Autor |
Wiadomość |
Mikołajek |
Wysłany: Pon 22:58, 10 Lis 2014 Temat postu: |
|
POST: 18 sierpnia 2014
Spokojnie, ja będę czekać "do końca świata i jeden dzień dłużej".
Jeśli chcesz się natomiast pozbyć balastu jakim jest "gryzące sumienie z powodu niedokończonego projektu", napisz od myślników co miało być dalej.
_________________
POST: 10 listopada 2014
Niedokończone. Przenoszę na subforum "NIEDOKOŃCZONE sezony 9-te DH". Szkoda... |
|
|
megan |
Wysłany: Nie 14:32, 17 Sie 2014 Temat postu: |
|
Chyba należą się małe wyjaśnienia w związku z brakiem nowych odcinków
Chodzi o to, że ja znam tą historię, wiem jak to wszystko ma wyglądać, co kto i kiedy ma powiedzieć, mam obszerne notatki z pomysłami. Ten sezon jest przemyślany od początku, aż do końca wielkiego finału. Na miłość Boską, ja nawet wiem, jaką sukienkę będzie miała na sobie Katherine w finale! Już nie mówiąc o dokładnej zawartości tajemniczego pudełka Jennifer!
Ale skoro wiem to wszystko, to dlaczego nie dodaję nowych odcinków? Bo choć mam pomysł, wenę i czas, to brak mi chęci. Tak bardzo weszłam w psychikę Megan Hunt, że naprawdę trudno jest mi się przełamać żeby napisać coś z perspektywy zupełnie innej osoby. Ba! W dodatku nie jednej, a aż sześciu różnych kobiet z którymi, no... nie jestem aż tak zżyta jak z Megan
Ja kocham historię, którą chcę opowiedzieć, możliwe nawet że w końcu ją opowiem, ale niczego nie obiecuję. Bo sytuacja wygląda mniej więcej tak: otwieram plik, w którym piszę BOP i jestem w stanie przez cały dzień pisać o Megan. Otwieram plik w którym piszę DH i wpatruję się w pustą stronę. Damn it!
Nie wiem, czy kiedyś skończę ten sezon. Mogę opisać co zaplanowałam i dodać to tutaj, ale wątpię, żeby to był dobry pomysł. Nie twierdzę, że to koniec i że nie będę chociaż próbowała tego napisać, ale... jak to mawia Granmor: We will see |
|
|
Granmor |
Wysłany: Nie 21:26, 06 Lip 2014 Temat postu: |
|
NOWY EP?
Lubię to.
Ale po kolei....
'Gabrielle Sollis uwielbiała niespodzianki. Bycie zaskakiwaną przysparzało jej wiele radości. A im bardziej niespodzianka była zaskakująca, tym bardziej jej się podobała. Gabrielle uwielbiała kiedy niespodzianką okazywała się być nowa sukienka albo para butów. Najbardziej jednak Gabrielle cieszyło kiedy niespodzianki były udane. Niestety, to co miało ją spotkać, nie wydało jej się miłą niespodzianką. "
Przeczytaj to 2, 3 razy. Za dużo słowa "niespodzianka".
"- Twoje przyjęcie było idealne, Katherine – powiedziała Bree popijając łyk kawy i spoglądając na ukochaną uliczkę, na którą miała znakomity widok z ganku swojej przyjaciółki Gaby. – Te croisainty były obłędne.
- Dziękuję – uśmiechnęła się rudowłosa. – To mój sprawdzony przepis.
- Proszę, zdradź mi swój sekret. Dlaczego są takie delikatne?
- Prędzej umrę, niż podzielę się moim sekretnym przepisem – uśmiechnęła się po raz kolejny.
- Ja tam i tak wolę gotowe dania – stwierdziła Lynette. – Nie mam czasu na gotowanie.
- Katherine, proszę – nalegała Bree. – Nie każ mi znowu włamywać się do twojego domu z kluczem francuskim.
- Co? – Katherine szeroko otworzyła oczy. – Co robić?
- Ja… - zaczęła Bree, ale na szczęście z opresji wybawił ją podniecony głos Gaby:
- Patrzcie, taksówka zwalnia – oznajmiła i zaczęła się przyglądać osobie która siedziała z tyłu. A kiedy dojrzała jej twarz, krzyknęła radośnie: To Ana!
- Kto? – spytała Kath.
- Siostrzenica Carlosa – powiedziała Lynn. – Nie pamiętasz jej?
- Zaraz, ta Ana Sollis? Ta na którą Gaby ciągle narzekała?
- A na kogo Gaby nie narzeka? – spytała retorycznie Lynn, kiedy Gaby już prawie doszła do taksówki. – Chodźmy się przywitać.
- Ana, o mój Boże – pisnęła radośnie. – Dlaczego nie zadzwoniłaś?
Kiedy tylko dziewczyna wysiadła z pojazdu Gaby podbiegła się przywitać. Dziewczyna miała na sobie luźną bluzkę, która doskonale ukrywała to, o czym jej ciotka miała się wkrótce dowiedzieć.
- Jak ty wyrosłaś – powiedziała, przytulając ją na powitanie. – I chyba trochę ci się przytyło. - wskazała na jej zaokrąglony brzuch.
- Właściwie ciociu, jestem w ciąży, czwarty miesiąc – uśmiechnęła się.
Gaby otworzyła szeroko usta.
- W… ciąży? – jęknęła, a po chwili usłyszała westchnięcie Lynette:
- Proszę, powiedz, że to żaden z moich synów…
"
Scena jak z prawdziwego DH! USZANOWANKO!
- Panie doktorze, to rak czy ciąża? – spytała Renne siedząc w gabinecie doktora Mansona. – Proszę, niech to będzie rak – dodała tak cicho, żeby mężczyzna siedzący naprzeciwko jej nie usłyszał.
- Bardzo mi przykro pani Faulkner, ale muszę panią rozczarować – zaczął doktor.
- Boże, to ciąża, prawda? – spytała przerażona.
- Nie, nie jest pani w ciąży.
- Dzięki Bogu – odetchnęła Renne, jednak ku swojemu zdziwieniu oprócz ulgi poczuła również swego rodzaju rozczarowanie.
- Nie dała mi pani dokończyć. Nie była pani w ciąży, ale nie ma pani również raka. To było zwykłe zatrucie pokarmowe, przykro mi.
- Och, nie ma powodu do przykrości – uśmiechnęła się promiennie Renne. – Właśnie to chciałam usłyszeć.
Opuściwszy gabinet swojego doktora, Renne udała się do ulubionego centrum handlowego. Przez 4 godziny przymierzała sukienki, bluzki i buty. Jednak dzisiaj Renne odwiedziła jeszcze jeden sklep.
Wychodząc z galerii i udając się w stronę samochodu zobaczyła sklep w którym jeszcze nigdy nie była i nigdy nie podejrzewała, że się w nim znajdzie. Był to bowiem sklep z dziecięcymi ubrankami. Renee weszła do sklepu i po raz pierwszy w życiu zaczęła oglądać ubrania, które nie były dla niej. Biedna Renne… gdyby tylko wiedziała, co przyniesie dla niej przyszłość…
Kolejna dobra scena. NA tyle dobra, że prawie polubiłem Renee której nie lubię.
"PostWysłany: Czw 23:54, 03 Lip 2014 Temat postu: Odpowiedz z cytatem Zmień/Usuń ten post Usuń ten post Zobacz IP autora
Uwaga, uwaga, uwaga... może nie jest to powrót w świetle reflektorów, ale lepszy taki niż żaden Wink
Gabrielle Sollis uwielbiała niespodzianki. Bycie zaskakiwaną przysparzało jej wiele radości. A im bardziej niespodzianka była zaskakująca, tym bardziej jej się podobała. Gabrielle uwielbiała kiedy niespodzianką okazywała się być nowa sukienka albo para butów. Najbardziej jednak Gabrielle cieszyło kiedy niespodzianki były udane. Niestety, to co miało ją spotkać, nie wydało jej się miłą niespodzianką.
- Twoje przyjęcie było idealne, Katherine – powiedziała Bree popijając łyk kawy i spoglądając na ukochaną uliczkę, na którą miała znakomity widok z ganku swojej przyjaciółki Gaby. – Te croisainty były obłędne.
- Dziękuję – uśmiechnęła się rudowłosa. – To mój sprawdzony przepis.
- Proszę, zdradź mi swój sekret. Dlaczego są takie delikatne?
- Prędzej umrę, niż podzielę się moim sekretnym przepisem – uśmiechnęła się po raz kolejny.
- Ja tam i tak wolę gotowe dania – stwierdziła Lynette. – Nie mam czasu na gotowanie.
- Katherine, proszę – nalegała Bree. – Nie każ mi znowu włamywać się do twojego domu z kluczem francuskim.
- Co? – Katherine szeroko otworzyła oczy. – Co robić?
- Ja… - zaczęła Bree, ale na szczęście z opresji wybawił ją podniecony głos Gaby:
- Patrzcie, taksówka zwalnia – oznajmiła i zaczęła się przyglądać osobie która siedziała z tyłu. A kiedy dojrzała jej twarz, krzyknęła radośnie: To Ana!
- Kto? – spytała Kath.
- Siostrzenica Carlosa – powiedziała Lynn. – Nie pamiętasz jej?
- Zaraz, ta Ana Sollis? Ta na którą Gaby ciągle narzekała?
- A na kogo Gaby nie narzeka? – spytała retorycznie Lynn, kiedy Gaby już prawie doszła do taksówki. – Chodźmy się przywitać.
- Ana, o mój Boże – pisnęła radośnie. – Dlaczego nie zadzwoniłaś?
Kiedy tylko dziewczyna wysiadła z pojazdu Gaby podbiegła się przywitać. Dziewczyna miała na sobie luźną bluzkę, która doskonale ukrywała to, o czym jej ciotka miała się wkrótce dowiedzieć.
- Jak ty wyrosłaś – powiedziała, przytulając ją na powitanie. – I chyba trochę ci się przytyło. - wskazała na jej zaokrąglony brzuch.
- Właściwie ciociu, jestem w ciąży, czwarty miesiąc – uśmiechnęła się.
Gaby otworzyła szeroko usta.
- W… ciąży? – jęknęła, a po chwili usłyszała westchnięcie Lynette:
- Proszę, powiedz, że to żaden z moich synów…
Tak, Gabrielle Sollis uwielbiała niespodzianki. Na nieszczęście dla niej, niespodzianka którą przywiozła ze sobą siostrzenica jej męża, nie należała do udanych.
Desperate Housewives sezon 9 odcinek 5
Tęsknota przejawia się na wiele różnych sposobów. Tęsknimy za gazetą rano w niedzielę, za brakiem korków na drogach, za odśnieżonym chodnikiem w zimie lub za zimą ze śniegiem. Skupimy swoją tęsknotę na rzeczach które tak naprawdę nie mają żadnego znaczenia. Na szczęście czasami powroty pewnych osób przypominają nam za kim tęskniliśmy najbardziej, chociaż wcale o tym nie wiedzieliśmy.
- Proszę, powiedz że to żaden z moich synów – powiedziała Lynette stojąc na ulicy i ściskając w ręku kubek z kawą.
- Właśnie – zawtórowała jej Gaby. – Powiedz że to nie jest sprawka żadnego z jej synów.
- Ej – oburzyła się Lynn. – Masz coś do mojej rodziny?
- Skarbie, wystarczy że masz wspólną wnuczkę w Susan, naprawdę chciałabyś być również moją rodziną?
Lynette wzdrygnęła się dyskretnie tak, żeby Gaby tego nie zauważyła.
- Ana, kochanie, może nam wreszcie zdradzisz kto jest ojcem? – uśmiechnęła się.
W tym samym momencie otworzyły się drzwi po drugiej stronie taksówki i oczom wszystkich kobiet ukazał się ciemnowłosy chłopak.
- Dzień dobry, pani Sollis – przywitał się Danny Bolen.
- Boże, jak ja kocham tą ulicę – uśmiechnęła się Katherine.
*******************
- Panie doktorze, to rak czy ciąża? – spytała Renne siedząc w gabinecie doktora Mansona. – Proszę, niech to będzie rak – dodała tak cicho, żeby mężczyzna siedzący naprzeciwko jej nie usłyszał.
- Bardzo mi przykro pani Faulkner, ale muszę panią rozczarować – zaczął doktor.
- Boże, to ciąża, prawda? – spytała przerażona.
- Nie, nie jest pani w ciąży.
- Dzięki Bogu – odetchnęła Renne, jednak ku swojemu zdziwieniu oprócz ulgi poczuła również swego rodzaju rozczarowanie.
- Nie dała mi pani dokończyć. Nie była pani w ciąży, ale nie ma pani również raka. To było zwykłe zatrucie pokarmowe, przykro mi.
- Och, nie ma powodu do przykrości – uśmiechnęła się promiennie Renne. – Właśnie to chciałam usłyszeć.
Opuściwszy gabinet swojego doktora, Renne udała się do ulubionego centrum handlowego. Przez 4 godziny przymierzała sukienki, bluzki i buty. Jednak dzisiaj Renne odwiedziła jeszcze jeden sklep.
Wychodząc z galerii i udając się w stronę samochodu zobaczyła sklep w którym jeszcze nigdy nie była i nigdy nie podejrzewała, że się w nim znajdzie. Był to bowiem sklep z dziecięcymi ubrankami. Renee weszła do sklepu i po raz pierwszy w życiu zaczęła oglądać ubrania, które nie były dla niej. Biedna Renne… gdyby tylko wiedziała, co przyniesie dla niej przyszłość…
*******************
- Carlos! – krzyknęła Gaby wchodząc do domu. – Gdzie jesteś?
- W kuchni – dobiegł ją głos męża.
Nie czekając długo udała się w tym właśnie kierunku, zostawiając Anę w korytarzu. – Lepiej będzie jeśli zostaniecie tutaj – wyjaśniła.
Gaby weszła do kuchni i od razu poczuła zapach pieczonego mięsa.
- Robisz obiad, ale fajnie – uśmiechnęła się.
- Gaby? – spytał Carlos podejrzliwie.
- Co?
- Co zrobiłaś?
- Ja? Nic – zaprzeczyła. – Po prostu… po prostu jestem zadowolona że zajmujesz się obiadem.
- Gaby, ja codziennie zajmuję się obiadem, co zrobiłaś?
- Mam dla ciebie niespodziankę – westchnęła latynoska. – Ale… ale lepiej zostaw nóż tutaj. Naprawdę będzie lepiej jeśli nie będziesz miał przy sobie nic ostrego.
- Gaby?
- Po prostu idź do salonu – ponagliła go, a sama usiadła na krześle, biorąc do ręki gazetę. Zaczęła czytać właśnie artykuł o zbiegłym więźniu, kiedy zdała sobie sprawę, że w domu panuje idealna cisza.
- Ty skurczybyku! – usłyszała w końcu wrzask Carlosa i podskoczyła na krześle. – Ostrzegałem cię!
- Panie Sollis, wszystko wytłumaczę – bronił się Danny.
- A co tu jest do tłumaczenia? Zabiję cię.
- Nie wujku, proszę, to nie jego wina – krzyknęła Ana.
- A niby czyja?!
W tym momencie Gaby poczuła że musi interweniować. Weszła do salonu i zobaczyła Carlosa i Danny’ego turlających się po podłodze i okładających pięściami.
- Jasna ch****a - zaklęła cicho i chwyciła pierwszą rzecz którą miała pod ręką. Był to kryształowy wazon z bukietem pięknych słoneczników. Wyjęła z niego kwiaty, po czym podeszła do bijących się mężczyzn i wylała na nich wodę z wazonu. To ich uspokoiło. Woda ściekała im po twarzach.
- Chłopcy, czy wy nie potraficie załatwiać swoich spraw w bardziej cywilizowany sposób? Bez niszczenia mojego drogiego stolika?!
*************
- Nawet nie wiem jak mam ci dziękować za to, że zgodziłaś się zabrać Patricię, chociaż poprosiłam cię o to w ostatniej chwili – powiedziała Katherine, która, stojąc na ganku domu Lynette, trzymała na rękach swoją córkę.
- To naprawdę nie był problem, my z Tomem i tak dzisiaj nigdzie nie wychodzimy, a dla was to ważny dzień – uśmiechnęła się Lynette.
- Tak, to już trzy lata odkąd jesteśmy małżeństwem. Nie mogę uwierzyć że minęło już tyle czasu.
Katherine zamyśliła się przez chwilę. Myślała o tym jak diametralnie zmieniło się jej życie w ciągu ostatnich kilku lat. O tym, że z samotnej i zagubionej stała się nie tylko kobietą sukcesu, ale zyskała również wspaniałą rodzinę, którą kochała całym sercem.
- Chodź do cioci Lynette – Katherine została wyrwana z rozmyślań przez Lynn, która usiłowała wziąć Patricię na ręce.
- Och – westchnęła Kath. – Proszę – podała jej swoją córkę.
- Będziemy się dzisiaj świetnie bawić, prawda? – Lynette uśmiechała się do Patricii usiłując skupić na sobie jej uwagę, ale wychodziło jej to z miernym skutkiem.
- Boże, nienawidzę małych dzieci – jęknęła Katherine wycierając ślinę ze swojej nowej, jedwabnej bluzki.
- I ty mnie to mówisz? – zaśmiała się Lynn.
- Wrócę po nią jak tylko będę mogła, obiecuję.
- Nie śpiesz się, wychowałam tyle dzieci, że nawet nie zauważę że mam jedno dodatkowe – uśmiechnęła się. – Możesz wpaść po nią jutro rano.
- Ratujesz mi życie po prostu. Nie wiem, jak ci się odwdzięczę.
- Możesz do końca życia przynosić mi swoje croissanty – zaśmiała się Lynette.
- Masz to jak w banku – zawtórowała jej Katherine. – Mamusia cię kocha – pocałowała Patricię w czoło i odwróciła się.
Będąc w połowie drogi do ulicy po raz ostatni spojrzała na córkę, pomachała jej przesyłając całusa, po czym z uśmiechem na twarzy ruszyła do domu. Wiedziała, że długo nie zapomni tej nocy.
"
Za mało Kath, za mało rodziny Kath i w ogóle jestem ciekaw co z nimi.
Troszkę szkoda, że odcinek bez udziału tajemnicy. No ale w każdym sezonie takie się zdarzały.
Ocena ogólna - 7+/10 |
|
|
megan |
Wysłany: Czw 22:54, 03 Lip 2014 Temat postu: |
|
Uwaga, uwaga, uwaga... może nie jest to powrót w świetle reflektorów, ale lepszy taki niż żaden
Gabrielle Sollis uwielbiała niespodzianki. Bycie zaskakiwaną przysparzało jej wiele radości. A im bardziej niespodzianka była zaskakująca, tym bardziej jej się podobała. Gabrielle uwielbiała kiedy niespodzianką okazywała się być nowa sukienka albo para butów. Najbardziej jednak Gabrielle cieszyło kiedy niespodzianki były udane. Niestety, to co miało ją spotkać, nie wydało jej się miłą niespodzianką.
- Twoje przyjęcie było idealne, Katherine – powiedziała Bree popijając łyk kawy i spoglądając na ukochaną uliczkę, na którą miała znakomity widok z ganku swojej przyjaciółki Gaby. – Te croisainty były obłędne.
- Dziękuję – uśmiechnęła się rudowłosa. – To mój sprawdzony przepis.
- Proszę, zdradź mi swój sekret. Dlaczego są takie delikatne?
- Prędzej umrę, niż podzielę się moim sekretnym przepisem – uśmiechnęła się po raz kolejny.
- Ja tam i tak wolę gotowe dania – stwierdziła Lynette. – Nie mam czasu na gotowanie.
- Katherine, proszę – nalegała Bree. – Nie każ mi znowu włamywać się do twojego domu z kluczem francuskim.
- Co? – Katherine szeroko otworzyła oczy. – Co robić?
- Ja… - zaczęła Bree, ale na szczęście z opresji wybawił ją podniecony głos Gaby:
- Patrzcie, taksówka zwalnia – oznajmiła i zaczęła się przyglądać osobie która siedziała z tyłu. A kiedy dojrzała jej twarz, krzyknęła radośnie: To Ana!
- Kto? – spytała Kath.
- Siostrzenica Carlosa – powiedziała Lynn. – Nie pamiętasz jej?
- Zaraz, ta Ana Sollis? Ta na którą Gaby ciągle narzekała?
- A na kogo Gaby nie narzeka? – spytała retorycznie Lynn, kiedy Gaby już prawie doszła do taksówki. – Chodźmy się przywitać.
- Ana, o mój Boże – pisnęła radośnie. – Dlaczego nie zadzwoniłaś?
Kiedy tylko dziewczyna wysiadła z pojazdu Gaby podbiegła się przywitać. Dziewczyna miała na sobie luźną bluzkę, która doskonale ukrywała to, o czym jej ciotka miała się wkrótce dowiedzieć.
- Jak ty wyrosłaś – powiedziała, przytulając ją na powitanie. – I chyba trochę ci się przytyło. - wskazała na jej zaokrąglony brzuch.
- Właściwie ciociu, jestem w ciąży, czwarty miesiąc – uśmiechnęła się.
Gaby otworzyła szeroko usta.
- W… ciąży? – jęknęła, a po chwili usłyszała westchnięcie Lynette:
- Proszę, powiedz, że to żaden z moich synów…
Tak, Gabrielle Sollis uwielbiała niespodzianki. Na nieszczęście dla niej, niespodzianka którą przywiozła ze sobą siostrzenica jej męża, nie należała do udanych.
Desperate Housewives sezon 9 odcinek 5
Tęsknota przejawia się na wiele różnych sposobów. Tęsknimy za gazetą rano w niedzielę, za brakiem korków na drogach, za odśnieżonym chodnikiem w zimie lub za zimą ze śniegiem. Skupimy swoją tęsknotę na rzeczach które tak naprawdę nie mają żadnego znaczenia. Na szczęście czasami powroty pewnych osób przypominają nam za kim tęskniliśmy najbardziej, chociaż wcale o tym nie wiedzieliśmy.
- Proszę, powiedz że to żaden z moich synów – powiedziała Lynette stojąc na ulicy i ściskając w ręku kubek z kawą.
- Właśnie – zawtórowała jej Gaby. – Powiedz że to nie jest sprawka żadnego z jej synów.
- Ej – oburzyła się Lynn. – Masz coś do mojej rodziny?
- Skarbie, wystarczy że masz wspólną wnuczkę w Susan, naprawdę chciałabyś być również moją rodziną?
Lynette wzdrygnęła się dyskretnie tak, żeby Gaby tego nie zauważyła.
- Ana, kochanie, może nam wreszcie zdradzisz kto jest ojcem? – uśmiechnęła się.
W tym samym momencie otworzyły się drzwi po drugiej stronie taksówki i oczom wszystkich kobiet ukazał się ciemnowłosy chłopak.
- Dzień dobry, pani Sollis – przywitał się Danny Bolen.
- Boże, jak ja kocham tą ulicę – uśmiechnęła się Katherine.
*******************
- Panie doktorze, to rak czy ciąża? – spytała Renne siedząc w gabinecie doktora Mansona. – Proszę, niech to będzie rak – dodała tak cicho, żeby mężczyzna siedzący naprzeciwko jej nie usłyszał.
- Bardzo mi przykro pani Faulkner, ale muszę panią rozczarować – zaczął doktor.
- Boże, to ciąża, prawda? – spytała przerażona.
- Nie, nie jest pani w ciąży.
- Dzięki Bogu – odetchnęła Renne, jednak ku swojemu zdziwieniu oprócz ulgi poczuła również swego rodzaju rozczarowanie.
- Nie dała mi pani dokończyć. Nie była pani w ciąży, ale nie ma pani również raka. To było zwykłe zatrucie pokarmowe, przykro mi.
- Och, nie ma powodu do przykrości – uśmiechnęła się promiennie Renne. – Właśnie to chciałam usłyszeć.
Opuściwszy gabinet swojego doktora, Renne udała się do ulubionego centrum handlowego. Przez 4 godziny przymierzała sukienki, bluzki i buty. Jednak dzisiaj Renne odwiedziła jeszcze jeden sklep.
Wychodząc z galerii i udając się w stronę samochodu zobaczyła sklep w którym jeszcze nigdy nie była i nigdy nie podejrzewała, że się w nim znajdzie. Był to bowiem sklep z dziecięcymi ubrankami. Renee weszła do sklepu i po raz pierwszy w życiu zaczęła oglądać ubrania, które nie były dla niej. Biedna Renne… gdyby tylko wiedziała, co przyniesie dla niej przyszłość…
*******************
- Carlos! – krzyknęła Gaby wchodząc do domu. – Gdzie jesteś?
- W kuchni – dobiegł ją głos męża.
Nie czekając długo udała się w tym właśnie kierunku, zostawiając Anę w korytarzu. – Lepiej będzie jeśli zostaniecie tutaj – wyjaśniła.
Gaby weszła do kuchni i od razu poczuła zapach pieczonego mięsa.
- Robisz obiad, ale fajnie – uśmiechnęła się.
- Gaby? – spytał Carlos podejrzliwie.
- Co?
- Co zrobiłaś?
- Ja? Nic – zaprzeczyła. – Po prostu… po prostu jestem zadowolona że zajmujesz się obiadem.
- Gaby, ja codziennie zajmuję się obiadem, co zrobiłaś?
- Mam dla ciebie niespodziankę – westchnęła latynoska. – Ale… ale lepiej zostaw nóż tutaj. Naprawdę będzie lepiej jeśli nie będziesz miał przy sobie nic ostrego.
- Gaby?
- Po prostu idź do salonu – ponagliła go, a sama usiadła na krześle, biorąc do ręki gazetę. Zaczęła czytać właśnie artykuł o zbiegłym więźniu, kiedy zdała sobie sprawę, że w domu panuje idealna cisza.
- Ty skurczybyku! – usłyszała w końcu wrzask Carlosa i podskoczyła na krześle. – Ostrzegałem cię!
- Panie Sollis, wszystko wytłumaczę – bronił się Danny.
- A co tu jest do tłumaczenia? Zabiję cię.
- Nie wujku, proszę, to nie jego wina – krzyknęła Ana.
- A niby czyja?!
W tym momencie Gaby poczuła że musi interweniować. Weszła do salonu i zobaczyła Carlosa i Danny’ego turlających się po podłodze i okładających pięściami.
- Jasna ch****a - zaklęła cicho i chwyciła pierwszą rzecz którą miała pod ręką. Był to kryształowy wazon z bukietem pięknych słoneczników. Wyjęła z niego kwiaty, po czym podeszła do bijących się mężczyzn i wylała na nich wodę z wazonu. To ich uspokoiło. Woda ściekała im po twarzach.
- Chłopcy, czy wy nie potraficie załatwiać swoich spraw w bardziej cywilizowany sposób? Bez niszczenia mojego drogiego stolika?!
*************
- Nawet nie wiem jak mam ci dziękować za to, że zgodziłaś się zabrać Patricię, chociaż poprosiłam cię o to w ostatniej chwili – powiedziała Katherine, która, stojąc na ganku domu Lynette, trzymała na rękach swoją córkę.
- To naprawdę nie był problem, my z Tomem i tak dzisiaj nigdzie nie wychodzimy, a dla was to ważny dzień – uśmiechnęła się Lynette.
- Tak, to już trzy lata odkąd jesteśmy małżeństwem. Nie mogę uwierzyć że minęło już tyle czasu.
Katherine zamyśliła się przez chwilę. Myślała o tym jak diametralnie zmieniło się jej życie w ciągu ostatnich kilku lat. O tym, że z samotnej i zagubionej stała się nie tylko kobietą sukcesu, ale zyskała również wspaniałą rodzinę, którą kochała całym sercem.
- Chodź do cioci Lynette – Katherine została wyrwana z rozmyślań przez Lynn, która usiłowała wziąć Patricię na ręce.
- Och – westchnęła Kath. – Proszę – podała jej swoją córkę.
- Będziemy się dzisiaj świetnie bawić, prawda? – Lynette uśmiechała się do Patricii usiłując skupić na sobie jej uwagę, ale wychodziło jej to z miernym skutkiem.
- Boże, nienawidzę małych dzieci – jęknęła Katherine wycierając ślinę ze swojej nowej, jedwabnej bluzki.
- I ty mnie to mówisz? – zaśmiała się Lynn.
- Wrócę po nią jak tylko będę mogła, obiecuję.
- Nie śpiesz się, wychowałam tyle dzieci, że nawet nie zauważę że mam jedno dodatkowe – uśmiechnęła się. – Możesz wpaść po nią jutro rano.
- Ratujesz mi życie po prostu. Nie wiem, jak ci się odwdzięczę.
- Możesz do końca życia przynosić mi swoje croissanty – zaśmiała się Lynette.
- Masz to jak w banku – zawtórowała jej Katherine. – Mamusia cię kocha – pocałowała Patricię w czoło i odwróciła się.
Będąc w połowie drogi do ulicy po raz ostatni spojrzała na córkę, pomachała jej przesyłając całusa, po czym z uśmiechem na twarzy ruszyła do domu. Wiedziała, że długo nie zapomni tej nocy.
****************
Tęsknota przejawia się na wiele różnych sposobów. Niektórzy tęsknią za dawną figurą… [Ana spogląda w lustro]
Inni za beztroskim życiem… [Katherine bierze na ręce Paricię]
A jeszcze inni tęsknią za tymi, których dawno nie widzieli… [Bree wpatruje się w zdjęcie Andrew i Danielle]
Ale co z tymi, którzy tęsknią za kimś, kto nigdy nie istniał? [Renee przygląda się wystawie sklepu z zabawkami] |
|
|
Basior_90 |
Wysłany: Wto 10:46, 25 Mar 2014 Temat postu: |
|
juz nie moge sie doczekac nastepnego !!!!! |
|
|
Mikołajek |
Wysłany: Pon 19:50, 17 Mar 2014 Temat postu: |
|
Serial wróci. To mi się podoba: bo lepiej bez pośpiechu i wszystko wyjdzie cacy. Pamiętaj, że zawsze będziesz miała przynajmniej jednego czytelnika, jeśli chodzi o tą tematykę, i odpowiedź na każdy post. |
|
|
megan |
Wysłany: Pon 19:39, 17 Mar 2014 Temat postu: |
|
Cytat: | Przerwa w emisji serialu Desperate Housewives. Przyczyny?
Choć zostały wyemitowane dopiero 4 odcinki, serial od dłuższego czasu nie ruszył z miejsca. Zdradzamy przyczyny nagłej przerwy w emisji! Pojawiły się plotki na temat braku pomysłów na pociągnięcie wątków bohaterów, jednak jedna z gwiazd serialu dementuje te plotki:
- Minęły dwa lata odkąd zakończyliśmy serial, powrót na plan był dla nas wszystkich zaskoczeniem, spotkał się z ogromnym entuzjazmem i zaangażowaniem z naszej strony, ale w ciągu tych dwóch lat wiele się zmieniło - mówi Marcia Cross - Eva kręci swój własny serial, Dana niedługo rozpocznie prace na planie nowego filmu, a Filicity prowadzi swój własny Talk Show, wszystkie mamy zobowiązania, a kręcenie "Gotowych..." schodzi na dalszy plan.
Jak zdradza Felicity, jest jeszcze jeden powód, dla którego prace zostały wstrzymane.
- Twórcy mają teraz na głowie dużo ważniejszą produkcję. Niedługo ruszają próby do musicalu o Marilyn Monroe, który jest teraz oczkiem w głowie twórców - zdradza Huffman.
Premiera musicalu ma odbyć się w czerwcu tego roku, czy to oznacza, że Desperatki wrócą dopiero w okresie wakacyjnym?
- Nie chcemy niczego zakładać, ponieważ wszystko może się zdarzyć. Jeśli premiera musicalu ulegnie zmianie, będzie to miało również wpływ na prace przy serialu. W obecnej chwili możemy obiecać tylko jedno: Desperatki wróci na antenę w zupełnie nowej odsłonie.
Czy w związku z tym, możemy liczyć na kilka spoilerów?
- Cóż... już w pierwszym odcinku po powrocie dowiemy się o ciąży, która zaskoczy wszystkich mieszkańców Wisteria Lane, kilka odcinków później możemy spodziewać się powrotu Angie Bolen. Okaże się, że jeden z bohaterów ma drugą rodzinę, a ktoś inny będzie chciał nawiązać romans z osobą z przeszłości - zdradza Vanessa Williams. |
|
|
|
Granmor |
Wysłany: Nie 15:55, 02 Lut 2014 Temat postu: |
|
Też tak uważam. xD Czuć tutaj klimat serialu, ten który powinno.... bez kretyńskich wątków jakie wymyślili sami twórcy. Bardzo zadowolony jestem. |
|
|
Q.m.c. |
Wysłany: Nie 15:39, 02 Lut 2014 Temat postu: |
|
Cytat: | Tak, pamiętam że w ten sposób próbowałyście wydostać ze mnie informacje o ojcu Dylan. Niezbyt wam się to udało. Mówię ci Bree, ta kobieta potrafi się nie wygadać. Nawet gdybyś zaproponowała jej dwudziestoletnią szkocką.
- Och, Katherine, jesteśmy przyjaciółkami od wielu lat, wiesz że ja zawsze dostaję to, czego chcę. Ale mniejsza o to – uśmiechnęła się. |
Stare, dobre DH
Odcinek jak zwykle bardzo udany |
|
|
megan |
Wysłany: Nie 14:18, 02 Lut 2014 Temat postu: |
|
W poprzednich odcinkch:
- O mój Boże, Katherine.
Powrót starej przyjaciółki, wywołał szok.
- Co cię tu sprowadza?
- Chcemy odpocząć od życia w Paryżu.
Chłopak Bree nie posiadał jej zdolności kulinarnych…
- Trip, jesteś najlepszym prawnikiem jakiego znam, ale jeśli chodzi o gotowanie… mogę dać ci kilka lekcji.
- Z przyjemnością, profesor Van de Kamp.
Tymczasem Jennifer została przytłoczona życiem na przedmieściach…
- Nie wiem czy dam radę tutaj żyć.
A Katherine oprócz nowego męża, przywiozła również nową tajemnicę…
- Patricia jest bezpieczna i tylko to się teraz liczy.
*****************
Renee Faulkner była pewna, że jest niezniszczalna i żadna choroba nigdy jej nie dopadnie. Kiedy była młoda i upijała się na umór, alkohol nie pozostawiał po sobie innego śladu niż lekki ból głowy. Kiedy po ukończeniu czterdziestu lat… po raz piąty, nie zachorowała na ospę ani różyczkę, doszła do wniosku, że choroby jej nie lubią, a ona nie miała nic przeciwko. Ale kiedy Renee po raz dwudziesty szósty skończyła trzydzieści lat, coś się stało…
- Ben, coś jest nie tak – powiedziała Renee spuszczając wodę w toalecie.
- Niby co? Po prostu czymś się zatrułaś – stwierdził Australijczyk.
- I męczy mnie od tygodnia?
- Córka Lynette też jest chora, może zaraziłaś się od niej kiedy pracowałyście nad projektem dla państwa Stanislawsky – uśmiechnął się Ben odgarniając włosy z czoła swojej żonie.
- Mam nadzieję, że się nie mylisz przeklęty Australijczyku, bo jeśli tak…
- To co? – zaśmiał się Ben.
- To cię zabiję. Znasz mnie, Ben. Nie byłabym dobrą matką.
- Renee, byłabyś wspaniałą matką. Pamiętasz jak dogadywałaś się z córką Boba i Lee?
- Jej nie trzeba było zmieniać pieluch. O czym my w ogóle rozmawiamy? Nie jestem w ciąży i nie zamierzam w niej być – oznajmiła wychodząc z łazienki.
Tak, Renee Faulkner była pewna, że żadna choroba nigdy jej nie dopadnie. Okazało się jednak, że każdego w końcu musi coś dopaść.
Desperate Housewives sezon 9 odcinek 4
Moje przyjaciółki miały zwyczaj. Było to poznawanie sekretów swoich sąsiadów. Przez lata poznały najmroczniejsze tajemnice. Dowiedziały się, że zabiłam młodą kobietę, która chciała zabrać dziecko, które pokochałam. Odkryły że Betty Applewhite trzymała swojego syna zamkniętego w piwnicy; że prawdziwa córka Katherine Mayfair zmarła przygnieciona przez szafę i że Angie Bolen potrafi zrobić bombę. Poznawanie sekretów było największą rozrywką na Wisteria Lane i nikt nigdy nie pomyślał, że mogą być z tego kłopoty.
- Myślicie, że coś ukrywają? – spytała Gaby, popijając margaritę i siedząc na ganku przed domem Katherine Laurain.
- Wydają się być normalną rodziną – stwierdziła Lynette.
- Dave Williams też wyglądał na normalnego, kiedy przyjechał z Edie – powiedziała Bree. – Nigdy nie wiadomo co ukrywają ludzie z którymi dzielisz płot.
- Lynette – zwróciła się do blondynki Katherine – są twoimi sąsiadami, słyszałaś coś podejrzanego?
- Nie – rzuciła od razu, po czym chwilę się zastanowiła – ale nigdy też nie słyszałam żeby się kłócili. No wiecie, kiedy Susan kłóciła się z Karlem było ich słychać na drugim końcu ulicy, a oni zachowują się tak, jakby tu nie mieszkali. Czy któraś z was w ogóle z nimi rozmawiała?
- Ja raz – podniosła rękę Kath. – Zapraszałam ich na moje przyjęcie, od tego czasu nawet nie widziałam Jennifer.
- Minął dopiero tydzień odkąd się tu przeprowadzili. Na początku wszyscy są nieśmiali – stwierdziła Bree, po czym wszystkie cztery spojrzały na dom swoich sąsiadów.
************
Jennifer Woodward właśnie gotowała obiad dla siebie i swojego męża, kiedy wyjrzawszy przez okno w kuchni spostrzegła, że sąsiadki wpatrują się w jej dom. Wiedziała o czym myślą i zrozumiała swój błąd. Musiała nauczyć się żyć na przedmieściach. Wzięła więc dzbanek, zalała go wodą, wycisnęła sok z cytryn i z niczym nie zmąconym uśmiechem ruszyła na spotkanie.
- Dzień dobry – uśmiechnęła się. – Zobaczyłam że sobie gawędzicie i pomyślałam, że się przywitam i spróbuję wkupić w wasze łaski świeżą lemoniadą.
- Skarbie, mamy margaritę – Gaby podniosła kieliszek. – Nie potrzebujemy lemoniady.
- Lekcja na przyszłość, lemoniada to nie jest coś, co przynosi się na spotkanie przy margaricie – stwierdziła Lynette.
- Ewentualnie przy cosmo – zaśmiała się Katherine.
- A ja się chętnie napiję – powiedziała pełnym entuzjazmu głosem Bree, która jako jedyna nie miała w ręce kieliszka.
- Przyniosę szklanki – uśmiechnęła się Kath i zniknęła za drzwiami swojego domu.
- Więc… o czym rozmawiałyście? – spytała Jennifer.
- O przyjęciu, które organizuje Katherine – rzuciła Gaby, przerywając niezręczną ciszę, która nasta łapo zadaniu pytania. – Wybierałyśmy drinki. W zasadzie to tylko je konsumowałyśmy – zaśmiała się.
- Mogę wam pomóc – zaoferowała się Jennifer.
- To nie będzie konieczne – powiedziała Bree, po czym zdała sobie sprawę, że powiedziała to za szybko. – Bo już skończyłyśmy – dodała.
- Co skończyłyśmy? – spytała Kath stawiając szklanki na stoliku.
- Omawiać jakie drinki będą na twoim przyjęciu – oznajmiła Gaby z uśmiechem.
- Naprawdę?
- Tak – syknęła Bree nienagannie się uśmiechając.
- No tak – palnęła się w czoło rudowłosa. – Jennifer przyjdziesz, prawda?
- Oczywiście – uśmiechnęła się promiennie. – Steve zawsze chciał pójść na prawdziwe przyjęcie na przedmieściach.
- Powiedz mu, żeby przygotował się na duże wrażenia. Tutaj jeszcze żadna impreza nie zakończyła się spokojnie – powiedziała Gaby, popijając drinka. W tym samym momencie telefon Lynette dał o sobie znać.
- Dziewczyny, słuchajcie, Penny jest chora i Tom wzywa mnie na pomoc, trzymajcie się – powiedziała, po czym ruszyła w stronę swojego domu.
- Dziewczynki niedługo wrócą ze szkoły, powinnam zrobić im coś do jedzenia – powiedziała Gaby i również zniknęła.
- A ja obiecałam Tripowi jego ulubione muffiny z borówkami, żegnaj, Jennifer – uśmiechnęła się.
- Więc, zostałyśmy same – powiedziała Katherine, siadając na drewnianej huśtawce, którą Matt zamontował na ich ganku. – Napijesz się czegoś?
****************
Kiedy Lynette wróciła do domu zastała to, czego się nie spodziewała – kompletny chaos.
- Tom! Gdzie jesteś? – krzyknęła, zamykając frontowe drzwi. Kiedy rozejrzała się po salonie pomyślała, że ostatnio widziała coś takiego, po ósmych urodzinach bliźniaków. Wszędzie walały się ubrania, zasmarkane chusteczki, koce i jedzenie.
- Jestem u Penny – usłyszała głos Toma i ruszyła na górę.
- Tom, co tam się stało? – spytała.
- Chyba zaraziłem się od Penny – powiedział zachrypnięty, a Lynette westchnęła.
- Kochanie, a jak ty się czujesz? – spytała swoją córkę.
- Syfiasto na maksa – jęknęła.
- Co to... „syfiasto na maksa” to po angielsku jest? – zdziwił się Tom.
- Dobra, z mego nosa szeroką strugą płyną świeże gluty. Lepiej? – spytała Penny.
- Och, widzę, że masz siłę na sarkazm – powiedziała Lynette. – Dobre wieści, niedługo będziesz zdrowa. A ty – zwróciła się do męża. – za mną.
- Gdzie… gdzie idziemy? – spytał, kiedy Lynette wyciągnęła go za rękę z pokoju Penny.
- Ty sprzątasz salon, a ja kuchnię – oświadczyła.
- Kochanie, ledwo żyję, nie dam rady nawet zejść po schodach.
- Zaraz przyjdzie Renee, nie mogę jej przyjąć w takim bałaganie.
- Lynette! – rozległ się głos z dołu. – Lynette, jesteś tu?
- Widzisz? I co ja mam teraz zrobić? – spytała blondynka wpatrując się w swojego męża.
- Renee – uśmiechnęła się Lynette, schodząc po schodach. – Może popracujemy dziś u ciebie? Tom i Penny chorują, chyba nie chciałabyś się od nich zarazić, prawda?
- Idziemy – powiedziała Renee otwierając drzwi i wychodząc z domu swojej przyjaciółki.
****************
- Przyjechali z Waszyngtonu – powiedziała Katherine siedząc na krześle w kuchni Bree i kołysząc Patricię. – On jest architektem, a ona nauczycielką muzyki. Nie mają dzieci i raczej nie chcą.
- Tylko tyle? – spytała rudowłosa, zagniatając ciasto.
- Z niej jest jeszcze trudniej coś wyciągnąć niż z ciebie. To cud, że w ogóle czegoś się dowiedziałam.
- Na twoim przyjęciu trzeba będzie ją trochę upić. Pijany człowiek chętniej dzieli się swoimi sekretami – uśmiechnęła się.
- Tak, pamiętam że w ten sposób próbowałyście wydostać ze mnie informacje o ojcu Dylan. Niezbyt wam się to udało. Mówię ci Bree, ta kobieta potrafi się nie wygadać. Nawet gdybyś zaproponowała jej dwudziestoletnią szkocką.
- Och, Katherine, jesteśmy przyjaciółkami od wielu lat, wiesz że ja zawsze dostaję to, czego chcę. Ale mniejsza o to – uśmiechnęła się. – Powiedz lepiej, jak Mattowi mieszka się na przedmieściach, pewnie jest trochę inaczej niż w Paryżu.
- Jest szczęśliwy. Zajmuje się naszą firmą, ale dzięki Andrew wszystko jest pod kontrolą. Wychowałaś mądrego syna.
****************
- Renee, wszystko w porządku? – spytała Lynette, kiedy jej przyjaciółka wróciła z łazienki. – Nie wyglądasz najlepiej.
- Od kilku dni męczą mnie mdłości, ale to zwykłe zatrucie pokarmowe – machnęła ręką.
- Nie masz nastroju? Wszystko cię denerwuje?
- Do czego zmierzasz? – spytała zdezorientowana Renee.
- Kiedy czułam się tak jak ty, miałam raka – powiedziała Lynette.
***************
Kiedy człowiek jest zdrowy, nie docenia szczęścia, jakie ma. Marudzi, niszcząc samego siebie. Spójrzcie na ludzi żyjących obok was. Wyrywają sobie włosy? Bawią się biżuterią? Prawdopodobnie są to oznaki stresu. Ale czym się stresują? Pracą? Kłopotami w domu? Pewnie nigdy nikt z nas nie spytał: hej, co się dzieje? Kiedy jesteście u lekarze, a obok was siedzi człowiek chory na raka płuc, na dziewięćdziesiąt procent stwierdzicie, że jest to całkowicie jego wina. Prawdą jest, że ludzkie problemy nie interesują nas do czasu, aż sami ich nie mamy.
- Gabrielle Sollis? – spytał głos w słuchawce.
- Przy telefonie.
- Dzwonię ze szkoły, coś się stało pani córce, proszę szybko przyjechać. |
|
|
Gość |
Wysłany: Nie 10:13, 02 Lut 2014 Temat postu: |
|
Czekamy. |
|
|
megan |
Wysłany: Nie 11:03, 26 Sty 2014 Temat postu: |
|
W związku z moją okropną handrą i brakiem czasu na cokolwiek, w tym tygodniu DH chyba nie będzie. Postaram się to nadrobić za tydzień a jeśli mi się to nie uda, to w ferie zaleję was falą odcinków |
|
|
Granmor |
Wysłany: Śro 0:12, 22 Sty 2014 Temat postu: |
|
Q.m.c. napisał: | Ojj nie przesadzajmy xD Babeczki to nie alkohol, żeby na wszystko pomagały xDD |
So true... |
|
|
Q.m.c. |
Wysłany: Wto 21:55, 21 Sty 2014 Temat postu: |
|
Ojj nie przesadzajmy xD Babeczki to nie alkohol, żeby na wszystko pomagały xDD |
|
|
megan |
Wysłany: Pon 20:42, 20 Sty 2014 Temat postu: |
|
A czy babeczki Bree kiedyś nie pomogły? one są lekiem na całe zło |
|
|