało, że...?
-O ch****a – jęknęłam, patrząc na swój biust – O ch****a, ch****a, ch****a – zaczęłam panikować, kiedy podniosłam się i zauważyłam, że lustro nie kłamie, faktycznie byłam naga – No ch****a jasna!
Kiedy krzyczałam, usłyszałam, że w sąsiednim pokoju – za białymi przesuwnymi drzwiami, ktoś przebywał i wyraźnie zareagował podchodząc do drzwi. Nie minęło pół minuty, jak zobaczyłam zarys Matta. Dzięki Bogu, że szyba w tych drzwiach przesuwnych była mleczna i koleś nie mógł zobaczyć, jak wyglądam nago. Ale chwila, skoro leżałam tutaj, w jego łóżku, nago...to na pewno widział. O kurde...
-Katherine? Wszystko w porządku? - zapytał mnie po francusku, a oczywiście, jedyną rzeczą jaką zrozumiałam, było moje imie. Nie trzeba było być jednak Skłodowską Curie, aby wiedzieć o co pytał. W końcu krzyczałam..
-Tak! Tak! - odpowiedziałam gorączkowo po angielsku, przy okazji na ziemi szukając swoich ubrań. Co ja sobie myślałam? Kompletnie nie pamiętałam, że zrobiłam to z Mattem. Pod łóżkiem znalazłam swoją sukienkę. Matt otworzył drzwi i próbował wejść do środka, kiedy wrzasnęłam jak opętana- Nie!
Oczywiście, mężczyzna od razu się wycofał, a jego sylwetka zniknęła. Wykorzystałam tę chwilę na ogarnięcie tego jak wyglądam. Kiedy byłam już względnie gotowa na zderzenie się z faktem przespania się z tym przystojniakiem, wyszłam z sypialni. Kiedy tylko wyszłam z jego pokoju, Matt uśmiechnął się szeroko, po czym pokazał palcem stół w jadalni – znajdowało się tam śniadanie dla dwóch osób. Jajecznica. Uśmiechnęłam się pod nosem i od razu poszłam w stronę jadalni, unikając wzroku Matta. Za bardzo się wstydziłam tego, co wczoraj zrobiliśmy.
Matt i ja usiedliśmy przy drewnianym stole i zaczęliśmy jeść śniadanie. Ja wpatrywałam się w swój talerz, przez co nie zobaczyłam, że coś pisał na swoim telefonie. Z zamyślenia wybudził mnie dopiero komputerowy głos translatora.
-Obraziłaś się? Nie smakuje Ci jajecznica?
Oczywiście teraz nie miałam wyboru i spojrzałam na mężczyznę. W gruncie rzeczy wyglądał na zasmuconego, musiało mu bardzo zależeć na tym, by jajecznica mi smakowała. No albo się zakochał. O Boże... nie, tylko nie to. Poprosiłam go gestem ręki o telefon.
- Przepraszam, ale jest mi głupio. Nie powinniśmy się kochać, przecież my się kompletnie nie znamy.
Kiedy z zażenowaniem odtworzyłam komputerowym głosem to, co napisałam na telefonie, Matt spojrzał na mnie bardzo zdziwony. Patrzył na mnie takim wzrokiem, jakbym miała dwie pary uszu, albo wyglądała jak Janice Dickinson. W końcu poprosił mnie o swój telefon i też coś tam napisał.
-Katherine, jesteś bardzo piękna, ale my nie uprawialiśmy seksu...
-ALLELUJA! PAN JEDNAK ISTNIEJE! - wrzasnęłam po angielsku, wstając od stolika. Matt również wstał, bardzo zasmucony moim zachowaniem. Może pomyślał, że jednak wolałabym to zrobić? No wiecie coś w stylu "Jestem taka piękna, byłam pijana, a Ty nie skorzystałeś z okazji?!". No bo w sumie, takie coś też możnaby było zinterpretować, jako ten krzyk i nagłe wstanie z krzesła.
Znów coś napisał na telefonie i szybko odtworzył na telefonie swoje słowa.
- Rozmawialiśmy o Robin, Twoim życiu i o tym mieszkaniu nad nami. No wiesz, do wynajęcia. Myślałem, że chcesz tylko przyjaźni. Ale nie ma problemu, możemy to zrobić.
Ci francuzi – pomyślałam rozbawiona, po czym ponownie usiadłam za stołem. Matt podał mi swój telefon, a ja odpowiedziałam na jego propozycję. Oczywiście nie chciałam uprawiać z nim seksu, to była ostatnia rzecz, o jakiej myślałam w kontekście tego chłopaka.
-Przyjaźń, to jest właśnie to, czego teraz potrzebuję – odpowiedział za mnie komputerowy głos. Widziałam jak Matt rozpromienił się i zaczął zajadać jajecznicę jego własnej roboty. Nie miał mojego warsztatu, co jest oczywiste, ale jajecznica była całkiem niezła. Teraz jednak myślałam tylko o tym, by obejrzeć mieszkanie, które miało zostać moim nowym domem, tutaj w Paryżu.
******
Mieszkanie w którym miałam zamieszkać, znajdowało się na piątym piętrze. Było jednym z największych w budynku. Kiedy agent nieruchomości pokazał mi mieszkanie, od razu się zakochałam. Wyobraźcie to sobie, wchodzicie do środka a tuż przed Wami rozlega się widok na Paryż- ogromne okno, przez które widziałam wieżę Eiffla. Podobno w filmach osadzonych w Paryżu, zawsze znajduje się ona za oknem – co ludzie uważają za przegięcie. Ale ja faktycznie miałam okazję podziwiać tę budowlę – co prawda była oddalona od mojego mieszkania, ale jak najbardziej widoczna. Po prawej stronie od okna, znajdował się kuchnia, oddzielona jedynie aneksem. Brak ściany i okno z panoramą Paryża, oczywiście gwarantowało dużo światła.
Za kuchnią, znajdowała się jadalnia. Tam jednak okno było podobne do okien, które miała Bree Van De Kamp, moja dobra przyjaciółka. Mam na myśli.... byliście kiedyś u Bree? No to pewnie zauważyliście duże okna, sięgające podłogi – przypominające przez to drzwi.
Po drugiej stronie mieszkania, czyli lewej stronie wielkiego okna, znajdował się korytarz- a po jednej stronie łazienka, w której nie było okien i sypialnia. W sypialni okna były trzy i wyglądały jak te w jadalni. Ogólnie mieszkanie było bardzo jasne, przestronne. Od razu się w nim zakochałam.
-Biorę – powiedziałam z uśmiechem, wpatrując się w panoramę Paryża. W tym samym momencie, poczułam jak coś wibruje w mojej torebce. Wyciągnęłam telefon komórkowy. Och, sms. Od? Gabrielle. "Hej laska, co tam? Jak życie z Robin? Xoxo. Gaby" Uśmiechnęłam się pod nosem, kasując sms'a. Robin? Jaka Robin?
Oczywiście CDN.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Granmor dnia Pon 21:02, 11 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Buffie
Ciekawski sąsiad
Dołączył: 22 Lis 2011
Posty: 52
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Skąd: z szafy Płeć:
|
Wysłany: Pon 21:13, 11 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
eej, to ostatnie zdanie jest be ja już mam wizję na twoje opo i one się zejdą, więc mi tego nie psuj! XD
ale ogólnie jest super i czekam na ciąg dalszy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Q.m.c.
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 50 razy Skąd: Section One Płeć:
|
Wysłany: Pon 21:27, 11 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Zanim zabiorę się za część 2, szybkie przypomnienie cz.1 i uświadomiłam sobie, że...
Cytat: | Facet stał za ladą, więc najwyraźniej pracował w tym miejscu. Był cholernie przystojny no i ... cholernie młody. Miał czarne, krótkie włosy, nieco wymodelowane, kilkudniowy zarost i kwadratową szczękę. To co Katherine'y lubią najbardziej. | geez...ta Kath jest aż za bardzo w stylu Dany xD hahaha
Cytat: | Matt był nieco zakłopotany tym, że prawdopodobnie zamieszkam pod mostem, dlatego mina mu bardzo zrzedła. |
hahahahahah
Cytat: | ALLELUJA! PAN JEDNAK ISTNIEJE! - wrzasnęłam po angielsku |
hahahahahah
Cytat: | Oczywiście nie chciałam uprawiać z nim seksu, to była ostatnia rzecz, o jakiej myślałam w kontekście tego chłopaka. | Okej, myliłam się...ta Kath nie jest jednak w stylu Dany xD
....chyba nie już powinnam dalej komentować xD Po prostu ograniczę się do tego, że baaaardzo mi się podoba
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Pon 20:49, 18 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Odcinek 3.
Dwa tygodnie po tym, jak oznajmiłam do agenta nieruchomości że „biorę” to mieszkanie, było ono już całkowicie urządzone. Oczywiście, cały czas Matt pomagał mi przy dekorowaniu mieszkania, przez co jak podejrzewacie, pewnego dnia, po prostu zostaliśmy przyjaciółmi. Kiedy? Czy to był moment, kiedy poczęstował mnie francuskim piwem? A może ten, kiedy oznajmił, że czas bym wzięła się do roboty, bo mieszkanie samo się nie wyremontuje? Tak czy siak, kiedy pracowaliśmy nad mieszkaniem, zaczęliśmy rozmawiać ucząc się swoich języków – on uczył mnie francuskiego, a ja go angielskiego. Nawet kiedy skończyliśmy remont, nadal tak pracowaliśmy. Ale nie wybiegajmy za daleko w przyszłość.
Pewnego dnia, a właściwie wieczorem, siedzieliśmy sobie przy panoramie Paryża, w moim nowym mieszkaniu i rozmawialiśmy o … sprawach sercowych. Rozmawialiśmy już względnie normalnie, łamanym francuskim, albo angielszczyzna. Tak czy siak Matt wypytywał mnie o to, jak to jest być w lesbijskim związku, a ja odpowiadałam cierpliwie, że tak właściwie to nie wiem, bo ciągle czułam się, jakbym popełniała jakiś błąd. W końcu jednak, po dwóch piwach, doszło do tej chwili, kiedy ja zadałam to ważne pytanie:
-A Ty masz kogoś?
Odpowiedzią Matta była cisza. Ja nie wiedziałam, czy przekroczyłam jakiś limit szczerości, czy też on po prostu się na mnie obraził. Tak czy siak, nic nie odpowiedział. Wziął duży łyk piwa i westchnął ciężko, przez co ja już wiedziałam, że nie wszystko jest takie, jak być powinno.
Nie wiem – odpowiedział w końcu. Zmarszczyłam brwi, patrząc na niego pytająco. Jak można nie wiedzieć, czy się kogoś ma? Chrząknęłam próbując zastanowić się nad tym, kiedy on uśmiechnął się sztucznie – Bo to jest tak, jakbyśmy byli tylko przyjaciółmi. Ona mnie tak traktuje.
-Rozumiem – doszliśmy do jakiś konkretów, to był jednak plus. Wzięłam łyk tego francuskiego piwa, po czym jęknęłam – A Ty, mówiłeś jej, co do niej czujesz?
-Tak. Ona uważa że... że „kocham” oznacza to samo co „kocham jak przyjaciółkę” - Matt wzruszył ramionami, a jego uśmiech pokazywał, że czuł się co najmniej głupio mi o tym mówiąc – A kiedy jej tłumaczę to, jak jest na serio, to ona mówi że kogoś ma.
-A ma? - zapytałam od razu. I jestem pewna, że zapytalibyście oto samo.
-Nie ma, to znaczy ma, ale jakieś przelotne romansiki – rzekł Matt, po czym pokiwał głową z powagą – To nie są prawdziwe związki, to czysty seks.
- Czysty seks... jak ja i Robin?
- Możliwe. Nie znam Robin, może tak było. Poczułaś taki orgazm, jakiego nigdy nie czułaś i uznałaś to za miłość – on to serio powiedział. Wiem, wiem, mówi się, że francuzi są tacy otwarci w tych sprawach. Ale... na litość boską – on powiedział coś takiego!
- Jak ona ma na imię?
-Vivian – odpowiedział praktycznie od razu, po czym wziął łyk swojego piwa – Chciałbym powiedzieć, że „moja” Vivian ale..
-Rozumiem – szepnęłam szybko w odpowiedzi, a Matt uśmiechnął się tylko porozumiewawczo.
- No dobra... mamy dla Ciebie mieszkanie.. ale... myślałaś już o pracy? - zapytał, a ja zauważyłam, że bardzo mu zależało na zmianie tematu z obecnego Vivian musiała znaczyć dla niego bardzo wiele.
- Nie, prawdę mówiąc nie – stwierdziłam też biorąc łyk piwa – Nie wiem, fajnie by było pracować w zawodzie. No wiesz, najlepiej znam się na gotowaniu.
- Cóż... cafe Gateau szuka kucharki, no wiesz, cukiernika i tak dalej. Chcesz spróbować swoich sił
-Jasne, z kim mam porozmawiać? Polecisz mnie? - zapytałam serdecznie. Matt już tyle dla mnie zrobił, że nie chciałam nadwyrężać jego uprzejmości. Za to on spojrzał na mnie z uśmiechem.
-Ale to ja jestem szefem.
*****
Następnego dnia, spotkaliśmy się o ósmej rano w kawiarence. Paryż jeszcze się nie wybudził, wiele okien było zasłoniętych, kawiarenki były jeszcze zamknięte. A ja stałam o tej ósmej rano, w fartuchu, w kuchni kawiarenki Gateau i czekałam na polecenia, w trakcie tej pseudo rozmowy kwalifikacyjnej. Matt był bardzo podekscytowany, zaczęłam już rozpoznawać jego uczucia. Nie mówię o tym, że kiedy się uśmiechał, to był radosny. Mówię o tym, że kiedy podpierał brodę o dłoń i uśmiechał się pod nosem, wiedziałam, że podobnie jak dziecko, chłonął wszystko, co do mówiłam lub robiłam. Teraz, w takiej pozycji, siedział w kuchni i obserwował mnie podczas pracy nad Creme Brule.
-I voila – powiedziałam w końcu, podsuwając mu gotowe danie na ladzie. Facet nie wierzył w to, z jaką gracją pracuję w kuchni.
- Czarodziejka – powiedział po tym, jak skosztował mojej wersji Creme – No po prostu, jak Ty to robisz?
- Jeżeli Ci powiem, to będę musiała Cię zabić- odpowiedziałam z uśmiechem pełnym satysfakcji. Matt po prostu rozpływał się nad tym, jak przyrządziłam ten klasyk francuskich deserów.
- Jesteś przyjęta, wiadomo, oczywiście! Rozsławisz moją kawiarenk.... - w tym momencie, przerwał, bo ktoś zapukał do drzwi. Spojrzałam za drzwi na młodą, rudowłosą kobietę. Ta również mnie zauważyła, uśmiechnęła się szeroko. Najwyraźniej wiedziała kim jestem. Matt jej o mnie opowiadał? Odpowiedziałam uśmiechem, wtedy chłopak wstał szybko z miejsca i otworzył drzwi.
Vivian była piękną młodą, rudowłosą dziewczyną. Od razu jak ją zobaczyłam, poczułam się strasznie staro. No bo wiecie, przyjdzie to taka lolita, odstawiona na sto dwa w najlepsze ciuchy – poczynając od butów Louboutin, a kończąc na okularach od Ray bana i sprawia, że ktoś taki jak ja, odczuwa swoje kompleksy. Ale Vivian nie była jakoś wyniosła w moim stosunku, gdy tylko przekroczyła próg kuchni, od razu uściskała mnie serdecznie.
Na twarzy Matta zauważyłam ulgę, zapewne bardzo mu zależało na tym, abyśmy się polubiły.
-Katherine – wypowiedziała moje imię z wyraźnie francuskim akcentem – Tyle o Tobie słyszałam.
- Ja o Tobie również – odpowiedziałam tajemniczo, zerkając przy tym na swój deser.
- Kath rozpoczęła pracę w kawiarence, tak genialne desery szybko sprowadzą do nas nowych klientów. No wiesz, po odejściu Nathana – Matt streścił wszystko dla Vivian, a ta tylko kiwała głową ze zrozumieniem. Wiedziała, że skoro Matt mi ufa w kwestiach kuchni cafe Gateau, to naprawdę muszę być dobra. Posłała ciepły uśmiech mężczyźnie.
- To naprawdę wspaniale – szepnęła – Możemy później pogadać? - zapytała Matta, na mnie już nie zwracała uwagi.
- Pewnie, kiedy tylko chcesz – odpowiedział podobnym szeptem. W tym momencie zrozumiałam, że już im przeszkadzam. Chrząknęłam cicho, próbując zwrócić na siebie ich uwagę, a gdy mi się to udało, grzecznie się uśmiechnęłam:
-Pójdę sprawdzić na zaplecze, ile mamy składników.
Tak więc, zostawiłam ich samych, udając że mam coś do zrobienia na zapleczu. Oczywiście krzątałam się tam bez celu przez pół godziny, a gdy wróciłam – Vivian już nie było. Matt oficjalnie odwrócił tabliczkę przywieszoną do drzwi i kawiarenka była otwarta. Westchnął z uśmiechem i podszedł do mnie bliżej.
- No i jak Ci się podoba Vivian? - zapytał opierając się o blat, na którym stała kasa fiskalna. W odpowiedzi uśmiechnęłam się, zerkając przy tym na ulicę Rue Jarry.
- Jest ładna, bardzo – odpowiedziałam, a Matt pokiwał głową – najwyraźniej się zgadzał z tym co powiedziałam.
- Jest bardzo piękna, jak Satine z Moulin Rouge.
- Satine była dziwką, o ile dobrze pamiętam – mruknęłam w odpowiedzi. Matt zmarszczył brwi zdziwiony moją odpowiedzią.
- Chcesz coś powiedzieć? - zapytał w końcu zdziwiony. Czy moja opinia była faktycznie aż taka istotna? Spojrzałam mu prosto w oczy i wzruszyłam ramionami obojętnie.
-Nie no nic, jest naprawdę fajna – rzekłam po czym dodałam z wahaniem w głosie – Ale Satine była dziwką. Nie da się tego ukryć.
-Tak... - mruknął zamyślony Matt, a ja trzepnęłam go z uśmiechem.
-No tak tylko... mi się powiedziało. Jest miła, o nic się nie martw.
- Skoro tak mówisz- Matt uśmiechnął się pod nosem, chciałam go za wszelką cenę pocieszyć.
-Serio kochasz ją, prawda? - zapytałam bacznie mu się przyglądając. Matt nie odpowiedział na to pytanie słowami, a jedynie skinął głową. Uśmiechnęłam się pod nosem – W takim razie ja też ją kocham, mój francuski przyjacielu. Twoje szczęście, to moje szczęście.
Matt poczuł wyraźną ulgę, jego twarz wyraźnie się rozjaśniła. Pracowaliśmy do dziewiątej wieczorem w kawiarence, a na drugi dzień podekscytowana otworzyłam francuską gazetę na sekcji kulinarnej, wyszukując, czy może jakiś recenzent był w kawiarence. No i był. Ja nadal słabo znałam francuski, więc nie do końca zrozumiałam, co autor miał na myśli.
Wzięłam szybki prysznic, przeczesałam włosy i włożyłam długi szlafrok, po czym zeszłam schodami na piętro Matta. Zapukałam do drzwi. On również już nie spał, miał na sobie bokserki i szlafrok. Kiedy mnie zobaczył, uśmiechnął się szeroko i zaprosił mnie do środka.
-Musisz coś dla mnie przeczytać – oznajmiłam w końcu, przechodząc przez próg. Wtedy zauważyłam, że na skórzanym fotelu siedział jakiś chłopak. Mężczyzna miał włosy koloru platyny, wymodelowane w podobny sposób co Matt. Wokół szyi miał apaszkę od Hermesa. Ubrany był w mega ciasny tshirt koloru czerwonego. Spodnie wbrew pozorom, nie były rurkami. Były normalnymi jeansami.
- Katherine, poznaj Andre. Andre jest moim bratem – odpowiedział z szerokim uśmiechem Matt. Spojrzałam na Andre z uśmiechem, po czym wyciągnęłam ku niemu dłoń. Andre odrzucił moją dłoń na bok po czym przytulił mnie gorąco. Matt za to zerknął na moją gazetę – To mam przeczytać?
-Tak, właśnie to. Nie rozumiem co napisał – odpowiedziałam, wciąż będąc w żelaznym ścisku Andre. W końcu na siłę odsunęłam się od chłopaka, a ten zaklaskał w dłonie.
-Jest obłędna! Niesamowita! Obłędna! W szlafroku, a taka piękna! - wychwalał Andre. Parsknęłam śmiechem. Matt za to wziął się za czytanie gazety, a miny, powiem Wam, nie miał ciekawej- To naturalny kolor? Taka piękna! Taka wspaniała. Na pewno taka utalentowana – mówił dalej Andre. Matt za to odpowiedział:
-A według recenzenta, jest Aniołem śmierci dobrej kuchni.
-Co?! - wrzasnęłam piorunując wzrokiem Matta- Co? CO? ŻE NIBY CO?! - wyrwałam mu te gazetę z rąk, ale nie potrafiłam nic przeczytać – Przeczytaj mi całość.
„Cafe Gateau ostatnio zostało opuszczone przez wielkiego Nathaniela. Postanowiłem odwiedzić to miejsce teraz, kiedy w tej paryskiej kawiarence brakuje ich wielkiego kucharza. Właściciel, młody człowiek, oznajmił, że kuchnię przejęła amerykanka – Katherine Mayfair. No pięknie! Amerykanka! Jakby u nas nie było dość bab-kucharzy! Ona jest aniołem śmierci dobrej kuchni, mówię Wam.
Wszyscy wiemy, czym się karmią amerykanie. DNA mają stworzone z fastfoodu. Czy Cafe Gateau czeka rewolucja fastfoodowa? Amerykanie to naród leniwy, na pewno dziewczyna użyje wielu składników w proszku aby uzyskać efekt jaki otrzymywał Nathaniel. Jedząc desery z których Gateau było sławne, w wykonaniu amerykanki, czułem się, jakbym gwałcił własne kupki smakowe. Nie, nie nie i jeszcze raz nie! Nie będzie nam Ameryka wysyłać nieudolnych kucharzy i wmawiać, że potrafią to, co nasi francuscy mistrzowie kuchni!
Z poważaniem dla czytelników, Jean”
Cały budynek usłyszał mój przeraźliwy wrzask. Niech no ja tylko dorwę tego Jeana...
CDN
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Granmor dnia Pon 21:01, 18 Cze 2012, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Q.m.c.
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 50 razy Skąd: Section One Płeć:
|
Wysłany: Pon 21:30, 18 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Staram się znaleźć w tym opowiadaniu jakiś słaby punkt, ale nie mogę...bo takiego nie ma ;p Dlatego zastanawiam się ile razy mogę jeszcze napisać "bardzo mi się podoba" i "świetnie się czyta to opowiadanie" zanim znudzi Ci się to Granmor?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Pon 21:38, 18 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Nie wiem.... zobaczymy... xP
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Q.m.c.
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 50 razy Skąd: Section One Płeć:
|
Wysłany: Pon 21:46, 18 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Dooobra następnym razem coś znajdę! :p
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Wto 18:33, 19 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Masz okazję. ; >>>
Kiedy mieszkałam w Fairview i przyjaźniłam się z Bree Van De Kamp, starałam się ograniczać picie alkoholu. No wiecie, to w złym guście, przy alkoholiczce żłopać cosmopolitany. Teraz, kiedy mieszkałam w Paryżu – takiego problemu i dyskomfortu już nie miałam. Opadłam na fotel znajdujący się w mieszkaniu Matta. Facet był wyraźnie przejęty moją reakcją na recenzję.
- Dawać mi tu zaraz Krwawą Mary – wyszeptałam zdenerwowana. Andre nachylił się nade mną, jakby chciał upewnić się w tym co powiedziałam, więc potwórzyłam – Krwawą Mary, już.
- Och! - zachwycił się Andre i odskoczył na bok – Ona pije Mary, jakie to amerykańskie.
Matt nie odpowiedział nic bratu na to stwierdzenie, czy też wykrzyknienie, tylko wziął się za przygotowywanie drinka. A ja czułam złość, która rosła coraz bardziej, gdzieś wewnątrz. Jak ja dorwę tego Jeana.
-Matt, kto to w ogóle jest? - zapytałam w końcu silniejszym głosem, kiedy poczułam smak pomidorowego drinka. Matt skrzywił się, zupełnie jakby zjadł w całości cytrynę i odpowiedział.
-Nikt nie wie. To znaczy, redakcja na pewno wie, ale go kryją. Jean ma sporo wrogów na mieście, gdyby otwarcie przyznawał się do swojej tożsamości, zostałby zabity.
- Dlaczego mnie to nie dziwi, powiedz mi? - mruknęłam zadowolona. Skoro obraził tyle osób, nie byłam aż tak złą kucharką. Bzdura! Byłam świetna. Postanowiłam sobie, że odnajdę tego Jeana i nakopię mu do dupy tak, że już nigdy nie pomyśli o tym, by napisać recenzję kulinarną.
- On jest jak Plotkara!- wykrzyknął Andre.
- Czy Ty możesz być chociaż jeszcze bardziej gejowski? - mruknął Matt.
- Nie – odpowiedział krótko Andre, a ja roześmiałam się głośno.
*************
Po południu wybrałam się do redakcji gazety "Paryskie nowiny", aby porozmawiać z Jeanem o tym, dlaczego napisał o mnie tak okropne rzeczy. Powiem szczerze, że nieźle się odstrzeliłam na to spotkanie. W Paryżu wszyscy ubierali się w piękne ciuchy, nie chciałam się odróżniać. Ubrałam małą czarną, a do niej dobrałam odpowiednie buty. Do tego oczywiście, ubrałam okulary przeciwsłoneczne i odpowiednią torebkę. Tak odziana w najlepsze marki, wybrałam się na miasto.
Było lato, upał. Dlatego kiedy tylko przekroczyłam próg biurowca, poczułam cholernie mocną ulgę. Recepcjonistka spojrzała na mnie obojętnym wzrokiem i nadal zajmowała się swoimi sprawami. Podeszłam do niej, stukając obcasami o kafelki i ściągnęłam gładkim gestem okulary z nosa.
-Dzień dobry, chciałam porozmawiać z jednym dziennikarzem który u Was pracuje – oznajmiłam swoim łamanym francuskim. Kobieta znów spojrzała na mnie zimnym wzrokiem.
- To niestety nie będzie możliwe – odpowiedziała obojętnym tonem.
- Jak to? - zapytałam zaskoczona, po czym dodałam bardziej zdenerwowanym tonem – Proszę Panią, ja muszę się zobaczyć z tym facetem.
- Proszę Panią - mruknęła ostrym tonem – A ja chciałabym zobaczyć Madonnę. Ale nie ma takiej opcji. Nie ma też takiej opcji, by Pani porozmawiała z tym dziennikarzem, którego Pani szuka.
- W takim razie wytoczę Wam proces! - mruknęłam ostro. Kobieta spojrzała na mnie badawczo, zmierzyła wzrokiem.
- No dobrze, to z kim Pani chce rozmawiać? - mimo mojej groźby i tego, że najwyraźniej poskutkowała – kobieta nadal udawała oziębłą i zblazowaną laskę.
- Z Jeanem. Nie znam jego nazwiska.
- Jeanem? Tym od recenzji kucharskich? - pokiwałam głową twierdząco. Kobieta westchnęła dramatycznie – Nie ma go.
No jasny gwint! Pięknie. Oczywiście. Schował się pewnie do jakiejś dziury, albo spodziewał się mojej wizyty. No bo w sumie, była ona prawie pewna. Westchnęłam ciężko, kładąc okulary na szklanym biurku w recepcji.
- Proszę posłuchać, facet mnie obrzucił błotem i muszę go zapytać, dlaczego.
- Rozumiem – mruknęła kobieta w odpowiedzi – Ale go naprawdę tutaj nie ma. Co dwa dni przychodzi ktoś taki jak Pani, dlatego on wysyła teksty z domu. A jak się Pani spodziewa, nie mogę udzielać informacji dotyczących adresu zamieszkania dziennikarzy.
- No ale, jeżeli Was pozwę, to będziecie musieli wskazać, kim jest Jean, prawda?
- Proszę Pani, takich pozwów jest już dziesiątki. Naprawdę to jest bezcelowe. Proszę wrócić do domu i po prostu postarać się poprawić swoje umiejętności kulinarne.
- Że co Pani teraz powiedziała? - zapytałam głośnym tonem – Żądam informacji, gdzie przebywa ten padalec. Albo proszę o rozmowę z naczelnym. To jest karygodne!
- Już dzwonię – panienka wzięła do rąk słuchawkę telefonu i połączyła się z gabinetem naczelnego – Dzień dobry Panie Pierre. Tak, jest tutaj Pani. Mhm, mhm. Tak, do Jeana. Mhm, no chce z Panem rozmawiać. Chciała adres Jeana, ale mu go nie dałam. Mhm, mhm. Tak, mhm. Mhm, tak. Pewnie, dobrze. Mhm, mhm, dobrze. Oczywiście Panie Pierre – rozłączyła się i spojrzała na mnie jeszcze raz – Proszę poczekać trzy minuty.
- Dziękuję.
- Tak... - mruknęła w odpowiedzi recepcjonistka i znów zajęła się swoimi sprawami. Znalazłam dwie skórzane sofy w pseudo poczekalni i usiadłam na jednej z nich, obserwując przez szybę paryżan. Większość gdzieś biegła, ich mimika wskazywała na wielkie skupienie. Część mieszkańców zaś siadała na ławkach, schodach i rozmawiała. Zrozumiałam, że to byli albo artyści, albo po prostu studenci. No i oczywiście, zobaczyłam też kilku turystów – którzy robili sobie wszędzie zdjęcia. Moje myśli skierowały się ku Robin, byłam ciekawa co u niej słychać. Od naszego zerwania minęły jakieś trzy tygodnie. W trzy tygodnie wiele może się zmienić. Z tego letargu, wytrącił mnie redaktor naczelny gazety – Pierre jakiś tam, nie znałam jego nazwiska.
- Pani Mayfair, jak mniemam. Witam, witam – przywitał się facet, który wyglądał na takiego po pięćdziesiątce. Miał już spore zakola i dobre siedem kilo nadwagi. Uśmiechnęłam się chłodno.
-Tak, skąd Pan wie?
- No wie Pani, redakcja od rana śmieje się z artykułu Jeana.
- Nie każdemu jest do śmiechu – odpowiedziałam niezadowolona z jego poczucia humoru – Czy Pan Jean, zaszczyci nas swoją obecnością? Chcę z nim porozmawiać.
-Tak, tak, ja dzwoniłem do niego. Niedługo będzie, obiecał się z Panią zobaczyć.
- Cieszy mnie to. Pani z recepcji mówiła, że często ktoś przychodzi aby – w tym momencie, naczelny przerwał mi z uśmiechem na twarzy, mówiąc:
- Tak, Jean przykuwa uwagę. To nie jest tak, że on krytykuje dla krytykowania. On po prostu jest trudny do zadowolenia. Dlatego dwukrotnie się rozwiódł, pięć razy zmieniał mieszkanie. Jedyne co sprawia mu przyjemność, to praca dla nas. Jest anonimowy, a do tego świetnie mu płacimy. Wie Pani, jak te recenzje zwiększają sprzedaż gazety? Paryżanie kochają czytać o tym, jak to ktoś jest przez niego krytykowany.
- Fascynujące – odpowiedziałam z sztucznym uśmiechem. Do recepcji wszedł facet, około czterdziestki. Miał dobrze dobrany do siebie strój, dwudniowy zarost i krótko ścięte włosy. Pierre podniósł się z krzesła i spojrzał na niego z uśmiechem.
-Jean! Jesteś! - Jean od razu spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Pani Mayfair, jak miło. Pierre, darujmy sobie tę... anonimowość – w tym momencie, facet podał mi rękę, przedstawiając się – Charlie Brown.
- Czy Pan sobie do jasnej cholery żartuje? - zapytałam głośno, patrząc na recepcjonistkę – Amerykanin?! Amerykanin krytykuje moją kuchnię mówiąc, że w Stanach żrą tylko fastfoody?
- Ironia losu? - zapytał Charlie z zawadiackim uśmiechem.
- Ja Panu dam ironię losu! - wrzasnęłam, robiąc z siebie kompletną idiotkę – Zniszcze Pana. - dodałam wychodząc z redakcji. Wychodząc słyszałam za sobą tylko śmiech Charliego Browna vel. "Jeana". Myślał, że nie dam rady? To się okaże.
****
Kiedy tylko wróciłam do domu, od razu zapukałam do drzwi Matta. Był akurat z Vivian, znów miałam niezłe wyczucie czasu. Jakiś koleś ją rzucił mówiąc, że jest dla niego zbyt dobra a on potrzebuje prawdziwej suki, która będzie świetna w łóżku. Matt był pewien, że Vivian taka jest. Przynajmniej, w jego snach. Szybko zrobił mi kawy, aby ukoić skołatane nerwy.
- Dupek – jęknęła zapłakana Vivian – Każdy facet to dupek. Zarówno ten mój jak i.... Jean. Albo jak kto woli, Charlie. Ale, żeby to amerykanin był? Nigdy bym nie pomyślała.
- Tak, w jego tekstach często było wiele złośliwości w stosunku do amerykanów. Hipokryta – odpowiedział Matt, przynosząc mój kubek z kawą. Wzięłam spory łyk czarnego napoju i uśmiechnęłam się pod nosem.
- Ja Cię przepraszam, że przeze mnie tak oceniono Gateau.
- Daj spokój, jesteś świetna. On wszystkich nienawidzi. Hater – odpowiedział Matt, całując mnie w czoło. Ten chłopak był naprawdę wspaniałym przyjacielem, zawsze kiedy miałam zły humor, próbował zrobił wszystko, aby mi się polepszyło. Spojrzałam na Vivian i zapytałam samą siebie – jakim cudem, ta kobieta tego nie docenia. Dlaczego umawia się z jakimiś dupkami, a Matta zwodzi? Odpowiedź na to pytanie, już niedługo miałam uzyskać. A Matt jak się okaże, po prostu skłamał.
*****
Kiedy wróciłam wieczorem do mieszkania, a panorama Paryża była skąpana w pomarańczowych kolorach zachodzącego słońca, postanowiłam odpłacić haterowi Charliemu podobną krytyką do tej, jaką on mnie potraktował. Znalazłam internetową stronę gazety oraz artykuł na mój temat i po prostu wstawiłam komentarz.
"Moi drodzy czytelniczy i wszelcy fani Jeana [ o ile ktoś go lubi]. Myślę, że powinniście poznać prawdę. Po tych wszystkich artykułach, Jean jest Wam winien tego, aby powiedzieć, kim jest naprawdę. Jean to nikt inny, jak AMERYKANIN o nazwisku Charlie Brown. Facet był na tyle bezczelny, by się ze mną spotkać i powiedzieć prosto w twarz, że moja kuchnia jest okropna. Charlie-Jean, zwał jak zwał, jest zwykłym dziennikarskim dupkiem, który próbuje sprzedać kontrowersją jak największą ilość egzemplarzy gazety. To jest karygodne. Pozdrawiam, Katherine Mayfair"
"Wyślij". Poszło.
Vivian i ja dotychczas słabo się znałyśmy, dlatego bardzo mnie zdziwiło, kiedy dziewczyna zaprosiła mnie do baru. Może słyszała o związku z Robin i chciała też spróbować jak to jest z dziewczyną? Zapytałam ją o to. Odpowiedziała mi dość lakonicznym tonem.
-E tam, sprawdzałam w liceum. Nic nadzwyczajnego.
- Więc... ja Cię przepraszam, ale nie wiem co tutaj robimy – odpowiedziałam szczerze, ponieważ najwyraźniej, Vivian również starała się być szczera. Kobieta uśmiechnęła się pod nosem, po czym wzięła łyk wina.
- Chcę porozmawiać o Matthieu – oznajmiła. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się nad tym, co też mi może powiedzieć.
- To znaczy?
- Powinniście być razem – rzekła, po czym dodała po krótkiej chwili ciszy – Tak, wiem, on się niby we mnie kocha. Ale to tylko czysty pociąg seksualny, nic wielkiego.
- Dlaczego tak mówisz? - zapytałam zdziwiona. Vivian uśmiechnęła się pod nosem, znów biorąc łyk swojego wina. Obserwowałam każdy jej pełen gracji gest. W końcu odpowiedziała na moje pytanie.
- Matt nie powiedział Ci całej prawdy. My już byliśmy razem, ale tak bardzo się kłóciliśmy, że uznaliśmy to za pomyłkę. Dlatego chcę, aby znalazł sobie kogoś innego, a Wam się świetnie rozmawia.
- Byliście razem? - zapytałam zdziwiona, też się napiłam- że niby w związku?
-Tak, seks był świetny ale.... ciągle, non stop się kłóciliśmy. Rozumiesz, Kath? Cały czas. Nikt tego nie wytrzyma, nawet dla nie wiadomo jak świetnego rżnięcia.
W tym momencie zrozumiałam, a raczej, potwierdziła się moja teoria, że to z Vivian był problem. Matt, jak już zapewne zauważyliście, był człowiekiem bardzo radosnym, otwartym. Nie wyobrażałam sobie tego, że może się non stop o coś kłócić. To Vivian musiała stanowić jakiś problem. Może go zdradzała? Znów napiłam się wina.
- No i jak Ty to sobie wyobrażasz? Co mu powiem? "Hej Matt, powinieneś być ze mną? Chodź tutaj mój lowelasie!" - Vivian parsknęła śmiechem.
- Wy amerykanie, niczego nie rozumiecie. Szepnę mu słówko czy dwa, że jesteś super i powinien o Tobie pomyśleć, a potem się zobaczy.
- Czuję się tak, jakbyś była moim alfonsem – mruknęłam w odpowiedzi. Vivian uśmiechnęła się tylko pod nosem i wzruszyła ramionami. W tym samym momencie, do kafejki wszedł Andre. Facet rozpromienił się kiedy mnie zobaczył. Podszedł wręcz podskakując :
-Katherine! Katherine! Bosko że tutaj jesteś, po prostu Bosko! - wykrzyczał i ucałował mnie w policzek. Odpowiedziałam mu szerokim uśmiechem.
- Andre, kochany, czego się napijesz?
- Cosmopolitana! - odpowiedział rozgorączkowany mężczyzna. Roześmiałam się głośno.
*************
Tego wieczoru, nie nachodziłam już Matta. Prawdę mówiąc, było mi nieco wstyd tego, co powiedziała Vivian. No wiecie, że powinniśmy się spiknąć. No bo jak to tak? To był szalony pomysł. Ale nie powiem, spodobał mi się. Tak wiem, ostatecznie nic z tego nie wyszło, bo jak już wspominałam, nic nas nie połączyło – ale w tej konkretnej chwili, poczułam coś na wzór ekscytacji.
Włączyłam jedynie swój komputer i przejrzałam maile. Jeden z nich, pochodził od gazety "Paryskie nowiny". Z satysfakcją wymalowaną na twarzy, otworzyłam elektroniczny list. Napisał go Charlie.
"Nie jestem amerykaninem, a paryżaninem. To skąd pochodzę, nie określa mojego charakteru. Nie jestem tak zepsuty jak Wy, amerykanie i nie jadam tak kiepskiej kuchni. Nadal uważam, że nie powinna Pani gotować. Proszę zająć się czymś pożyteczniejszym, jak mycie naczyń czy gaszenie pożarów. Bo kuchnia to nie Pani powołanie. Z poważaniem, Charlie Brown".
To był początek wojny, mam nadzieję, że Charlie to wiedział. Wyłączyłam komputer i wzięłam letnią kąpiel. Podobno takie są najlepsze w upalne dni. Poszłam spać po jedenastej i spałam jak zabita, do momentu, aż zadzwonił budzik. Musiałam wrócić do Cafe Gateau. Obiecałam sobie jednak, że jeżeli spotkam tam Browna, nie dam się ponieść emocjom. Pewnie będzie liczył na wybuch złości. Ja jednak będę zimna i opanowana, wiecie, że tak potrafię.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Q.m.c.
Administrator
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 3710
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 50 razy Skąd: Section One Płeć:
|
Wysłany: Wto 19:11, 19 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Podeszłam do niej, stukając obcasami o kafelki i ściągnęłam gładkim gestem okulary z nosa. |
Czy tylko w mojej głowie od razu pojawił się taki obraz:
Granmor napisał: | Masz okazję. ; >>> | Szukajcie a znajdziecie xp Oczywiście nie w opowiadaniu ;p
Czytając tego ff'a ten cały "klimat" Paryża trochę mi się udziela i myślę sobie - "Kawa i croissaint", a gdzie papieros? Paryż bez papierosów, to nie Paryż (nie mówiąc już o kawie )
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Granmor
The Voice
Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 2645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Skąd: Chorzów
|
Wysłany: Wto 19:25, 19 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Tak...... Kath i jej okulary... po prostu cudo. Cieszę się, że udziela Ci się klimat.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|