Autor Wiadomość
Mikołajek
PostWysłany: Wto 23:19, 04 Cze 2013    Temat postu:

Były. Co innego jest dorobić się samemu (przez ciężką i własną pracę) jakiegoś majątku w wieku 35 - 45 lat przez wykształcenie a co innego, chodzić dopiero do szkoły, elitarnej czy nie, i rozbijać się drogimi autami za pieniądze mamusi i tatusia.

Arno napisał:
(...) Nie wybaczę!


Arno
PostWysłany: Wto 22:49, 04 Cze 2013    Temat postu:

Nie musiałbyś bo mówimy cały czas o ficu? A ja tylko odpowiadam, że już wróciła:3
A postacie z DH nie były bogate.. Nie wybaczę! XD
Mikołajek
PostWysłany: Wto 22:42, 04 Cze 2013    Temat postu:



Nie... bo musiał bym obejrzeć całość Gossip Girl a jakoś nie kręcą mnie problemy rozpuszczonych, bogatych g**niarzy. Także wybacz. Tak szczerze to pisze posty byś nie musiał edytować swoich postów bo wiem, że może to być nieco uciążliwe. Druga sprawa jest taka, że TAK PO CHRZEŚCIJAŃSKU, poświęcam swój czas drugiej osobie. To, w dzisiejszych czasach, nabiera charakteru "dobra luksusowego". Także wybacz, jeśli możesz.
Arno
PostWysłany: Wto 22:38, 04 Cze 2013    Temat postu:

Hahah, ale no pytanie było trochę bezzasadne, jako, że już 'powróciła'! :3 Chyba, że (jak się domyślam) nie przeczytałeś ani słowa. :C
Mikołajek
PostWysłany: Wto 22:35, 04 Cze 2013    Temat postu:

Staram się tylko podtrzymywać rozmowę.

Arno
PostWysłany: Wto 22:30, 04 Cze 2013    Temat postu:

Przecież jest w pierwszym odcinku! Smile W stałej obsadzie, hah.

A teraz wspomniana 'zwyczajna' dziewczyna Rolling Eyes

Cytat:
Anna Kendrick Heads to Upper East Side!


Wedle najnowszych doniesień obsada sequelu 'Plotkary' wzbogaci się o kolejną damską twarz. Anna Kendrick ("Pitch Perfect") ma pojawić się w pierwszej połowie sezonu, w roli, której detale są nam bliżej nieznane. Jedyne co wiemy na temat postaci odgrywanej przez aktorkę to to, że będzie to 20-paro letnia dziewczyna o imieniu Becka, wywodząca się z (oczywiście) bogatej rodziny, oraz że będzie to rola epizodyczna...z możliwością powrotu w późniejszych odcinkach. Ciekawe kto lub co sprowadzi ją na Manhattan. Możemy jedynie mieć nadzieję, że nie będzie to kolejny z odgrzewanych do bólu wątków zemsty.
Mikołajek
PostWysłany: Wto 21:49, 04 Cze 2013    Temat postu:

Ta pokojówka pochodzenia polskiego wróci?
Arno
PostWysłany: Wto 21:08, 04 Cze 2013    Temat postu:

Cytat:
PRACOWITE WALENTYNKI NA UPPER EAST SIDE -- #102 "My Messy Valentine" -- NIEDZIELA, 16 CZERWCA -- Serena stara się uniknąć ataków Plotkary, próbując zachować pozory idealnego małżeństwa z Danem poprzez wyprawienie imprezy Walentynkowej. Nate w międzyczasie przygotowań do własnej imprezy, szuka pomocy w sprawie wyborów u K.C. (Deanna Russo). Dan przygotowuje się do promocji swojej najnowszej książki, jednocześnie próbując dojść do porozumienia z Sereną. Blair rzuca się w wir pracy, na próżno oczekując powrotu Chucka. Eric próbuje pogodzić się z rozpadem swojego związku. Zaś Vanessa stara się odnowić jakiekolwiek kontakty na Manhattanie.

Występują : Blake Lively jako Serena Van der Woodsen-Humphrey, Leighton Meester jako Blair Waldorf-Bass, Michelle Trachtenberg jako Georgina Sparks, Ed Westwick jako Chuck Bass, Penn Badgley jako Dan Humphrey, Chace Crawford jako Nate Archibald, Kelly Rutherford jako Lily Van der Woodsen i Zuzanna Szadkowski jako Dorota Kishlovsky.

Specjalne role gościnne : Jessica Szohr jako Vanessa Abrams, Connor Paolo jako Eric Van der Woodsen i Deanna Russo jako K.C. Cunningham.

Gościnnie : Billy Baldwin jako William Van der Woodsen, Matthew Settle jako Rufus Humphrey

Pozostała obsada : TBA
Mikołajek
PostWysłany: Pon 23:56, 03 Cze 2013    Temat postu:

Muzy nie włączę do moich ulubionych, ale nadaje się do dyskoteki.
Arno
PostWysłany: Pon 22:08, 03 Cze 2013    Temat postu:

CHAPTER 1 - CONTINUED

***


20:10

Chwilę później Serena wróciła do kondominium Milan przy 300 East 55th St. i wysiadła na 27 piętrze, gdzie mieścił się apartament jej i Dana. To co ją tam oczekiwało, przerosło jej najśmielsze oczekiwania, zwłaszcza po dniu jaki musiała znieść...zarówno przed, jak i po tym, gdy powody tego widoku zostały jej wyjawione. Dan biegał w tą i z powrotem w kuchni, ubrany w fartuch, podczas gdy elegancko zastawiony stół, wraz ze świeczkami i butelką szampana stał pośrodku salonu. Serena musiała powstrzymać się od okrzyku radości. Mimo niezmiernie męczącego dnia, tego właśnie potrzebowała. A nie mieli oni zbyt wielu okazji, żeby spędzić razem cichy wieczór w domu, zwłaszcza po ślubie, więc dodatkowo doceniła jego gest.

„Kochanie, jestem!” - krzyknęła, nadal nie wierząc własnym oczom.

„Świetnie! Poczekaj na mnie, za chwilę przyjdę, żeby otworzyć szampana!”

Powiesiła torebkę na krześle i zasiadła do stołu, opierając łokieć o niego, a twarz na swej dłoni, podziwiając widok przed swoimi oczami. Tak jak obiecał, tak zrobił, Dan wszedł do salonu z dwoma talerzami trzy minuty później. Postawił je po przeciwnych stronach stołu.

„Co to ma być?” - wstrzymała oddech i roześmiała się. „Oczywiście doceniam gest, wszystko wygląda pięknie...Ale co to za okazja?” - zmarszczyła czoło i spojrzała na niego przenikliwie.

„Cóż – miałem naprawdę mieszane odczucia odnośnie tego, czy powinienem Ci powiedzieć o tym w świetle wszystkiego co się dziś wydarzyło – Ale mamy powód do świętnowania.” - przerwał na chwilę i nalał szampana do kieliszków.

„Mów! Nie trzymaj mnie w niepewności, kochanie.” - znów się roześmiała.

„Okazuje się, że powrót Plotkary wbrew moim obawom okazał się być pomocny dla moich książek. Sprzedaż wzrosła już o 15% od samego rana, a Alessandra przeczuwa, że trzecia książka będzie best-sellerem. To powrót warty oczekiwania – i jak się okazuje, jest naprawdę wyczekiwany przez środowisko!” - buzia mu się nie zamykała, był tak skupiony na swojej przemowie, że nie zdołał zauważyć zmieniającego się wyrazu twarzy Sereny. Najpierw był on zaciekawiony, później zaskoczony, a na końcu dosyć zmartwiony, w przeciągu paru sekund.

„Naprawdę?” - wykrztusiła z siebie pytanie, czując dziwne łaskotanie w nogach.

„Nasi analitycy już to potwierdzili!” - wyszczerzył się i usiadł naprzeciw niej.

„Naprawdę, Dan? Naprawdę?” - wyglądała na dosyć zranioną, w tej chwili nie mogła uwierzyć własnym uszom, a nie oczom.

„Co? Coś nie tak? Nie cieszysz się?” - zapytał ostrożnie.

„Cieszę się. To znaczy – Staram się. To świetna wiadomość. Dla Ciebie.” - szepnęła i odwróciła wzrok.

„Ale?” - był już w stanie przewidzieć co mu odpowie, bo wątpliwości nie ulegał fakt, że to nie jest powód do świętowania dla niej.

„Ale to świetna wiadomość dla Ciebie.” - podrapała się po policzku.

Dan nie odezwał się ani słowem, czekając aż ta rozwine swoją myśl.

„Chcesz, żebym coś dodała? Okej. Więc pozwól, że coś Ci uświadomię. Najpierw zdołałeś po raz kolejny wszystko skupić dookoła siebie! Wszystko zaczyna i kończy się na Tobie. Na Twoich wspaniałych osiągnięciach.” - przerwała na chwilę i duszkiem wypiła zawartość kieliszka. „Jesteś tak skupiony na sobie, że nie byłeś nawet w stanie zauważyć, że miałam okropny dzień. Ba, nie byłeś nawet w stanie mnie zapytać, jak mi minął. Od razu przeszedłeś do przyrządzania galowej kolacji, żeby świętować coś, co z mojego punktu widzenia nie ma żadnych powodów do świętowania. Dan, wiedziałeś co sądzę o jej powrocie!” - jej głos załamał się na parę sekund, była naprawdę zła. „Nie kiwnąłeś palcem, żeby mnie dziś pocieszyć. Czy proszę o zbyt wiele?! Minimum, które mogłeś zrobić to wesprzeć mnie bez chwalenia się swoim sukcesem. Ale nie, oczywiście musiałeś to spieprzyć, jak zwykle, próbując zmusić mnie do partycypowania w wielkiej romantycznej kolacji na cześć rzeczy, która przyniosła mi dziś tylko i wyłącznie stres! Boże – jak bardzo egoistyczny możesz być?!” - jej oczy się zaszkliły, odsunęła się od stołu.

„Oh. Okej.” - wyszeptał i spuścił wzrok, wyraźnie będąc zasmuconym. „Okej, posłuchaj – może nie był to najlepszy sposób, żeby podzielić się z Tobą tą wiadomością, naprawdę miałem mieszane odczucia co do tego. Nawet Alessandra może Ci powiedzieć jak wkurzyłem się podczas naszego spotkania w kawiarni!” - starał się usprawiedliwić.

Ale na marne. Nie chciała słuchać ani słowa z jego tłumaczeń. „Kogo do cholery obchodzi Alessandra i Twój rzekomy wybuch emocji?! Nawet jeśli do niego doszło, to liczy się chwila obecna, tu i teraz. A z miejsca, w którym ja się znajduję widzę tylko to – widzę Twoją desperacką potrzebę bycia docenionym za coś, z czym na dobrą sprawę nie miałeś nic wspólnego!” - wstała od stołu i zaczęła chodzić w kółko. „Czy miałeś?” - wyszeptała, obawiając się najgorszego.

„Co?! Boże. Chyba sobie teraz ze mnie żartujesz. Rozumiem, że Alessandra mogła mnie podejrzewać o coś takiego, ale Ty?!” - urwał na chwilę i spojrzał na nią przenikliwym wzrokiem. „Nigdy bym Ci tego nie zrobił po tym co przeszliśmy przez lata.” - wyszeptał, wciąż siedząc przy stole.

„Przepraszam – Ja już po prostu nie wiem co mam sobie myśleć, biorąc pod uwage dwuznaczne niespodzianki, które napotykam na swojej drodze dzisiejszego dnia!” - przeczesała swoje włosy dłonią i podeszła do okna. „Nie wspominając o tym, że mimo tony nieporozumień i cierpienia w przeszłości, doskonale wiesz jak bardzo Cię doceniam, jak bardzo doceniam Twoją twórczość. A wystawna kolacja tego nie zmieni.” - oparła się plecami o szybę i spojrzała na niego, przygryzając wargę.

„Okej. Ale naprawdę myślałem, że będziesz się cieszyć z mojego powodu. Sądziłem, że przyda nam się odrobina radości po tym jak dziś wyszłaś do pracy – cała nabuzowana.” - wyszeptał i wstał ze swojego krzesła.

„Widzisz! Znów. Nie słyszałeś co przed chwilą powiedziałam?! Dan, w tym tkwi problem. 'Naprawdę myślałem...' – nie rozumiesz? Za dużo myślisz – a najgorsze jest to, że myslisz tylko i wyłącznie o sobie. Widzisz tylko czubek własnego nosa! Boże...Nie potrzebuję tego – wszystko czego dziś pragnęłam to było wrócić spokojnie do domu i położyć się przy Twoim boku, podczas gdy Ty byś mnie przytulił i zapewnił, że wszystko będzie w porządku.” - zaczęła łkać. „Miałam wystarczająco wiele obaw odnośnie wpływu jej powrotu na nas – i jak widać nie bez powodu. Nie tak chciałam sobie z tym poradzić.” - westchnęła, zanim telefony obojga się rozdzwoniły.

Oboje zerknęli na ekrany. Post Plotkary.

„Super.” - warknęła, zanim zdążyła go przeczytać.

Witajcie, Upper East Siderzy. Mam nadzieję, że już jesteście w łóżkach, bo mam zamiar przedstawić Wam nową kołysankę. Taką, która niekoniecznie was uśpi, ba, wręcz przeciwnie – może Was ona skutecznie powstrzymać od snu na najbliższe godziny. – ”

Oboje spojrzeli po sobie, po przeczytaniu całej treści posta, podczas gdy Serena jeszcze w zupełności nie wybuchnęła na niego.

„Kochanie, proszę, dajmy temu spokój. Kogokolwiek stara się ona oskarżyć, o cokolwiek – wiemy, że to nieprawda. Dawno mamy te problemy za sobą. Usiądźmy i zjedzmy kolację, dobrze?”

„Nie, Dan. Nie dam temu spokoju.” - była naprawdę zraniona. „Bo to wszystko przez Ciebie. Gdyby nie Ty, nie kłócilibyśmy się właśnie przy tym stole. To przez Ciebie ona wróciła!” - krzyknęła i podeszła z powrotem do stołu.

„Jakim cudem to ja jestem temu winien?!” - poczuł się urażony, a to co powiedziała, wydawało mu się bardzo irracjonalne, jako że nie nadążał za jej myślami.

„Gdybyś nie zapoczątkował strony, nikt nie odczuwałby potrzeby, żeby ją wskrzeszać, kimkolwiek by ona teraz nie była! To Ty wprawiłeś to wszystko w ruch!” - złapała za swoją torebkę, zgrzytając zębami.

„Tak. Gdybym jej nie zapoczątkował, nie bylibyśmy teraz po ślubie!”

„Może nie bylibyśmy – a ja nie musiałabym się z tym wszystkim męczyć.” - powstrzymała kolejną serię łkania, zdając sobie sprawę z tego co dopiero powiedziała.

„Oh.” - Dan zaniemówił po raz pierwszy tego wieczoru, tym krótkim zdaniem odebrała mu ona wszelkie słowa.

„Pójdę – pójdę na noc do rodziców. Oboje potrzebujemy trochę czasu, żeby ochłonąć. Zadzwoń – zadzwoń, gdy będziesz gotowy porozmawiać.” - wyszeptała zanim opuściła salon i wsiadła do windy, zjeżdżając pięć pięter niżej.

Podczas gdy Dan pozostał zdruzgotany pośrodku salonu.

***


20:30

Minutę później Serena weszła do apartamentu, w którym jej rodzice, jak na ironię losu przystało, także przygotowywali się do romantycznej kolacji. William był w kuchni, a Lily na górze. Jednak to ona, jak zwykle, usłyszała dźwięk windy jako pierwsza, schodząc na dół po schodach. W mgnieniu oka zauważyła, że coś się stało, zwłaszcza, że makijaż Sereny był cały rozmazany.

„Serena, kochanie! Co się stało?!” - pospieszyła do niej i przytuliła ją, stojąc pośrodku foyer.

William także ruszył szybkim krokiem z kuchni i pobladł na widok swojej zapłakanej córki. Na dobrą sprawę po raz pierwszy widział ją w takim stanie.

„Mogę dzisiaj zostać u Was na noc? Potrzebuję trochę przestrzeni.” - wyszeptała, przełykając głośno ślinę.

„Oczywiście.” - oboje równocześnie odpowiedzieli bez wahania, po czym William dołączył do dwóch najważniejszych kobiet w swoim życiu i objął je.

***


22:00

Tymczasem pociąg z Vermont dotarł na Grand Central. A z niego z dwoma walizkami wysiadł nikt inny, niż Vanessa Abrams, o której powrocie wiadomość jeszcze miała się roznieść.

„Okazuje się, że jedna z osób z oryginalnej paczki Constance zachowywała się dosyć niegrzecznie, podczas gdy była poza domem – oczywiście nie ze swoją drugą połówką. Czyżby zanosiło się na trójkąt dla jednej z par? Przekonamy się jutro, Kolorowych snów.

XOXO, Plotkara.”




A na koniec coś do posłuchania

Granmor
PostWysłany: Pon 20:42, 03 Cze 2013    Temat postu:

Nie, to nie była ironia. Nie czytałem i nie wiedziałem jak mogę skomentować coś, czego nie czytam.
Arno
PostWysłany: Pon 20:33, 03 Cze 2013    Temat postu:

Pewnie jeden jak znam siebie... XD
Czy to miała być ironia?:3
Przeczytałeś w ogóle?
Granmor
PostWysłany: Pon 19:01, 03 Cze 2013    Temat postu:

Ciekawy jestem tego, ile będzie sezonów.
Arno
PostWysłany: Pon 7:51, 03 Cze 2013    Temat postu:

(DUŻO) Do poczytania

Sezon 1, Odcinek 1
"The GGirl Is Back"


05/02/2018

Był poniedziałkowy poranek, kiedy wieść o powrocie najbardziej znienawidzonej bloggerki Manhattanu rozniosła się po mieście w mgnieniu oka. Żaden z członków NJBC nie był w stanie tego przewidzieć. Prawdę mówiąc, byli oni święcie przekonani, że gdy po latach frustracji jej prawdziwe oblicze zostanie w końcu zdemaskowane, ten koszmar skończy się raz na zawsze. Dlatego, mimo że jeszcze nie zaczęła ona pluć swym jadem, ich codzienny, zabiegany tryb życia został skutecznie zakłócony.

"Witam ponownie, Upper East Siderzy. Od mojego poprzedniego wpisu minęło sporo czasu. Dokładne pięć lat. Umiejętnie wykorzystałam ten czas i powracam tam, gdzie moje miejsce...Do Waszych malutkich, uśpionych umysłów. Powracam w pełni sił, z nową wizją i nowym wizerunkiem...Można by rzec – zreformowana. Ale nie obawiajcie się, nie nawróciłam się. Poczynając od dnia dzisiejszego, każde z Was będzie pod moim czujnym okiem. Tak jak za dawnych czasów. Także uważajcie. Jak mam w zwyczaju powiadać, trzymajcie swoich przyjaciół blisko, ale swoje telefony komórkowe bliżej. Do usłyszenia.

XOXO, Plotkara"


***


7:40

Pierwszą i prawdopodobnie najbardziej zdumioną osobą, do której dotarły najnowsze wieści była Serena. Jej telefon rozdzwonił się, podczas gdy ta nakładała makijaż przed wyjściem do biura swojego stylowego magazynu. Jedyną osobą, od której spodziewałaby się wiadomości o tak wczesnej porze była jej asystentka, Tracy. Dlatego, gdy usłyszała sygnał wiadomości, przelotnie zerknęła na ekran, trzymając kredkę do oczu w dłoni. W momencie gdy przeczytała jednak pierwsze słowa, wiedziała, że nie wróży ona nic dobrego. Nie odrywając wzroku od wyświetlacza przeczytała cały post, wciąż nie wierząc własnym oczom. Gdy dotarła do zbyt dobrze jej znanego podpisu, kredka, którą jeszcze chwilę wcześniej trzymała w dłoni, złamała się na dwie części. Spokojnie, S. To tylko głupi żart. - powtarzała w myślach, starając się uspokoić. Jednak nie była w stanie opędzić się od najczarniejszych scenariuszy. Dlatego właśnie wpadła niczym burza do sypialni i bez wcześniejszego ostrzeżenia rzuciła Dana w głowę swoim telefonem, podczas gdy ten spał.

„Powiedz mi, że to nie to co myślę!” - zaczęła panikować na głos.

„Jakie 'to'?” - wyszeptał Dan, starając się stłumić ziewnięcie.

„Sam zobacz!” - warknęła i zaczęła chodzić w tą i z powrotem po pokoju.

Dan był równie zszokowany, co jego nowo poślubiona żona. Uważne przeczytał każde słowo, jak gdyby literował je pod nosem...Nie potrzebował niczego więcej, żeby się w pełni wybudzić. Gdy dotarł do ostatnich słów, zaniemówił i w typowym dla siebie stylu zaczął drapać się po głowie.

„To niemożliwe...” - wyszeptał bezsilnie.

„Oh, czyżby?!” - prychnęła blondynka i wyrwała mu swój telefon z dłoni. „o samo sobie myślałam...Aż do dzisiejszego poranka! Niespodzianka!” - zrobiła teatralną pozę. „Jak to jest w ogóle możliwe? Myślałam, że pozbyłeś się całego systemu!” - krzyknęła i złapała się za głowę.
„Pozbyłem się go...Nie mam zielonego pojęcia jak mogło do tego dojść...Ale nie sądzę, żeby to był dowcip, kochanie. Przepraszam.” - westchnął i wstał, po czym podszedł o niej i pocałował ją w czoło, starając się ją uspokoić.

„Dowcip lub nie, nie mam czasu na te dyrdymały. Cały zespół czeka na mnie, dzisiaj robimy ostatnie poprawki nad lutowym numerem. Więc wybacz mi, mój drogi...Ale muszę lecieć.” - powiedziała odrobinę spokojniejszym tonem i podeszła do swojej wielkiej szafy.

„Jeśli to prawda, to chyba powinienem się jak najszybciej spotkać z Alessandrą, żeby zapobiec możliwym szkodom, zanim moja nowa książka trafi do sprzedaży. Wolę być zapobiegawczy.” - stwierdził odrobinę zachrypniętym głosem.

„Chyba oboje wiemy, że Alessandra jest ostatnią osobą we wszechświecie, która byłaby w stanie powstrzymać Plotkarę...biorąc pod uwagę fakt, że miała ja przez lata pod swoim nosem.” - wytknęła język i sięgnęła czarną marynarkę z białymi wykończeniami z najnowszej kolekcji Balmain.

„O proszę. Przyganiał kocioł garnkowi.” - wyszczerzył się i przeciągnął w miejscu, opierając się o komodę.

„Muszę ostrzec Blair zanim Tracy zgłosi moje zaginięcie.” - roześmiała się, poprawiając kołnierzyk i zarzuciła włosy do tyłu.

Następnie zawiesiła swoją torebkę na przegubie lewej dłoni i podeszła do Dana, po czym delikatnie go pocałowała i w pośpiechu puściła budynek przy 300 Easth 55th St i wsiadła do swej limuzyny.

***


7:45

Tymczasem w rezydencji Bassów w Connecticut Dorota sprzątała po śniadaniu, gdy jej telefon się rozdzwonił. Blair zaś starała się dopiąć budżet swojej najnowszej kolekcji. Jeszcze zanim służąca była w stanie odczytać wiadomość, odwróciła wzrok, obawiając się wybuchu złości swej szefowej. Jednak nastąpił on dopiero kilkanaście sekund później, gdy także telefon brunetki zaczął dzwonić.

„Co powiedziałam o telefonach, podczas gdy pracuję?!” - warknęła, zerkając na Dorotę z salonu.

„Przepraszam, Panienko Blair.” - westchnęła w odpowiedzi, starając nie spalić się ze wstydu, jednak nie mogła się powstrzymać od odczytania wiadomości.

„Skoro już zburzyłaś mój spokój i zakłóciłaś mój proces myślowy, bądź łaskawa oderwać się od swego telefonu i podaj mi mój.” - westchnęła, zanim rzuciła tuzin kartek na szklany stolik.

„Nie sądzę, żeby to było potrzebne...” - powiedziała przerażona i weszła do salonu biała jak ściana. „Niech Panienka lepiej nie wstaje. Obawiam się, że dobrze tego nie zniesie.” - szepnęła i znów odwróciła wzrok.

„Co Ty do cholery wygadujesz, Doroto?! Podaj mi mój telefon, to polecenie służbowe.” - zaczęła ją lustrować wzrokiem, wciąż w oczekiwaniu na nieznane sobie wieści. „Czy naprawdę muszę się powtarzać? - spytała ironicznie i wyrwała swój telefon z rąk służącej, nie czekając dłużej na jej reakcję.

Blair, zupełnie jak Serena, nie spodziewała się takich wieści. Prędzej byłaby przygotowana na wiadomość o tym, że będzie miała rodzeństwo, biorąc pod uwagę fakt, jak ostatnimi czasy Eleanor chwali się swoim życiem seksualnym. Jej źrenice momentalnie się rozszerzyły, co najmniej pięciokrotnie, a w klatce piersiowej poczuła uderzenia gorąca...Gdyby nie była przed trzydziestką, pomyślałaby, że to menopauza. Jednak to uczucie było wyjątkowe...wyjątkowe w swym połączenia obrzydzenia i gniewu, które było nie do opisania.

„Miałaś rację, Doroto. Nie będę tego dłużej znosić...Ani jednego dnia więcej. Zwłaszcza po tylu latach spokoju. Humphrey jest martwy.” - brunetka była zupełnie poważna. Wstała z kanapy i poprawiła swoją sukienkę.

„Ale Pan Humphrey zamknął stronę po ślubie Panienki i Pana Chucka.” - zasugerowała gosposia i wzruszyła ramionami.

„Najwyraźniej znów zrobił nas wszystkich w konia, jak zwykle. Pewnie doznał kolejnej artystycznej-blokady i postanowił namieszać nam w życiach, bo jest niezadowolony z własnego. Nie będę stała bezczynnie i patrzyła jak to się wszystko rozgrywa przed naszymi oczami. Nie dopuszczę do tego.” - Blair pokręciła głową z niedowierzaniem, czując jak gdyby ziemia zapadała jej się pod nogami, po czym wtargnęła do kuchni i złapała za swoją komórkę.

„Do kogo Panienka dzwoni?” - spytała zaniepokojona Dorota.

„Do Sereny, a niby do kogo innego?”

„Żeby zmusić ją do rozwodu?”

„Doroto, nie bądź śmieszna. Jej małżeństwo, jej broszka. Jednak najpierw muszę ją ostrzec zanim sama zamieni się w jedną z tych przesadnie dramatyzujących lal wyjętych prosto z Jersey Shore na oczach swoich pracowników.” - westchnęła i wybrała numer swojej przyjaciółki.

***


8:20

W budynku Spectatora miało miejsce nadzwyczajne spotkanie redakcji, w trakcie którego debatowano nad nową strategią marketingową. Takie spotkania odbywały się regularnie raz na trzy miesiące w celu przedyskutowania niezbędnych zmian, aby pismo wciąż mogło utrzymać się na szczycie. Jedną z nich miała być osoba redaktora naczelnego, o czym właśnie Nate miał poinformować swoich współpracowników.

„Mam jeszcze jedną ważną wiadomość.” - odchrząknął i poprawił swoją marynarkę. Chwila niezręcznej ciszy wydawała się dłużyć w nieskończoność, dopóki nie przerwało jej pukanie do drzwi. To jego asystentka, Tina, powstrzymała go od niezbyt przyjemnego oświadczenia. Poczuł odrobinę ulgi, jako że na dobrą sprawę nie był ani trochę gotowy, żeby pożegnać się ze Spectatorem...a moment, w którym ogłosiłby swoje plany, tylko przypieczętowałby tą decyzję i sprawiłby, że byłaby ona nieodwracalna.

„Panie Archibald, Pana telefon.” - była lakoniczna, jak zwykle.

„Dzięki, Tina. Wiecie co? To jednak będzie wszystko na dziś. Wracajcie do pracy!” - powiedział ze swoim wewnętrzną werwą i klasnął w dłonie zanim wrócił do swojego biura i zerknął na telefon.

5 nieodebranych połączeń...Od Dana Humphreya. Jedna nowa wiadomość. Nate rzadko kiedy odczytywał smsy w momencie, gdy je dostawał, zwłaszcza gdy był w pracy. Dlatego oddzwonił do Dana, ale ten nie odbierał. Westchnął, kręcąc głową i wrócił do pracy, wciąż pozostając w stanie błogiej niewiedzy. Jednak parę minut później musiał zmierzyć się z szokującą wiadomością. Sprawdzał swojego maila, gdy natknął się na maila od Diany, której nie widział od czasu, gdy ta częściowo pomogła mu odkryć pierwotną tożsamość Plotkary. Temat wiadomości brzmiał, oczywiście, 'Plotkara'. Dlatego Nate najpierw roześmiał się pod nosem, myśląc, że to kopia dawnego e-maila...Jednak nie miał pojęcia jak bardzo się mylił.

„Połącz mnie z moim detektywem.”

*****


10:15

Ponad dwie godziny później Blair znalazła się na 56. pod budynkiem Apartamentów Plaza 400. Weszła do środka, po czym zdjęła swoje okulary słoneczne, zanim skierowała się do windy. Wysiadła na 13 piętrze. Miała dosyć mieszane uczucia odnośnie tego wszystkiego...Nie miała zielonego pojęcia co chciała osiągnąć przez tą wizytę. Jednak wiedziała, że jedyną osobą, na którą może liczyć w czasach kryzysu, poza Chuckiem, jest tylko i wyłącznie Georgina Sparks. Wzięła głęboki oddech i zapukała do drzwi, podczas gdy na twarzy miała wymalowany swój najlepiej wytrenowany sztuczny uśmiech. Minutę później ciemnowłosa intrygantka pojawiła się w drzwiach, witając projektantkę typowo dwuznacznym, złowrogim uśmiechem.

„Waldorf, czemu zawdzięczam to najście?”

„Chuck wyjechał w interesach --”

„Ah tak. – Raz przelecisz Bassa, zawsze wracasz, hm? Cóż, kto by Cię mógł winić...Ja powinnam o tym wiedzieć najlepiej. Jesteśmy takie same. Muszę przyznać, że schlebiasz mi...Ale nie, ani ja, ani Jack nie potrzebujemy widowni.” - Georgina z całych sił starała się pozostać poważna.

„Oh, daruj sobie, G.! Potrzebuję Twojej pomocy!” - przewróciła oczami, zaraz po tym, gdy zdała sobie sprawę jak te słowa brzmią, wypowiedziane na głos.

„Nie mogłaś lepiej wybrać. Tak na dobrą sprawę to jestem teraz Twoją ciotką...A do kogo jest najlepiej zwrócić się po poradę, jak nie do rodziny...której nie wybraliśmy. Ironia losu, nieprawdaż?” - wyszczerzyła się i otworzyła drzwi na oścież, wpuszczając brunetkę do środka. „Wchodź, póki Cheska śpi.”

***


10:30

Serena siedziała w czarnym kręconym krześle na szczycie długiego stołu pośrodku wielkiej sali konferencyjnej, udając, że słucha co jej współpracownicy mają do powiedzenia na temat artykułu o Carze Delevingne. Jednak w rzeczywistości była zbyt sfrustrowana porannymi więsciami, żeby skupić się na pracy.

„Pani Van der Woodsen? Wszystko w porządku?” - echo znajomego głosu rozbrzmiało w jej uszach.

Jednak nadal łudziła się, że uda jej się niezauważalnie pozostać w swoim świecie. Jednak parę minut później, podczas gdy nadal nie odpowiadała na pytania swoich współredaktorów, Tracy musiała pstryknąć palcami przed jej oczami, żeby wyrwać ją z jej rozmyślań.

„Więc – na czym stanęło?” - spytała na głos, starając się wyglądać na skupioną, jak tylko się da.

„Próbowali podzielić się swoimi pomysłami na artykuł o Carze, ale najwyraźniej Pani nie słuchała.” - Tracy wyszeptała do jej ucha.

Serena zamknęła oczy na sekundę. „Przedyskutujemy to popołudniu. Teraz najbardziej interesuje mnie dział lifestyle'u. Frankie, co mamy?”

„Hm – Pierwszym i najbardziej oczywistym wyborem byłyby Walentynki, czy byłby to kącik porad czy na przykład świetne historie miłosne celebrytów.”

„Proszę Cię. Nie jesteśmy brukowcem. Słucham dalej.”

„Cóż, później na tapecie mamy problem otyłości w szkołach, który --”

„Mieliśmy już publikację na ten temat. Coś innego?”

„No i oczywiście mamy zbliżające się wybory burmistrza, plotka głosi, że --”

„Ah, plotki...Dobrze, że o tym wspomniałaś, bo niemalże zapomniałam o dziale plotkarskim. Może uda nam się upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Kontynuuj, Frankie.”

„Plotka głosi, że Nate Archibald będzie kandydował.”

„To wręcz antyczna informacja, Frankie...Nawet jeśli gdyby była prawdziwa, nie mam prawa jej ani zaprzeczyć, ani potwierdzić.”

„Więc co sugerujesz?”

„Nic nie sugeruję...Może poza faktem, że wszystkie poprzednie pomysły są do dupy. Jednak sądzę, że moglibyśmy zrobić przedstawienie rzekomego kandydata, nie sądzisz? Kto jest za?” - rozejrzała się po sali. Oczywiście większość była za. „Dobra. A jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, to będziemy mogli go umieścić na okładce następnego numeru.”

„Wow. Czekaj – nie zrobiłaś tego. Nie potwierdziłaś tego!” - Frankie zapowietrzyła się z ekscytacji, powodując niemałe zadowolenie u innych redaktorów.

„Nie powiedziała ani słowa...Jaka jest nasza złota zasada, ludzie? 'Wiadomości – niejednoznaczne, ale źródła – potwierdzone.' Wolałabym się tego trzymać, zwłaszcza w takich sytuacjach. Jedyne co mogę powiedzieć na chwilę obecną to : bez komentarza. Musimy mieć istotne i potwierdzone informacje, w przeciwieństwie do innych samozwańczych 'mediów'...Może poza działem plotkarskim, ale to chyba oczywiste.”

„Teraz gdy Plotkara wróciła, nie jestem pewna czy będziemy mieli szansę...zwłaszcza w tym aspekcie.” - ktoś wyszeptał na drugim końcu stołu, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.

„Kto to powiedział?!” - Serena nie mogła tego dłużej znieść. Wiedziała, że do tego dojdzie. Już pierwszego dnia Plotkara nie tylko zaczęła mieszać jej w głowie, ale także w jej pracy, bez podnoszenia palca. Wyglądało na to, że wszyscy momentalnie ucichli i byli dosyć zaniepokojeni reakcją S. Nie wściekła się do tego stopnia nawet gdy Glenn Close odwołała swój wywiad.

„Kto to powiedział?!” - spytała raz jeszcze i znów nie uzyskała odpowiedzi. „Wiecie co? Mam to gdzieś. Wychodzę i --”

„Teraz?” - wyszeptała Tracy.

„Tak, Tracy. Teraz! A Wy lepiej weźcie się do pracy, bo jestem zawiedziona. Gdy wrócę tu po lunchu chcę mieć całą tablicę pomysłów, albo wszyscy jesteście zwolnieni.” - poderwała się ze swojego krzesła i uśmiechnęła do wszystkich. „Nie Ty tracy, Ty jesteś niezastąpiona.” - uspokoiła swoją asystentkę, zanim poklepała ją po ramieniu i opuściła salę konferencyjną z prędkością błyskawicy.

***


10:40

Blair zawsze miała problemy z wyczuciem czasu, za każdym razem, gdy wpadała do Georginy i ta wizyta nie była wyjątkiem. Jej roczna córeczka Francesca zaczęła kwilić trzy minuty po tym, gdy Blair usiadła w salonie i zaczęła tłumaczyć Georginie o co chodzi. Ta nawet nie zdążyła zaproponować kawy, chociaż i tak to nie byłoby w jej stylu. Jednak ku zaskoczeniu Blair, ta powróciła do salonu po dwudziestu minutach, dostojna jak zwykle.

„Dobra, wróćmy do sedna sprawy, siostro.” - wyszczerzyła się i usiadła naprzeciw Blair ze szklanką w dłoni.

Blair zignorowała fakt, jak niekulturalne było to, że nadal siedziała z pustymi dłońmi, jednak nie powstrzymała się od wydęcia warg. „Więc, jak mówiłam...Nie mam pojęcia kim ta przebiegła suka może być w tej chwili, ale obiecuję Ci, że tym razem skręcę jej kark, jeśli nie przestanie dodawać postów.” - zacisnęła pięści.

„Oh, daruj sobie, Blair. Miałaś do tego okazję niejednokrotnie i pozwoliłaś swojej najlepszej Złotowłosej przyjaciółce, znanej także jako Pani Humphrey przysłonić Ci oczy i wszystko przylukrować. Ale zgodzę się z Tobą co do jednego – jedyny sposób, aby pozbyć się jej raz na dobre jest sposób nielegalny.” - westchnęła i zaczęła powoli popijać zawartość szklanki, która okazała się być koniakiem. „Jednak najistotniejszym pytaniem jest : Jaką niby rolę mam odegrać w tym ja i co z tego będę miała?”

„Cała Ty, G. Pozwól mi pomyśleć – co będziesz z tego miała? Święty spokój i czyste sumienie? Oh, zapomniałam, że straciłaś je lata temu...Ale nie, nie – Bądźmy poważne. Ne mam pojęcia. Myślałam, że może jak zwykle wyciągniesz jakiegoś przydatnego asa z rękawa. Nie zapominaj, że też jesteś w jej kręgu zainteresowań. A Milo może być narażony na jej wierutne kłamstwa. Masz świadomość jak nowe technologie funkcjonują w szkołach w tych czasach, prawda?”

„Prawda --” - odpowiedziała po chwili wahania, zanim telefon Blair się rozdzwonił.

„Coś nowego? Jaki macie plan? Mam tego już po dziurki w nosie. Idę do mamy po radę.” - dostała smsa od S.

„Oh, to od Sereny.”

„Powiedz jej 'cześć' ode mnie i niech lepiej ma na oku tego swojego mężusia.” - gdyby wzrok mógłby zabijać, Georgina właśnie by się rozkładała. „Tylko się zgrywam. A poza tym jeszcze przed chwilą go podejrzewałaś, nieprawdaż? A nawet jeśli nie, to wszystko to zaczęło się przez niego.” - wzruszyła ramionami.

„Tak. A Ty kontynuowałaś to niechlubne dzieło...” - odgryzła się.

„A muszę Ci przypominać, że Pani Humphrey też przyłożyła do tego rękę?” - uniosła brew.

„Nie...nie musisz. Dosyć tych przepychanek słownych. Musimy wymyślić jakiś plan działania.” - Blair klasnęła w dłonie.

„Czemu nie wezwiesz swoich służek?”

„Serio, G.? Sądzę, że Cheska byłaby o wiele bardziej pomocna. Potrzebuję prawdziwego mózga, dlatego przyszłam do Ciebie. Mimo moich oporów, żeby to przyznać, zawsze dobrze ze sobą dobrze współpracowałyśmy, szczerze mówiąc. Ludzie muszą się z nami liczyć.”

„Cieszę się, że zgadzamy się co do tego. Wielkie umysły myślą podobnie. Okej, więc co chcesz zrobić? Pozbyć się suki?”

„Oczywiście, zanim będzie nam w stanie wyrządzić jeszcze więcej krzywdy.”

„Więc zdaje mi się, że będziemy musiały poznać jej tożsamość? Albo znów włamać się na jej stronę? Albo zawsze mogę zadzwonić do Siergieja.” - wyszczerzyła się w całej swej próżności.

„Co Ty na to, żebyśmy sporządziły listę najprawdopodobniejszych podejrzanych? Albo popytali się na mieście?”

„Urodziłaś się wczoraj, Waldorf? Każde jedno z Upper East Siderów, poza naszą szóstką, jest w siódmym niebie z powodu jej powrotu. Do tego stopnia, że nie wątpię, iż właśnie wznoszą toast. A wiesz czemu? Bo nam zazdroszczą...i byliby oni ostatnimi osobami, które chciałyby nam pomóc.” - rozłożyła dłonie.

„Więc co? Musimy polegać na naszym instynkcie i Twoich umiejętnościach hakerskich?” - Blair zmarszczyła czoło.

„Nie zapominaj, że te były dosyć skuteczne poprzednim razem. Nie jestem aż tak zardzewiała, na jaką wyglądam. Ale tak, to w zasadzie byłoby wszystko. Ewentualnie możemy zwrócić się o przysługę do paru dawnych przyjaciół, którzy są nam jedną lub dwie winni...Kimkolwiek oni by byli. Chociaż z drugiej strony, mam poważne wątpliwości co do tego komu możemy ufać. Wszystko powinno pozostać wyłącznie między nami.”

„Zgoda. Więc jeśli to nie Dan, kto byłby Twoim pierwszym typem?”

„Ivy Dickens, ta dziewczyna starała się dostać do naszego środowiska od niepamiętnych czasów i była jeszcze bardziej godna pożałowania w swoich próbach niż Humphrey. Nie udało jej się pozostać tu na dłużej, mimo że praktycznie przeleciała wszystkich naszych przyjaciół ORAZ ich ojców...Swoją drogą jestem zaskoczona, że nie udało jej się położyć swoich łap na Chucku. No ale oczywistym jest, że Bassowie wiedzą kogo unikać. Ale dosyć tej gadki-szmatki. Mam dosyć silne przeczucie, że to może być ona...Słuch o niej w zasadzie zaginął. A ten film, który zrobiła z Olivią Burke? W Japonii? Wygląda mi to na dobrą przykrywkę.”

„Sądzę, że Twoja dedukcja jest odrobinę nieracjonalna. Mam na myśli te podejrzenia o przykrywkę – serio? Mogłabym ją także podejrzewać o bycie Plotkarą. Ale Ty i ja obie wiemy, że żadna dziewczyna, nawet Ivy Dickens, nie dałaby się przyłapać w jakimś kraju Trzeciego Świata po tym jakich dóbr doświadczyła tutaj, tylko po to, żeby ukryć swoją prawdziwą tożsamość. Nie-e.” - pokręciła głową.

„Oh, wiem! Powinnyśmy zrobić diagram.”

„Serio? Diagramy mogły się sprawdzać w liceum, ale nie teraz.” - Blair przewróciła oczami.

„Oh, przymknij się Waldorf. One się zawsze sprawdzają. Zaufaj mi.” - Georgina wzięła w dłonie kartkę papieru. „A jeśli ten się nie sprawdzi, to możemy wrócić do Twoich niekończących się pomysłów.” - uśmiechnęła się ironicznie i wyszła z salonu w poszukiwaniu długopisu. Blair westchnęła.

***


11:00

Tymczasem Serena powróciła do budynku przy 300 East 55th St. Wsiadła do windy i weszła do apartamentu, w którym spędziła cały swój nastoletni okres – apartament Van der Woodsenów, w którym, po wielu perypetiach, mieszkali oboje jej rodzice. Minutę później Lily pojawiła się na schodach, po tym gdy usłyszała dzwonek windy.

„Oh, Serena!” - rozpromieniała w reakcji na sam fakt, że długonoga blondynka w ogóle ją odwiedziła. Na dobrą sprawę, mimo że mieszkały w tym samym budynku, ledwo się widywały od czasu jej ślubu z Danem.

„Hej mamo!” - Serena także momentalnie rozpromieniała na widok swojej matki. Podeszła do niej i pocałowała ją w oba policzki.

„Co tu robisz? Nie powinnaś być w pracy?” - Lily spojrzała na nią z wyrzutem.

„Tak. Ale mam mętlik w głowie i przyszłam do ciebie po radę.” - westchnęła i usiadła na sofie.

„Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Mów mi co się dzieje, natychmiast.” - powiedziała zaniepokojona Lily, siadając naprzeciwko swej córki, ze skrzyżowanymi rękoma i nogami, trzymając swoje beżowe okulary w jednej z dłoni.

„Więc rozumiem, że jeszcze nie słyszałaś najnowszych wieści?” - Serena odwróciła wzrok, kładąc swoją torebkę na stolik.

„Jakich wieści? Nie mówi mi, że jesteś w --”

„Nie! Nic z tych rzeczy...przynajmniej jeszcze nie.”

Lily westchnęła. „Miałam po cichu nadzieję, że to to...Wiesz, Eric znów jest sam i w ogóle...Po prostu nie mogę się doczekać, żeby zostać babcią. Nie zrozum mnie źle...mam na myśli biologiczną. Charles także jest rodziną.” - próbowała wytłumaczyć swój skomplikowany proces myślowy.

„Biorąc pod uwagę ilość stresu, pod jakim się teraz znajduję, nie liczyłabym na to w najbliższym czasie. Wybacz, mamo.” - Serena wykrzywiła usta, wydając typowy dźwięk zawodu.

„Okej, więc o co chodzi?”

„Plotkara wróciła.” - westchnęła, wciąż nie wierząc słowom, które wypowiedziała.

„Co?! Jak? Jak to jest w ogóle możliwe?!” - zapytała oburzona Lily.

„Nie pytaj mnie. Wiem tylko, że szykuje się na swój powrót w wielkim stylu. Mam przeczucie, że pierwszą wielką plotkę usłyszymy do końca dnia...A ja na dobrą sprawe nie wiem co mam ze sobą zrobić. Jeszcze nie zaczęła dodawać postów, a już zdążyła namieszać mi w głowie do tego stopnia, że nie mogę się skupić na pracy --”

„To zupełnie zrozumiałe, kochanie.” - Lily starała się ją pocieszyć, podczas gdy nalewała wody do dwóch szklanek. „Proszę.” - podała jej jedną z nich.

„Dziękuję.” - upiła łyk przezroczystej cieczy. „Na domiar złego – nie tylko namieszała mi w głowie, ale także w pracy. Jeszcze nie zdążyła namieszać w mojej reputacji, ale skutecznie namieszała w samym miejscu pracy. W umysłach moich pracowników, mówiąc ściślej. Już zaczęli przerzucać się jakimiś katastroficznymi przepowiedniami, jak to dział plotkarski naszego pisma umrze śmiercią naturalną bez szans na wskrzeszenie.” - Serena była bliska płaczu.

„Oh, daj spokój kochanie. Obie wiemy, że to nieprawda.” - Lily usiadła obok niej i objęła ją, starając się ją uspokoić.

„Tak? Tak sądzisz? Niby jakim cudem? Jak do cholery mam w to uwierzyć.” - starała się z całych sił nie płakać, jednak na marne, chwilę później jej oczy się zaszkliły, co starała się ukryć przed matką, odwracając wzrok. „Byłam święcie przekonana, że odeszła raz na zawsze...I co się wtedy dzieje? Ogłasza swój wielki powrót w momencie, gdy ja po raz pierwszy wreszcie mam jakąś władzę nad własnym życiem i staram się w pewnym stopniu ustatkować.” - westchnęła i spojrzała Lily w oczy. „Ale nawet nie chodzi o to. Pieprzyć ten dział plotkarski...Nie mogłoby to mnie mniej obchodzić...Po prostu nie czuję się już bezpiecznie, mamo. Cała ta idylla prysnęła.” - schowała twarz w dłoniach, podczas gdy głos zaczął jej się łamać.

„Oh, kochanie, nie przesadzaj.” - przytuliła ją i kontynuowała delikatnym tonem. „Nie powinnaś jej pozwolić rozproszyć Cię aż do tego stopnia, zwłaszcza jedną wiadomością. Nie masz już 18 lat. Apropo tego – jak sądzisz, po co znów chce mieszać w Waszych życiach?” - Lily uniosła brwi.

„Bo to Plotkara?” - S. zadała pytanie retoryczne, odrobinę zachrypniętym głosem, nadal przez łzy, a potem zaśmiała się ironicznie. „Mamo, nie rozumiesz?! Jaki interes miała ona od samego początku w mieszaniu w naszych życiach? Kimkolwiek by nie była w danym momencie. To dobra forma rozrywki dla niej, w większości wypadków, a dla środowiska tym bardziej. Tym razem nie będzie inaczej, przestań się oszukiwać.” - wstała z miejsca i zaczęła nerwowo chodzić w kółko po salonie, starając się wymyślić jakieś rozwiązanie, podczas gdy Lily nadal milczała. „Nie czuję się bezpiecznie. Jeszcze nie zaczęła rozpuszczać swojego jadu a ja już obawiam się, że wszystko nad czym tak ciężko pracowałam przez ostatnie pięć lat rozpadnie się w mgnieniu oka, tylko dlatego, że ona chce coś udowodnić.” - pokręciła głową i usiadła z powrotem na oparciu sofy. „Nie mówię tylko o moim życiu zawodowym, które po tak długim czasie jest niezmiernie dla mnie ważne, ale także o mnie i o Danie.” - zaczęła żywo gestykulować. „Nie wiem jak ja dzisiaj zasnę, a co dopiero zamknę numer.” - znów pokręciła głową.

„Cóż...co ja mam Ci powiedzieć, Sereno?” - Lily spytała patrząc na nią z góry.

„Prawdę. Bez żadnego lukrowania.”

„Oh, więc chcesz żebym pomogła Ci zejść na ziemię?” - była odrobinę zaskoczona. „Cóż, nie licz na mnie.” - zrobiła wyraźną pauzę. „Bo znasz moją opinię Wszystko będzie w porządku, dopóki nie pozwolisz żeby te myśli Tobą zawładnęły. Możesz być tak silna, jak tylko zechcesz, kochanie. Nie pozwól nikomu tego sobie odebrać, zwłaszcza Plotkarze. Jaki jest najlepszy sposób żeby z nią walczyć? Zignorować ją. Sprawić, żeby poczuła się nieistotna. Przecież sama powiedziałaś – wszyscy ruszyliście naprzód ze swoimi życiami i nie ma żadnego powodu, żeby dawać jej mylne wrażenie, zachowywać się jak gdyby było inaczej, skoro z niej wyrośliście. Choćby nie wiem jak usilnie starałaby się ona przyczepić do Was niczym rzep do psiego ogona.” - Lily uśmiechnęła się do swojej córki. „A poza tym co ona może na Ciebie mieć? Harowałaś w pocie czoła przez ostatnie pięć lat, żeby wyrobić sobie imię, zarówno w pracy, jak i na uczelni. Jestem pewna, że nie ma takiej rzeczy, która zagroziłaby Twojemu wizerunkowi, a co ważniejsze Twojemu związkowi z Danem.”

„Tak, chyba masz rację...” - wyszeptała, bawiąc się swoją obrączką.

„Więc...wszystko jasne? Jesteś w odpowiednim stanie, żeby wrócić do swoich obowiązków?” - puściła jej oczko.

„Tak. Zdaje mi się, że tak. Naprawdę!” - wstała z sofy i przez chwilę wyglądała, tak jak wcześniej, promieniała.

A Lily dała się na to nabrać. „Cieszę się.” - także wstała i pochyliła się naprzód, żeby się przytulić. Potem spojrzała S. prosto w oczy, gładząc jej policzek. „Po prostu kontynuuj swój dzień, jak gdyby nic ani nikt nie był w stanie go zakłócić i zobaczysz jak dobrze Ci będzie szło. Głowa do góry!” - pocałowała ją w oba policzki. „Trafisz do wyjścia, kochanie? Tak się składa, że Twój ojciec czeka na mnie z jakąś niespodzianką w mieście.” - zrobiła śmieszną tajemniczą minę, wyraźnie będąc podniecona na samą myśl o niespodziance.

„Jasne. Powiedz tacie, że wpadłam i że przepraszam, że nie miałam ostatnio dla Was zbytnio czasu.” - pomachała matce na pożegnanie i ruszyła w kierunku windy.

„Oh, nie martw się o to. Ojciec w pełni to rozumie.” - puściła jej oczko po raz kolejny i urszyła po schodach na górę.

*****


12:30

Tymczasem w mieszkaniu Georginy Blair przemieszczała się w tą i z powrotem między kuchnią i salonem. Gdyby nie Cheska, zapewne zapaliłaby papierosa...albo zaczęła krzyczeć. Spojrzała na swój telefon, wystukując jakiś rytm palcem o blat kuchenny. Miała już dosyć czekania, dlatego wpadła do salonu cała zniecierpliwiona.

„Czy w końcu skończyłaś?” - spytała sarkastycznie, patrząc na Georginę z góry, nie tylko w znaczeniu przenośnym.

„Słyszałaś kiedyś o takiej rzeczy jak cierpliwość, Waldorf? Przydałaby Ci się.” - Georgina uśmiechnęła się złośliwie pod nosem.

„Byłam cierpliwa przez ostatnie dwie godziny. Nie mamy czasu, Sparks! Mam nadzieję, że dasz sobie za to uciąć rękę, albo naprawdę doprowadzisz mnie do granicy wytrzymałości.”
„Nie obawiaj się, laleczko. Daj mi pięć minut. A jeśli to nie zadziałam, to obiecuję, że zniosę jakiekolwiek tortury, które dla mnie wymyślisz.

Blair wróciła do kuchni bez słowa. Wybrała numer Chucka, jednak w odpowiedzi usłyszała standardowo damski głos informujący ją o tym, że numer jest poza zasięgiem. Na domiar złego nawet jej własny mąż nie był na miejscu, żeby ją wesprzeć, podczas gdy ta była sama w jednym pomieszczeniu z Georginą Sparks. A to mogło doprowadzić jedynie do chaosu....i dużej ilości wyrywania włosów, przynajmniej w jej wizji.

„Skończyłam!” - druga brunetka krzyknęła z salonu, momentalnie przyciągając jej uwagę.

„Pokaż co masz.” - zażądała Blair dosyć niezadowolonym tonem.

„Przed Tobą Ostateczny Wykres Plotkary.” - nie mogła być chyba bardziej dumna z siebie. „Ostatnie 10 lat jej wątpliwej sławy w jednym miejscu, wraz ze wszystkimi możliwymi połączeniami.”

„Może zechcesz mi wytłumaczyć co Twoja ogromna twarz robi pośrodku tego wszystkiego?” - Blair spytała z odrobiną pogardy w głosie.

„Głuptasie, nie zapominaj, że sama byłam przez chwilę Plotkarą...Czy tą część Humphrey także postanowił zatrzymać dla siebie, podczas gdy go zaspokajałaś?” - uniosła brew. „A nawet jeśli bym nią nie była, muszę się przyznać, że wysyłałam dużą ilość informacji w czasach liceum.”

„A Ty nie zapominaj, że potrafię uderzyć z płaskiego jak nikt inny.” - Blair uśmiechnęła się złośliwie i usiadła obok niej. „W jaki sposób ma to nam w ogóle pomóc?”

„Jesteś w stanie zauważyć wszelkie możliwe połączenia z ostatnich lat w tzw. Wkładzie Plotkary. Poprawka, nie wszystkie, tylko te najistotniejsze. Celowo pominęłam wszelkie złośliwe dziewczyny, oczywiście poza nami.” - Georgina wyraźnie promieniała na widok własnego dzieła.

„A to pozostawia nas z...większą ilością pytań niż wcześniej?” - Blair nadal nie mogła wyłapać istotnych informacji z tej poplątanej sieci, którą był diagram Georginy.

„Mylisz się. To pozostawia nas z...ograniczonym wyborem podejrzanych.”

„Jak ograniczonym?”

„Coś około 10.”

„Czy starasz się być na siłę zabawna w tych tragicznych okolicznościach?”

„Czego Ty się spodziewałaś?! Nie jestem alfą i omega. Nawet ja nie mogę wybrać ostatecznego podejrzanego z powietrza. Teraz musimy polegać na naszych wypracowanych do perfekcji umiejętnościach konstruktywnego myślenia i dedukcji.”

„Apropo dedukcji. Musiałaś zapewne wydedukować, że będę potrzebować szklankę tego koniaku, który tak sowicie sobie wlewasz do gardła od samego rana.”

„Cóż, nie zaprzeczę, że przyda Ci się odrobina gościnności w stylu Sparks, żebyś nie była tak upierdliwa. Nie zapominaj, że robię Ci przysługę.” - stwierdziła wstając z sofy i nalewając swojej koleżance alkoholu do szklanki.
„Bierzmy się do roboty.” - Blair rzuciła rozkazującym tonem, zanim wzięła łyk koniaku i skrzywiła się.

„Podejrzana nr 1 – Ivy Dickens.”

„Sądzę, że tej żałosnej oszustce poświęciliśmy już o wiele więcej czasu niż powinnyśmy. Dalej?”

„Podejrzany nr 2 – Eric Van der Woodsen.”

„Oh, daj spokój. Wszyscy go kiedyś podejrzewaliśmy, ale nie masz bladego pojęcia jak zły był na Dana, gdy dowiedział się prawdy. Praktycznie odmawiał widywania się z Sereną, jeśli on był w pobliżu i dopiero w trakcie wesela zagryzł zęby i przełknął swoją dumę, przyjmując jego przeprosiny. A poza tym sądzę, że ma wystarczająco dużo na głowie po zerwaniu z tym chłopakiem...Jensenem.”

„Podejrzana nr 3 – Dorota.”

„Na miłość boską. Czy Ty siebie w ogóle słyszysz? Powiem Ci jedno, moja droga. Mimo całej sympatii dla tej kobiety, muszę przyznać, że ona nie potrafi zbudować zdania w czasie przeszłym, a co dopiero je napisać.” - wzięła kolejny łyk.

„Podejrzany nr 4 – Humphrey.”

„Cóż, jak stwierdziłam wcześniej, nie wykluczałabym w zupełności tej możliwości...Jednak sądzę, że jest świadom tego, jak ostro skopałabym mu tyłek w stylu Jersey Shore, jeśli znów starałby się wywinąć taki numer...za naszymi plecami.” - uniosła brwi, podczas gdy Georgina spojrzała na nią z niedowierzaniem, lustrując ją wzrokiem. „No co?! To tylko luźna obserwacja...Jeśli miałby ochotę powrócić, mógłby równie dobrze zwrócić się do nas, żeby zwiększyć siłę rażenia i tym samym zasób informacji na temat tych, którzy zaszli nam za skórę. Wliczając w to Ciebie.” - Blair uśmiechnęła się złośliwie a potem poklepała ją po ramieniu, starając się ją uspokoić.

„Sądze, że wystarczy nam tej pasywnej agresji na jeden dzień.” - odchrząknęła i zjechała na dół kursorem. „Podejrzana nr 5 – Lola Rhodes Van der Woodsen.” - spojrzała na Blair przelotnie. „Co sądzisz?”

„Mimo, że byłabym w stanie posądzić ją o posiadanie jakiejś urazy do kogoś z nas, muszę stwierdzić, że nie byłaby ona w stanie tego dokonać. Wciąż jest zbyt niewinna i brakuje jej pewności siebie, a co najważniejsze źródeł, żeby przywrócić Plotkarę do życia.”

„Oh, byłabyś zaskoczona co z pozoru niewinna dziewczyna może osiągnąć.” - Georgina stwierdziła ze spokojem.

„No tak, Ty coś o tym wiesz, nieprawdaż, Sarah?” - Blair uniosła brwi.

„Dokładnie o to mi chodzi. Nie wykluczałabym jej stuprocentowo.”

„Dobrze.”

„Podejrzana nr 6 – Mała J.”

„Ta z drugiej strony ma wszystko czego potrzeba, żeby przywrócić niechlubne dzieło swojego brata do życia...Ale tak na poważnie? Sądzę, że sama zainteresowana wyraziła się jasno. Wyraźnie miała dosyć całego knucia i dwulicowości, która tutaj miała miejsce...oczywiście dopóki Juliet Sharp przeciągnęła ją z powrotem na ciemną stronę mocy.” - Blair kiwnęła głową, będąc pewna swoich słów.

„Co sprowadza nas do podejrzanej nr 7!”

„Jeśli pytasz mnie, sądzę, że to właśnie ona jest najbardziej wiarygodną i zdolną kandydatką, żeby tego dokonać. Ale czy przypadkiem nie wróciła do swojego wiejskiego domku, wyjętego prosto ze Szkoły Uczuć? Wydaje mi się, że widziałam ją w okolicy.”

„A mnie wydaje się, że widziałam Cię w moim nowojorskim mieszkaniu, geniuszu. To niczego nie dowodzi.” - Georgina przewróciła oczami. „Pociąg jedzie mniej niż godzinę, a poza tym może mieć swoich szpiegów rozprzestrzenionych po całym mieście, tak jak ja miałam ich swego czasu w Walentynki parę lat temu.”

„Okej, zastanowimy się jeszcze nad nią. Kolejna?”

„Podejrzana nr 8 – Nelly Yuki”

„Niczym Jenny Humphrey, ona nie chce mieć nic wspólnego z całym dramatem, który nas otacza, zwłaszcza teraz, gdy wyrobiła sobie imię, co mnie nadal zaskakuje.” - Blair poprawiła kosmyk włosów, który spadał jej na twarz.

„Więc Twoja odpowiedź brzmi 'nie'?” - Georgina wydawała się być odrobinę zaskoczona.

„99-procentowe 'nie', byłaby na końcu jakiejkolwiek z moich list.” - Blair uśmiechnęła się dwuznacznie.

„Dziewiątym i przedostatnim podejrzanym jest nikt inny niż długo-zagubione-dziecko Upper East Side – Scott Rosson Humphrey.”

„Że niby kto?” - Blair nie mogła uwierzyć własnym uszom.

„Dzieciak Lily i Rufusa. Byłaś aż tak skupiona na sobie w tamtym okresie, nawet w dniu ich kiepskiego ślubu?”

„Wiem kim on jest, idiotko. To była moja reakcja spowodowana tą żenująco śmieszną teorią, którą wysunęłaś. On i Nate mają trzy rzeczy wspólne. Lśniące włosy, lśniące zęby i niezbyt oświecony umysł. Tak, to wszystko podsumowuje. Do rzeczy, chciałabym już skończyć.”

„Chyba rzeczywiście możesz mieć rację...To pozostawia nam dziesiąta i ostatnią podejrzaną, którą jest nikt inny niż moja była pseudo-przyjaciółka Vanessa Abrams.” - Georgina klasnęła w dłonie.

„Szczerze mówiąc nie brałam jej pod uwagę...Ale w momencie, gdy Ty to sugerujesz...Muszę przyznać, że może być to nasza najbardziej prawdopodobna opcja. Ona naprawdę zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni, w negatywnym tego słowa znaczeniu, po tym gdy uświadomiliśmy ją w tym, że tak na dobrą sprawę nigdy nie była żadną z nas...mimo, że nie dało się tego ukryć. To prawie tak jak Ty! Ale jest jeden problem, czy ona nie jest teraz w Barcelonie albo gdzieś indziej w Europie?”

„Nie mam pojęcia, może być...Ale czy ktokolwiek ma z nią kontakt?” - w tej chwili Georgina złapała za swoją komórkę.

„Nie, chyba nie. Nawet Dan, z tego co mi wiadomo.” - Blair zaczęła bawić się swoimi włosami. „A odezwanie się do niej byłoby nie tylko niezmiernie upokarzające, ale także zbyt podejrzane. A nawet jeśli byśmy to zrobili, nie potrzeba geniusza, żeby domyślić się, że ta zachowywałaby się nie tylko wyniośle, ale umyłaby też od wszystkiego ręce, niezależnie czy to ona by za tym stała czy nie.”

„Więc...co teraz robimy?” - Georgina przechyliła głowę, oczekując odpowiedzi od B.

„Drążymy jeszcze głębiej i staramy się dowiedzieć wszystkiego co możliwe na temat naszych głównych podejrzanych i tego co się z nimi w chwili obecnej dzieje...i zobaczymy gdzie nas to zaprowadzi. Musimy przeprowadzić prawdziwe długo-terminowe śledztwo, Sparks.” - znów kiwnęła głową, żeby wyglądać bardziej przekonująco.

„Brzmi zaskakująco ekscytująco. Więc...zawęziliśmy listę do Humphreyów, Loli i Juliet?”

„I Vanessy.”

„Tak. Przymknę oko na fakt, iż czuję się śmiertelnie urażona, że ani razu mnie nie wspomniałaś.” - Georgina wyszczerzyła się.

„Oh, kochana...Nie zawsze rzeczywistość pokrywa się z naszymi oczekiwaniami i przypuszczeniami. W obie strony. Kto powiedział, że Cię nie podejrzewam.”

„Daj spokój, bierzmy się do roboty!” - obie się zaśmiały.

„Jak sobie życzysz.”

*****


14:05

Tymczasem Dan udał się do dzielnicy w której spędził całe swoje dzieciństwo – na Brooklyn, gdzie Alessandra czekała na niego w kawiarni House of Small Wonder. Miała ona dosyć williamsburski, hipstersko-artystyczny charakter, który idealnie pasował do Dana. Oczywiście musiał on iść na piechotę, przez co spóźnił się parę minut. Dokładnie pięć po drugiej wszedł do środka przez oszklone drzwi i zauważył ją siedzącą w rogu. Podszedł do niej i odchrząknął zanim usiadł.

„Przepraszam za spóźnienie. Nie chciałem trafić na ten wielki korek, więc poszedłem na piechotę, jak zapewne mogłaś się domyślić. Cały ja.” - wyglądał na dosyć spiętego.

Alessandra uśmiechnęła się delikatnie. „Nie ma za co przepraszać.” - odpowiedziała i machnęła na kelnera.

„Więc – jak źle jest?” - spytał, pocierając kłykciami obu dłoni o siebie.

„Co masz na myśli?” - wyglądała na zaskoczoną.

„No wiesz – wraz z powrotem Plotkary obawiałem się, że sprzedaż moich poprzednich książek może spaść...Nie wspominając już o nadchodzącej publikacji kolejnej – boję się, że ją wycofają.” - pokręcił głową.

Zaś Alessandra wyglądała na zupełnie spokojną, ku jemu zaskoczeniu. „Cóż, nie masz się o co martwić, Dan.”

„Naprawdę?” - spojrzał w jej wielkie brązowe oczy z niedowierzaniem. Z niepokojem oczekiwał, aż ta rozwinie swoją myśl.

„Naprawdę.” - ta zapewniła go i upiła łyk kawy, zanim kelner podszedł do stolika.

„Podwójną Americano, poproszę.” - Dan zamówił i spojrzał wyczekująco na Alessandrę.

„Szczerze mówiąc – nie mogło być lepiej.” - obdarzyła go swoim słynnym szerokim uśmiechem.

„Co? Czekaj. Jak? Co masz na myśli?” - był naprawdę zdezorientowany.

„Cóż – od samego ranka sprzedaż wzrosła już o 10%. Najwyraźniej powrót Plotkary tylko i wyłącznie pobudził apetyt na Twoją twórczość i zachęcił nowych czytelników do kupna, niezależnie od tego czy już o Tobie słyszeli czy nie.” - puściła mu oczko i upiła kolejny łyk.

„Wow! To świetnie...Ale – niby czemu mieliby oni – ” - dopiero wtedy dotarło do niego co zaczęło się rozgrywać przed jego oczyma. Alessandra nie musiała odpowiadać na jego pytanie.

Ale to zrobiła, jako, że nie był on w stanie dokończyć własnej myśli. „Najwyraźniej czytelnicy myślą, że powróciłeś jako Królowa sieci UES i jakkolwiek ironiczne by to nie było, postanowili sobie odświeżyć pamięć...Albo jak niektórzy, jak chociażby ten oto przystojny kelner tutaj – ” - przerwała na chwilę, jako, że ten podszedł do stolika z kawą Dana. Ta uśmiechnęła się do niego z podziękowaniem. „Albo ja niektórzy, postanowili nadrobić stracony czas i dowiedzieć się co się działo przez ostatnie lata między Tobą i Twoimi przyjaciółmi.” - klasnęła w dłonie.

Dan wyglądał na odrobinę zaniepokojonego, jednak nie był w stanie ukryć swojej ekscytacji. Więc w efekcie jego twarz przybrała wyraz bardziej wskazujący na ból, niż zadowolenie. Starał się wszystko poukładać sobie w głowie, drapiąc się po udach.

„Dan, uśmiechnij się! To powód do świętowania! Nie mogliśmy być bardziej błogosławieni. Dodatkowo idealnie zbiegło się to wszystko w czasie.” - ta nie mogła powstrzymać się od uśmiechu.

„Cóż, masz rację. Zapewne sprzedaż nowej książki przebije sprzedaż obu poprzednich razem wziętych...Co jest świetną wiadomością. Tego chciałem, prawda?” - przechylił głowę, robiąc swoją słynną minę bezsilnego, zmieszanego jelonka Bambi.

„Dokładnie! Zawsze wiedziałam, że jesteś bystry, ale nie miałam pojęcia, że masz na tyle jaj, żeby posunąć się do takich rozwiązań, żeby zwiększyć sprzedaż. Cóż, Inside to co innego, ale jednak po zamknięciu strony, byłabym ostatnią osoba, która byłaby w stanie podejrzewać, że wykorzystasz to jako swoisty rekwizyt. A popatrz, jesteśmy oboje tutaj, gawędzimy sobie i przygotowujemy się na zwycięstwo życia. Już słyszę te nagłówki w swojej głowie.” - przymknęła na chwilę oczy.

„Co?! Ty myślisz, że ja to zrobiłem?!” - poczuł się ewidentnie urażony i odsunął się gwałtownie od stolika. „Nie zrobiłem tego, Alessandra.” - chyba nigdy nie był bardziej poważny.

„Dobrze, uspokój się. Po prostu myślałam, że mogłeś to wszystko zaplanować, biorąc pod uwagę fakt jak to wszystko, jak już wspominałam, zbiegło się w czasie.”

„Nie zaplanowałem niczego.” - powiedział dosyć szorstkim tonem, po czym wyjął banknot pięciodolarowy ze swojego portfela.

„Dobrze, zrozumiałam za pierwszym razem.” - ta starała się go uspokoić.

„Ale ktokolwiek to zrobił – ”

Alessandra przerwała mu w połowie zdania. „Jest geniuszem...mimo moich pierwotnych podejrzeń, że może Ty jesteś na tyle genialny. To naprawdę świetna wiadomość, Dan.”

„Tak, może jest i świetna. Jednak na chwilę obecną jest to dla mnie bardziej szczęście w nieszczęściu. Ktokolwiek okaże się pomysłodawcą tego świetnego wydarzenia, nie zapomin mu albo jej podziękować.” - uśmiechnął się do niej ironicznie i w pośpiechu opuścił kawiarnię, po drodze o mało co nie wpadając na tego samego kelnera, który trzymał egzemplarz Inside w swoich dłoniach. Podszedł do stolika, przy którym pozostała zszokowana Alessandra.

„Dam mu do podpisania potem.” - uśmiechnęła się niezręcznie i wybrała jakiś numer.

*****


15:55

Tymczasem Serena powróciła do swojego biura. Wciąż była odrobinę rozkojarzona z powodu wszystkiego co się dziś działo. Przeglądała strony jakiegoś internetowego sklepu, czekając na Tracy. Mieli zaplanowane zebranie na 16. Jednak czas zdawał się dłużyć w nieskończoność, sprawiając, że S. była jeszcze bardziej sfrustrowana, ponieważ wszystko czego w tej chwili pragnęła to było spędzenie reszty dnia nicnierobiąc z Danem, żeby się odstresować. Parę sekund później usłyszała pukanie do szklanych drzwi. Jednak w hallu stała nie Tracy, lecz Frankie. Serena skinęła na nią, zapraszając ją do środka.

„Co jest, Frankie?” - spytała odrobinę bardziej ożywiona.

„Chciałam tylko sprawdzić jak się czujesz.” - powiedziała wyjątkowo nietypowym dla siebie cichym tonem, trzymając tablet pod pachą.

„Oh, nie trzeba. Ale dziękuję Ci, mimo wszystko. Wszystko w porządku. Rozmowa z moją mamą naprawdę mnie uspokoiła.” - kiwnęła głową i uśmiechnęła się, zanim wstała zza biurka i ruszyła w stronę drzwi.

„Cieszę się. Ale jeśli potrzebujesz parę dni wolnego, to nie krępuj się, żeby spytać. W końcu jesteś tu szefową. Ja mogłabym trzymać rękę na pulsie, podczas Twojej nieobecności. A poza tym od zamknięcia następnego numeru dzielą nas tygodnie, więc małe wakacje by Ci nie zaszkodziły. Mówię to jako przyjaciółka.” - czarnoskóra redaktorka objęła ją ramieniem.

„Dzięki, Franks.” - uśmiechnęła się do niej ze szczerą wdzięcznością wymalowaną na twarzy i przytuliła się do niej. „Ale pytanie, które w tej chwili bardziej mnie frapuje to to, czy oni są na mnie gotowi? Naprawdę chciałabym już skończyć pracę na dziś w przeciągu najbliższej godziny, co ewidentnie jesteś w stanie zauważyć.”

„Wydaje mi się, że nanoszą ostatnie poprawki, żeby zwalić Cię z nóg. Tracy zeszła na dół, żeby przynieść Ci kawę, bo wiedziała, że się jej spodziewasz i potrzebujesz się trzymać na nogach, kochana.” - zwyczajowo puściła jej oczko i opuściła jej gabinet.

Serena westchnęła i zaczęła bawić się swoim telefonem w dłoni, wciąż czekając na jakieś wieści od Blair. Ale na daremno. Nie polepszało to sytuacji, biorąc pod uwagę, że i tak siedziała cały dzień jak na szpilkach. Usiadła na kremowej skórzanej sofie przy drzwiach, odchodząc od zmysłów. W głowie odtwarzała w tą i z powrotem swoją rozmowę z Lily, jednak nadal nie mogła pozbyć się swoich obaw. Około minuty później Tracy zjawiła się w pokoju z kubkiem kawy w dłoni. A S. przybrała najbardziej zwodniczy uśmiech, zanim udała się do sali konferencyjnej.

*****


19:00

Tymczasem w biurze Spectatora Nate także czekał na jakieś wieści od Blair, jednocześnie sprawdzając swoje kandydackie notowania w wyścigu o fotel burmistrza. Plasował się w nich na drugim miejscu zaraz za nikim innym niż Ann Moore, byłą prezes konglomeratu medialnego Time Inc., z różnicą piętnastu punktów procentowych. Jako, że było już po siódmej, mógł oficjalnie zakończyć pracę. Wyłączył swój komputer i wstał zza biurka, zanim wysłał smsa do Blair, pytając czy dokonały jakiegoś postępu z Georginą. „Nic z tego.” - brzmiała odpowiedź, którą otrzymał po minucie. On był jednym z ludzi, który był w pełni świadomy tego jak potężnym medium była Plotkara swego czasu, gdy w grę wchodziły wyższe sfery. Mimo tego, że on sam był czysty jak łza, zawsze starał się dbać o dobro swoich przyjaciół. Dlatego zadzwonił do Chucka.

„Nathaniel! Co się dzieje, czy jakaś laska wykopała Cię ze swojego mieszkania?” - był w stanie usłyszeć tą ironię mimo odległości tysiąca kilometrów.

„Daruj sobie, Chuck. Jeśli jeszcze nie słyszałeś, to poważna sprawa.” - urwał na chwilę.

„Czy to nie może poczekać? Jestem zajęty.” - wydawał się być dosyć spięty.

„Nie, nie może. To pilne. Nie wiem ile jeszcze zajmie Ci ta podróż, ale im szybciej wrócisz, tym lepiej.” - odchrząknął.

„Słucham.” - odpowiedział Chuck ze spokojem w swym zachrypniętym głosie.

„Chodzi o Plotkarę. Rzekomo wróciła. Prawdę mówiąc, nie widziałem dzisiaj nikogo poza moimi pracownikami, ale z tego co mi wiadomo Serena odchodzi od zmysłów, a Blair jest bliska pójścia w jej ślady. Znów rzuciła się w wir knucia, żeby nie musieć zmierzyć się z obawami, które jak obaj doskonale wiemy, prędzej czy później ją dopadną.” - westchnął.

„Czekaj – że co? Jak to jest w ogóle możliwe? Czy to znowu Humphrey? Obiecuję, że tym razem poprawię tą jego twarzyczkę. Niech tylko poczeka aż wrócę.” - brzmiał śmiertelnie poważnie.

„Nie. Wątpię w to. Blair i Georgina przyglądają się sytuacji. To jedyny pozytywny skutek, który może wyniknąć z jej powrotu do dawnych zwyczajów. Może będą miały trochę szczęścia w zdemaskowaniu jej po raz kolejny – ale póki co im się nie udało.” - przerwał na sekundę i nalał sobie odrobinę wody do szklanki. „Prawda jest taka, że atmosfera jest dosyć napięta już po jednym dniu.” - upił łyk. „Więc sądzę, że dużo by dla Blair znaczyło, gdybyś był przy niej, nawet nic nie mówiąc. Bo obaj doskonale wiemy także jak samozachowawcza staje się, gdy ktoś stara jej się zasugerować, że czegoś się boi.”

„Jasne. Cieszę się, że zadzwoniłeś, Nate. Słuchaj --”

„Nie ma problemu. Zawsze możecie na mnie liczyć. Moja sugestia? Kup jej jakiś drogi prezent albo chociaż wymyśl dla niej jakikolwiek projekt, na którym mogłaby się skupić i rusz tutaj swój tyłek najszybciej jak tylko możesz. Tak z innej beczki czy --”

„Słuchaj, muszę lecieć. Porozmawiamy innym razem.” - rozłączył się.

„Nie widziałeś ostatnimi czasy K.C.?” - spytał i dopiero po sekundzie zorientował się, że nikogo nie było po drugiej stronie telefonu. „Oh, świetnie. Jak zwykle przyjemnie się z Tobą rozmawiało, Chuck.” - zaśmiał się z niedowierzaniem i ruszył do hallu, gdzie przez chwilę rozmawiała z Tiną, zanim opuścił budynek.

***


19:40

Słońce zaczynało powoli zachodzić, gdy Blair wróciła do domu. Usiadła na sofie, kompletnie wyczerpana po całym dniu burzy mózgów, podczas gdy Dorota najwyraźniej bawiła się z Henrym w sypialni gościnnej, jako, że ten jej nie pozwolił jej posprzątać.

„Dorota!” - Blair krzyknęła, wyraźnie słysząc hałasy dochodzące z drugiego pokoju.

„Mamusia wróciła!” - Dorota wyszeptała z podnieceniem w głosie i wzięła Henry'ego na dłonie, po czym weszła do salonu. „Tak, Panienko Blair?”

„Dzięki Bogu, że tu jesteście. Oboje.” - westchnęła i pokręciła głową. „Miałam tak niezmiernie ciężki dzień, że nie uwierzyłabyś, gdybym Ci opowiedziała. Zrób mi kąpiel, proszę.” - poleciła służącej, mając wyraźnie zaczerwienione policzki.

„Oczywiście, Panienko Blair.” - uśmiechnęła się i postawiła Henry'ego na ziemię, zanim ten zdążył podbiec do niej i ułożyć się obok niej na sofie.

„Albo wiesz co? Ta kąpiel może poczekać. Położę Henry'ego, a Ty w tym czasie przygotuj nam jakieś drinki. Co Ty na to?” - wyszczerzyła się i wstała z sofy. „Teraz brakuje tu tylko tatusia, prawda Henry?” - przekręciła głowę i przygryzła dolną wargę. „Chodź, mamusia przeczyta Ci jakąś książkę do snu.” - potargała jego włosy i złapała go za dłoń.

Oboje weszli po schodach na górę, podczas gdy Dorota ruszyła do kuchni, żeby przyrządzić margarity. Jakieś 20 minut później Blair powróciła na dół z rozpuszczonymi włosami. Usiadła z powrotem na sofie, zanim Dorota weszła do salonu z tacką, na której znajdowały się dwa specjalne kieliszki do margarity i dzbanek pełen żółtawego alkoholu.

„Doroto, ratujesz mi życie, wiesz?” - uśmiechnęła się delikatnie do Polki, zanim wyciągnęła dłoń po swój kieliszek.

„Nie będę się kłócić.” - także się uśmiechnęła i usiadła naprzeciwko. „Czy Pan Chuck dziś wróci?” - spytała i spojrzała w stronę ogromnego okna wychodzącego na front domu.

„Nie mam pojęcia Doroto, ale nie liczyłabym na to.” - upiła łyk i zamruczała z rozkoszy. „Te jego wyjazdy w interesach zazwyczaj zajmują więcej czasu, niż można by się spodziewać i naprawdę ciężko jest przewidzieć kiedy wróci. A ja go nie winię. Rzym to piękne miasto.” - roześmiała się i wzięła kolejny łyk, opróżniając kieliszek do połowy. „Powiedz mi lepiej jak Leo radzi sobie w szkole.” - poprawiła sobie ramiączko od sukienki i założyła nogę na nogę.

„Oh, radzi sobie świetnie, naprawdę jest bystry jak na siedmiolatka.” - Dorota przytaknęła i upiła łyk. „A może Panienka zadzwoni do Pana Chucka?” - uniosła brwi, równocześnie z kącikami ust.

„Skądś tą mądrość czerpie – albo od kogoś.” - uśmiechnęła się szeroko do służącej i odstawiła swój kieliszek na stolik. „Tak, masz rację. Zadzwonię do swojego męża i powiem mu, że za nim tęsknię.” - wstała z sofy, zaś Dorota klasnęła w dłonie. „Ale najpierw muszę znaleźć moją komórkę. - warknęła i stłumiła ziewnięcie.

Ale zanim zaczęła szukać swojej torebki, w której znajdował się jej telefon, zaczął on dzwonić.

„Wyciągnięta z opresji. Przez dzwonek.” - roześmiała się pod nosem, podczas gdy Dorota spoglądała przez ramię do tyłu, jak gdyby spodziewała się jakichś wielkich wieści.

Minutę później Blair odkopała telefon ze swojej torebki i zobaczyła, że to Chuck. „O wilku mowa!” - momentalnie zaczęła promienieć.

„Witaj, kochanie.” - odebrała. „Jak Ci się podoba Rzym? Czy pogoda Ci sprzyjała?” - powróciła na swoje miejsce.

„Hej, kochanie. Dobrze, nawet świetnie. Słuchaj, naprawdę nie mam zbyt wiele czasu żeby rozmawiać w tej chwili.” - była w stanie usłyszeć pogłos rozmów i śmiechów w tle.

„To po co zadzwoniłeś, głuptasie?” - wcale nie była na niego zła.

„Chciałem Ci dać znać, że jestem przy Tobie, na odległość. Wiem wszystko o rzekomym powrocie Plotkary i przepraszam, że nie mogę teraz z Tobą być. Może mi to zająć parę dni, zanim domknę tą umowę, więc czekaj na mnie cierpliwie i się nie martw. Wszystko będzie w porządku, po prostu nie pozwól, żeby Cię to przytłoczyło. A ja postaram się wrócić jak najszybciej się tylko da.” - powiedział dosyć zaniepokojonym i zapewniającym tonem zarazem.

„To takie słodkie z Twojej strony. Ale lepiej się pospiesz, bo t samotne noce w naszej rezydencji naprawdę dają mi się we znaki. Nie chcę nic sugerować, ale doskonale wiesz jaka się robię, gdy nie mam swojego mężczyzny przy swym boku.” - roześmiała się.

„Naprawdę muszę już lecieć. Wiedz, że Cię kocham i wspieram.”

„Też Cię kocham.” - wyszeptała i usłyszała kliknięcie po drugiej stronie, Chuck się rozłączył.

„Co powiedział?!” - Dorota spytała z zaciekawieniem.

„Oh, nic ważnego. Zadzwonił, żeby dać mi znać, że może mu to jeszcze zająć parę dni, tak jak podejrzewała. Ah, no i powiedział, że wie o powrocie Plotkary.” - zrobiła pochmurną minę. „Apropo, nie udało nam się w ogóle dojść do tego, kto może za tym stać...póki co.”

„Niech się Panienka nie martwi, Panienko Blair. Wszystko będzie w porządku.”

„Mam taką nadzieję.” - szepnęła i wróciła do swojej margarity.

TAK JAK SIĘ SPODZIEWAŁEM ROZDZIAŁ NIE ZMIEŚCIŁ SIĘ W JEDNYM POŚCIE XD
Mikołajek
PostWysłany: Nie 22:02, 02 Cze 2013    Temat postu:



Ja tylko pytam.

Q.m.c. napisał:
(...) Btw posty można edytować xDD (...)


Można, bo nie skasowałem tej opcji. On może edytować, ale ja mu mogę odpowiedzieć, przez co nie musi edytować, jeśli chce coś dodać. Gdy mu odpowiadam to utrzymuję jako taką żywotność forum. Zamiast płaskiej linii na respiratorze, oznaczającej śmierć forum, nasze posty są jak szczyt i dół w tym urządzeniu.


Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group